Deklaracja uczuć
Jedynie czyste serce może śpiewać.
ღ Ariel ღ
[Imię] powoli zaczęła się wybudzać. Przez grube zasłony i kotary przy łóżku nie docierało do komnaty światło słońca, za to doskonale było słychać szum fal uderzających o brzeg. Ten kojący dźwięk nie ułatwiał księżniczce opuszczenia krainy snów, jednak coraz większa świadomość tego, co dokoła się działo, wreszcie sprawiła, że otworzyła oczy.
Gdy tylko się poruszyła, leżący na podłodze Maks natychmiast się zerwał i wskoczył do jej łóżka, szczekaniem i lizaniem po rękach zachęcając ją do wstania. [Imię] obdarzyła pupila równie sporą dawką czułości, przez moment nie widząc świata poza swoim czworonożnym przyjacielem. Od sześciu lat był nieprzerwanie przy niej, wnosząc radość do jej życia. Kiedy czuła się samotna, smutna albo zła, zawsze mogła liczyć na jego obecność i nieograniczoną miłość.
Tym razem nie było inaczej.
— Jak dobrze, że mam ciebie — mruknęła. Maks szturchnął jej dłoń, dając znać, żeby nie przestawała go głaskać. [Imię] spełniła tę prośbę z uśmiechem, a lód w jej duszy zaczął powoli topnieć.
Niedługo później po komnacie rozległ się dźwięk pukania. Zawstydzona leżeniem jeszcze w łóżku księżniczka zawołała:
— Kto tam?
— Służąca, Wasza Wysokość. Przynoszę śniadanie.
— Wejdź.
Młoda dziewczyna o okrągłej piegowatej twarzy i kasztanowych włosach związanych w warkocz — ostrożnie niosąc srebrną tacę — wkroczyła do komnaty, starając się zbyt ostentacyjnie po niej nie rozglądać.
— Gdzie położyć tacę? — zapytała.
— Wezmę ją. — [Imię] dała Maksowi znać ręką, żeby z niej zszedł, po czym, wolna od ciężaru swojego pupila, usiadła i przyjęła tacę ze śniadaniem. — Dziękuję, możesz odejść.
— Czy mam później przyjść po naczynia?
— Nie, poradzę sobie.
Służąca otworzyła usta, żeby o coś jeszcze zapytać, lecz [Imię] posłała jej jednoznaczne, srogie spojrzenie, które uciszyło młodą dziewczynę i parę sekund później księżniczka znowu była w komnacie tylko z Maksem. Zapach ziołowej herbaty i ciepłego mleka przyjemnie pieściły jej nozdrza, podobnie jak aromat unoszący się z talerza pełnego zupy warzywnej.
Najwidoczniej wszyscy już wiedzą, że źle się wczoraj poczułam, przemknęło [Imię] przez myśl. Zachowanie służącej tylko to potwierdzało i niewykluczone, że chciała ją zapytać, czy potrzebuje wizyty lekarza. [Imię] mogłaby udawać chorą i w ten sposób opóźnić sprawy związane ze znalezieniem partnera, czułaby się jednak źle, kłamiąc. Poza tym podejrzewała, że ojciec wszystkiego się już domyślił i dlatego nie posłał za nią nikogo, kiedy wyszła wczorajszego wieczora wcześniej. Gdyby nie potrafił czytać z ludzi jak z książek, nie byłby tak wspaniałym i szanowanym królem, a w zamku roiłoby się od ludzi gorszych niż Lord Aleksander, który mimo wszystko lojalność stawiał na pierwszym miejscu.
[Imię] małymi łykami piła ciepłą herbatę, głaszcząc wolną ręką Maksa po głowie. Potem ze smakiem zjadła zupę, czując się zdeczka lepiej po napełnieniu żołądka. Chwilę odczekała, zanim wypiła mleko, które w międzyczasie zdążyło ostygnąć. Kiedy opróżniła wszystkie naczynia, zaczęła doprowadzać się do ładu. Przemyła twarz w nieruszonej wczorajszego wieczoru misce z wodą, wzdrygając się od nagłego chłodu. Kilka zimnych kropelek spłynęło po jej szyi, aż do dekoltu, zanim zdążyła je zetrzeć ręcznikiem. Włosy związała, a piżamę zamieniła na bufiastą białą koszulę i spodnie z luźnego, choć dobrze wykonanego materiału, który po zmoczeniu nie stawał się jakoś szczególnie ciężki. Ruchy [Imię] były sprawne i szybkie, toteż z pustymi naczyniami ruszyła w stronę drzwi, mimo że najdłuższa wskazówka zegara zdołała zrobić zaledwie trzy pełne kółka od momentu, kiedy skończyła jeść śniadanie.
Po wyjściu na korytarz niemal od razu natknęła się na Ariel. Był jej widokiem nie mniej zaskoczony niż ona, co zdradzały jego szeroko rozwarte oczy. Zaraz jednak szok zastąpiła radość, czego [Imię] nie potrafiła do końca odwzajemnić; uśmiechnęła się tylko lekko w odpowiedzi i poszła dalej.
Jakże wielce się zdziwiła, kiedy Ariel złapał ją za ramię.
— Coś się stało? — Z gracją i refleksem kota odwróciła się, a żadne z niesionych przez nią na tacce naczyń nie wydało choćby najmniejszego brzdęknięcia.
Jeszcze przed momentem wesoła oblicze Ariel stało się zatroskane. Widok tak szczerze przejętych i zmartwionych oczu poruszył [Imię] do żywego. Zaraz jednak uderzyło w nią straszliwe poczucie winy, gdy przeczytała z podsuniętej kartki, że Ariel usłyszał o jej złym stanie zdrowia i chciał jak najszybciej to sprawdzić, ale zabroniono mu tego.
— Jak długo kręcisz się w pobliżu mojej komnaty? — Na to pytanie nie otrzymała konkretnej odpowiedzi, jako że wzruszenie ramion można było różnie odczytywać. — Przepraszam, że przysporzyłam ci zmartwień. Nic mi nie dolega. Po prostu... przyjęcia to nie moja bajka. Nie czuję się na nich najlepiej, dlatego wczoraj wcześniej wyszłam. To wszystko.
Czy to nie kłamstwo? Wiedziała przecież, że chodziło o coś więcej. Nawet jeśli nie chciała rozmawiać na temat politycznego małżeństwa, a już zwłaszcza z Ariel, to powinna mu o tym powiedzieć, zanim będzie za późno. Tak postąpiłaby dobra osoba — jednak [Imię], po raz pierwszy w życiu, nie potrafiła postąpić jak takowa.
— Jeśli nie masz nic w planach, możesz potowarzyszyć mi w drodze do kuchni. Och, i nie myśl, że zapomniałam o opowieściach, którymi miałeś mnie uraczyć!
[Imię] trajkotała beztrosko i to z taką naturalnością, że nikt nie pomyślałby o drugim dnie jej zachowania, choć w rzeczywistości była to tylko obłuda, mająca zagłuszyć głos sumienia.
Wszystko wydawało się w porządku, ale [Imię] nie mogła za długo udawać. Zwłaszcza po rozmowie z ojcem, który delikatnie skrytykował jej zachowanie na balu i zapewnił, że dopóki okoliczności ich nie zmuszą, nigdy nie poprosić jej o wyjście za mąż ze względów politycznych. Jednak to oświadczenie nie uspokoiło w pełni księżniczki. Wciąż czuła się niespokojnie, jakby przytłoczona przez niewidzialny ciężar ciągnący ją bez ustanku na dno.
Gdy wyjrzała przez okno swojego gabinetu na spokojne morze, uświadomiła sobie, że chciałaby ponownie znaleźć się na statku, poczuć zapach bryzy, przyjemne kołysanie pokładem czy też zobaczyć delfiny sunące po falach i wesoło do siebie popiskujące. Stworzyć w ten sposób nowe wspomnienie, które wymazałoby to wcześniejsze z koszmarnej nocy. Ale król nigdy by jej na to nie pozwolił, a — jak na ironię — samodzielne decyzje mogłaby podjąć jedynie po ślubie, przechodząc spod opieki ojca na męża.
A kiedy pomyślała o mężu, przed oczami przemknęła jej pewna niezwykle urokliwa i niewinna twarz. Szybko poklepała dłońmi rozpalone policzki i wróciła przed biurko, żeby na powrót zająć się pracą. Chciała w pożyteczny sposób spożytkować wolny czas, lecz ciągle gdzieś uciekała myślami i w przeciągu ostatniej godziny nie poczyniła żadnych postępów. Westchnęła ciężko, odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy, zastanawiając się, w jaki sposób odzyskać spokój ducha. Czekanie na rozwiązanie było męczarnią, dlatego z ulgą przyjęła gościa, który chwilę później zapukał do jej drzwi.
— Ariel! — Od razu się wyprostowała, czując, jak gdyby razem z młodzieńcem do komnaty przedostała się morska bryza. Widzieli się raptem parę godzin temu, a już zdążyła się za nim stęsknić. — Wszystko w porządku?
Ariel pokiwał głową i podszedł bliżej, pokazując jedną ze stron notesu: Przeszkodziłem ci w pracy?
— Nie, bez obaw. Wcale nie pracowałam — odparła [Imię] szczerze. — Chciałbyś kontynuować naszą rozmowę o morzu?
Twarz Ariel rozpromienił szeroki uśmiech. W obliczu takiego entuzjazmu [Imię] nie mogła pozostać przygnębiona, zaproponowała więc, żeby udali się na plażę, co także zostało pozytywnie przyjęte.
Minęła dłuższa chwila, nim opuścili mury zamku. Jedyną osobą, której [Imię] powiedziała o ich wyjściu, był sir William. Księżniczka jednak szybko zapomniała o zamku i związanych z nim troskach; rozkoszowała się pięknym odcieniem żółtego, który padał na okolice przez prześwitujące między chmurami słońce. Było jednocześnie jasne i blade, lecz nie raziło w oczy. W obliczu takiego światła morze zdawało się jeszcze bardziej czarujące i czyste.
— Mamy szczęście, że wiatr jest słaby. Nie będziesz mieć problemu, żeby pisać w notatniku — rzuciła [Imię] z pewną nutką melancholii w głosie.
Ariel złapał ją za rękę, a następnie od razu puścił, gdy ze skutkiem przyciągnął jej uwagę. Wpatrywał się w nią pięknymi błękitnymi oczami, które lśniły jak klejnoty w nieskazitelnej twarzy. Było w nich coś magicznego, coś, co sprawiało, że [Imię] zaczynała tęsknić za czymś nieznanym.
Zanim zdążyła zadać pytanie, Ariel pokazał ilość zapisanych stron, jakby chcąc ukazać, że wszystko, co chciał jej powiedzieć, już jakiś czas temu spisał na kartkach swojego notesu. Jego zdeterminowana, a zarazem zdesperowana mina zmartwiła ją i dlatego z niepokojem wzięła brulion w swoje ręce. Głęboko spojrzała Ariel w oczy, czując, że za moment całkowicie zmieni sposób patrzenia na niego. Mimo to uśmiechnęła się promiennie, jak gdyby dając mu znać, że nie ma powodu do zmartwień i że zareaguje dobrze niezależnie od tego, co przeczyta.
Jednak nic nie mogło przygotować jej na tak szokujące wyznania.
Okazało się, że Ariel był trytonem. Co więcej, jednym z siedmiu, którzy określani byli w podwodnym świecie jako książęta. W dniu swoich szesnastych urodzin mógł wreszcie wypłynąć na powierzchnię i zobaczyć, jak wyglądało niebo, słońce oraz ptaki. Nie wiedział, czy tego dnia natknie się na ludzi, choć miał na to ogromną nadzieję. Wkrótce dostrzegł przepływający po morzu statek i postanowił za nim podążać, co jakiś czas wspinając się i zerkając na bawiących się na pokładzie marynarzy. Niedługo przed nimi dostrzegł zbliżający się sztorm, nie mógł jednak nic zrobić, żeby ostrzec ich przed zbliżającym się niechybnie niebezpieczeństwem. Chciałby uratować wszystkich, ale sił by mu nie starczyło, dlatego to ją spróbował ocalić. Zauroczony jej pięknem i silnym pragnieniem posiadania nieśmiertelnej duszy, poprosił morskiego czarnoksiężnika o nogi. [Imię] domyśliła się ceny za tę usługę jeszcze zanim doczytała resztę notatek.
Okropna transakcja okazała się bardziej straszna, niż [Imię] kiedykolwiek ośmieliłaby się podejrzewać. Czas Ariel w świecie ludzi miał wkrótce dobiec końca, jako że morskie istoty nie mogła zbyt długo żyć na lądzie. To, co wywodziło się z morza, musiało — prędzej czy później — do niego wrócić, lecz niekoniecznie w tej samej postaci, w jakiej go opuszczało.
Wszystko, o czym [Imię] przeczytała, wydawało się zbyt nieprawdopodobne, żeby mogła w to uwierzyć. A jednak wierzyła. Z zaskakującą jasnością przypomniała sobie o wieczorze, kiedy prawie umarła, o bezsilności, osłabieniu i płucach desperacko pragnących odrobiny powietrza, tak jak o pierwszym świadomym spotkaniu z Ariel, gdy czuła, że był kimś wyjątkowym.
Gdy zerknęła na Ariel znad notesu, zobaczyła w jego oczach lęk. Pewnie nie zdradziłby jej żadnej z tych rzeczy, jeśli nie miałby do dyspozycji kartek i pióra, choć i taka forma wyznania wiele go kosztowała, o czym świadczyły lekko nierówne litery, które zostały nakreślone przez niepewną dłoń. Czy to nie oznaczało, że mogłaby go stracić z dnia na dzień?
Upuściła brulion i objęła Ariel, czym kompletnie go zaskoczyła. Sama myśl, że zniknąłby tak tajemniczo jak się pojawił, ścisnęła boleśnie jej serce, które coraz rozpaczliwiej łomotało.
— Czy chcesz wrócić do morza?
Nieważne, jak bardzo pragnęła, żeby z nią był; jeśli powrót do rodziny uczyniłby go szczęśliwym, pogodziłaby się z jego odejściem. Ariel jednak pokręcił nieznacznie głową, delikatnie odwzajemniając jej uścisk. To ją złamało.
Kochała go. Od początku był wobec niej przyjazny. Pokrzepiał ją i towarzyszył niemal na każdym kroku, co dawało jej siłę i chęci do pragnienia od życia czegoś więcej, niż wypełniania królewskich obowiązków. Pragnęła kogoś pokochać i to z wzajemnością. Doznać miłości, przez którą poczułaby się wolna i spełniona. Nie chciała niczego przed nim ukrywać, a już szczególnie nie teraz, kiedy zdradził jej swój największy sekret.
— Czy jest coś, co mogę zrobić, żeby ci pomóc? — wyszeptała.
Ariel nie mógł jej odpowiedzieć, mimo to jego oczy również zdawały się ją o coś pytać: Czy mnie kochasz?
[Imię] pogładziła jego piękne karmazynowe włosy, ucałowała białe czoło i uśmiechnęła się tak dobrotliwie, jakby chciała mu podarować wszystko, począwszy od dóbr materialny, a kończąc na swoim sercu i duszy.
Wtedy wydarzyła się rzecz nadzwyczajna. Najpierw pojawiło się światło tak złociste jak najczystsze złoto, a potem [Imię] usłyszała głos tak wdzięczny, kojący i słodki, jak nadziemska muzyka.
— Kocham cię, [Imię]. Kocham cię nad wszystko na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro