Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVIII. Lawirantka, bezpański kundel i szczęśliwy talizman

Nuria musiała przyznać, że osiemnasty października zaczął się niebywale okropnie. Najpierw ten cały nowy artykuł autorstwa M, który musiał najwyraźniej prowadzić bardzo nudne życie, skoro jego głównym zajęciem było śledzenie nieletniej czarownicy i ustawiczne uprzykrzanie jej życia. Następnie odkryła dzięki Alice, że Dor może mieć przez nią kłopoty z rodzicami. A bardzo nie chciała, aby tak się stało. No i oczywiście nie można zapomnieć o szlabanie z Blackiem.

- Zgotuję wam piekło, chuligany! - obwieścił Flich i zaśmiał się donośnie. Jego śmiech przypominał Nuri odgłos pazurów ciągnących się po tablicy. Wzdrygnęła się automatycznie, obserwując rozciągający się uśmiech na twarzy woźnego. Miał pożółkłe zęby, a niektóre zdawały się czarne i spróchniałe. Nuria ponownie się wzdrygnęła.

Stała pośrodku Izby Pamięci, w której miał się odbywać jej szlaban. Black znajdował po jej prawej i właśnie oddawał Filchowi swoją różdżkę, którą woźny z przyjemnością skonfiskował. Po chwili wyciągnął również rękę w kierunku Wiśniowowłosej, która drgnęła machinalnie, i wyjęła zza pasa swoją różdżkę. Z bólem serca podała ją woźnemu, czując się bez niej jakby wybrakowaną.

Sekundę później Filch postawił przed uczniami dwa wiadra wypełnione wodą, ze szmatami zwisającymi z ich brzegów. Wycharczał jeszcze jakieś obelgi pod nosem, dodał, że szlaban skończy się, dopiero gdy cała Izba Pamięci będzie błyszczeć, a następnie zasiadł na drewnianym krześle, które stało zaraz przy drzwiach, ze swoją kotką na kolanach. Nie robił właściwie nic, oprócz głaskania Pani Norris i tylko uważnie obserwował poczynania dwójki Gryfonów.

Nuria z westchnieniem zaciągnęła ze sobą wiadro do jednego z niebotycznie wysokich regałów, na których stały niezliczone ilości pucharów, medali i statuetek. Wszędzie walał się kurz, więc Dumbledore ciągle kręciło w nosie. Kichnęła, zasłaniając twarz ręką i skrzywiła się cierpiętniczo, czując, jak nieznośne ściskanie rozchodzi się w jej skroniach. Ból głowy nie odstępował jej na krok. Podobnie jak pewien nieznośny Huncwot.

- Musisz coś wymyślić, żeby puścił nas przed czwartą. - usłyszała zaraz obok siebie. Black odłożył wiadro na podłogę z głośnym brzdękiem i stanął przy jej lewym boku.

Nuria zignorowała jego słowa i zamoczyła poszarzałą szmatę w wodzie. Wykręciła ją i nawet nie spoglądać na szatyna, zaczęła czyścić jedną z półek.

- Muszę zdążyć na mecz. - dodał Syriusz przyciszonym głosem, a Nuria zagryzła zęby, nienawidząc sytuacji, w której się znalazła. Mogła być teraz w Hogsmeade wraz ze swoimi przyjaciółkami. Gdyby nie wplątała się w jakieś dziwne akcje Blacka, przesiadywałaby teraz u wujka Aberfortha na herbatce, grałaby na pianinie w Gospodzie Pod Świńskim Łbem i cieszyła się ze spokojnej soboty.

Po raz kolejny zamoczyła szmatę w wiadrze, niby przez przypadek ochlapując buty Blacka. Sekundę później zaczęła polerować jakąś złotą tarczę z ozdobnymi grawerunkami.

- Czemu właśnie ja? - syknęła, nie odwracać się w stronę Syriusza. Miała na myśli i szlaban i rozkazy Blacka.

Gdy usłyszała głośne prychnięcie, zaprzestała sprzątania i najeżyła się, tylko czekając na jawną prowokację ze strony Huncwota, aby mieć sensowny powód, by się na niego rzucić.

- Bo tak się składa, że nie masz wyboru i musisz wykonywać wszelkie moje zachcianki. - powiedział to takim głosem, że Nuria poczuła się jak małe dziecko, które dopiero co zaczęło raczkować. - A teraz chcę, abyś nas stąd wyrwała. - wyszeptał i przysunął się w jej stronę.

Wiśniowowłosa poczuła zapach szałwii, wymieszanej z cynamonem. Nabrała nieodpartą ochotę na gorącą czekoladę z cynamonem.

Gdy zrozumiała jak bardzo niedorzeczne były jej myśli, wzdrygnęła się i przełknęła głośno ślinę. W końcu odwróciła się do Blacka i z wściekłością spojrzała w jego szare oczy. Chłopak nie był gotowy na tak nagły ruch, więc zachwiał się w miejscu, cofając się o pół kroku.

Tym razem to Nuria wydała z siebie głośne prychnięcie, a Black wyprostował się jak struna. Zirytowała go jego własna relacja i to jak jego ciało samoistnie zrobiło krok w tył. Zacisnął dłonie w pięści.

- Nie możesz użyć różdżki tak jak ostatnim razem? - wyrzuciła od niechcenia Nuria i wywróciła oczami.

Przecież na ostatnim ich wspólnym szlabanie Huncwoci używali swoich prawdziwych różdżek, wyjawiając jej, że woźnemu dali tylko atrapy.

- Filch ciągle nas obserwuje. - warknął Black i nieznacznie machnął głową, pokazując Nuri siedzącego przy wejściu, zgarbionego woźnego.

Wciąż głaskał swoją kotkę, a gdy jego wzrok napotkał ten Wiśniowowłosej zmrużył brwi i krzyknął:

- Koniec gadania, bachory! Do roboty! Kurz się sam nie posprząta!

Nuria szybko odwróciła się od niego i zaczęła nieśpiesznie zgarniać pyłki mokrą szmatką. Usłyszała cichy śmiech Syriusza, którego najwyraźniej mocno rozbawiła jej panika.

- Widzisz? - mruknął z twarzą zaraz przy jej uchu.

Podskoczyła w miejscu, nie spodziewając się tak nagłej bliskości. Odsunęła się szybko od Blacka i posłała mu zirytowane spojrzenie. Huncwot uśmiechnął się zawadiacko, obserwując, jak kąciki jej uszu nabierają takiego samego koloru jak jej włosy.

Dumbledore musiała wziąć trzy głębokie wdechy, aby się uspokoić i nie udusić stojącego przed nią chłopaka. Kątem oka zerknęła na wciąż wpatrującego się w nią Flicha i ponownie zanurzyła szmatkę w wodzie, szepcząc znad wiadra:

- Nie obchodzi mnie jakiś tam mecz. - posłała Huncwotowi tylko krótkie spojrzenie i wróciła do pracy. - Sam sobie z tym radź.

- Dobrze wiesz, co się stanie, jeśli mnie nie posłuchasz. - warknął ostrzegawczo, ale Nuria zbyła go machnięciem szmatą.

- A co ci się wydaje, że mogę zrobić?! - uniosła brwi, tym razem polerując jeden z wielkich pucharów. Następnie spojrzała na Blacka z pretensją w oczach. - Jeśli nie chciałeś opuścić meczu, trzeba było nie odwalać głupot i na mnie nie napadać!

- Kto tu na kogo napadł?! - syknął, robiąc krok w jej kierunku. - To ty mnie spetryfikowałaś i zostawiłaś samego w Sowiarni!

- Nie trzeba było za mną łazić! - Nuria odłożyła wyczyszczony puchar z taką mocą, że wszystkie artefakty leżące na półce zabrzęczały groźnie. Odwróciła się cały ciałem do Syriusza i wycelowała palcem wskazującym wprost w niego. - Poza tym ostrzegałam cię jasno i wyraźnie, żebyś mnie zostawił. A to, że nie posłuchałeś, nie jest moją winą. - wyszeptała wnerwiona.

- Wariatka! - wykrztusił Black, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Palant! - wydusiła z siebie, próbując być cicho.

- Jak mnie nazwałaś? - Syriusz wyprostował się, górując nad Nurią i wpatrując się w nią wściekle.

- Palant! - powtórzyła, robiąc krok w jego kierunku. Jej palec wciąż był wystawiony w jego stronę. Musiała unieść głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. - A do tego bezpański kundel!

- Ty... - zawahał się, próbując ubrać swoją wściekłość w słowa, ale nie potrafił wydusić z siebie sensownego słowa. Więc krzyknął tylko z nienawiścią wymalowaną w szarych oczach: - Ty!

- Cicho tam, bo was zdzielę miotłą! - zawołał Filch swoim ochrypłym głosem, a Nuria musiała się skrzywić, ponieważ rozbolały ją od niego uszy.

Zerknęła tylko przez chwilę na woźnego, zauważając, jak wpatruje się w nią i w Blacka z odrazą. Jednak nie ruszył się z krzesła, wciąż głaszcząc Panią Norris z czułością. Nuria westchnęła pod nosem i z powrotem spojrzała na Blacka, który przez ten cały czas nie spuszczał z niej oka. Stwierdzając, że ma już dość jego obecności, zarzuciła sobie brudną szmatę na ramię, wzięła wiadro w obie dłonie i zaciągnęła je do najdalszego kąta.

Niestety usłyszała za sobą kroki i chlupot wody w wiadrze.

- Jeszcze jedna taka obraza, a powiem o wszystkim Remusowi. - warknął Black, podążając za nią krok w krok. Słyszała buzujące w nim oburzenie. Bardzo nie lubił, kiedy ktoś się mu sprzeciwiał.

Nuria zastygła w miejscu na te słowa, przypominając sobie, co tak naprawę próbowała chronić. A były to jej własne uczucia i przyjaźń. Jakże cenna i rzadka. Jej twarz spochmurniała. Odłożyła wiadro na podłogę i zamoczyła w nim szmatę.

Black musiał dostrzec zmianę w jej postawie, bo gdy stanął obok niej, zamruczał zadowolony:

- Grzeczna dziewczynka.

Nuria od razu łypnęła na niego z chęcią mordu w oczach. Za kogo on się uważał do jasnego Merlina?! Był obleśny.

- A teraz wydostań nas stąd. - zarządził, władczym tonem. Gdy mówił w taki sposób Nuria mogła dostrzec tę wyjątkową aurę, którą szczycili się członkowie najprawdziwszych, szlacheckich rodów.

- Już ci coś mówiłam na ten temat. - bąknęła bez wyrazu i zaczęła czyścić złote medale zawieszone na metalowych wieszakach. Wiedziała, że sprzeciwianie się Blackowi nie było najinteligentniejsze, ale przez te jego arcywładcze odzywki buzująca w niej krew potrzebowała ujścia.

- Do kurwy nędzy, Wiśnia! - syknął rozgorączkowany i chwycił ją za przedramię, odwracając twarzą do siebie. - Obiecałem Jamesowi, że dzisiaj zagram, więc muszę tam być! - Nuria słyszała te słowa jak zza ściany. Wciąż wpatrywała się w miejsce, gdzie dłoń Blacka spoczywała na jej ręce, która na całe szczęście była okryta koszulą.

Ale nie ten dotyk i jego siła wprawiły ją w aż takie osłupienie. Chodziło o brak tego dziwnego uczucia, które zawsze towarzyszyło jej w podobnych sytuacjach. Żadne mroczne macki nie owinęły wokół jej umysły, żadna płachta nie ochroniła jej przed światem, nic nie napierało na jej blokadę. Mogła usłyszeć tylko ciszę.

Wybudzając się z letargu, wyrwała rękę spod dotyku Blacka. Ten ruch widocznie rozwścieczył chłopaka, który zmarszczył groźnie brwi.

- Nie mogę go zawieść! - wysyczał, a Nuria była święcie przekonana, że dosłyszała nutę błagania w jego głosie. W jego oczach również czaiło się coś podobnego do nadziei.

Przełknęła ogromną gulę w gardle, dając się przekonać temu cieniu paniki i błaganiu o pomoc. Nie myślała o tym, że robi wbrew zdrowemu rozsądkowi. Nie powinna przecież pomagać komuś takiemu jak Syriusz.

Ale on martwił się jedynie o swojego przyjaciela, który — miała nadzieję — stał się również i jej przyjacielem. James potrzebował Blacka w dzisiejszym meczu. Dopiero co debiutował jako kapitan drużyny, więc pierwszy, choć jedynie towarzyski mecz, miał być przejawem jego umiejętności. Potter miał się pokazać z jak najlepszej strony, dlatego zapewne bardzo chciał wygrać. Podczas Mugoloznawstwa Nuria dostrzegła, jak bardzo James przejmuje się losem drużyny. Nie potrafiła zliczyć, ile razy Potter rysował na brzegach pergaminu ustawienia zawodników i rozplanowywał treningi. Tak samo, jak nie potrafiła zliczyć, ile razy musiała mu podpowiadać odpowiedzi na nagłe pytania Profesor Devit, która najwyraźniej nie znosiła, gdy ktoś nie słuchał uważnie jej wykładu.

Dlatego Nuria, przekonana, że robi to dla dobra Jamesa, mruknęła:

- Trzeba było tak od razu.

Posłała Syriuszowi krótkie spojrzenie, w którym ten dostrzegł zrozumienie. Bardzo go to zaskoczyło. Zazwyczaj Nuria patrzyła w taki sposób na Evans albo Remusa. Czasami również na Jamesa, gdy w środę po Mugoloznawstwie roześmiani wchodzili do Wielkiej Sali na obiad. Ale go nigdy nie zaszczyciła takim spojrzeniem. Do teraz. Co ono oznaczało? Czy w ogóle miało jakieś znaczenie? I czemu właściwe nad tym myślał?

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przez cały czas wstrzymuje oddech.

- Dość tego! - wycharczał Filch, z niechęcią podnosząc się z krzesła. Nieśpiesznym krokiem podszedł do dwójki uczniów, a Pani Norris podążyła za nim. - Albo się zamknięcie, albo przywieszę was do sufitu i zobaczymy czy będziecie tacy wyszczekani!

Nuria usłyszała cichy chichot ze strony Syriusza, ale nawet na niego nie spojrzała. Musiała coś wymyślić, aby ten szlaban skończył się jak najszybciej.

- Przepraszamy, Panie Filch. - przybrała zbolałą minę, jakby naprawdę było jej przykro. - Ale chodzi o to, że ja... - zawahała się, postanawiając odgrywać niewiniątko. - Po prostu muszę iść do toalety.

- Najpierw zrobisz to, co masz zrobić, Panienko, a dopiero później możesz stąd wyjść.

Nuria o mało nie wyszła z roli na słowo: Panienka, którego całym sercem nie znosiła. Na szczęście szybko się opanowała i tylko zaciśnięta pięść była śladem po jej wściekłości. Przybrała nieśmiały uśmiech, udając zakłopotanie.

- Ale, Panie Filch! - jęknęła błagalnie.

- Zero dyskusji! - fuknął ozięble, stojąc naprzeciw Wiśniowowłosej. Mierzył ją rozwścieczonym spojrzeniem, a Nuria dostrzegła, jak bardzo przekrwione są jego oczy. - Brać za szmaty i czyścić!

Woźny już zamierzał się odwrócić i wrócić do swojego miejsca na krześle, ale Nuria postanowiła wykorzystać swoją broń ostateczną.

- Ale, Panie Filch! - zawołała ponownie, a woźny z niechęcią ponownie na nią spojrzał. Nuria jeszcze raz przybrała niewinną minę, udając dyskomfort. - Ja mam te dni! - mruknęła i nawet czerwone plamy pojawiły się na jej policzkach.

-Te dni? - mruknął niewyraźnie Filch, unosząc wysoko swoje krzaczaste brwi. Wyglądał na niebywale zaskoczonego.

- Tak, t e  dni ! - jęknęła, posyłając mu błagalne spojrzenie. Jednak w myślach obrzucała go toną wyzwisk.

- No dobrze. Eghem. - odchrząknął i tym razem to on wyglądał na onieśmielonego. Po chwili milczenia pokiwał lakonicznie głową, uciekając spojrzeniem wszędzie tylko nie na młodą Dumbledore. - Możesz iść do toalety. - zgodził się, patrząc na ścianę. Jego policzki przybrały kolor piwonii. - Ale! Masz dziesięć minut i ani sekundy więcej!

- Dziękuję! - Nuria posłała mu wdzięczny uśmiech, który tak naprawdę był przejawem jej triumfu.

Następnie pobiegła w stronę drzwi, bojąc się, że oszołomienie niedługo opuści Filcha i wpadnie na pomysł, aby wysłać z nią swoją kotkę. A wtedy plan Nuri mógłby się niepotrzebnie skomplikować. Na szczęście tak się nie stało i Nuria z łatwością opuściła Izbę Pamięci.

Jeszcze zza drzwi dobiegł ją pełen oburzenia krzyk:

- A ty Black, na co się gapisz?! Do roboty!

- Tak jest, kapitanie! - zawołał Huncwot, a Nuria oczami wyobraźni mogła dostrzec, jak chłopak przykłada dwa pace do czoła, salutując woźnemu.

Na jej wargi wpłynął szeroki uśmiech, który szybko wyparował, gdy zdała sobie sprawę o jego istnieniu. Kręcąc głową, aby odgonić nieskładne myśli, pognała do toalety na trzecim piętrze.

Syriusz polerował złoty puchar - jeden z milionów stojących w Izbie Pamięci. Właściwie znał je wszystkie na pamięć. Wszelkie medale, statuetki, czy tarcze. Tyle razy miał już tutaj szlaban, że znał to pomieszczenie lepiej od swojego własnego dormitorium. Spojrzał na wielkie lustro z pięknie zdobioną złotą ramą, które wisiało na ścianie. Właśnie za nim znajdowało się tajne przejście prowadzące na czwarte piętro. Było jego ulubionym spośród ukrytych zakamarków zamku, gdyż przejście przez nie nie należało wcale do najłatwiejszych. Trzeba było używać specjalnego zaklęcia, ponieważ w innym wypadku wpadłoby się w jedną z wielu ogromnych dziur w podłodze. A Merlin jeden wie, dokąd one prowadziły.

Łapa zamoczył szarą szmatę w wiadrze i wykręcił ją wyuczonym ruchem. Gdyby nie udało mu się w życiu, mógłby zastąpić Filcha jako woźny w Hogwarcie. W końcu znał ten zamek chyba lepiej niż sam Albus Dumbledore. Lepiej niż którykolwiek z pozostałych Huncwotów. To właśnie Syriusz odkrył najwięcej tajnych przejść. Było to w szczególności związane z jego bezsennością i nadpobudliwością. Nienawidził bezczynnie tkwić w miejscu. Zazwyczaj nie kończyło się to za dobrze. Podczas spokojnych chwil w jego głowie rodziły się najbardziej szalone pomysły, które później wykorzystywał w swoich kawałach.

Przetarł rząd srebrnych statuetek, które zalśniły swoim prawowitym blaskiem. Jego umiejętności w sprzątaniu również były niczego sobie. Najwyraźniej szkoła od samego początku trenowała go na kolejnego woźnego. Te wszystkie kawały zawsze kończyły się szlabanem, a większości skupiały się one na sprzątaniu.

„Może powinienem zacząć robić to za pieniądze?", zamyślił się. Nie był to wcale jakiś najgłupszy pomysł. „Najstarszy syn ze wspaniałego rodu Blacków zostaje woźnym w Hogwarcie!", uśmiechnął się na wizję siebie jako zastępcy Filcha oraz na myśl o reakcji swojej matki, gdyby tylko się o tym dowiedziała.

Zachichotał pod nosem, stwierdzając, że to wcale, ale to wcale nie był taki głupi pomysł.

- Panie Filch! - ze strony drzwi dobiegło wołanie.

Oczywiście Syriusz wcale nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, do kogo należał ten głos, ale i tak to zrobił. W wejściu ujrzał zdyszaną Wiśniowowłosą, która opierała się o framugę. Jej włosy jak zawsze rozwaliły się na wszystkie strony, jednak tym razem ich część była mokra, a biała wstążka, którą zaplotła dwa pasma z tyłu głowy teraz prawie opadła na podłogę. Jej biała koszula również ociekała wodą, przylegając do jej ciała.

- Stało się coś strasznego! - wykrzyknęła z przejęciem w niebieskich oczach. A może były one raczej zielone? Chociaż Syriusz dostrzegał też w nich plamki fioletu, jakby świat nie potrafił się zdecydować, który kolor bardziej do niej pasuje.

Dzisiaj miał możliwość przyjrzeć się im z bardzo bliska, ale nadal nie potrafił dokładnie stwierdzić, jakiego były koloru.

Syriusz wrzucił mokrą szmatę do wiadra, jakby wraz z nią pozbywał się również swoich niedorzecznych myśli. Bo właściwie co go napadło, aby rozmyślać nad barwą oczu Wiśni?!

- Cóż takiego?! - Łapę rozbudził krzyk Filcha, który wręcz wyskoczył z krzesła, a wraz z nim jego kotka.

Nuria dyszała, jakby właśnie przebiegła dookoła zamku, ale Syriusz dobrze wiedział, że udaje. Musiał przyznać, że całkiem nieźle.

- Irytek zniszczył toaletę na trzecim piętrze! - zawołała przerażona. Jej dłonie zaczęły drżeć, a oczy zaszkliły się z przejęcia. Podeszła szybko do woźnego, wpatrując się w niego, jakby był jej ostatnią nadzieją. - Wszędzie leje się woda!

Filch wyprostował się, niczym gotowe do walki zwierzę. Syriusz prychnął cicho pod nosem, rozbawiony tym widokiem. A szczególnie gra aktorską Wiśniowowłosej.

- To już trzeci raz w tym miesiącu! Jak ja dorwę tego przygłupa, to odechce mu się żyć! Tyle razy mówiłem dyrektorowi Dumbledorowi, żeby go wygnać z tego zamku najdalej jak to możliwe! - krzyczał woźny i wystrzelił w kierunku drzwi. - Muszę iść to zobaczyć, a wy macie zostać tutaj i dokończyć pracę! Ani mi się ważcie stąd wychodzić, dopóki nie skończycie, tępaki! - posłał uczniom groźne spojrzenie i w mgnieniu oka, co było niespodziewane, zważywszy na jego reumatyzm, wybiegł z Izby Pamięci. Gdy zniknął, z korytarza nadal można było usłyszeć jego pomrukiwania: - Mama miała rację! Trzeba było rzucić tę robotę w cholerę!

Kiedy było pewne, że Filch odszedł już dostatecznie daleko, Nuria pozwoliła sobie na głośny wybuch niepohamowanego śmiechu. Przejechała dłonią po wilgotnych włosach, rozwalając je jeszcze bardziej. Woda cieknącą z jej ubrania kapała na podłogę, tworząc małą kałużę. Biała wstążka poluzowała się na tyle, by niezauważenie spaść na podłogę. Wcześniej upięte pasma włosów opadły bezwładnie na jej ramiona.

Łapa przyglądał się Nuri uważnie, dziwiąc się jak naturalnie i zupełnie inaczej wygląda, kiedy się śmieje. Mógłby nawet stwierdzić, że do twarzy jej z radością. Sam nie zdołał powstrzymać potężnego wyszczerzu, gdy ona tak promieniała. Wyglądała jak niespełna rozumu, cała mokra i z przepięknym uśmiechem na ustach. A gdy na niego spojrzała...

Syriusz stracił możliwość sensownego myślenia.

Nie panując nad sobą, również wybuchł głośnym śmiechem. Wpatrywał się w Wiśniowowłosą, a ona w niego i nie robili niczego innego poza śmianiem się wniebogłosy.

W końcu Syriusz poczuł nieodpartą ochotę zbliżenia się do niej. Spokojnym krokiem, jakby właśnie zbliżał się ku celowi swej podróży, ruszył w jej kierunku.

Kiedy zatrzymał się naprzeciwko Wiśniowowłosej, mruknął z nieschodzącym z jego twarzy uśmiechem:

-Te dni, powiadasz?

Jego jedna brew wystrzeliła do góry, co wywołało kolejny śmiech Wiśniowowłosej. Ten dźwięk wyrył w umyśle Syriusza coś trwałego i pradawnego.

- Nigdy nie zawodzi. - wzruszyła ramionami z niewinnym uśmieszkiem.

- Nie było żadnego Irytka, co? - uśmiech nie schodził z jego twarzy, jakby sama obecność Nuri sprawiła, że radość wczepiła się w niego jakimś zaklęciem.

- Kto wie? - ponownie wzruszyła ramionami z tym słodkim uśmieszkiem, który mógł należeć i do samego szatana.

Syriusz zarechotał po raz kolejny, stwierdzając z uznaniem:

- Niezły numer. Godny prawdziwego Huncwota.

- Dzięki. - rozpromieniła się, a kropla wody spłynęła po jej czole. - Uczę się od najlepszych! - zażartowała, szczerząc się od ucha do ucha.

Wyglądała przekomicznie, ale i wspaniale. Syriusz nigdy czegoś podobnego nie widział. Nawet nie podejrzewał, że będzie miał do czynienia z czymś podobnym. Że kiedykolwiek spotka Nurię Dumbledore. A przynajmniej tą jej część, która stała teraz przed nim.

Przyjrzał się jej przemokłemu ubraniu. Z jej czarnej spódnicy kapały krople, rajtuzy lśniły od wody, a biała koszula przylgnęła do jej ciała, niczym druga skóra. Oczy Syriusza niekontrolowanie skierowały się ku jej dekoltowi, a gdy ujrzał jej sterczące sutki, znieruchomiał. Zabrakło mu tchu.

Z jednej strony mógłby tak się na nią patrzeć godzinami, ale postanowił się opanować. A przynajmniej na tyle na ile był w stanie.

- No tak. Jasne. - mruczał pod nosem, uciekając spojrzeniem od dekoltu Nuri. Zakaszlał, czując olbrzymią gulę w gardle, a policzki zaczęły go szczypać. - Co ja...? - jęknął, wpatrując się w sufit, modląc się o łaskę Marlina nad jego okrutnym losem. - A tak. - opanował się na tyle, by przypomnieć sobie o sytuacji, w której właśnie się znalazł.

Z trudnością odwrócił się plecami do Nuri i wyjął zza pasa swoją prawdziwą różdżkę. Odganiając myśli od przemokniętej dziewczyny, która stała zaledwie na wyciągnięcie ręki i starając się powstrzymać drżenie dłoni, skupił się na zaklęciu.

- Chłoszczyć! - zawołał i wykonał odpowiednie machnięcie różdżką. Na szczęście podziałało i setki, jak nie tysiące artefaktów zalśniło czystością.

Przyglądał się działaniu zaklęcia na tyle długo, by się uspokoić. Rozglądał się po pomieszczeniu zabieganym wzrokiem, nie rozumiejąc co się właściwie z nim działo. Miał mętlik w głowie, ale nawet nie myślał o niczym konkretnym. Może tylko o dziewczynie stojącej za jego plecami, której kolor oczu nadal pozostawał dla niego jedną wielką zagadką.

Przejechał dłonią po twarzy, jakby to miało pomóc mu w owej sytuacji. A właściwie jej zrozumieniu. Na palcach poczuł gorąco i zrozumiał, że wydobywa się one z jego policzków. Był w szoku.

- Myślę, że Filch za chwilę wróci. - podskoczył w miejscu niczym rażony piorunem, gdy Nuria odezwała się zza jego pleców. - Nie zrobiłam nic aż tak poważnego.

Właściwe tylko rozwaliła rury zaklęciem bezróżdżkowym. Mała powódź w łazience nie była przecież niczym strasznym. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl o spanikowanym Filchu, który pewnie właśnie wyrzucał z siebie kolejną wiązankę przekleństw w damskiej toalecie na trzecim piętrze.

Natomiast Syriusz nadal stał odwrócony do niej plecami. Słysząc słodki śmiech dziewczyny, przeraził się ciepłem, które dopadło jego ciało. Biorąc głęboki wdech, postanowił się jednak odwrócić. Tak podpowiadało mu przeczucie. Musi spojrzeć na Nurię, a wtedy wszystko okaże się oczywiste.

Gdy ujrzał ją ponownie, mały uśmiech błąkał się na jej nadnaturalnie rubinowych ustach. Dopiero teraz zauważył, jak idealnie pasowały do jej wiśniowych włosów. A te jej oczy...

Przeczucie go zawiodło. Nie rozumiał niczego.

- Czy mógłbyś? - zaczęła, uśmiechając się niekomfortowo. Wskazała dłonią na swoje mokre ubranie, a Black natychmiast zrozumiał jej aluzję.

Wzdrygnął się, jakby wykonywanie ruchów było czymś niegodnym w obecności Wiśniowowłosej.

- Jasne. - wydukał nie swoim głosem. Uniósł różdżkę jeszcze raz, choć bardzo powoli i rzucił na młodą Dumbledore wysuszające zaklęcie.

Nie zachowywał się pewnie i tak bezwidnie, jak zazwyczaj. Nuria to zauważyła i przekrzywiła głowę. Przyglądała mu się przez chwilę, zanim z jakiegoś niewiadomego powodu zapytała:

- Wszystko dobrze?

Syriusz wyprostował się, górując nad nią wzrostem. Zmrużył oczy, wpatrując się w nią uważnie, próbując chyba doszukać się czegoś szczególnego. Po chwili odetchnął głośno, najwyraźniej rezygnując ze swoich poszukiwań.

- Tak. - rzucił niedbale. Następnie odwrócił wzrok od Nuri, która zmarszczyła brwi w niezrozumieniu. Nie trudnym było zauważyć, że zachowywał się inaczej.

Już w pełni wysuszona Dumbledore zamierzała postawić krok naprzód, aby zbliżyć się do niego. Zastanawiała się, czy coś mu dolega, ale wtem przypomniała sobie o czymś niezmiernie istotnym. A mianowicie o tym, że naprzeciwko niej stał Black i to właśnie  j e g o  ze wszystkich możliwych osób na świecie chciała właśnie pocieszyć. Spięła się, a wszelkie ślady uśmiechu znikły z jej twarzy.

Przecież to był cholerny Black! Typ, który ją nieustannie szantażował i nie dawał jej żyć w spokoju! Jak mogła o tym zapomnieć?! Jak mogła śmiać się wraz z nim tak bezwidnie, jakby zupełnie nic się pomiędzy nimi nie stało? I dlaczego poczuła niezmierzoną potrzebę zbliżenia się do niego?

- Mam jeszcze ponad dwie godziny do meczu. - mruknął Black, wpatrując się lakonicznie w podłogę.

Te kilka słów sprowadziło Nurię na ziemię. Zamrugała, jakby wybudzając się ze snu i pokiwała głową. Co ją opętało do przenajświętszego Merlina?!

Postanowiła się ruszyć. Wyminęła stojącego naprzeciwko Huncwota i zaczęła iść przed siebie, niezbyt wiedząc, gdzie właściwie zmierza. Przeszła między dwoma sięgającymi sufitu regałami, chcąc oddalić się najdalej, jak tylko mogła od chłopaka z przydługimi ciemnymi włosami.

W tym samym czasie Syriusz wpijał sobie do głowy przekonanie, że musiało go coś opętać. Kolejnym sensownym wytłumaczeniem wydawało mu się, że to Nuria rzuciła na niego jakąś pokręconą klątwę. Absolutnie by go to nie zdziwiło. Wszystko było winą jej dekoltu.

Tak!

Dokładnie!

O czym właściwie myślał?! Musiał przestać!

Po raz kolejny przetarł twarz dłonią, próbując odgonić od siebie ten piękny obraz Wiśniowowłosej dziewczyny i jej przemokniętej koszuli. Jakaś nieznana moc nakazała mu spojrzeć na podłogę, gdzie leżała biała wstążka, która wcześniej znajdowała się we włosach Nuri. Schylił się po nią, a gdy znalazła się w jego dłoni, przejechał opuszką palca po jej materiale. Nadal była wilgotna i śliska  w dotyku.

Według Syriusza biały niezbyt pasował do Wiśniowowłosej. Niebieski, czerwony, czy fioletowy były jeszcze w porządku. Natomiast czarny był dla niej idealny. Przez jego myśli przebiegł obraz Nuri ubranej w sukienkę, w której wybierała się na spotkanie Klubu Ślimaka. Czarny tiul opadał jedynie do połowy jej ud, gdy siedziała w Pokoju Wspólnym przed wyjściem. Czekała wtedy na Lily, a Syriusz podszedł do niej, czując niezmierzoną potrzebę, by się obok niej znaleźć. Choć wolał tego nie przyznawać nawet przed sobą, wyglądała olśniewająco. Ta ciemna siateczka, która oplatała jej ramiona, idealnie eksponowała jej wystające obojczyki. I choć jej sukienka nie ukazywała przesadnie jej ciała, dla Blacka wydawała się eksponować nazbyt dużo.

Po raz kolejny przejechał palcami po śliskim materiale. Zauważył, że ostatnio wiele dziewczyn w szkole również upinało włosy białymi wstążkami. Zupełnie jakby próbowały wzniecić jakiś bunt, czy coś w ten deseń. Uśmiechnął się pod nosem, na myśl o jakimś kolejnym pomyśle Nuri, który próbowała rozprzestrzenić. Oczywiście, że wymuszenie budowy nowej szklarni jej nie wystarczyło. Sprzeciwianie się Radzie Nadzorczej Hogwartu odnośnie mugolskich książek możliwe, że też jej nie zaspokoiło. Łapa wiedział, że stać ją na jeszcze bardziej szalone akcje. Była w końcu wariatką. Z niesamowicie wspaniałą figurą, dekoltem i wyjątkowymi oczami, ale jednak wciąż wariatką.

A on miał na nią haka. Mógł zrobić z nią wszystko, co zechce.

Pokręcił głową i zmarszczył brwi. Nie. Przecież nie był aż tak okropny. Miał jakieś zasady. Nieliczne i bardzo naciągane, ale przestrzegał ich sumiennie. Wykorzystywanie dziewczyn, które nie były nim zainteresowane w fizyczny sposób, było wbrew jego naturze. Ale czy Nuria na pewno nie była nim zainteresowana? Nie! Przecież była zabujana w Remusie. Więc oczywiste było, że nie mógł jej nic zrobić. Nic poza upokorzeniem i wykorzystaniem jej wiedzy.

Nawet nie uświadomił sobie, jak mocno zagryza zęby. Wypuszczając głośno powietrze z płuc, odwrócił się na pięcie. Schował białą wstążkę do kieszeni spodni z zamiarem oddania jej właścicielce. Poniekąd była to jego wymówka, żeby podążyć za Nurią. Coś ciągnęło go ku przejściu pomiędzy dwoma wysokimi regałami. Dał się temu porwać.

Nuria siedziała na podłodze w głębi pomieszczenia, opierając się o jedną z szafek. Otaczały ją przeróżne nagrody za zasługi dla szkoły. Lśniły złotem i srebrem, dzięki nikłemu światłu, które docierało tu z małych okiem. Izba Pamięci w pewien sposób przypominała jej bibliotekę. Było tu tak samo cicho i spokojnie. Wnętrze tchnęło historią starych trofeów, podobnie jak pradawnych woluminów w bibliotece. Również i tu człowiek czuł się jedynie iskierką we wszechświecie. Jakby jego życie stanowiło jedynie sekundę pośród wieczności.

Dumbledore usłyszała odgłos kroków. Ktoś nadchodził z tej samej strony, z której przyszła ona. Nie musiała się odwracać, aby wiedzieć, kto przystanął niedaleko niej. Syriusz przysiadł, również opierając się o jeden z regałów. Siedział naprzeciwko niej, z nogami wyciągniętymi swobodnie.

Przez chwilę trwali w ciszy, a jednym odgłosem rozchodzącym się w Izbie Pamięci były ich niemiarowe oddechy.

- Widziałem, ten nowy artykuł. - odezwał się nagle Syriusz.

Nuria była nieco zaskoczona, że postanowił zacząć z nią luźną rozmowę. Przecież nie musiał tego robić. Chociaż, może miał zamiar się z niej naśmiewać. Ponownie.

- Serio? - prychnęła ironicznie, mrużąc oczy.

Syriusz zdał się nie zauważyć jej opryskliwości. Uśmiechnął się nieznacznie, powracając wspomnieniami do dzisiejszego śniadania.

- Rogaś cały ranek wpatrywał się w zdjęcie Evans. Wyciął je sobie i zabrał na trening przed meczem, uważając, że to jego szczęśliwy talizman.

Brwi Nuri uniosły się w szoku, a chwilę później wybuchła gromkim śmiechem.

- To brzmi jak coś, co tylko on byłby w stanie zrobić. - przyznała, wywracając oczami. Poznała Pottera na tyle, by to wiedzieć.

Czując się swobodniej niż dosłownie kilka minut wcześniej, zagadnęła:

- Gracie dzisiaj z Puchonami, tak?

- Tak. - Syriusz pokiwał głową, bezustanku wpatrując się w Wiśniowowłosą. - Rogacz dogadał się w sprawie meczu towarzyskiego, żeby trochę potrenować przed prawdziwymi rozgrywkami.

- Dor mówiła, że daje wam porządny wycisk.

- Oj tak. James nie lubi bezczynności. - zmarszczył czoło, głęboko się nas czymś zastanawiając. - Myślę, że to właśnie było potrzebne naszej drużynie. Gdy Lowell był kapitanem, wszyscy byli rozleniwieni i w ogóle nie przykładali się do treningów. Dlatego od siedemdziesiątego pierwszego Gryffindor nie wygrywał żadnego Pucharu Quidditcha. James na pewno to zmieni.

Od Syriusza biła niezmierne przekonanie. Nuria nigdy nie widziała, aby tak się zachowywał. Jego huncwocki uśmieszek zniknął i nagle stał się naturalniejszy. Jakby Black właśnie odsłonił przed nią prawdziwego siebie. 

Dopiero teraz zrozumiała jak wielką przyjaźnią Black darzył Jamesa. Mógł być wrednym i szantażującym ją palantem, ale wobec Pottera zachowywał się bez zarzutu. Traktował go wyjątkowo i najwyraźniej bardzo o niego dbał.

Nuria nie potrafiła powstrzymać się od uniesienia prawego kącika ust i powiedzenia:

- Musisz bardzo w niego wierzyć.

Syriusz zamrugał, wciąż się w nią wpatrując.

- Oczywiście! - zawołał, burząc się na myśl, że ktoś mógłby sądzić inaczej. - To mój najlepszy przyjaciel!

Nuria o mało nie wybuchła śmiechem na widok tak rozochoconego chłopaka. Zachowywał się trochę dziecinnie, ale nie jakoś nieznośnie. Wydawał się nawet trochę... uroczy.

Wiśniowowłosa skarciła się za takowe myśli. Syriusz ją szantażował. Był okropny, a nie słodki.

- Ale nie odpowiada ci to, że lata za Lily. - powiedziała po chwili, chcąc jak najszybciej sprowadzić swój umysł na zupełnie inny tor. A owa uwaga była naprawdę celna.

- Rogacz sobie tylko żartuje. - mruknął Łapa i spochmurniał.

- Na pewno? - Nuria posłała mu spojrzenie pełne wątpliwości. Nie zamierzała powstrzymać się przed wypowiedzeniem kolejnych słów. - W końcu zapisał się dla niej na Mugoloznawstwo, ciągle próbuje się z nią umówić i wycina jej zdjęcia z gazety.

Umilkła, czekając na odpowiedź Syriusza. Liczyła na coś, co mogłoby zmienić jej zdanie, albo choćby na zwyczajną odpowiedź. Ale dostała w zamian tylko głośne prychnięcie i wściekłe spojrzenie szarych oczu.

- Przestań to robić. - fuknął ostrzegawczo.

- A co robię? - przekrzywiła głowę, nie rozumiejąc, o co może mu znowu chodzić. A jeszcze bardziej nie potrafiąc pojąć jego zmiennego nastawienia. Zaczynała nawet podejrzewać, że Black może mieć rozdwojenie jaźni.

Syriusz prychnął po raz kolejny.

- Wpierdalasz się w nieswoje sprawy, Wiśnia. Tak jak zawsze zresztą.

Tym razem to Nuria wydała z siebie wściekły syk.

- Chciałam przeprowadzić z tobą zwyczajną rozmowę, ale najwyraźniej to zbyt trudne zadanie dla kogoś takiego jak  t y .

- Jak ja? - oburzył się. - Co to niby miało znaczyć?

- Nawet jeśli ci powiem, to i tak będziesz miał to gdzieś.

Syriusz zadrżał. Nie z wściekłości, a przerażenia, ponieważ prawie wykrzyknął jej w twarz:

„Wcale nie będę miał tego gdzieś".

Nuria zgromiła go wzrokiem, kiedy na jego twarzy odmalował się cień przerażenia. Działo się z nim coś złego i bardzo dobrze o tym wiedział. Powinien w tym momencie wstać z podłogi i odejść jak najdalej od Wiśniowowłosej, ale...

Jakaś siła, o wiele potężniejsza od ludzkiej logiki, nakazała mu siedzieć w miejscu i nie spuszczać oka z Nuri. Nie chciał odstępować jej na krok.

Dwójka nienawidzących się Gryfonów wpatrywała się w siebie do momentu, gdy po Izbie Pamięci rozniósł się trzask drzwi i głośne przekleństwa pod adresem szkolnego poltergeista.

Filch był zbyt wściekły, żeby choćby kwestionować fakt, że Izba Pamięci świeciła czystością nawet przesadnie mocno. Nie skomentował również tego, że ubranie Nuri było w pełni suche, chociaż gdyby o to zapytał, łatwo było zrzucić wszystko na długi czas nieobecności woźnego. Zatem bez zbędnych ceregieli, Filch wypuścił Nurię i Syriusza. Odchodząc wraz ze swą kotką, posłał ich dwóje jeszcze podejrzliwe spojrzenie. Pani Norris także łypnęła na nich swoimi lśniącymi ślepiami, a Nuria mogłaby przysiąc, że poczuła, jak coś delikatnie łaskocze jej blokadę.

- Wstręty kocur. - mruknął Black, obserwując odchodzącego woźnego i jego zwierzaka.

Nuria zwróciła wzrok w jego stronę, uświadamiając sobie, że Syriusz wyprostował się niczym pies obronny. Zaśmiała się krótko, na te przedziwne skojarzenie. W myślach przyznała mu rację co do Pani Norris. Kochała zwierzęta, ale w tym kocie było coś odpychającego. Podobnie jak w Argusie Filchu. Zatem pasowali do siebie idealnie.

- Więc... - usłyszała pomruk ze strony Syriusza. Niechętnie na niego spojrzała. - Też idziesz na mecz?

- Tak. - odparła bez entuzjazmu. Następnie postanowiła jak najszybciej się od niego oddalić, stwierdzając, że dwie godzinny wypchane Blackiem, były wystarczające.

- Idziesz ze mną na obiad. - Łapa podążał za nią.

Nuria przewróciła oczami, mając go już serdecznie dość.

- Nie mam ochoty. - burknęła w odpowiedzi.

- To nie było pytanie. - wyczuła rozbawienie w jego głosie. Przystanęła i spojrzała na niego przez ramię. Zmrużyła powieki, posyłając mu mordercze spojrzenie. W jej oczach błysnęło coś szkarłatnego.

Syriuszowi wydawało się, że dostrzegł najprawdziwszy ogień.

- Możesz dać mi w końcu spokój? - warknęła, doprowadzając Huncwota do jeszcze większego rozbawienia.

Uśmiechnął się w ten swój wyćwiczony sposób i wyminął Nurię, która obserwowała go uważnie. Łapie wcale to nie przeszkadzało.

- Nie. - rzucił tylko, lekkim jak piórko tonem. Wyszczerzył się niekontrolowanie, na widok jeszcze większej irytacji na twarzy Nuri. - Idziesz, czy będziesz tu tak stała?

Nuria zazgrzytała zębami i bez słowa ruszyła przed siebie. Wyminęła rozweselonego Syriusza, brnąc naprzód. Przez cały czas musiała mocno zaciskać pięści, aby przez przypadek się na niego nie rzucić. Black podążał za nią niczym cień, a odgłosy ich wspólnych kroków odpijały się echem od ścian, układając się w zgodną melodię.

Niestety tak się złożyło, że przyjaciółki Nuri nie pojawiły się w Wielkiej Sali. Wiśniowowłosa musiała usiąść więc sama, a sekundę później obok niej przysiadł Black, którego przez całą drogę na obiad próbowała ignorować.

- Byłabyś tak uprzejma i podała mi kurczaka? - spięła się, słysząc przymilne mruknięcie Syriusza.

Agresywnie odstawiła na stół szklankę, z której przed chwilą wypiła wodę i łypnęła wściekle na uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka. Kilka zaabsorbowanych huknięciem osób odwróciło głowy w jej kierunku. O mało nie warknęła z frustracji. Pełna buchających w niej emocji, sięgnęła po półmisek z kurczakiem i dosłownie wcisnęła go w ręce Blacka.

- Dziękuję. - Black uśmiechnął się z kpiną. - Jednak posiadasz jakieś tam maniery.

- Przestań do mnie mówić, bo robi mi się niedobrze. - fuknęła, czując jak kawałek makronu ze szpinakiem, który wcisnęła w siebie przed chwilą, podchodzi jej do gardła.

- Naprawdę nie musisz być aż taka niemiła. - odparł opryskliwe, aby ją rozdrażnić.

- Kto tu jest dla kogo niemiły?!

- Spokojnie, Wiśnia. - rozejrzał się dookoła, specjalnie wskazując głową na niepotrzebnych gapiów. - Chyba nie chcesz zobaczyć kolejnego numeru Proroka ze mną i z tobą na okładce? - zapytał z prowokującym błyskiem w szarych oczach.

Nuria wydała z siebie głośne prychnięcie i pochyliła się nad swoim talerzem. Nie zastanawiając się nad własnymi ruchami, nabiła na widelec jeden makaron penne w śmietanowo-szpinakowym sosie, wyobrażając sobie, że to tchawica siedzącego obok niej Huncwota. Następnie wsadziła go do buzi, natychmiast tego żałując. Miała ochotę zwymiotować. Przełknęła z trudnością, przymykając powieki i oddychając płytko. Chwilę trwało, zanim poczuła się dobrze i była w stanie powiedzieć:

- Usiądź gdzieś indziej. Inaczej znowu zostajesz posądzony o podkochiwanie się we mnie.

Syriusz zaśmiał się głośno, niezmiernie rozbawiony jej ostrzeżeniem. Jakby kiedykolwiek coś takiego mógłby być możliwe.

- Raczej ty o podkochiwanie się we mnie. - sprostował i oparł głowę na zgiętej ręce. Z małym uśmiechem cały czas obserwował Nurię, która patrzyła wszędzie, tylko nie na niego. Odrobinę go to bawiło.

- Nie ośmieszaj się Black. - wysyczała. - Wszyscy patrzą na ciebie, bo ja tu siedzę.

- A czemu nie mieliby się patrzeć na ciebie, ponieważ ja tu siedzę? Chyba zapomniałaś, kto jest tu najsławniejszy w szkole.

- Ach. No tak. - wyrzuciła z siebie z udawanym podziwem. Wreszcie spojrzała na Syriusza, a w jej oczach czaiło się politowanie nad jego pychą. - Zapomniałam o twojej renomie. Puszczanie się na prawo i lewo codziennie z inną laską musi być bardzo wyczerpujące. - stwierdziła z perfekcyjnie odegranym współczuciem nad jego „okrutnym" losem.

Jednakże Blacka wcale nie ruszyła jej prowokacja. Uśmiechnął się szeroko, wyglądając na zadowolonego. Następnie przysuwając się odrobinę w stronę Wiśniowowłosej, wymruczał:

- Jesteś zazdrosna?

- Ja?! - wykrzyknęła oburzona. Zupełnie zapomniała o tym, gdzie się znajduje i ile osób właśnie obserwowało każdy jej ruch. - Chyba śnisz!

- Mnie nie okłamiesz, Wiśnia. - zaszemrał z tym swoim perfidnym uśmieszkiem, który sprawiał, że brzuch Nuri zamieniał się w mugolską pralkę.

„Za kogo on się ma do cholery?!", krzyczała w myślach, czując, jak czerwienieje ze złości. Black był przecież zarozumiałym palantem. Myślał tylko o czubku własnego nosa, wykorzystywał ją i wyśmienicie się przy tym bawił. Był takim głąbem, który woli wpatrywać się w swoje odbicie godzinami, niż zauważać, że jego bezmózgie zachowanie może kogoś ranić.

Zacisnęła leżące na stole dłonie w pięści. Wbijające się w jej skórę paznokcie odrobinę ją otrzeźwiły. Odwróciła głowę od Blacka i spiorunowała wzorkiem bogu winne penne ze szpinakiem. Sięgnęła po widelec i zaczęła dźgać makaron, który następnie wpakowała do buzi. Nawet nie poczuła mdłości, ponieważ była aż tak bardzo rozsierdzona.

- Wreszcie coś jesz. - usłyszała pomiędzy połykaniem jednego kawałka a wpychaniem do buzi kolejnego. Odwróciła głowę z powrotem w stronę Blacka, będąc zdziwioną łagodnym tonem, którego użył. Widelec z nabitym na niego makaronem, który trzymała w dłoni, zawisł w powietrzu.

Nuria naliczyła już kilka uśmiechów Blacka. Wszystkie wydawały się jej perfidne, pełne kpiny, albo huncwockiego zacięcia. Jednakże ten uśmiech, który w tym momencie zobaczyła, zdał się jej nieznany. Jeszcze nigdy nie widziała, aby Syriusz uśmiechał się w ten sposób. Tak delikatnie, spokojnie, ale i tajemniczo. Jakby krył za nim coś głębszego, znacznie bardziej wartościowego. Ten uśmiech był intymny.

Wiśniowowłosa musiała zamrugać parę razy, aby powrócić do rzeczywistości. Ponownie usłyszała harmider w Wielkiej Sali, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że na moment wszystko ucichło. Ale może tylko jej się zdawało? 

Nuria i Syriusz wpatrywali się w siebie przez jakiś czas i pewnie robiliby to nadal, gdyby ktoś nie zasiadł przed nimi z głośnym trzaskiem.

- A wy, od kiedy się przyjaźnicie? - w tym samym momencie spojrzeli na Dorcas, która wyglądała na naprawdę zdziwioną. Jej włosy były upięte w kucyka na czubku głowy i odrobinę sterczały, co prawdopodobnie było winą wiatru. Brunetka miała na sobie strój do Quidditcha, więc zapewne właśnie wróciła z treningu. Jej miotła leżała oparta o kant stołu.

Nuria i Syriusz jeszcze raz spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Zauważając, jak blisko siebie siedzą, odsunęli się szybko, prawie spadając z ławy. Sekundę później ponownie równocześnie spojrzeli na Dorcas, krzycząc w tym samym momencie:

- Nie przyjaźnimy się!

Brwi Meadowes uniosły się do góry. Wydała z siebie rozbawione prychnięcie i kręcąc głową, sięgnęła po półmisek z ziemniakami. Wpakowała je sobie na talerz, ignorując dwójkę niezbyt lubiących się Gryfonów.

Nuria spojrzała na Syriusza w tym samym momencie, gdy on odwrócił się do niej. Zirytowało ją to, że tak ją papuguje. Była pewna, że robi to specjalnie. Przecież on zrobiłby wszystko, aby wytrącić ją z równowagi. Warknęła pod nosem i spojrzała na przyjaciółkę z błaganiem w oczach.

- Dorcas, proszę cię, zabierz go ode mnie. - powiedziała, ignorując fakt, że Syriusz siedzi zaraz obok.

- Nie mogę teraz. - mlasnęła Dor, nawet nie unosząc głowy znad talerza. - Jem.

Nuria zagryzła zęby, czując ogromną potrzebę ucieczki.

- No hej, Łapciu! - nagle obok Meadowes usiadł rozpromieniony James. On również miał na sobie stój do Quidditcha, a swoją miotłę oparł o ławę. - Szybko skończyliście. Myślałem, że będziesz musiał biec od razu na boisko. - wyznał z rozbawieniem.

- Wiesz jak to jest na szlabanie z Filchem. - odparł Syriusz, przewracając oczami. - Gościu jest tak ułomny, że nic nigdy nie zauważa.

James zarechotał głośno, kiwając głową. Gdy ucichł, spojrzał na przyjaciela z zawadiackim błyskiem w oku.

- Słyszałem, że Irytek zalał łazienkę dziewczyn na trzecim piętrze. - mruknął, pochylając się odrobinę w stronę Syriusza. - Jakie to dziwne, że wszyscy akurat wyszli do Hogsmeade albo na boisko, a Irytek od trzech dni jest na dywaniku u Krwawego Barona.

Syriusz uśmiechał się równie huncwocko co James i rzucił lekkim tonem:

- Cóż za przypadek. - udawał niewiniątko. Nagle bez ostrzeżenia spojrzał na Nurię, która przez cały czas przyglądała się ich wymianie zdań. Drgnęła w miejscu, czując się przyłapaną. - Prawda, Wiśnia?

Z twarzy Syriusza nie schodził ten łobuzerski uśmieszek. Dumbledore poczuła się dobrze, będąc wciągniętą do rozmowy. Rozbawiło ją stwierdzenie Jamesa, który podejrzewał, że to działanie Syriusza, wpłynęło na skrócenie ich szlabanu. Nie miał pojęcia, że mała powódź w łazience była jej zasługą.

- Niesamowity przypadek. - zgodziła się z Blackiem z lekkością w głosie. Uśmiechnęła się niczym rasowy Huncwot, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Tak samo jak z tego, że właśnie przyznała rację znienawidzonemu chłopakowi.

- To ty, Nurka? - zdziwił się James, który najwyraźniej połączył fakty.

Wiśniowowłosa wzruszyła ostentacyjnie ramionami z miną niewiniątka. Potter zaśmiał się głośno, a chwilę potem dołączył do niego Syriusz.

- Dobra jesteś. - przyznał James, kiwając z uznaniem głową.

Nuria poczuła się urzeczona tym stwierdzeniem. Ciepło rozlało się w okolicy jej serca i wreszcie zrozumiała jak to jest czuć się docenionym. Na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech. Nie kontrolując swoich odruchów, spojrzała na Blacka, który również wydawał się rozpromieniony. Patrzyli sobie w oczy zaledwie przez sekundę, by równocześnie odwrócić się od siebie, zachowując się tak, jakby absolutnie nic się nie stało.

- Jak tam przed meczem? - Nuria zwróciła się szybko do Dorcas, czując, że musi coś powiedzieć. Rozmowa zawsze odwracała uwagę od niezręczności.

Na szczęście Meadowes już zjadła to, co miała zjeść i mogła odpowiedzieć na pytanie Nuri.

- James daje nam wycisk. Już nawet nie mam siły na ten cały mecz, po dzisiejszym treningu. - westchnęła, ale na jej ustach nadal malował się uśmiech. Następnie spojrzała na Syriusza. - To nie fair, że akurat musiałeś mieć szlaban.

- Takie życie Huncwota. - rozłożył ręce, cicho się śmiejąc. Wymienił z Jamesem tajemnicze spojrzenie, jakby nie potrzebowali słów, by się ze sobą porozumieć. - Musimy się poświęcać.

Później James zaczął opowiadać Nuri o taktyce na dzisiejszy mecz. Wydawał się taki rozemocjonowany, że zrobiło się jej nawet głupio, ponieważ tak naprawdę niezbyt ją to obchodziło. Ale skoro jeden z jej przyjaciół był kapitanem drużyny, mogła słuchać o Quidditchu godzinami. Byleby tylko ktoś do niej mówił. Byleby tylko ktoś przy niej był.

Gdy James skończył wykład o najodpowiedniejszej pozycji szukających, wyjął z kieszeni kawałek papieru, który złożył w pół. Nuria zmarszczyła brwi, obserwując, jak Potter rozkłada kartkę.

- Daj mi siłę. - wymamrotał z rozanielonym uśmiechem. Zachwycony wpatrywał się w coś, co widniało na papierze.

Przez chwilę przechylił kartę w taki sposób, że Nuria mogła dostrzec, co takiego się na niej znajduje. A było to zdjęcie. Zdjęcie Lily wycięte z porannego numeru Proroka Codziennego

Brwi Dumbledore wystrzeliły w górę, gdy Rogacz przyciągnął kartkę do piersi i przymknął powieki. Machinalnie spojrzała na Syriusza, który również obserwował poczynania przyjaciela. Jego mina wyrażała jedynie obrzydzenie.

- Nie kłamałeś. - mruknęła cicho, nachylając się w jego stronę.

Przyglądała się zachowaniu kapitana drużyny Quidditcha ze zgrozą. Nie sądziła, że Black naprawdę powiedział jej prawdę, gdy wspominał o tym, że James zabrał ze sobą zdjęcie Lily na trening jako szczęśliwy talizman. Ten poziom zakochania wydał się jej co najmniej nienormalny.

Usłyszała, jak Syriusz próbuje powstrzymać chichot. Zacisnął usta, ukrywając uśmiech. Po chwili ona również musiała zdławić rozbawienie.

Może i zachowanie Jamesa było dziwne i odrobinę desperackie, ale jakże histerycznie zabawne.

Ramiona Nuri zatrzęsły się od stłumionego śmiechu, kiedy wyobraziła sobie reakcję Lily na coś takiego. Jej przyjaciółka pewnie zwyzywałaby Jamesa od gamoni i niedojd, a on nie wyniósłby z jej krzyków niczego, podsumowując jej reprymendę pytaniem: „Evans umówisz się ze mną?".

Tak. Właśnie tak by było.

Jeszcze raz ukradkiem spojrzała na Syriusza, zauważając, że on robi to samo. Ta sytuacja wydawała się dziwna. Śmiała się wraz z  t y m  okropnym Blackiem, jakby on wcale jej nie wykorzystywał i nie szantażował.

Uśmiech zniknął z twarzy Nuri, a w turkusowych oczach odmalowało się przerażenie nad jej własną głupotą. Bo w końcu jak mogła zapomnieć z kim ma do czynienia?

Black wykorzystywał jej uczucia względem Remusa, który właśnie cierpiał przed pełnią. Dumbledore zabolało serce na samo wspomnienie o chłopaku wiercącym się z bólu na łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Po jej kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz, przypominający jej o uczuciach, które żywiła do Lupina.

Syriusz nieco zmarszczył brwi, dostrzegając zmianę jej nastroju. Zastanawiał się, co sprawiło, że uśmiech wyparował z twarzy Wiśni. Nie zamierzał tego przyznawać nawet przed samym sobą, ale odrobinę go to zmartwiło.

- Czy z Remusem wszystko dobrze? - zapytała nagle Nuria, niszcząc pewne uczucie budzące się w głębi Syriusza.

Black wyprostował się, przypominając sobie o swojej wyższości nad siedzącą naprzeciwko niego dziewczyną. O jej tajemnicy, której nie chciała zdradzić. O jej zapatrzeniu w Remusa - jego przyjaciela.

Pewne drzwi, które zdały się otwierać, ponownie się zamknęły, więżąc go z powrotem w ciemności. A on nawet nie walczył.

Syriusz spojrzał na Nurię z góry, napawając się tym poczuciem władzy. Jego oczy pociemniały niczym chmury zwiastujące huragan.

- Tak. - rzucił niedbale i już nie spojrzał na Wiśniowowłosą do końca obiadu.

Syriusz na szczęście powiedział, że sam zataszczy swoją miotłę na boisko, więc Nuria mogła pójść na mecz wraz Dorcas. Rozdzieliły się przy szatniach, a Wiśniowowłosa życzyła jej powodzenia. Meadowes stwierdziła, że rozwali Puchonów, po czym znikła za drzwiami damskiej przebieralni. Nuri bardzo spodobał się hart jej ducha i nawet trochę ją rozśmieszył. Ale spochmurniała przypominając sobie o jej niedawnej rozmowie z Alice, z której wynikało, że nowy artykuł może skomplikować relacje Dor z jej rodzicami. Nie wiedzieli o tym, że należy do drużyny Quidditcha i zapewne chciała, aby tak pozostało.

Zamyślona wspinała się po schodach wprost na trybuny. Obiecała Dorcas, że obejrzy dzisiejszy mecz. W końcu miała debiutować jako nowa szukająca, więc była to dla niej znacząca chwila. Alice i Lily również obiecały, że się pojawią, ale Nuria na razie nigdzie ich nie widziała. Gdy dotarła na trybuny, rozglądała się, szukając przyjaciółek. Wiele osób obserwowało jej poczynania, wymieniaj się zapewne niezwykle ciekawymi uwagami na jej temat.

- Od kiedy jesteś fanką Quidditcha? - podskoczyła, słysząc wesoły głos za swoimi plecami.

Odwróciła się z uśmiechem na ustach i spojrzała w bursztynowe oczy Harkina.

- A ty, od kiedy jesteś fanem drużyny Gryffindoru?

- Kto powiedział, że Gryffindoru? - oświadczył teatralnie wyniosłym głosem. Typowym dla niego. - Może jestem tu dla Puchonów? Pomyślałaś o tym?

- Zdradzasz swój dom? - w jej głosie pobrzmiewała ironia.

- Gdzieżby znowu. - przyłożył rękę do serca, udając urażonego. - Ja tylko szpieguję konkurencję.

Na te słowa Nuria wybuchła gromkim śmiechem. Parę głów odwróciło się w jej kierunku, obserwując z zaciekawieniem dwójkę przyjaciół.

- No dobra szpiegu, pokaż, gdzie siedzisz. - zarządziła, a Harkin zaprowadził ją do wolnej ławki.

Umiejscawiając się po lewej stronie przyjaciela, poczuła, jak lekki wiatr rozwiewa jej włosy. Na dworze było pochmurno i wilgotno. Pogoda zupełnie nie sprzyjała meczowi, ale jak powiedziała Dorcas, gdy szły razem na boisko: „Zawsze jest dobry czas na Quidditcha". Nuria absolutnie nie podzielała jej zdania, ale pokiwała głową, będąc rozbawioną wielką pasją przyjaciółki.

Dumbledore rozglądała się po trybunach, przypominając sobie, jak jakiś czas temu miała tu szlaban. Wzdrygnęła się na myśl o wszelkich gumach przyklejonych do ławek. Niektórzy z uczniów potrafili być naprawdę obrzydliwi.

- Myślisz o gumach? - zapytał szeptem Harkin. Pochylił się w jej stronę, krzywiąc się lekko na twarzy. Najwyraźniej również miał przebłyski z tego koszmaru.

Nuria potaknęła głową, wzdrygając się po raz kolejny.

- Te ławki nigdy już nie będą dla mnie takie same. - stwierdził Ślizgon i jakby dla podkreślenia swej traumy, szybkim ruchem oderwał od niej dłonie. Nuria zachichotała pod nosem.

Chwilę później Harkin odezwał się ponownie, wskazując palcem na coś przed sobą.

- Czy to nie Lily?

Nuria wyprostowała się i skoczyła na równe nogi, wypatrując przyjaciółki ponad głowami uczniów. Gdy w końcu ujrzała rudą czuprynę Evans, pomachała do niej.

- Lily! - zawołała donośnie, przywołując ją ręka.

Rudowłosa odszukała wzrokiem osobę, która tak bezceremonialnie wykrzyknęła jej imię i westchnęła z uśmiechem na widok Nuri. Nie była wcale zaskoczona, że to właśnie ona tak wrzeszczała. Następnie spojrzała się przez ramię. Dumbledore dopiero teraz zauważyła stojącego za Lily Snape'a. Był ubrany cały na czarno, jego przetłuszczone włosy lśniły w szarym świetle popołudnia, a minę miał, jakby był tu za karę.

Lily powiedziała coś do niego z uśmiechem i skierowała się w stronę Nuri i Harkina. Jadnak, zanim zrobiła choćby dwa kroki, została zatrzymana przez Severusa, który złapał ją za ramię. Rudowłosa odwróciła się do niego, nie rozumiejąc, o co może mu chodzić. Stała plecami do dwójki przyjaciół, a Snape spoglądał znad jej ramienia wprost na Nurię i Harkina. Posłał im mrożące krew w żyłach spojrzenie, a następnie ponownie utkwił wzrok w Lily, uśmiechając się miło, jakby właśnie nie próbował zabić wzrokiem jej przyjaciół.

Dumbledore opadła na siedzenie. Wymieniała z Harkinem zaszokowane spojrzenia i oboje zmarszczyli brwi, nie mogąc połapać się w zachowaniu Severusa. W końcu Lily ponownie odwróciła się ku nim, uśmiechając się przepraszająco. Ułożyła dłonie jak do modlitwy, a Nuria zrozumiała, że jej przyjaciółka wcale nie zamierza usiąść obok niej.

Gdy Rudowłosa szła w ślad za Snape'em ku innej ławce, Nuria wpatrywała się w jego plecy tak palącym spojrzeniem, że cudem jego płacz nie stanął w płomieniach.

- Uspokój się. - usłyszała westchnienie Harkina. Poklepał ją kilka razy po kolanie, jakby była zwierzęciem, które próbował powstrzymać przed rzuceniem się na ofiarę.

- Widziałeś to?! - sapnęła rozjuszona. - Co on jej powiedział?! Przecież nie ma prawa decydować za nią gdzie i z kim ma usiąść!

- To Snape. - mruknął Harkin, obserwując gorliwe rozmawiającą Lily wraz ze wspomnianym Ślizgonem. - On jest dziwny.

- To zauważyłam. - fuknęła, wciąż mordując wzorkiem przyjaciela Evans.

W tym samym czasie drużyny obu domów wyleciały na boisko. Mecz miał się za chwilę zacząć.

- Jesteś zazdrosna? - Nuria szybko wróciła głowę ku przyjacielowi, zaskoczona tym pytaniem. Zmarszczyła brwi, wpatrując się w bursztynowe oczy, w których zalśniło rozbawienie.

Po raz kolejny tego dnia usłyszała to pytanie. Wcześniej zadał je Black, naśmiewając się z niej i próbując ją sprowokować. A teraz robił to Harkin.

- Nie jestem zazdrosna. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. - O nikogo. - dodała, wciąż rozpamiętując rozmowę z Blackiem podczas obiadu.

Harkin uśmiechnął się nikle i przekrzywił głowę. Wpatrywał się w nią z politowaniem.

- Nie musisz się tego wstydzić, Ari. - uspokoił ją. - Przyjaciele mogą być zazdrośni o siebie nawzajem.

Nuria wpatrywała się w niego przez pewną chwilę, rozmyślając nad jego słowami. W pewien sposób mógł mieć rację. Spojrzała jeszcze raz na Lily i Snape'a siedzących parę ławek dalej. Wyglądali na takich szczęśliwych i roześmianych.

Tak. Harkin miał rację. Była zazdrosna.

- Możliwe, że to moja wina, że tu nie usiedli. - westchnął brunet, a Nuria z przyjemnością oderwała wzrok od dwójki rozgadanych przyjaciół.

- Dlaczego? - zaciekawiła się.

- Snape'owi chyba wydaje się, że kręcę z Lily. Najwyraźniej nie tylko ty jesteś o nią zazdrosna. - uśmiechnął się kpiąco, a Nuria wywróciła oczami. - Z resztą nie bardzo znam się z Severusem. On zadaje się z najdziwniejszymi typami ze Slytherinu, więc nie chcę mieć z nim zbyt wiele wspólnego.

Wiśniowowłosa niekontrolowanie przysunęła się w jego stronę.

- Jakimi typami?

- Kojarzysz Avery'ego i Mulicibera? Tych, co znęcali się nad tym pierwszoroczniakiem, któremu pomogłaś? - sprostował, również pochylając się konspiracyjnie ku przyjaciółce.

Gdy Nuria usłyszała owe nazwiska, jej pięści samoistnie się zacisnęły. Przypomniała sobie tę wstrętną dwóję Ślizgonów i przestraszonego Puchona, który mógł skończyć bardzo źle, gdyby akurat tego dnia się na nich nie natknęła.

Ona również mogła skończyć bardzo źle, gdyby Black akurat nie szedł tamtym korytarzem.

Pokręciła głową, pozbywając się tej niedorzecznej myśl.

- Z t y m i typami się zadaje?! - poniosła głos, trzęsąc się ze złości. O mało nie skoczyła na równe nogi i nie podbiegła do Severusa, aby wytarmosić go za kołnierz. - Lily o tym wie? - wpatrywała się w Darcy'ego z szokiem.

Harkin przez chwilę się zawahał, ale w końcu spojrzał ponad ramieniem Nuri na roześmianą Evans i Snape'a. Sekundę później ponownie skupił się na Wiśniowowłosej i wzruszył ramionami.

- Zdaje mi się, że tak. - odparł nieśpiesznie. - Wszyscy o tym wiedzą. Oprócz ciebie. - dodał z przepraszającą miną, jakby współczuł Nuri, że jest w szkole tak krótko.

Dumbledore nic nie powiedziała. Wpatrywała się jedynie w bursztynowe oczy przyjaciela, jakby szukała w nich wyjaśnienia. W końcu opuściła głowę, wpatrując się w swoje czarne oxfordy, zaprzestając poszukiwań. Ponownie zerknęła na roześmianą Lily i jej „najlepszego przyjaciela".

- Dlaczego się z nim przyjaźni? - zapytała słabym głosem, nawet nie spoglądając na Harkina. - Przecież Avery wyzywa wszystkich czarodziejów z rodzin mugolskich.

- Tak. - przyznał z westchnieniem. - Słyszałem, że w tamtym tygodniu napadł na jakąś uczennicę.

- Przecież to niemożliwe, żeby Lily przyjaźniła się z kimś takim. - oburzyła się po raz kolejny, nie potrafiąc uwierzyć, że jej rudowłosa współlokatorka zadawała się ze Snape'em. Ich znajomość nie miała sensu.

Evans nie znosiła osób, które nękały innych, a przecież Severus należał właśnie do tego typu uczniów. Zadawał się z dwójką największych poczwar, jakie kroczyły po korytarzach Hogwartu, zatem musiał być taki sam jak oni. Więc czemu przyjaźnił się z Lily? Przecież nie szanował uczniów z rodzin mugolskich.

To wszystko nie miało sensu!

- Sama nie znasz Snape'a dość dobrze, żeby formować na jego temat jakieś okrutne opinie. - wzdrygnęła się, wyrwana z rozmyślań. Odwróciła się do Harkina, który posyłał jej ostrzegawcze spojrzenie. - Więc nawet nie wymyślaj żadnych planów, jak zakończyć jego przyjaźń z Lily.

- Skąd w ogóle taki pomysł? - przybrała obroną pozę, zakładając ręce na piersi.

Palec wskazujący Harkina wystrzelił w jej stronę oskarżycielsko.

- Znam tę minę.

- Jaką minę? - wywróciła oczami zmęczona jego zarzutami.

- Lawirantki.

- Przestań. - prychnęła, głęboko rozbawiona jego niedorzeczną wypowiedzią, ale bardziej znajomością tak wyszukanych słów. - Nikim i niczym nie lawiruję. W życiu nie lawirowałam.

Pokręciła głową, załamana nad tym, jak niedorzecznie zabrzmiała.

Lawirantka? Jeszcze czego!", prychnęła pod nosem na to określenie i spiorunowała bruneta wzrokiem.

- Tak. Tak. - wymruczał Harkin przeciągając litery. Zupełnie je nie wierzył.

- Po prostu nie potrafię tego zrozumieć. - broniła się Nuria, czerwieniąc się ze złości. - Jak ona może się z nim przyjaźnić? W dodatku to oczywiste, że próbuje nam ją odebrać.

- I ty mówiłaś, że nie jesteś zazdrosna? - Harkin posłał jej jeszcze jedno wymowne spojrzenie, które ona podsumowała wściekłym prychnięciem. - Snape różni się od Avery'ego i Mulicibera. Nie jest aż taki zły. Może trochę dziwny, ale jest Prefektem i nigdy nie robi niczego, co miałoby komuś zaszkodzić.

Nuria naburmuszyła się, dobrze wiedząc, że nie istnieje sensowny kontrargument na jego zapewnienia. Jednakże i tak burknęła:

- Ale odciągnął Lily. To szkodzi naszej przyjaźni.

Harkin pokręcił głową ze śmiechem i zahuśtał się na ławce. Musiał przyznać, że Nuria zachowywała się bardzo uroczo, tak martwiąc się o Lily.

- Jedne co szkodzi waszej przyjaźni to twoje dramatyzowanie. - odparł spokojnym głosem i wskazał otwartą dłonią na Rudowłosą i Severusa. Nuria musiała zatem spojrzeć w ich kierunku. - Przecież tylko sobie rozmawiają.

Jednak Nuria zupełnie zignorowała jego dość sensowną wypowiedź i po raz kolejny wpatrzyła się w plecy Snape'a jakby chciała wypalić dziurę w materiale jego płaszcza.

- Wiedziałam, że coś było z nim nie tak. On mnie nie lubi. Na spotkaniu Klubu Ślimaka olał mnie totalnie. - warczała pod nosem.

- I dlatego, że ktoś cię nie lubi, musi być od razu dziwny?

Na to bezceremonialne pytanie odwróciła się do Darcy'ego z szybkością światła. W jej oczach tlił się szkarłatny błysk.

- Tego nie powiedziałam! - zawołała, brzmiąc jak naburmuszona trzyletnia dziewczynka.

- Nuruś!

Głowy Dumbledore i Darcy'ego zwróciły się ku nadchodzącej dziewczynie, na której ramię opadał francuski warkocz. Wraz z jej przybyciem, nikłe promienie słońca przebiły się przez chmury, sprawiając wrażenie, jakby jej włosy zostały stworzone ze szczerego złota.

- No cześć, Alice. - przywitała przyjaciółkę Nuria, starając się przybrać na twarz, chociaż cień uśmiechu.

Balter wyszczerzyła się szeroko i z gracją opadła obok Wiśniowowłosej. Gdy zauważyła Ślizgona siedzącego po drugiej stronie przyjaciółki oniemiała. W mgnieniu oka pochyliła się ku Nuri, ciągnąć ją za ramię i szepnęła z ekscytacją do jej lewego ucha.

- Na Merlina, Nuria. Przecież to Cud. - zapiszczała, a Dumbledore skrzywiła się, czując ból rozchodzący się po je skroni.

- Żaden Cud. - wywróciła ostentacyjnie oczami. - To po prostu Harkin.

- Jesteście na randce? Niesamowite! - klasnęła podekscytowana w dłonie. Nuria skrzywiła się z niesmakiem. - Niech tylko Dor się o tym...

- Nie jesteśmy na randce. - wywód Alice, przerwał sam Darcy, który wychylił się, aby spojrzeć w jej piwne oczy, które w tym momencie rozszerzyły się z szoku. - Chyba nigdy nie mieliśmy szansy się dokładniej poznać. Harkin Darcy. - wystawił przed siebie dłoń.

- Jakiż on szarmancki. - blondynka szepnęła z podziwem do Nuri, która ponownie wywróciła oczami. - Alice Balter. Mieszkam razem z Nurią. - uścisnęła dłoń Ślizgona ze szczerym uśmiechem.

- Wiem. - odparł życzliwym tonem, zabierając rękę. - Dużo o tobie opowiadała.

- Serio?! - wyszczerzyła się jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle możliwe. - Mi o tobie wspominała tylko parę razy.

- Mam wielką nadzieję, że nie mówiła niczego ośmieszającego.

Nuria prychnęła zirytowana tym, że rozmawiają o niej, jakby wcale jej tam nie było. Ty bardziej, że siedziała pomiędzy nimi.

- Tylko o tym, że wcale, ale to wcale ze sobą nie kręcicie i jesteście tylko przyjaciółmi. - wyznała Alice sarkastycznym tonem. - W co nie chce mi się zbytnio wierzyć, jeśli mam być szczera. Nuruś jest taka piękna i ma te swoje włosy. Kto by za nią nie szalał?! - zachwycała się, pokazując na przyjaciółkę, jakby ta była sukienką na wystawie.

- To prawda.

Na to uprzejme stwierdzenie chłopaka, idealnie wyregulowane brwi Alice uniosły się, a jej oczy zaświeciły znanym już Nuri blaskiem, który wcale nie zwiastował niczego dobrego.

- Co jest prawdą? - przybrała minę niewiniątka. - To, że ze sobą nie kręcicie, czy to, że Nuria jest ładna?

Harkin zaśmiał się donośnie, dobrze wiedząc, że dziewczyna próbuje go sprowokować. Zaśmiał się jeszcze głośniej, gdy zauważył naburmuszoną minę Wiśniowowłosej. Jednakże, gdy w końcu się uspokoił, spojrzał na Alice z cwaniackim uśmieszkiem i szepnął tylko konspiracyjnie:

- Tajemnica.

Alice wręcz podskoczyła na ławce.

- Oh! Jesteś taki zawadiacki! - następnie zwróciła się do Nuri, która wciąż krzywiła się z niesmakiem. - Lubię go! Słyszałaś Nuruś? Akceptuję wasz związek!

- Nie ma żadnego związku, Alice. - burknęła umęczona Dumbledore, opierając głowę na ręce z donośnym świstem.

- Nie zwracaj na nią uwagi. - Harkin machnął ręką. - Takie gbury jak ona nie potrafią się pośmiać.

Nuria już miała mu się odgryźć, ale wtem odezwała się Alice.

- W sumie czasami Nuria naprawdę bywa za poważna. - zamyśliła się. - Chodzi z tą ponurą miną, jakby przebiegło po niej stado buchorożców. Ale i tak jest zabawniejsza od Lily. - wyznała, przybierając ten typowy dla niej, plotkarski ton. - Ona to naprawdę nie potrafi sobie luźno pożartować

- Coś o tym wiem. - stwierdził Harkin z miną pod tytułem: „Wreszcie ktoś normalny, kto myśli tak samo, jak ja!".

A przynajmniej tak stwierdziła Nuria, która zaczynała żałować, że ta dwójka jej przyjaciół się poznała. Była przekonana, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. A na pewno nic dobrego dla niej.

Mecz towarzyski właśnie się rozpoczynał, co sprawiło, że Alice wreszcie zwróciła się do Dumbledore:

- A właśnie. Gdzie Lily?

- Snape nam ją ukradł. - warknęła Nuria, czując wielką potrzebę obrażenia słownie tego Ślizgona.

- Siedzi tam. - Harkin wskazał ręką na Evans.

Gdy Alice odwróciła głowę w tamtym kierunku, jej francuski warkocz o mało nie uderzył Dumbledore w nos. Dostrzegając Rudowłosą, stwierdziła z uśmiechem:

- Severus ma ładny płaszcz.

Nuria wyprostowała się ja struna, czując rozdrażnienie.

- Alice. - wysyczała, a blondynka odwróciła do niej z ciekawością wymalowaną na twarzy. - Umówiłyśmy się z nią, że obejrzymy razem mecz, a Snape powiedział jej, żeby z nami nie siadała i ją odciągnął.

Balter pokiwała głową i ponownie spojrzała w kierunku Lily. Po sekundzie odezwała się ponownie, zupełnie ignorując wypowiedź Wiśniowowłosej:

- Ciekawe, jaki to materiał.

Nuri zabrakło słów.

- Wygląda na wełnę. - stwierdził Harkin, przyglądając się Snape'owi.

Alice przekrzywiła głowę, mówiąc:

- Mnie bardziej na kaszmir.

Nuria warknęła pod nosem, czując się kompletnie olaną. Nie lubiła być ignorowana. Tym bardziej, kiedy jej przyjaciele uważali, że płaszcz Snape'a jest o wiele bardziej godny uwagi niż ona.

Podczas gdy Alice i Harkin wciąż kontemplowali nad materiałem płaszcza, Wiśniowowłosa ułożyła głowę na zgiętych dłoniach, które ułożyła na udach. Obserwowała rozpoczynający się mecz, klnąc pod nosem.

Nie znosiła Snape'a.

Nie znosiła dzisiejszego dnia.

I nie znosiła Quidditcha.

Ktoś z drużyny Gryffindoru właśnie przeleciał niedaleko sekcji trybun, w której siedziała. Przydługie, czarne włosy rozwiały się na wietrze, kiedy posłał grupce dziewczyn huncwocki uśmiech. Głośne piski dotarły do jej uszu.

Zagryzła zęby.

Ale Syriusza wciąż nie znosiła najbardziej.

Mecz trwał już co najmniej pół godziny, a Syriusz wciąż nie mógł się skupić na grze. Jego myśli latały pomiędzy dzisiejszym szlabanem, trafieniem do bramki, a wiśniowowłosą czupryną, którą dostrzegał na trybunach. Jego oczy wciąż, ale to wciąż uciekały w jej kierunku. Siedziała z tym irytującym Darcym, który był o wiele za blisko niej. Alice znajdowała się po jej drugiej stronie jak zawsze z uśmiechem na ustach. Rozmawiała swobodnie z Harkinem nad zgarbionymi plecami Wiśniowowłosej.

„Bardzo dobrze", pomyślał. Zajmowała czymś Ślizgona, więc nie zagadywał Nuri, która nie powinna skupiać się na Harkinie, tylko na nim i na jego grze.

Ale Dumbledore patrzyła wszędzie tylko nie na niego. Poczuł się tak samo sfrustrowany, jak po jej pytaniu o Remusa na obiedzie. Mocno zacisnął palce rąk na czubku miotły.

Zaprzestał wpatrywania się intensywnie w Wiśniowowłosą, dopiero gdy przed jego nosem śmignął Tłuczek, o mało nie zwalając go z miotły. Zamrugał jakby wybudzony ze snu i przypomniał sobie, co właściwe robił i gdzie się znajdował.

- Łapa! Skup się! - usłyszał krzyk Rogacza, który tylko śmignął obok pędząc z kaflem do bramki Puchonów.

Syriusz potrząsnął głową, powracając do teraźniejszości i starając się ze wszystkich sił nie patrzeć w kierunku Nuri Dumbledore.

Wykonał precyzyjny unik w ostatnim momencie. Tłuczek ominął go ponownie, lecąc z szybkością światła. Pomknął w kierunku Jamesa, ustawiając się w taktycznym miejscu. Sprawiał wrażenie, jakby zamierzał przejąć kafla, więc jeden ze ścigających Puchonów zablokował go. Jednak nie taki był plan Gryfonów.

Syriusz machnął do Franka Longbottoma, który był jednym z dwóch pałkarzy w ich drużynie i dał mu znak, aby przyjął ustaloną taktykę.

Frank mocnym ruchem wycelował Tłuczkiem w kierunku jednego ze ścigających przeciwnej drużyny, który stał na drodze do bramki Puchonów. Tłuczek trafił w cel, sprawiając, że James mógł z łatwością przedostać się do trzech obręczy przeciwników. Potter niedługo potem zdobył dziesięć punktów dla Gryffindoru.

Syriusz wykonał jeszcze kilka pięknych akcji, niektóre w asyście z Jamesem, a niektóre z trzecim ścigającym - Thomasem Lowellem. Chociaż z tym drugim o wiele rzadziej, ponieważ Lowell wolał działać w pojedynkę.

Po tym, jak rzucony przez niego kafel przeleciał przez obręcz Puchonów, przybił piątkę z Rogaczem, ciesząc się z kolejnych dziesięciu punktów. Tylko na chwilę zerknął w stronę trybun, odszukując wzrokiem wiśniowowłosą czuprynę. Jednak Nuria już nie siedziała spokojnie na ławce. Podskakiwała wraz z Alice, krzycząc coś zawzięcie. Syriusz powiódł spojrzeniem w kierunku, w którym spoglądały i zauważył mknącą Dorcas. Leciała parę cali nad ziemią, ramię w ramię z szukającym Puchonów. Złoty znicz błysnął, próbując uciec od wyciągniętej ręki Meadowes.

Syriusz wstrzymał oddech. Jego wzrok biegał pomiędzy skupioną Dorcas a rozemocjonowaną Nurią. Wiśniowowłosa kibicowała przyjaciółce z całych sił. Wyglądała uroczo, tak skacząc i krzycząc. W ogóle nie przejmowała się tym, jak komicznie wygląda. Prychnął pod nosem, rozbawiony jej widokiem.

Jednak Nuria nagle przestała skakać, a na jej twarzy odmalowała się jedynie rozpacz. Syriusz przeklął w myślach, dobrze wiedząc, co to oznacza.

Spojrzał na Dorcas, w której rękach znajdowała się jedynie jej głowa. Obraz załamania - to właśnie zobaczył.

Puchoni zaczęli wiwatować, rozkoszując się wygraną. Gdy wszyscy już wylądowali na murawie, ktoś podziękował mu za mecz, ale niezbyt zwrócił na niego uwagę. Jego wzrok był wciąż skupiony na Dorcas, która stała bez ruchu, wpatrując się pustym wzrokiem w murawę. Znał to uczucie. Tę pustkę, która towarzyszy pierwszemu przegranemu meczowi. On również tego doświadczył. Jego pierwszy mecz w życiu, również zaliczał się do katastrof.

Stanowczym krokiem podszedł do Meadowes. Jej czekoladowe oczy zostały przysłonięte mgłą. Dziewczyna była na skraju płaczu.

Gdy powoli otoczył ją ramieniem, spojrzała na niego z przestrachem.

- Chodź. - zwrócił się do niej z łagodnym uśmiechem. - Zabiorę cię stąd.

Dorcas nie protestowała, gdy zaprowadził ją w stronę szatni. Nie protestowała też, gdy wszedł tam za nią i usadził ją na drewnianej ławce. Nie odezwała się, gdy przetarł jej spoconą twarz wilgotnym ręcznikiem.

Chwilę później do damskiej szatni wszedł James. Dorcas skuliła się w sobie na jego widok. Gdy okularnik przykucnął przed nią, zaraz obok Syriusza, wydukała:

- Przepraszam.

Dwójka Huncwotów spojrzała na siebie i wymieniła jednoznaczne uśmiechy.

- Nie masz za co przepraszać. - rzekł James, spokojnym głosem.

- Oczywiście, że mam! - oburzyła się Dorcas i wpatrzyła się w jego orzechowe tęczówki z zacięciem. - Uwierzyłeś we mnie, a ja wszystko sknociłam. Widziałam, jak bardzo starałeś się wprowadzić nową taktykę. Przecież tak bardzo ci zależało, a ja...

- To tylko mecz towarzyski, Dor. Twoje umiejętności nie ograniczają się jedynie do tego meczu. Stać cię na o wiele więcej. Obserwowałem cię na treningach i dobrze o tym wiem. - James uśmiechnął się delikatnie, a dziewczyna zmarszczyła brwi. Zanim zdołała znowu coś powiedzieć, dodał: - Każdemu z nas zdarzają się porażki.

- Dokładnie. - zgodził się Syriusz z błyskiem w oku. - Nie wiem, czy pamiętasz, ale gdy my pierwszy raz graliśmy mecz, skończyliśmy w Skrzydle Szpitalnym. Krukoni pobijali nas jakbyśmy byli dwoma piniatami. - zaśmiał się głośno na to stwierdzenie.

- Miałeś nos większy od Tłuczka, którym oberwałeś. - zarechotał Potter, wskazując na przyjaciela.

- A ty tak powykrzywianą rękę, że mogłaby robić za korkociąg! - odparował Syriusz z szerokim uśmiechem.

Obaj Gryfoni zaśmiali się razem donośnie, powodując, że na usta Dorcas również wpłynął mały uśmiech. Pokręciła głową rozbawiona ich głupotą.

- Dzięki, chłopaki. - powiedziała już zupełnie uspokojona.

Syriusz i James ponownie wymienili się tajemniczymi spojrzeniami i zawołali w tym samym momencie:

- Huncwoci zawsze do usług!

Chwilę później, gdy chłopcy opuszczali już damską szatnię, aby udać się do męskiej, Syriusz spostrzegł, jak na twarz Dor wraca ta sama zaciętość, która towarzyszyła jej codziennie. Wierzyła w siebie i swoją siłę, a to było najważniejsze. Ważniejsze nawet od wygranego meczu.

W męskiej szatni Gryfonów James pogratulował wszystkim meczu, sprawiając, że drużyna odzyskała ducha walki. Syriusz przyglądał się, jak jego przyjaciel wymienia się uwagami z pozostałymi członkami. Właśnie dlatego Rogacz był o wiele lepszych kapitanem od Lowella. Potrafił słuchać członków swojej drużyny i traktował ich jak równych sobie.

Co do samego Lowella, siedział właśnie podirytowany na ławce i zdejmował ochraniacze. Chyba poczuł na sobie spojrzenie Łapy i podniósł na niego swój wzrok.

- Czego, Black? - fuknął.

- Oj, już się tak nie bocz. - mruknął do niego słodkim głosem. - Przecież to nie twoja pierwsza przegrana.

Lowell zaczął drżeć na całym ciele, widocznie rozzłoszczony. Syriusz wiedział, że jego cios był celny. Były kapitan miał wielkie kompleksy, jeśli chodziło o brak jakichkolwiek Pucharów Quidditcha na jego koncie. Posiadał natomiast na nim niezliczoną ilość przegranych. A właściwie tylko ich.

- Gdyby nie ta głupia baba rozwalilibyśmy Puchonów w sekundę! - wycedził Lowell, rzucając jedną ze swoich skórzanych rękawic na podłogę. Oczywiście miał na myśli Dorcas, bo kogóż by innego.

Na jego słowa w szatni zapanowała bezwzględna cisza. Syriusz spiorunował Thomasa wzrokiem i już zamierzał wygarnąć mu co myśli o jego szowinistycznych poglądach, gdy poczuł, jak James kładzie na jego ramieniu dłoń. Próbował go uspokoić, a Łapa nie zamierzał się temu sprzeciwiać. Tutaj to Potter był kapitanem.

- Dorcas jest członkiem tej drużyny i będzie, czy ci się to podoba, czy nie. Najwyższy czas się z tym pogodzić. - oznajmił James głosem nieznoszącym sprzeciwu. Spoglądał na siedzącego Lowella z góry.

- Nie mów mi co mam robić. - warknął blondyn.

- Tutaj to ja wyznaczam zasady, nie ty. Już nie ty. Na własne życzenie. - odparł James, górując nad nim nie tylko postawą, ale i siłą, z jaką jego słowa dotarły do umysłu innych.

Syriusz nie potrafił zrozumieć, jak wielkim idiotą trzeba było być, aby zrezygnować z pozycji kapitana na własne życzenie i jeszcze robić wszystkim wyrzuty, że się nim nie jest. Lowell najwyraźniej posiadał tylko kilka szarych komórek, które w większości zapewne pożytkował na wypowiadaniu swoich bezmyślnych uwag.

Walka na spojrzenia Jamesa i Thomasa trwała jeszcze chwilę, zanim ten drugi nie mruknął czegoś niezrozumiałego pod nosem i na powrót skupił się na zdejmowaniu ochraniaczy. James uśmiechnął się zadowolony z wygranej i odwrócił się do Syriusza.

- Nie zaczynaj niepotrzebnych kłótni. - mruknął okularnik, a Black uśmiechnął się krzywo rozbawiony tą poważną stroną przyjaciela. Wydawała mu się przezabawna i irracjonalna.

- Jasne, kapitanie! - zawołał posłusznie i ruszył wraz z Jamesem do ich szafek, które znajdowały się obok siebie.

Zdjęli ochraniacze, strój do Quidditcha i ruszyli pod prysznic. Szybko się orzeźwili i wysuszyli, następnie wracając do szafek, aby się przebrać. Kiedy James miał na sobie dżinsy i rozpiętą koszulę wyciągnął z kieszeni spodni do Quidditcha małą kartkę, którą następnie rozłożył. Wpatrując się w zdjęcie Lily westchnął cierpiętniczo i bąknął pod nosem:

- Czemu nie przyniosłaś mi szczęścia, Liluś? Co zrobiłem źle?

Syriusz wywrócił oczami, dołując się nad idiotycznym zachowaniem najlepszego przyjaciela.

- Wydaje mi się, że twoja Liluś była dzisiaj bardziej skupiona na gadaniu ze Smarkerusem niż na podziwianiu twojej gry. - wyrzucił z siebie Black, z trudem określając tak Evans.

Potter opadł bez sił na ławkę, wciąż wpatrując się w zdjęcie ukochanej.

Łapa po raz kolejny wywrócił oczami i sięgnął po czarne spodnie. Gdy je rozłożył, zauważył, że z ich przedniej kieszeni coś wypadło. Zaraz obok jego bosych stóp leżała biała wstążka, która wypadła z włosów Nuri podczas ich dzisiejszego szlabanu.

Syriusz schylił się, aby ją podnieść. Jej materiał był taki gładki, przesuwając się między jego palcami. Zastanawiał się, czy włosy Nuri są równie delikatne. Uśmiechnął się nikle, przypominając sobie jak rozwalone zazwyczaj były. Był pewien, że Wiśnia nigdy ich nie czesała.

- Ty też masz szczęśliwy talizman? - podskoczył w miejscu, słysząc pytanie Jamesa. Spojrzał na niego, czując się przyłapanym na gorącym uczynku. Tylko właściwe co takiego złego robił?

Policzki Syriusza stały się nadzwyczaj gorące. Serce załopotało mu w piersi jak podczas najlepszej akcji dzisiejszego meczu. Ale przecież nie był już na boisku. Stał przed swoim przyjacielem, pół nagi i przejeżdżał palcami po materiale białej wstążki, zastanawiając się, czy włosy Nuri Dumbledore — tej wiśniowowłosej wariatki — są równie miękkie. W dodatku właśnie pomyślał, że gdyby tylko miał przy sobie wstążkę, może mecz nie poszedłby tak źle? Może wszytko stałoby się łatwiejsze?

Syriusza sparaliżował strach. Dzisiaj za dużo razy myślał o tej dziewczynie z przedziwnym kolorem oczu i włosów. O wiele za dużo!

- Łapa? - Potter wyglądał na zmartwionego.

Black zdał sobie sprawę, że stoi tak milcząc już przez jakiś czas. Odchrząknął, jakby nie mówił od bardzo długiego czasu, a gdy w końcu się na to zdobył, warknął pod nosem:

- Nie.

Rogacz spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi. Musiał zadać pytanie jakiś czas temu, skoro nie wiedział, że Łapa na nie odpowiada.

- Nie mam żadnego szczęśliwego talizmanu. - sprostował Syriusz zdecydowanym tonem.

Następnie wrzucił do swojej szafki białą wstążkę, zawalając ją stosem ochraniaczy. Przecież nic dla niego nie znaczyła. Tak samo, jak Nuria Dumbledore.

Potter nie pytał już o nic więcej. Razem ubrali się i kilka minut później opuścili szatnię, przed której wejściem stał Peter. Przywitali się z przyjacielem i śmiejąc się z głupich żartów Jamesa, skierowali się do zamku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro