20 róż
______________________________________________
— Dlaczego to tyle trwa?! — rozzłoszczony król poderwał się aż ze swego tronu wbijając morderczy wzrok w młodego kapitana — Co ma znaczyć to, że nie możecie znaleźć mojego syna?! Jesteście wyszkolonymi żołnierzami do cholery! Potrafiliście zabijać smoki...a nie umiecie znaleźć jednego nieposłusznego bachora?! — westchnął męczeńsko po czym padł spowrotem na krzesło — Rycerze... Gówno nie rycerze. — mruknął marszcząc brwi.
— Proszę wybaczyć tę niesubordynację wasza wysokość. — chłopak niechętnie uklęknął przed dotychczasowym władcą — Jednak...błagam waszmość o więcej czasu. Jestem pewien, że już niedługo go znajdziemy. Nie mógł-
— Dałem wam już za dużo czasu. — oznajmił surowo czerwonowłosy przerywając wypowiedź chłopaka — Jednak... Jestem dziś na tyle łaskaw i dam wam jeszcze jeden dzień. Jeśli jutro nie zobaczę tu mojego syna osobiście dopilnuje byś już nie ujrzał nic poza ścianami katakumb. —
— Tak jest... Panie. — generał ukłonił się jeszcze po czym wyszedł z sali tronowej.
Od razu po wyjściu wręcz biegiem pognał do stajni. Wsiadł na jednego z od osiodłanych już kruczo-czarnych koni po czym pognał w kierunku pobliskich lasów. Wiedział, że nie były one jeszcze przeszukiwane a miał dziwne wrażenie, że książę przebywa w tamtej okolicy.
Oczywiście dodatkową motywacją była dla niego chęć zachowania honoru - no i przy okazji życia. Gdyby nie znalazł przyszłego władcy i został skazany na gnicie w lochach jego rodzina została by niezwykle schańbiona- a to była ostatnia rzecz jakiej w tej chwili pragną. W końcu nie po to całe życie brał przykład z brata - najlepszego generała jakiego kiedykolwiek widziało to królestwo - by teraz przynieść mu tak wielkie rozczarowanie.
Podczas swojej drogi dostrzegł gdzieś w oddali jakby dym, co wywołało u niego nie małe zaskoczenie — Przecież w okolicy nikt nie mieszka... A przynajmniej nie mieszkał. — mruknął do siebie marszcząc brwi. Po chwili zmusił konia do galopu jadąc już w tamtym kierunku.
Gdy dotarł na miejsce jego oczom ukazała się dość średniej wielkości - jak na dzisiejsze standardy - chatka. Po kilku chwilach zszedł z konia po czym przywiązał go do najbliższego drzewa i podszedł ostrożnie do dębowych drzwi pukając w nie delikatnie. Otworzyła mu dość niska zielonowłosa kobieta.
— Dzień dobry. — przywitała go z uśmiechem mimo tego, że tak szczerze była dość zdziwiona czyjąś obecnością w tych stronach. W końcu mało kto się tu zapuszcza zważywszy nie tylko na gęsty las ale także grasujących w pobliżu bandytów.— Co pana sprowadza w moje skromne progi? —
Granatowowłosy ukłonił się lekko — Dzień dobry i przepraszam, że niepokoje. Chciałabym z panią pomówić... Szukam pewniej osoby a pani mogłaby mi w tym pomóc. —
— Oczywiście rozumiem. Co prawda nie jestem pewna czy udzielę panu jakiś informacji które faktycznie przydały by się w jakichś sposób... Jednak postaram się pomóc. Proszę za mną. — zielonooka uśmiechnęła się szerzej po czym poszła do kuchni na co kapitan poszedł posłusznie za nią.
— Więc jak mogę pomóc panie... — odezwała się kobieta siadając razem z chłopakiem przy stole. — Przepraszam ale czy mogę zapytać o pana godność? —
— Oh tak. Proszę mi wybaczyć ten brak manier. Jestem kapiatan Tenya Iida. — przedstawił się granatowowłosy uśmiechając się delikatnie. — Na początek chciałbym zapytać o to…czy mieszka tu pani sama? —
— Ależ skądże. Gdybym była sama najpewniej bym tu nie mieszkała. To dość niebezpieczna okolica. Na szczęście mam jeszcze mojego kochanego synka który mi pomaga. — uśmiechnęła się szerzej — To taki dobry chłopak...
— Rozumiem. — Iida pokiwał lekko głową zastanawiając się nad następnym pytaniem — Czy w takim razie ktoś odwiedzał państwa ostatnio? — zerknął na nią lekko mrużąc oczy.
— Cóż... W ostatnim czasie jedyną osobą jaką widziałam poza moim synem to jego przyjaciel. — szmaragdowooka nie była do końca pewna czy mogła do końca ufać w "szlachetne" zamiary kapitana. W końcu nigdy nic nie wiadomo. Wolała zachować ostrożność i nie mówić mu wszystkiego. Jakiś głos z tyłu głowy po prostu jej tak podpowiadał, a ona wolała go jednak słuchać...
— Przyjaciel pani syna... Opowie mi pani o nim coś więcej? — mężczyzna oparł łokcie na stole wbijając z lekka zniecierpliwione spojrzenie w kobietę siedzącą na przeciw niego.
______________________________________________
Jako iż dzisiaj sylwester to proszu łapajcie rozdział uwu
Bai bai moje drogie dzieci ( ͡°ᴥ ͡° ʋ)~
Nie upijcie się za bardzo piccolo~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro