Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 róż

______________________________________________

— Dlaczego to tyle trwa?! — rozzłoszczony król poderwał się aż ze swego tronu wbijając morderczy wzrok w młodego kapitana — Co ma znaczyć to, że nie możecie znaleźć mojego syna?! Jesteście wyszkolonymi żołnierzami do cholery!  Potrafiliście zabijać smoki...a nie umiecie znaleźć jednego nieposłusznego bachora?! — westchnął męczeńsko po czym padł spowrotem na krzesło — Rycerze... Gówno nie rycerze. — mruknął marszcząc brwi.

— Proszę wybaczyć tę niesubordynację wasza wysokość. — chłopak niechętnie uklęknął przed dotychczasowym władcą — Jednak...błagam waszmość o więcej czasu. Jestem pewien, że już niedługo go znajdziemy. Nie mógł-

— Dałem wam już za dużo czasu. — oznajmił surowo czerwonowłosy przerywając wypowiedź chłopaka — Jednak... Jestem dziś na tyle łaskaw i dam wam jeszcze jeden dzień. Jeśli jutro nie zobaczę tu mojego syna osobiście dopilnuje byś już nie ujrzał nic poza ścianami katakumb. —

— Tak jest... Panie. — generał ukłonił się jeszcze po czym wyszedł z sali tronowej.

Od razu po wyjściu wręcz biegiem pognał do stajni. Wsiadł na jednego z od osiodłanych już kruczo-czarnych koni po czym pognał w kierunku pobliskich lasów. Wiedział, że nie były one jeszcze przeszukiwane a miał dziwne wrażenie, że książę przebywa w tamtej okolicy.
Oczywiście dodatkową motywacją była dla niego chęć zachowania honoru - no i przy okazji życia. Gdyby nie znalazł przyszłego władcy i został skazany na gnicie w lochach jego rodzina została by niezwykle schańbiona- a to była ostatnia rzecz jakiej w tej chwili pragną. W końcu nie po to całe życie brał przykład z brata - najlepszego generała jakiego kiedykolwiek widziało to królestwo - by teraz przynieść mu tak wielkie rozczarowanie.

Podczas swojej drogi dostrzegł gdzieś w oddali jakby dym, co wywołało u niego nie małe zaskoczenie — Przecież w okolicy nikt nie mieszka... A przynajmniej nie mieszkał. — mruknął do siebie marszcząc brwi. Po chwili zmusił konia do galopu jadąc już w tamtym kierunku.

Gdy dotarł na miejsce jego oczom ukazała się dość średniej wielkości - jak na dzisiejsze standardy - chatka. Po kilku chwilach zszedł z konia po czym przywiązał go do najbliższego drzewa i podszedł ostrożnie do dębowych drzwi pukając w nie delikatnie. Otworzyła mu dość niska zielonowłosa kobieta.

— Dzień dobry. — przywitała go z uśmiechem mimo tego, że tak szczerze była dość zdziwiona czyjąś obecnością w tych stronach. W końcu mało kto się tu zapuszcza zważywszy nie tylko na gęsty las ale także grasujących w pobliżu bandytów.— Co pana sprowadza w moje skromne progi? —

Granatowowłosy ukłonił się lekko — Dzień dobry i przepraszam, że niepokoje. Chciałabym z panią pomówić... Szukam pewniej osoby a pani mogłaby mi w tym pomóc. —

— Oczywiście rozumiem. Co prawda nie jestem pewna czy udzielę panu jakiś informacji które faktycznie przydały by się w jakichś sposób... Jednak postaram się pomóc. Proszę za mną. — zielonooka uśmiechnęła się szerzej po czym poszła do kuchni na co kapitan poszedł posłusznie za nią.

— Więc jak mogę pomóc panie... — odezwała się kobieta siadając razem z chłopakiem przy stole. — Przepraszam ale czy mogę zapytać o pana godność? —

— Oh tak. Proszę mi wybaczyć ten brak manier. Jestem kapiatan Tenya Iida. — przedstawił się granatowowłosy uśmiechając się delikatnie. — Na początek chciałbym zapytać o to…czy mieszka tu pani sama? —

— Ależ skądże. Gdybym była sama najpewniej bym tu nie mieszkała. To dość niebezpieczna okolica. Na szczęście mam jeszcze mojego kochanego synka który mi pomaga. — uśmiechnęła się szerzej — To taki dobry chłopak...

— Rozumiem. — Iida pokiwał lekko głową zastanawiając się nad następnym pytaniem — Czy w takim razie ktoś odwiedzał państwa ostatnio? — zerknął na nią lekko mrużąc oczy.

— Cóż... W ostatnim czasie jedyną osobą jaką widziałam poza moim synem to jego przyjaciel. — szmaragdowooka nie była do końca pewna czy mogła do końca ufać w "szlachetne" zamiary kapitana. W końcu nigdy nic nie wiadomo. Wolała zachować ostrożność i nie mówić mu wszystkiego. Jakiś głos z tyłu głowy po prostu jej tak podpowiadał, a ona wolała go jednak słuchać...

— Przyjaciel pani syna... Opowie mi pani o nim coś więcej? — mężczyzna oparł łokcie na stole wbijając z lekka zniecierpliwione spojrzenie w kobietę siedzącą na przeciw niego.

______________________________________________

Jako iż dzisiaj sylwester to proszu łapajcie rozdział uwu

Bai bai moje drogie dzieci ( ͡°ᴥ ͡° ʋ)~
Nie upijcie się za bardzo piccolo~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro