XXIII. Nowa bohaterka
Dwa dni później w Proroku Codziennym ukazał się artykuł dotyczący uwolnienia chochlików przez Nurię Dumbledore. Napisany - jak można się spodziewać - przez tajemniczego M. Chwalono w nim asertywność oraz poświęcenie młodej czarownicy. Zaznaczono, jak dzielnie się zachowała, broniąc stworzeń, które zostały wystawione na pastwę Ministerstwa Magii. M stwierdził również, że Nuria po raz kolejny przeciwstawiła się rządowi i zyskuje dzięki temu jeszcze większe uznanie w świecie czarodziejskim. Na sam koniec nazwał ją nową bohaterką.
Nuria cieszyła się jedynie z faktu, że w artykule pominięto udział Harkina i Lily w kradzieży.
Od niedzielnego poranka cały Hogwart huczał, rozprawiając tylko i wyłącznie o zachowaniu sławnej Wiśniowowłosej czarownicy. Uczniowie przyglądali się jej albo z podziwem, albo z przestrachem. Obserwowali jej każdy ruch. Niektórzy nawet do niej podchodzili i z przymilnymi uśmiechami rozwodzili się na temat jej odwagi.
Nuria zauważyła, że kilka uczennic zaczęło upinać włosy białymi kokardami z tyłu głowy, zupełnie jak ona. Nie wiedziała dlaczego, ale okropnie ją to zdenerwowało. Czuła się jak wystawiona na pokaz statua. Albo piękny obraz, któremu tłumy przyglądają się uważnie, próbując zrozumieć jego głębszy sens i zamysł autora.
Ale Nuria była co najwyżej bazgrołem trzyletniego dziecka.
Po ogólnozbiorowej fascynacji jej osobą zdołała odetchnąć dopiero gdy Albus nakazał jej przyjść przed niedzielnym obiadem do swojego gabinetu. A to tylko świadczyło o tym, że było już naprawdę źle.
Siedząc w jego gabinecie, uniosła głowę i spojrzała na sufit. Westchnęła z ulgą i bardziej rozłożyła się w fotelu. Bolała ją głowa, była zirytowana i absolutnie zdegustowana artykułem, który właśnie czytał Albus. Siedział za swoim biurkiem i któryś raz z kolei przeglądał Proroka. Na jego twarzy nie malowało się absolutnie nic, co mogłoby zbliżyć Nurię do zrozumienia jego emocji.
Minęło może dwadzieścia minut, zanim Albus podniósł na nią swój wzrok. Odłożył gazetę powolnym ruchem na biurko i oparł głowę na złożonych dłoniach.
- Planujesz zostać nową bohaterką? - zapytał niespodziewanie spokojnym tonem. Nuria zmarszczyła brwi.
- Nie wydaje mi się, abym pasowała na takie stanowisko. - burknęła z ignorancją. Założyła ręce na piersi i zmarkotniała.
- Więc dlaczego robisz wszytko, aby tego od ciebie oczekiwano? - zapytał, mrużąc oczy.
Nuria mu nie odpowiedziała. Nie wiedziała nawet, co miałaby powiedzieć. Nie robiła niczego, o czym mówił jej wujek. Próbowała tylko ratować rzeczy, na których jej zależało, kiedy inni próbowali je zniszczyć. Nie była żadną bohaterką. Miała piętnaście lat, codziennie zmagała się z bólem głowy, czerwieniła się czytając mugolskie romanse, a kiedy jakiś rozchichotany pierwszak prosił ją o autograf, traciła umiejętność normalnego wysławiania się. Nie była materiałem na jakąś tam bohaterkę.
- Muszę z tobą porozmawiać o traktowaniu magicznych stworzeń w Hogwarcie. - oświadczyła po chwili milczenia.
- Dobrze. Co takiego masz mi do powiedzenia? - jego twarz była nieustannie beznamiętna. Jednak Nuri to nie zraziło.
- Dlaczego pozwalasz, aby trzymano je w klatkach? Przecież magiczne stworzenia muszą żyć na świeżym powietrzu.
- Dotychczas taki system sprawdzał się dobrze. - oświadczył. Nuria wbiła paznokcie w swoje przedramiona i łypnęła na niego wściekle.
- A chciałbyś, aby całe życie ciebie trzymano w jednej klatce?! - warknęła. Nie mogła uwierzyć w bezduszność i ograniczenie umysłowe swojego wujka. Poczuła jak tost z dżemem brzoskwiniowym, którego wmusiła w siebie na śniadaniu, przewraca się niebezpiecznie w jej żołądku. Robiło jej się niedobrze.
Albus wpatrzył się w nią bardzo uważnym wzrokiem. Przez kilka minut siedzieli w milczeniu, tylko obserwując siebie nawzajem. Następnie dyrektor wydał z siebie pociągłe westchnienie i odchylił się w fotelu.
- Co zatem proponujesz? - Nurię ogromnie zdziwiło to pytanie. Nie była na nie przygotowana. Nie miała jakiegoś konkretnego planu.
- Uwolnij magiczne stworzenia z klatek i pozwól im żyć na dworze. - wyprostowała się w fotelu i ułożyła dłonie na kolanach.
- Nie mamy ku temu możliwości. - oświadczył. - Nie wszystkie stworzenia mogą przebywać na wolności. - Nuria skrzywiła się, uświadamiając sobie, że Albus ma rację.
Niektóre zwierzęta pochodziły przecież z innych krajów, więc północy klimat mógł być dla nich wręcz zabójczy. Gdyby istniał jakiś sposób, żeby stworzyć dla nich jak najlepsze warunki...
Nuria nabrała niespodziewanie powietrza w płuca. Oczywiście, że istniał taki sposób!
Przypomniała sobie szklarnię w Dumbledore Mansion. Była nie tylko domem dla ciepłolubnych magicznych roślin, ale również dla stworzeń, które wolały cieplejszy klimat.
- Zbuduj szklarnię. - wypaliła, a oczy Albusa rozszerzyły się w zaskoczeniu. - Taką jak w Dumbledore Mansion.
- To bardzo kosztowna inwestycja. - mruknął pod nosem, jednak Nuria zauważyła na jego czole małą zmarszczkę, która świadczyła o tym, że istotnie zastawania się nad jej słowami.
- Widziałam ruiny jakiejś altany na błoniach. - przerwała jego rozmyślania. Przypomniała sobie jak pierwszego dnia w Hogwarcie biegła przez nią, chcąc złapać Fawkesa. Budynek był wysoki i dostatecznie duży, aby go wykorzystać. - To byłoby naprawdę idealne miejsce.
Albus chwilę przyglądał się rozemocjonowanej podopiecznej. Później pokiwał niespiesznie głową, a Nuria głośno wypuściła powietrze z płuc.
- Modernizacja potrwałaby kilka miesięcy. - stwierdził. - Ale myślę, że mogłoby się udać.
- Jesteśmy czarodziejami, do jasnego Merlina. Damy rade zrobić to jeszcze szybciej. - palnęła z podekscytowanym błyskiem w oczach.
- Zastanowię się nad tym. - wyznał, ale po chwili uśmiechnął się smutno. - Jednak ten pomysł musi zostać jeszcze zaakceptowany przez Radę Nadzorczą.
„Cholerna Rada Nadzorcza", burknęła w myślach.
- A jak dobrze wiesz, niektórzy z jej członków nie są ostatnio przychylni twojemu działaniu. - posłał jej wymowne spojrzenie, a Nuria tylko prychnęła pod nosem. - Jeśli już mowa o Radzie. - Wiśniowowłosą zaciekawiła próba zmiany tematu. - Zatwierdzili decyzję dotyczącą mugolskich książek.
Nuria otworzyła oczy ze zdziwienia. Następnie skoczyła na równe nogi i dwoma susami dotarła do biurka wuja. Oparła się o nie dwoma rękami i pochyliła się w stronę Albusa z szerokim uśmiechem.
- Chcesz powiedzieć, że wrócą na normalne półki biblioteki?! - wręcz wysapała.
- Tak. Zostanie im przydzielona oddzielna półka w przedniej części biblioteki. - już nawet Albus nie ukrywał uśmiechu.
Nuria oderwała się od biurka i zaklaskała w dłonie.
- Dziękuję wujku. - posłała mu szeroki uśmiech, na co ten pokręcił tylko głową.
Nie mogła się doczekać, aż o wszystkim opowie swoim przyjaciołom.
Gdy tylko Nuria wróciła do dormitorium, wskoczyła na łóżko Lily. Rudowłosa czytała właśnie jakąś książkę, która pod wpływem nagłego skoku wypadła jej z rąk. Dumbledore opowiedziała jej o decyzji dyrektora, a Lily nie posiadała się z radości. Później wyjawiła jej plany związane z wybudowaniem szklarni. We dwie były tak podekscytowane, że prawie spadły z łóżka.
Następnie, stwierdziły, że o wszystkim muszą powiedzieć Harkinowi. Wybiegły z dormitorium najszybciej, jak potrafiły i przebiegły przez Wieże Gryffindoru wyglądając jak typowe wariatki. Skierowały się do lochów, gdzie znajdował się Pokój Wspólny Slytherinu. Na szczęście właśnie wchodziła do niego jakaś Ślizgonka - która oniemiała na widok Nuri - i poprosiły ją, aby zawołała Harkina. Zniknęła na kilka minut, a później z Pokoju Wspólnego wyszedł nieco zdezorientowany Darcy.
Kiedy Nuria go ujrzała, wręcz rzuciła mu się na szyję. Później razem z Lily opowiedziały Harkinowi o decyzji dyrektora, do której w dużej mierze przyczyniło się ich wspólne działanie. Brunet uśmiechał się szeroko i stwierdził, że w trójkę są naprawdę niepokonaną drużyną. Gryfonki musiały przyznać mu rację.
Potem skierowali się razem na błonia, aby zobaczyć miejsce, w którym w przyszłości miała powstać szkolna szklarnia. Na dworze było całkiem ciepło, choć niebo pokrywała szarość. Nie wiał wiatr, więc mogli wyjść na błonia bez jakiegoś cieplejszego okrycia. Przebiegli w trójkę przez drewniany most, który niebezpiecznie skrzypiał pod wpływem ich nagłych ruchów. Minęli Kamienny Krąg i zeszli z drużki, która prowadziła do chatki Hagrida.
Chwilę później wbiegli na białą, grafitową posadzkę w kształcie sześcianu. Nad nimi wzbijał się wysoki, szpiczasty dach, wzmocniony na dwóch ostatnich stojących kolumnach. Reszta budynku była zniszczona.
Harkin kopnął jeden z walających się dookoła kamieni i stwierdził:
- Nie dziwię się, że dyrektor potrzebuje kilku miesięcy na odbudowę. - posłał dziewczynom rozbawione spojrzenie. Później przysiadł na ostatkach kamiennej ławy i rozejrzał się po ruinach. - Co to właściwie za miejsce?
- Czytałam kiedyś w „Historii Hogwartu", że niedaleko Kamiennego Kręgu znajdował się budynek wzniesiony na cześć czterech założycieli szkoły. Podobno w tym miejscu podjęli wszystkie decyzje dotyczące budowy zamku. - wyjaśniła Lily i przejechała dłonią po zburzonej kolumnie.
- Nie da się ukryć, że mieli stąd dobry widok. - mruknął Harkin, spoglądając na krajobraz, który rozpościerał się prosto przed nim. Nuria powiodła za jego wzorkiem. Z tej strony błoni zamek prezentował się w swojej pełnej okazałości. Zaparło im dech w piersiach.
- Dziwne. - stwierdziła nagle Nuria. Pozostali przyjrzeli się jej z zaciekawieniem. - Skoro to takie ważne miejsce, to czemu doprowadzono je do ruiny? Przecież to nie ma sensu.
- Z tego co się orientuję, - zaczęła Lily, a na jej twarzy pojawił się zmyślny uśmieszek. - W czarodziejskim świecie trudno o jakąkolwiek logikę.
Harkin wybuchł śmiechem na jej słowa. Natomiast Nuri ta sprawa nie dawała spokoju. Jeśli jej przyjaciółka miała rację i znajdowali się w tak ważnym miejscu, czemu pozostało w ruinie? Dlaczego nikt o nim nie mówił? Czy zupełnie o nim zapomniano?
Pokręciła głową. Nie powinna marnować czasu na myślenie o tak nieważnych sprawach. Spojrzała dookoła siebie, a na jej twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech.
- Już to widzę. - oświadczyła, wyobrażając sobie, jak będzie wyglądać nowa szklarnia. - Tutaj będzie stał wielki stół. - wskazała na sam środek pomieszczenia. - A tutaj wstawimy szyby. - podbiegłą do przestrzeni pomiędzy jedną stojącą kolumną i drugą, której jedynie połowa wystawała z ziemi. Uniosła ręce i okręciła się dookoła własnej osi. - Posadzimy wszędzie magiczne rośliny! A tu...
Przez kolejne kilka minut biegała w te i we wte po granitowej posadzce, rozplanowując całe pomieszczenie. Lily usiadła obok Harkina na w połowie zburzonej ławie i wymieniła z nim wymowne uśmiechy. Następnie zaczęli przyglądać się Nuri, równocześnie kręcąc głowami z niedowierzaniem.
Wiśniowowłosa była największą wariatką, jaką kiedykolwiek dane im było spotkać.
Podczas obiadu Lily i Nuria opowiedziały o wszystkim swoim przyjaciółkom. Oczywiście te najbardziej były zdumione faktem, że Evans uczestniczyła w kradzieży chochlików. Dor przez dobre półgodziny nie mogła wyjść z szoku. Jednak cieszyły się, że ich działanie poskutkowało zmianami wobec traktowania magicznych stworzeń. Pogratulowały Nuri zwycięstwa w sprawie z mugolskimi książkami i obwieściły, że jeśli następnym razem nie powie im o jakimś swoim niecnym planie, to nie odezwą się do niej przez miesiąc. Oczywiście Dumbledore wątpiła, że mogłyby być w stanie wytrzymać tak długo. Ale nie wolała przy nich o tym wspominać.
Po obiedzie Nuria usiadła samotnie z książką w Pokoju Wspólnym. Lily wyszła, aby spotkać się z Snape'em, a Alice i Dor poszły się przejść. Miała zatem do wyboru zostanie w dormitorium z Kayą i Naną albo ucieczkę. Oczywiście wybrała to drugie.
Choć spoglądała na zapisane strony książki, nie skupiała się zbytnio na ich treści. Jej głowę zaprzątały o wiele ważniejsze sprawy, czyli nowa szklarnia i mugolskie książki. Była wniebowzięta. Nie mogła się już doczekać widoku mugolskej literatury na odpowiedniej i czystej półce w bibliotece. Chciała, aby uczniowie ją szanowali i dowiedzieli się, że mugole potrafią stworzyć coś naprawdę pięknego. Przez tę całą euforię nawet przestała ją aż tak boleć głowa.
Przebywający w Pokoju Wspólnym uczniowie przyglądali się jej z konsternacją. Pochylała się nad książką, a jej twarz zdobił szeroki uśmiech. Miała zaczerwienione policzki, podczas gdy jej fiołkowe oczy lśniły srebrzystym blaskiem. Wyglądała pięknie. Nie dziwne więc było, że kilku Gryfonom przebywającym w pomieszczeniu szybciej zabiło serce.
- Nuria? - niesamowite rozmyślania Dumbledore przerwał nagły głos. Uniosła głowę, a jej twarz spochmurniała. Przed nią stała cała czwórka Huncwotów, na czele z Jamesem.
- Tak? - zwróciła się do Pottera, ponieważ to on próbował skupić na sobie jej uwagę.
- Możemy chwilę porozmawiać? - posłał jej nieśmiały uśmiech, którego Nuria nie potrafiła odwzajemnić. Przypominając sobie jego bezduszność, zacisnęła szczękę.
Spojrzała groźnie na każdego z Huncwotów i burknęła:
- Jeśli musimy.
Czwórka chłopaków wymieniła pomiędzy sobą niezrozumiałe dla niej spojrzenia, po czym usiadła na znajdującej się obok kanapie. Tylko Syriusz zajął miejsce fotelu, który stał dokładnie naprzeciwko tego zajętego przez Nurię.
- Rozumiemy, że jesteś na nas zła. - zaczął James po chwili niekomfortowej ciszy. Spojrzał na Wiśniowowłosą czekając na jej reakcję. Jednak ta tylko westchnęła z utrapieniem, zamknęła trzymaną przez cały czas książkę i odłożyła ją na stolik.
- Nie jestem zła. - stwierdziła bez konkretnego wyrazu i założyła ręce na piersi. Huncwoci wyglądali na zaskoczonych.
- Nie? - wypalił James i spojrzał na Remusa, jakby czekając, aż ten wyjaśni mu co takiego dzieje się w głowie Dumbledore.
- Nie. - posłała Potterowi kwaśny uśmiech. - Jestem rozczarowana.
- No to chyba nie musimy przepraszać? - wymamrotał Peter, jednak jego rozradowanie zniknęło, gdy tylko James nachylił się, aby zdzielić go w ucho. - Ała. - jęknął, rozmasowując obolałe miejsce.
- W każdym bądź razie chcieliśmy przeprosić. - Potter zwrócił się powrotem do Nuri, ignorując skomlenie przyjaciela. - Wszyscy. - zaznaczył i uśmiechnął się niczym niewiniątko.
- Mnie w to nie mieszaj. - mruknął pod nosem naburmuszony Syriusz, a Potter posłał mu wściekłe spojrzenie.
Jednak Black nic sobie z tego nie robił i tylko wpatrywał się z nienawiścią w lekko zdegustowaną Dumbledore. Odwzajemniła jego wściekłe spojrzenie, przypominając sobie, jak włamał się do jej dormitorium oraz wspominając wydarzenia pewnej sobotniej nocy.
- Wiecie nawet, za co mnie przepraszacie? - zapytała, przyglądając się z ciekawością każdemu z osobna. Naprawdę była zainteresowana ich spojrzeniem na całą tę sprawę. Przez dłuższą chwilę zatrzymała swój wzrok na Remusie. Posłał jej smutny uśmiech, przez który Nuria musiała szybko odwrócić od niego głowę. Poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej i zrobiło jej się trochę gorąco.
- No za żart z chochlikami. - Potter wzruszył ramionami, nie bardzo rozumiejąc sens jej pytania.
- Tylko za to? - zmrużyła oczy, powracając do swojego zwyczajnego zachowania. Chwila słabości została przerwana przez oburzenie, które wywołało pytanie Jamesa.
- A jest coś jeszcze? - bąknął niepewnie okularnik i ponownie spojrzał z błaganiem na Remusa. Ten jednak nie zwracał na niego uwagi i tylko wpatrywał się w Nurię.
- Tak, James. - odpowiedziała z siłą w głosie. - Rozumiesz, że zachowaliście się bezdusznie? Skazaliście stworzenia na prawdopodobną śmierć i nie próbowaliście temu zaradzić! - wybuchła. Jednak jej słowa nie wywołały na Potterze zamierzonego efektu, ponieważ ten wybuchł śmiechem. Nuria zamrugała zdziwiona.
- Jeśli chodzi o to, to muszę przyznać, że wywinęłaś niezły numer. - wyszczerzył się w uśmiechu, nie zwracając uwagi na to, że Nuria dygocze na całym ciele.
- Naprawdę, James. - warknęła z niedowierzaniem. - W jakim ty świecie żyjesz?
- W tym lepszym. - zachichotał, a Remus schował twarz w dłoni. Natomiast Syriusz obserwował całą scenę, bardzo dobrze się przy tym bawiąc.
- A czy w tym twoim świecie istnieje coś takiego jak odpowiedzialność? - zapytała, a James dogłębnie zamyślił się nad odpowiedzią.
- Czasami. - stwierdził i wzruszył ramionami. Nuria westchnęła głośno i oparła głowę na dłoni.
- Więc następnym razem weź odpowiedzialność za swoje czyny. - oświadczyła i przyjrzała się każdemu z Huncwotów. - Mówię to do was wszystkich. Nie chciałabym musieć znowu reagować w podobnej sytuacji. Jeden artykuł i szlaban już mi wystarczą.
- Więc przyjmujesz nasze przeprosiny? - zapytał Potter z rozanielonym uśmiechem.
Nuria przyjrzała się mu ze zmęczeniem. Nie zamierzała im wybaczać. Była zbyt zawiedziona ich postawą, aby po tak krótkim czasie zdołać przyjąć ich przeprosiny.
- Przeproście lepiej Lily. - mruknęła, przypominając sobie strach na twarzy swojej przyjaciółki, gdy Minerwa mówiła o odebraniu jej tytułu Prefekta. - To ona została tutaj najbardziej poszkodowana.
- A co Evans ma z tym wspólnego? - zdziwił się Potter.
- Pomagała mi. - oświadczyła jakby nigdy nic.
Wszyscy Huncwoci spojrzeli po sobie z bardzo zaskoczonymi minami.
- Cóż za zwrot akcji. - stwierdził Syriusz z tajemniczym uśmieszkiem.
- Moja Liluś dostała szlaban? - wypalił z przejęciem Potter. Chociaż Nuria była pewna, że dostrzega na jego twarzy również i dumę.
- Tak. - pokiwała głową i skrzywiła się z niepewnością. - I nie wydaje mi się, aby była twoja.
- Jaka ona wspaniała. - oznajmił James, zupełnie nie zwracając uwagi na jej słowa. Oparł głowę o wezgłowie kanapy i uśmiechnął się z rozmarzeniem. Nuria pokręciła głową, zupełnie nie potrafiąc uwierzyć w dramatyczność Pottera.
- Jeśli to wszystko to możecie sobie już pójść? - mruknęła po chwili. Chciała się ich jak najszybciej pozbyć. Nie miała siły na dalsze przebywanie z osobami, które sprawiły jej tyle bólu. - Jestem trochę zajęta.
- Oczywiście. Już znikamy sprzed twych pięknych oczu. - James uśmiechnął się promiennie, a Nuria zrozumiała jak musiała się czuć Lily, kiedy próbowała wpoić mu coś do głowy, a on tylko się do niej szczerzył. Była wdzięczna, że przynajmniej nie próbował się z nią umówić.
Wszyscy Huncwoci wstali z miejsc i odeszli w stronę swojego dormitorium, uprzednio się żegnając. Gdy znajdywali się już dostatecznie daleko, Nuria pozwoliła sobie na schowanie twarzy w dłoniach. Głowa strasznie ją bolała. Właściwe to wszystko ją bolało.
Chciała, aby Huncwoci zrozumieli swój błąd. Aby wyciągnęli z niego wnioski i nigdy nie popełnili go ponownie. Martwiła się, że następnym razem mogą zrobić coś, czego ona nie będzie mogła naprawić. A szczególnie coś zwianego z magicznymi stworzeniami. Musiała ich nauczyć szacunku wobec zwierząt. Albo, chociaż wobec życia drugiej istoty.
Zaczynała rozumieć, dlaczego Lily tak bardzo nie znosiła Blacka i Pottera. Jeśli byli w stanie tak traktować magiczne stworzenia, to jak zachowywali się względem młodszych uczniów? Lily ciągle mówiła, że się nad nimi znęcają. Oczywiście Dor i Alice zapewniały, że przesadza i Huncwoci tylko sobie żartują. Nuria wcześniej im wierzyła, ale teraz... Teraz już nic nie było takie, jakie było wcześniej.
Zostawała jeszcze kwestia obecności Blacka na błoniach podczas pełni. Nuria wiedziała, że ma to związek z likantropią Remusa. Tylko jaki dokładnie? Mogłaby poznać odpowiedź na to pytanie, gdyby tylko użyła leglimencji, ale nie chciała tego robić. Nie uważała, aby włamywanie się do cudzego umysłu było sprawiedliwe, a tym bardziej uprzejme.
Aby stać się normalną uczennicą, musiała porzucić swoją wrodzoną leglimecję, jak i magię bezróżdżową. Przecież nikt w jej wieku się nią nie posługiwał. A przynajmniej nie z taką łatwością. Nuria zwracała już i tak za dużo uwagi, żeby jeszcze chwalić się wszystkim swoimi umiejętnościami.
- Mogę ci jeszcze zająć minutę? - podskoczyła, zaskoczona nagłym pytaniem.
Kiedy uniosła głowę, zauważyła, że stoi nad nią Remus. Uśmiechał się niekomfortowo, dotykając ręką karku. Przez chwilę wpatrywała się w niego jak w ducha, niezbyt rozumiejąc, jak mógł mieć tak dobre wyczucie czasu. Przecież co dopiero o nim myślała.
Po chwili zdołała pokiwać głową. Remus zajął miejsce na kanapie i zwiesił głowę, wpatrując się w swoje splecione dłonie. Trawli w ciszy, do momentu gdy Lupin nie odchrząknął.
- Chciałem przeprosić... - zaczął niepewnie. Nawet na nią nie patrzył.
- Nie zaczynaj. - przerwała mu, samej dziwiąc się, że udało jej się zabrzmieć tak ozięble. Właśnie przez to Remus wyprostował się jak struna i uniósł na nią swój wzrok. - Przecież już powiedziałam...
- Nie chcę przepraszać za tą całą sytuację. - tym razem to on jej przerwał.
Nuria wydała z siebie ciche: „oh", świadczące o jej zaskoczeniu. Przyjrzała się mu uważnie, dostrzegając smutek w jego oczach.
- Chcę przeprosić za to, że cię zawiodłem. - oświadczył z mocą, która nieczęsto pobrzmiewała w jego głosie.
Nuria zaniemówiła. Czuła z jak ogromnym napięciem spogląda na nią Remus. Nie potrafiła oderwać wzroku od jego zielonych tęczówek. Gorąco wpłynęło na jej policzki.
- Wcale mnie nie... - zdołała wydukać.
- Nie zaprzeczaj. Potrafię rozpoznać rozczarowanie. - wtrącił Remus ze zgnębioną miną. Następnie położył rękę na dłoni Nuri, a jej zaparło dech w piersiach. - Dlatego przepraszam.
Nuria ponownie nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Jej serce biło jak oszalałe, a świadomość, że Lupin właśnie jej dotykał odrobinę ją otumaniała. Myśl, że tak bardzo przejmował się jej zdaniem, doprowadzała ją do poczucia winny.
- W porządku. - posłała mu pocieszający uśmiech. - Jestem przyzwyczajona do rozczarowań, także nic się nie stało.
Remus zauważył, jak przez chwilę w jej oczach pojawia się niewyobrażalny ból, ale zanim zdołał zapytać się, o co chodzi, Nuria rzekła:
- Byłam dla was trochę za ostra. - przyznała, uśmiechając się smutno.
Uświadomiła sobie, że mogła trochę darować Huncwotom. Najwyraźniej nikt nigdy nie uświadomił im, jak straszne konsekwencje niosły za sobą ich żarty. Albo nikt nie potrafił tego zrobić. Dlatego mieli prawo do takiego bezdusznego zachowania. Wynikało ono tylko z ich niewiedzy. Ktoś musiał ich tylko tego nauczyć.
- Nie. - Remus pokręcił głową. - Dobrze, że to robisz. Naszej czwórce przyda się czasami ktoś asertywny.
Nuria zaśmiała się cicho. Gdy czuła dotyk Remusa na swojej dłoni, całe zło jakby znikało. Nie znała już gniewu.
- Wydaje mi się, że Lily spełnia się w tej roli idealnie. - stwierdziła kąśliwie.
- Racja. - zachichotał Lupin, na myśl o swojej Rudowłosej przyjaciółce. - Ale ona nie robi już takiego wrażenia na Łapie i Rogaczu.
- Lepiej jej tego nie mów. - szepnęła konspiracyjnie, udając powagę. - Coś czuję, że nie uszedłbyś z życiem.
- To bardzo prawdopodobny scenariusz. - uznał i zaśmiał się głośno. Nuria mu zawtórowała, więc przez chwile po prostu siedzieli razem i podśmiewywali się ze swojej najlepszej przyjaciółki.
Właśnie w tym momencie Wiśniowowłosa nie pragnęła już niczego więcej. Mogła zostać tu w tym Pokoju Wspólnym, na tym fotelu, z Remusem i śmiać się z nim z byle czego. Nie potrzebowała niczego więcej.
Chwilę potem, gdy już się uspokoili, Remus zagadnął z niepewnością:
- Więc.
- Więc. - powtórzyła za nim. Przyjrzała się mu uważnie, rozpływając się na widok jego speszonego uśmiechu.
- Wszystko między nami w porządku? - w jego głosie rozbrzmiała nadzieja.
- W jak najlepszym.
- To dobrze. - odetchnął z ulgą.
Nuria po raz kolejny poczuła szybsze bicie swojego serca. Zaczynało się jej to podobać. To gorąco i ekscytacja.
- A teraz opowiadaj o tej całej kradzieży. - zaczął Remus z ożywieniem. - Nie wierzę, że Lily ci pomagała.
- Ja też przez pewien czas nie potrafiłam w to uwierzyć. - przyznała i przez kolejne półgodziny opowiadała mu o wydarzeniach z piątkowej nocy. Lupin słuchał jej z uwagą i co chwilę wybuchał śmiechem. Zdziwił się na wieść, że również i Harkin brał we wszystkim udział, ale największy szok przeżył, kiedy Nuria opowiedziała o reakcji McGonagall i nocnej herbatce.
Przez cały czas Remus trzymał jej dłoń, a ona pragnęła tylko, aby nigdy jej nie puszczał.
Lily spotkała się z Severusem pod Wielką Salą. Następnie skierowali się do szkolnej biblioteki, aby wspólnie popracować nad pracą z Eliksirów. Zawsze tak robili. Obydwoje uwielbiali ten przedmiot, więc rozwodzenie się razem na temat jakiegoś eliksiru przysparzało im wiele radości.
Wchodzili właśnie schodami na pierwsze piętro, gdy Lily postanowiła opowiedzieć Severusowi o decyzji dyrektora odnośnie mugolskich książek. Nie ukrywała swojego podekscytowania, uśmiechając się szeroko.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - mruknął ponuro Snape, a zamiast rozradowania na twarzy Lily pojawiło się zdziwienie.
- Dlaczego? - zapytała, przyglądając się przyjacielowi z uwagą.
Sev wyprostował się i obwieścił bardzo poważnym tonem:
- Mugolskie książki nie są przydatne czarodziejom w żaden sposób. Dlatego nie powinny znajdować się w szkolnej bibliotece.
Lily wzdrygnęła się, absolutnie się z nim nie zgadzając. Zatrzymała się na środku korytarza, dziwiąc tym Seva, który również przystanął.
- Mogą być przydatne uczniom, którzy chodzą na Mugoloznawstwo. - obwieściła zdecydowanie. - Albo wszystkim, którzy chcą poznać świat mugoli. Mój świat. - dodała, a Snape skrzywił się ze zdegustowaniem.
- Ty należysz do tego świata. - oznajmił srogo. Lily zaniemówiła.
Wiedziała, że Snape ma rację. Jej mugolskie życie skończyło się z dniem, w którym go poznała i kiedy opowiedział jej o świecie magii. Od tego nie było już odwrotu.
- Właściwie mam ci coś jeszcze do powiedzenia. - westchnęła, czując, że musi się wygadać.
- Tak?
- Pewnie słyszałeś o tym, że uwolniono chochliki. - Severus spochmurniał i pokiwał głową.
- Twoja przyjaciółka zachowuje się naprawdę bezwstydnie. - burknął z naganą i przewrócił oczami.
Lily zaśmiała się cicho na wzmiankę o Nuri. W sumie miał rację. Wiśniowowłosa nie znała umiaru.
- Brałam w tym udział. - powiedziała, a Severus zamrugał parokrotnie, zupełnie nie wierząc w to co właśnie usłyszał.
- Co takiego? - wydukał, próbując normalnie oddychać.
- Pomogłam Nuri w uwolnieniu chochlików. - uśmiechnęła się niewyraźnie. Od Snape'a biła ogromna pogarda.
Spodziewała się po nim takiej reakcji. Właśnie dlatego nie opowiadała mu o większości dziwnych i nadzwyczajnych sytuacji, jakie ją spotykały. Gdyby usłyszał o wakacyjnej walce na Nokturnie z Malfoy'em i tą szurniętą Bellatrix, chyba by się zapowietrzył, a później wpatrywał się w nią tymi swoimi czarnymi oczami, pełnymi wzburzenia i zawodu.
- Razem z Harkinem Darcym. - dodała jeszcze, jakby miało coś to zmienić w jego reakcji.
- Darcym? - znieruchomiał. Jego głos przypominał mrożący krew w żyłach syk. Lily kiwnęła głową, a Severus zacisnął dłonie w pięści. - Wiedziałem, że coś z nim jest nie tak.
- To naprawdę miły chłopak. - pośpieszyła w jego obronie. W ciągu kilku dni bardzo go polubiła i uważała, że gdyby tylko Snape bliżej go poznał, mogliby się zakolegować. - Zaprzyjaźniliśmy się.
- Serio? - prychnął głośno. Zlustrował ją wzburzonym spojrzeniem, po czym odwrócił od niej głowę. - Nuria Dumbledore ma na ciebie bardzo zły wpływ.
- Nie mów tak. - westchnęła z urazą. Może i Nuria była dzika i trochę szalona, ale nadal była jej przyjaciółką.
- Co się z tobą dzieje, Lily? - wypalił z ogromną frustracją i z powrotem na nią spojrzał. - Łamiesz szkolny regulamin i dostajesz szlabany. Jesteś przecież Prefektem!
- Może i jestem, ale moja przyjaciółka potrzebowała pomocy. - starła się zachować jak największy spokój. Wiedziała, że Snape mówił takie rzeczy tylko dlatego, że się o nią martwił.
- Nie poznaję cię. - pokręcił głową.
Lily wygięła mały palec prawej dłoni. Sev się nie mylił. Zachowała się nieodpowiedzialnie. Zupełnie jak nie ona. Powinna zatrzymać Nurię, a nie pomagać jej w kradzieży. Ale jakoś nie czuła się źle ze świadomością, że zdołała doświadczyć takiego przeżycia i uwolnić chochliki.
- Przepraszam. - westchnęła. - Masz rację. Wiem, że postąpiłam głupio.
- Cieszę się, że to dostrzegasz. - stwierdził surowo. Następnie zamilkł, a jego twarz złagodniała. - Nie powinnaś zadawać się z Darcym.
- A to dlaczego? - zmarszczyła brwi i posłała mu zdziwione spojrzenie.
- Po prostu... - zawahał się. Wyglądał na zagubionego. - Uważaj na niego. Jest tak samo zarozumiały jak Potter. - dokończył już znacznie pewniej.
- Nie zauważyłam. - oznajmiła z zamyśloną miną.
Oczywiście na początku Harkin wydawał jej się następnym zapatrzonym w siebie głupkiem z Listy Najprzystojniejszych Chłopaków. Później rozmawiała o nim z Dor i stwierdziła, że Darcy jest kolejnym miłośnikiem jej przyjaciółki. A oni wszyscy byli tacy sami. Nieciekawi i skupieni tylko na sobie.
Jednak, kiedy bliżej poznała Harkina - dzięki Nuri - odkryła, że jest naprawdę miłym i inteligentnym chłopakiem. Fascynował się Historią Magii, co było raczej rzadkością wśród uczniów Hogwartu. Jak na Ślizgona przystało, posiadał bardzo wyzywające poczucie humoru, ale nie starał się specjalnie kogoś poniżyć. Żartował sobie tylko w obecności Nuri i właściwie tylko przy niej się uśmiechał.
Lily słyszała, że znają się bardzo długo. Podobno od ucieczki Nuri do Paryża, o której nie wiedziała jeszcze wystarczająco dużo. Wydawali się bardzo ze sobą zżyci. Lily zaczęła nawet trochę zazdrościć Harkinowi tego jak dobrze zna Wiśniowowłosą. Też chciałby poznać Nurię w taki sposób.
„Mam jeszcze czas", stwierdziła, a mały uśmieszek wpłynął na jej usta.
Później skupiła się na Severusie, który zmienił temat ich rozmowy i zaczął mówić o ostatniej lekcji eliksirów. Wreszcie ruszyli się z miejsca i odeszli w kierunku biblioteki.
Przez kilka kolejnych dni Nuria codziennie chodziła po zajęciach na błonia. Czasami w towarzystwie Lily i Harkina, a czasami samotnie. Chociaż pogoda pogarszała się z każdym dniem, a na dworze wiało bezustannie, nie potrafiła odmówić sobie odwiedzenia ruin altany, gdzie miała powstać w przyszłość szkolna szklarnia. Chodziła po nich wte i wewte, znając na pamięć już każdy kamień, pęknięcie, czy pajęczynę.
Jednak w piątek nie mogła niestety odwiedzić ukochanej, starej altany. Czekał ją obiecany szlaban, więc zaraz po dwóch godzinach Latania skierowała się pod gabinet woźnego - Pana Filcha. Już z końca korytarza ujrzała dwójkę swoich przyjaciół. Jednak zdziwiła się kiedy zza zakrętu wyłoniły się kolejne osoby. A dokładniej sławna czwórka Huncwotów.
Podeszła do Lily i Harkina, którzy stali obok mamroczącego coś pod nosem Filcha, a pozostała czwórka po chwili pojawiła się obok nich. Potter przywitał Rudowłosą rozanielonym wyrazem twarzy i przesłodkim: „Hejka, Liluś".
Evans posłała Nuri cierpiętnicze spojrzenie, załamując się nad swoim losem.
Dumbledore przyjrzała się Huncwotom i uśmiechnęła się nieznacznie do Remusa. Właściwie nie powinna dziwić się ich obecności. Za te wszystkie swoje kawały, pewnie codziennie mieli jakiś szlaban.
Po chwili Filch bez jakiegokolwiek konkretnego wytłumaczenia poprowadził ich na hogwardzkie błonia. Całą grupą skierowali się na boisko do Quidditcha. Wiał lekki wiatr, więc Nuria ciaśniej owinęła się swoim szalikiem w barwach Gryffindoru. Dziękowała sobie w myślach, że go zabrała.
Dopiero gdy dotarli na murawę Filch wręczył im siedem wiader i szmat, a potem oświadczył:
- Jeśli zobaczę chociaż jedną plamę na trybunach, to przywieszę za łańcuchy do sufitu.
- Ależ Panie Argusie, ławki będą lśnić tak jak zawsze! - zawołał James z nadzwyczajnym entuzjazmem, którego Nuria nie potrafiła zrozumieć.
- Będzie mógł się Pan nawet w nich przeglądać. - do jego zapewnień dołączył się równie rozradowany Syriusz. - Ale nie wiem, czy będzie Pan chciał. - błysnął zębami w dumnym uśmieszku.
Filch fuknął jakieś sprośne obelgi pod nosem, odebrał wszystkim różdżki i wcisnął w ręce wiadra. Następnie usiadł na drewnianej ławce i otworzył nowy numer Proroka. Uczniom nie pozostało więc nic innego jak wejść po schodach na trybuny.
Nuria wraz z Harkinem i Lily odeszli od Huncwotów nie chcąc wywoływać niepotrzebnych kłótni, które były raczej nieuniknione. Zabrali się od razu do pracy.
- Filch chyba zwariował jeśli myśli, że damy radę zrobić to wszystko, zanim się ściemni. - wysyczał Harkin po zalewie dziesięciu minutach czyszczenia jednej z ławek. Rzucił swoją szmatę do wiadra z wodą, ochlapując przy okazji buty Nuri.
- Nie narzekaj, tylko się rusz. - mruknęła Lily, nie podnosząc głowy. Z zawziętością szorowała ławkę, a Nuria zaczęła nawet trochę współczuć tej desce. - Jak się sprężymy, to szybko to skończymy.
Harkin wydał z siebie głośne prychnięcie, ale wyciągnął z wiadra szmatę i wziął się do roboty.
- Nie mogłabyś trochę pomóc? - spojrzał błagalnie na Nurię. - No wiesz. Użyć jakiegoś zaklęcia? - Wiśniowowłosa spiorunowała go wzrokiem, wiedząc, że ma na myśli jej magię bezróżdzkową.
Spanikowana spojrzała na Lily. Nie chciała się tym jakoś specjalnie chwalić. Dopiero co zaczęło się jej normalne życie, w którym nie było miejsca na jej nadzwyczajne umiejętności, czy na cokolwiek co nie współgrało ze słowem normalne.
Na szczęście Evans nie zwracała uwagi na to, o czym rozmawiają. Bez ustanku szorowała ławkę, co chwilę odgarniając z czoła swoje rude włosy.
- Zamknij się, bo za chwile wylecisz przez barierkę. - syknęła Nuria, nachylając się w stronę bruneta.
Harkin westchnął przeciągle i przewrócił oczami. Następnie pochylił się i zaczął czyścić trybuny.
- A właśnie. - zwrócił się po chwili do Lily. - Coś ty naopowiadała o mnie Snape'owi?
Evans zaprzestała polerowania ławy i spojrzała na niego z niezrozumieniem.
- Nic mu nie naopowiadałam. - poinformowała, nie wiedząc, do czego pije brunet. - A czemu pytasz?
- Kilka dni temu praktycznie się na mnie rzucił. Mówił, że mam cię zostawić w spokoju.
Lily westchnęła głośno i odgarnęła z czoła parę zagubionych kosmyków.
- Powiedziałam mu o tym, że wam pomagałam. Bardzo się zmartwił. On taki po prostu jest. - skrzywiła się lekko - Czasami dramatyzuje.
- Mnie to wyglądało raczej na wybuch zazdrości. - zachichotał i uniósł jedną brew w prowokacyjnym geście. - Może jest w tobie zakochany?
Lily obdarzyła go politowanym spojrzeniem i zamoczyła szmatę w wiadrze. Wiedziała, że Sev się o nią martwił, ale mógł darować sobie naskakiwanie na Darcy'ego.
Przez kolejne dwadzieścia minut pracowali w ciszy, ale wtem Harkin podniósł głowę i spojrzał na Huncwotów.
- Jak to możliwe, że im to idzie tak szybko? - zapytał, zwracając uwagę dziewczyn.
Miał rację. Huncwoci byli już praktycznie w połowie boiska, a przecież zaczęli dopiero pół godziny temu. Ich trójce udało się umyć zaledwie cztery rzędy.
- Może pójdę sprawdzić? - zaproponowała Nuria. Reszta poparła jej pomysł, zatem ruszyła w stronę czwórki Gryfonów.
Kiedy była już dostatecznie blisko, zobaczyła jak Huncwoci podśmiewają się z czegoś razem, a szmatki samoistnie poruszają się po deskach. Nie zauważyli jeszcze, że do nich podeszła, więc gdy się odezwała, podskoczyli w miejscu.
- Myślałam, że nie można używać magi? - oświadczyła, zakładając ręce na piersi. Wyglądała naprawdę groźnie i tak też się czuła.
- W życiu trzeba być sprytnym. - zaśmiał się James, po czym z rękawa swojej kurtki wyciągnął różdżkę. Nuria otworzyła usta ze zdziwienia.
- Przecież Filch zabrał wszystkim różdżki.
- Tamte, które ma Filch to atrapa. - oświadczył James i podszedł bliżej, aby pokazać jej różdżkę.
Nuria zaniemówiła. Czemu na to nie wpadła? Przecież Filch był charłakiem. Nie mógł nawet sprawdzić autentyczności różdżki.
- Rogacz! - oburzył się Syriusz. - Nie rozpowiadaj naszych sekretów. Tym bardziej jej.
- Weź się przymknij, Black. - spiorunowała go wzrokiem i z powrotem zwróciła się do Jamesa. - To świetny pomysł. Żałuję, że na niego nie wpadłam.
- Lunio wszystko wymyślił. - wyjaśnił, wskazując na nieco zarumienionego Remusa. Nuria posłała mu szeroki uśmiech. Był taki inteligenty i pomysłowy. - A jak sobie radzi, Liluś? - zapytał James, ponownie skupiając na sobie jej uwagę.
- Raczej dobrze. - przyznała, wspominając w myślach, z jaką siłą jej przyjaciółka szorowała ławkę.
- Co on jej robi?! - zawołał nagle James i wychylił się przez barierkę, prawie przez nią wypadając. Nuria podążyła za jego wzrokiem, a jej brwi powędrowały do góry.
Lily i Harkin właśnie ochlapywali się nawzajem wodą. Śmiali się przy tym donośnie, wyglądając jak naprawdę dobrzy przyjaciele. Nuria uśmiechnęła się mimowolnie, ciesząc się, że się dogadują. Niestety James nie podzielał jej dobrego humoru.
- Jak on tak może?! Moją Liluś?! Przecież ona się za chwilę przeziębi! - wołał, zaciskając dłonie na barierce i o mało jej nie łamiąc. Na jego twarzy malowała się ogromna wściekłość. Nuria pierwszy raz widziała, aby James był aż tak zły.
Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, James już pomknął w stronę rozpromienionej dwójki. Szybko pobiegła za nim, a pozostali Huncwoci również rzucili się, aby go powstrzymać. Niestety James był za szybki.
- Zostaw ją! - zawołał wściekle i szarpnął Harkina za ramię, odwracając go w swoją stronę. Darcy zatoczył się do tyłu, prawie upadając. Spojrzał na Pottera ze zdziwieniem, a ten tylko mordował go wzrokiem.
- Odwal się, Potter. - warknęła Lily z groźną miną. Chwyciła Harkina za drugie ramię i przyciągnęła go do siebie. Zdezorientowany Ślizgon wodził spojrzeniem pomiędzy wściekłą dwójką.
- Ale Liluś... - zaczął James z wyrzutem, jednak na szczęście właśnie wtedy dobiegła do nich Nuria.
- James! - zawołała zdyszana. Położyła dłoń na ramieniu Pottera, chcąc powstrzymać go przed czymkolwiek, co miał w planach zrobić. Zaraz potem obok nich zatrzymała się reszta Huncwotów. - Uspokój się. - poprosiła, a James z trudnością oderwał rozwścieczony wzrok od Harkina i spojrzał na nią. Sekundę później jego ciało się rozluźniło.
- Dobrze. - mruknął, wciąż wpatrując się w Wiśniowowłosą, która odetchnęła z ulgą i puścił ramię Harkina.
- Lepiej już idź. - poprosiła z krzywym uśmiechem. James pokiwał głową niczym w letargu.
- Dobrze. - odparł tym samym tonem i posłusznie odszedł.
Reszta Huncwotów przypatrywała się tej całej scenie w osłupieniu. Kiedy James ich wyminął, pognali za nim, dziwiąc się jego zachowaniu. Nigdy tak łatwo nie odpuszczał, a szczególnie jeśli chodziło o Lily.
- Rozumiem jednego, ale że dwóch?! - wypalił Harkin, gdy Huncwoci odeszli już na dostateczną odległość. Zaśmiał się donośnie i obdarzył Lily wyzywającym uśmieszkiem. Nuria również nie potrafiła ukryć swojego rozbawienia. - Jakaś ty rozchwytywana.
- Oh, odwal się. - warknęła, puszczając jego ramię. Przykucnęła przy wiadrze i chlusnęła wodą, mocząc go jeszcze raz.
Harkin spojrzał na nią z szatańskim błyskiem w oku i rzucił w nią brudną szmatą. Lily nie pozostała mu dłużna.
- Jakoś łatwo odpuściłeś, Rogaś. - stwierdził Syriusz, kiedy odeszli już od nieznośniej trójcy. - To nie w twoim stylu.
Naprawdę nie poznawał swojego przyjaciela. Normalnie, posłałby Darcy'ego w powietrze, albo przywalił mu w twarz, bo ten śmiał rozmawiać się z tą rudą flądrą. Ale tym razem odpuścił.
- Nawet nie wiem dlaczego. - bąknął James ze zmizerniałą miną. Spojrzał przez ramię na ochlapujących się wodą Harkina i Lily, niczym niezadowolone dziecko, któremu ukradziono ulubioną zabawkę.
Peter zauważył jego smutek, więc próbował pocieszyć go rozmową na temat przyszłego żartu. James chociaż trochę się ożywił, ale i tak nieustannie spoglądał w stronę Evans.
Syriusz widział jak Nuria dotknęła ramienia Rogacza. Zauważył tę dziwną zmianę w jego zachowaniu, jakby miała nad nim władzę. Próbował wmówić sobie, że tylko mu się wydawało, ale... Przypominając sobie, jak potrafiła go dostrzec, chociaż był ukryty pod Peleryną Niewidką, stwierdził, że napewno mu się nie przewidziało.
Ukrywała coś i Syriusz postanowił za wszelką cenę dowiedzieć się co dokładnie.
Skończyli szlaban około godziny szóstej. Całe sprzątanie poszło im w miarę szybko, co w znacznym stopniu było związane z używaniem różdżek przez Huncwotów. Oczywiście nie spodobało się to Filchowi, ale nie miał powodu, aby jeszcze dłużej zatrzymywać ich na boisku, zatem pozwolił im wracać do zamku.
Na dworze robiło się coraz zimniej, a słońce umykało ku zachodowi. Niebo było ponure, co idealnie współgrało z nastrojami Nuri i jej przyjaciół. Za to po Huncwotach nie było widać, chociażby cienia zmęczenia. Już dawno wyprzedzili padającą z wycieńczenia trójkę i w podskokach udali się w kierunku Wielkiej Sali.
- Marzę o legnięciu na łóżko i niewstawaniu z niego przez cały dzień. - wysapał Harkin, kiedy wręcz czołgał się do zamku. Lily wydała z siebie tylko przeciągły jęk, który najwyraźniej miał być formą zgodzenia się z brunetem.
Nurię bolały ręce, a dłonie tak się jej pomarszczyły, że nawet się ich przestraszyła gdy je zobaczyła. Widziała, z jakim trudem jej przyjaciele wspinają się po pagórkach błoni. Zaczęła czuć się temu winna, bo w końcu, to przez nią musieli trzy godziny szorować trybuny. Gdyby tylko ich w to wszystko nie wplątała, nie cierpieliby w taki sposób.
- Muszę was przeprosić. - obwieściła, nagle zatrzymując się w miejscu. Lily i Harkin spojrzeli na nią oczami pełnymi zmęczenia. - To moja winna, że dostaliście szlaban.
- Już tak nie przesadzaj. - burknął Darcy. - W sumie to było całkiem fajnie.
- Tak bardzo spodobało ci się dostawanie szmatą po twarzy? - jakimś sposobem Lily wykrzesała z siebie wredny uśmieszek. Harkin prychnął groźnie w jej stronę i wyminął ją z uniesioną głową. Rudowłosa zaśmiała się trochę nużąco i dała znak Nuri, aby do niej podeszła. - Nie przejmuj się tym, Nuruś. - szepnęła z czułością. - To był nasz wybór i teraz musimy ponieść jego konsekwencje. Wszyscy razem.
Nuria przyglądała się jej przez pewien czas, zupełnie nic nie mówiąc. Czuła jak jej oczy wilgotnieją, więc zamrugała szybko, aby odgonić łzy wzruszenia. Evans była tak dobrą osobą, że łapało ją to serce.
- Dziękuję, Lily. - zdołała tylko wykrztusić. Rudowłosa po raz kolejny posłała w jej stronę pokrzepiający uśmiech.
Nuria była naprawdę wdzięczna, za to, że znalazła się w tym miejscu i w tym czasie. Że poznała Lily, że odnalazła Harkina, że miała przyjaciół, z którymi właśnie spędziła trzy godziny na odklejaniu Balonówek Drooblego od trybun.
Nawet nie wiedziała, komu dokładnie powinna za to wszystko dziękować.
Gdy spoglądała na ponury zachód słońca, nie wydawał jej się już aż taki brzydki. Jej twarz rozpromieniała się w uśmiechu, gdy podziwiała mieszkankę światła i szarości. Zimny wiatr rozwiał jej włosy, sprawiając, że momentalnie zadygotała. Sięgnęła ręką ku szyi, aby ciaśniej otulić się złoto-czerwonym szalikiem. Niestety nie wyczuła żadnego materiału. Gdy przejechała rękoma po okolicach dekoltu, odkryła, że niczego tam nie ma.
- Chyba zostawiłam swój szalik na trybunach. - powiedziała z irytacją, zatrzymując się w połowie drogi do zamku.
- Iść z tobą? - zapytała Lily. Nuria przyjrzała się jej zgarbionym plecom i dygoczącym dłoniom. Nie chciała, żeby jeszcze bardziej się przemęczała.
- Nie musisz. Pójdę sama. - i zaczęła cofać się w stronę boiska. - Nie czekajcie na mnie! - zawołała jeszcze przez ramię.
Szybkim krokiem - ponieważ nie potrafiła zdobyć się na bieg - skierowała się na murawę boiska. Gdy tam dotarła, rozejrzała się na wszystkie strony. Niestety nigdzie nie dostrzegła swojej zguby. Wgramoliła się więc po schodach jednej z wież i weszła na trybuny. Chwilę się po nich kręciła, zanim znalazła szalik. Na szczęście nie został porwany przez wiatr i leżał pod jedną z ławek. Podniosła go i szybko okręciła wokół swojej szyi.
Następnie zeszła po schodach i przeszła przez wyjście z boiska do Quidditcha. Samotnie skierowała się do zamku, będąc już bogatszą o gryfoński szalik. Nie przeszła jednak nawet dwóch kroków, ponieważ zatrzymał ją znany głos dochodzący ze strony murawy.
- Hej, Wisienko. - usłyszała ten prześmiewczy tembr głosu.
Odwróciła się jak oparzona, nie spodziewając się go jeszcze tutaj zobaczyć. Nonszalancko opierał się o ścianę, z tym swoim typowym uśmieszkiem. Była pewna, że już dawno poszedł do zamku. Przecież nawet ją mijał. Musiał więc zawrócić. Tylko po co?
- Black? - zdziwiła się, przyglądając mu się uważnie. - Co ty tu...
- Skończ już z tą niewinnością. - wypalił nagle, przerywając jej w pół zdania.
- O co ci znowu chodzi? - westchnęła z utrapieniem. Założyła ręce na piersi, a Syriusz zmarszczył brwi. Oderwał się od ściany i stanął naprzeciwko niej.
- Nie udawaj. - warknął z wyrzutem. Nuria spojrzała na niego jak na wariata.
- Niczego nie udaję. - wycedziła. Następnie odwróciła się do niego plecami. - Zostaw mnie. Nie mam czasu na jakieś twoje urojenia. - fuknęła, nawet na niego nie patrząc.
Przeszła parę kroków przez błonia, kiedy ponownie usłyszała jego głos.
- Wiem, że coś ukrywasz! - zawołał za nią.
Momentalnie się zatrzymała. Nie wiedziała, czy było to spowodowane wściekłością, czy może strachem.
Takie słowa, pełne wzgardy i wyższości, były czymś, czego bardzo się obawiała. A szczególnie usłyszenia ich ze strony jej nowych przyjaciółek. Miała tyle sekretów - leglimencję, magię bezróżdżkową, swoje pochodzenie i przeszłość. Nawet jej kolor włosów był jedną wielką niewiadomą.
Gdyby Lily odkryła któryś z jej sekretów, zanim ona by jej o nim powiedziała, z pewnością przestałby się z nią zadawać. Nigdy nie miała przyjaciółki, więc nie chciała stracić tej pierwszej.
Oczywiście był jeszcze Harkin, który wiedział o jej nadzwyczajnych umiejętnościach, ale historia z nim związana była raczej ździebko inna od sytuacji, w której właśnie się znajdowała. Wtedy w Paryżu jej życie było inne i tak samo inny był Harkin. Lily nie zrozumiałaby tego tak samo jak on.
Z jej przerażenia wybudził ją zimny powiew wiatru, który uniósł jej włosy. Wiśniowe pukle zafalowały dookoła jej głowy, gdy bardzo powoli odwróciła się do Syriusza.
- Niczego nie ukrywam. - na jej twarzy nie było widać jakiejkolwiek emocji. Zdawało się, jakby założyła maskę beznamiętności. Jednak Black nie dał się jej zwieść.
- Więc jak mnie wtedy zobaczyłaś? - przyjrzał się jej podejrzliwe. Stał kilka stóp od niej, pod pagórkiem, więc Nuria patrzyła na niego z góry.
- Kiedy? - przybrała bardzo zdezorientowaną minę, próbując nie dać po sobie poznać, że cokolwiek wie.
- W nocy, w Pokoju Wspólnym. - wyjaśnił już porządnie zirytowany.
Wiedział, że kłamie. Syriusz był zbyt dobrym kłamcą, aby nie zauważyć jej gry.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Nawet kurwa nie próbuj udawać! Widziałem to! - podniósł głos, dygocząc ze złości. - Tak samo widziałem, co zrobiłaś dzisiaj Jamesowi!
- Ogarnij się, Black. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Nie potrafiła pojąć jakim prawem ten palant może na nią krzyczeć. - Nic nikomu nie zrobiłam.
- Mnie nie okłamiesz. - uśmiechnął się parszywie. - Możesz sobie udawać przed Evans, ale mnie nie wkręcisz.
Nuria zacisnęła usta w prostą linię, próbując nie dać po sobie poznać, że jego słowa zrobiły na niej jakiekolwiek wrażanie. Albo, że dotknęły części jej umysłu, która odpowiadała z poczucie winy.
- Nie zadzieraj z moimi przyjaciółmi. - rzekł ostrzegawczo. W jego oczach tlił się jakiś ogień, którego nigdy wcześniej nie zdołała dostrzec. Wyglądał niczym szare, burzowe niebo, które za chwile miało rozpętać wichurę stulecia. - Jeśli jeszcze raz zobaczę, że coś robisz Rogaczowi to...
- Nic mu nie zrobiłam! - przerwała mu. Złość wzięła górę nad jej zdrowym rozsądkiem. Maska beznamiętności rozpłynęła się w powietrzu wraz z jesiennym wiatrem.
Insynuował jej jakieś niestworzone scenariusze. Nie miała pojęcia, co takiego niby zrobiła Jamesowi. Bezpodstawne oskarżenia były jak iskra, wzniecająca jej wybuch.
- Ukrywasz coś, a ja dowiem się co dokładnie. - wskazał na nią palcem, posyłając kolejne mrożące krew w żyłach spojrzenie. - Nawet jeśli miałbym wylecieć ze szkoły, odkryje twój sekret. - oświadczył z powagą.
Następnie uniósł wysoko głowę i pośpiesznie wyminął ją, idąc w stronę zamku. Jednakże dla Nuri ta rozmowa jeszcze nie dobiegła końca.
- Ty też coś ukrywasz, Black. - rzekła, a on zatrzymał się w połowie pagórka. Odwrócił się do niej i spojrzał na nią z góry.
Wiedziała, że ma rację. Syriusz zdradził się swoją nagłą reakcją. Próbował zachowywać spokój, ale dostrzegała, jak zaciskał palce na materiale swojej szaty. Uśmiechnęła się z zadowoleniem i zaczęła wspinać się po pagórku, podążając w jego stronę, niczym drapieżnik szykujący się do ataku.
- Włamanie się do dormitorium dziewczyn, raczej nie jest zgodne ze regulaminem. - oświadczyła niewinnie. - W dodatku próba ukradnięcia cudzej własności? Gdyby tylko ci się udało. - zacmokała z udawanym rozczarowaniem i pokręciła głową. - Ale nawet tego nie potrafiłeś zrobić dobrze.
- Zamknij się. - wycedził, zaciskając zęby. Gdy Nuria stanęła zaledwie stopę od niego, nie cofnął się.
- Po co ci ta książka, Black? - uniosła brwi w wyzywającym geście. - Może ma jakiś związek z twoim wyjściem na błonia w środku nocy?
- Czyli jednak mnie widziałaś. - prychnął głośno, nie dając po sobie poznać, że słowa Nuri robią na nim wrażenie. - Nie ładnie tak kłamać, Wisienko.
- Nie masz jak tego udowodnić. - zmrużyła wściekle oczy. - I przestań mnie tak nazywać. - dodała już zupełnie zgorszona tym przezwiskiem.
- A ty nie masz jak udowodnić tego, że wtedy mnie widziałaś. - posłał jej huncwocki uśmieszek. Nuria pomyślała, że na pewno ma go wyćwiczony w stu procentach. Pewnie potrafił sobie poradzić w sytuacjach, gdy ktoś przypierał go do ściany. Jako Huncwot musiał być do nich przyzwyczajony.
Ale nigdy nie miał przyjemności poradzić sobie z Nurią Dumbledore.
- Możemy się przekonać. - wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu. Syriusz podskoczył w miejscu, zaskoczony jej reakcją.
- Co to znaczy? - wydukał ostrożnie. Czuł się, jakby dzielił go jeden krok od ogromnego wybuchu, który miał rozszczepić go na mikroskopijne kawałki.
- Mam swoje sposoby. - wyjaśniła, ku jego udręce. Z szaleńczym uśmieszkiem, stanęła z nim ramię w ramię, zachowując jednak bezpieczną odległość. - Nie drażnij mnie Black, bo źle na tym wyjdziesz. Mogłabym już teraz iść do mojego wujka i o wszystkim mu opowiedzieć, ale się powstrzymuje. A wiesz dlaczego? - zamruczała wprost do jego ucha. Syriusz nie zareagował, więc kontynuowała. - Bo lubię patrzeć, jak się boisz.
Po tych słowach odsunęła się od niego, a jej wargi wygięły się w istnie demonicznym grymasie. Wyminęła go i odeszła w stronę zamku.
- Nie boję się. - choć nie krzyczał, usłyszała go bardzo wyraźnie. - A już napewno nie boję się ciebie.
Czuła tę powagę w jego głosie. Ten wyzywający, zwiastujący wojnę ton. Nie przejęła się nim zbytnio - czego miała w przyszłości nieraz pożałować.
Nie odwróciła się już do niego. Wiatr rozwiewał jej włosy i drażnił zaczerwienione policzki. Stojąc na szczycie pagórka, powiedziała donośnie:
- Jeszcze zobaczymy.
A później zostawiła Blacka za sobą. Nie wiedziała, czy usłyszał jej słowa, czy uśmiechnął się w ten swój wyzywający sposób i czy może coś jeszcze do niej krzyczał, czego nie usłyszała. Miała to gdzieś.
Gdy tego wieczoru zasypiała w swoim dormitorium, myślała nad miną Syriusza, kiedy mu groziła. Nigdy w życiu nie widziała niczego piękniejszego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro