V. Dżem brzoskwiniowy
Dla kogoś, kto potrzebuje dedykacji.
To dla Ciebie. Kimkolwiek, czymkolwiek, z kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś, i chciałbyś być.
Pierwszym co zawładnęło umysłem Nuri, było stwierdzenie: „Zdecydowanie za dużo ludzi". Oznaczało ono, że ciche głosy, a właściwie myśli wszystkich obecnych w Wielkiej Sali, zaczęły ocierać się o jej świadomość.
Dlatego kolejną rzeczą, którą postanowiła była próba wzmocnienia jej mentalnej blokady. Nie chciała naruszać niczyjej prywatności, ani męczyć samej siebie falą niezliczonych myśli oraz cudzych wspomnień. Musiało starczyć jej sił na utrzymanie blokady, co samo z siebie nie było prostą sprawą.
Gdy poczuła jak na jej ramieniu zasiada Fawkes, zdała sobie sprawę z setki par oczu, które obserwowały ją uważnie. Ktoś coś krzyknął, ktoś inny zaczął szeptać, a ona zwyczajnie stała bez ruchu w poszarpanych szatach, z zakrwawioną nogą i feniksem na ramieniu, jakby to było jej codziennością.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, wzdychając w myślach z zachwytu. Wielka Sala była wspaniała. Gwieździste niebo zamiast sufitu i miliony lewitujących świec były niezapomnianym widokiem. Ogromne stoły czterech domów ustawiono wzdłuż pomieszczenia, a jeszcze jeden, należący do grona pedagogicznego na samym jego końcu. Kiedy Nuria spojrzała w tamtą stronę, z niechęcią zauważyła stojącą na podeście McGonagall oraz Albusa opierającego się rękami o stół. Stał przed swoim dyrektorskim tronem i mierzył Nurię równie zaskoczonym spojrzeniem, co pozostali. Za to Minerwa przybrała bardzo, ale to bardzo wściekłą minę i zaczęła podchodzić w stronę stołka stojącego na środku podwyższenia.
Wiśniowowłosa dopiero teraz go spostrzegła. A także leżący na nim łachman, który zupełnie nie pasował do magicznego wrażenia, jakie roztaczało się w Wielkiej Sali. Wyglądał trochę jak kapelusz czarownicy, który nosili mugole w Noc Halloween. Nuria przypomniała sobie, jak podczas jej pobytu w Edynburgu widziała cały tłum ubrany właśnie w takie kapelusze . Mugole bardzo upodobali sobie to nakrycie głowy jako dowód bycia czarodziejem. Nuri wydawało się to całkowicie niedorzeczne i śmieszne.
Przeniosła spojrzenie z przedziwnego kapelusza na swoją ciotkę. Minerwa zatrzymała się przy stołku i wyciągnęła przed siebie zwój pergaminu, który ciągle trzymała w dłoni. Rozwinęła go z wprawą, by następnie przeczytać ostatnie widniejące na nim nazwisko.
- Dumbledore Nuria. - gdy jej głos rozniósł się echem po Wielkiej Sali, zapanowała całkowita cisza. Nie na długo, ponieważ po zaledwie sekundzie można było usłyszeć ponowne okrzyki zaskoczenia i pełne napięcia szepty. W dodatku o wiele liczniejsze niż wcześniej.
Nuria niezbyt wiedziała, co ma robić. Spojrzała jeszcze raz na Minerwę, która podnosiła właśnie stary kapelusz z samotnego stołka. McGonagall skinęła głową na taboret, odnajdując wzrok Nuri, aby następnie skinąć właśnie w jej stronę. Dała jej tym samym znak, żeby usiadła na stołku.
Wiśniowowłosa zrobiła krok naprzód, rozpoczynając swoją powolną wędrówkę w kierunku Tiary Przydziału.
Każdy uczeń, którego mijała albo przyglądał się jej z szokiem, albo z przestrachem. Szepty stawały się coraz głośniejsze, przeobrażając się w rozmowy i kolejne okrzyki zdziwienia. Jednakże Nuria trzymała głowę wysoko i nie spuszczała wzroku z drewnianego stołka.
Gdy była może w połowie drogi, poczuła, że Fawkes zaczyna poruszać się na jej ramieniu. Zamachnął się parę razy skrzydłami, rozwiewając przy tym jej wiśniowe włosy. Mimowolnie sięgnęła ku nim, aby je odrobinę odgarnąć z twarzy. Zamachnęła się i sprawiła, że opadły na jej plecy. Zafalowały w powietrzu przy jej kolejnym kroku, ukazując jej lewy profil. Fawkes uniósł się i przeleciał przed nią. Wyminął nieruchomą i trochę zdezorientowaną Minerwę i po chwili opadł na ramię samego dyrektora, który odwracając głowę w jego stronę, lekko się uśmiechnął.
Parę szeptów, okrzyków i kroków później Nuria stanęła już przed stołkiem. Nadal odwrócona plecami do uczniów spojrzała spode łba na Minerwę. Jej ciotka posłała jej niezadowolony grymas i cicho mruknęła coś o długotrwałym tłumaczeniu się i głupotach. Dodała jeszcze coś o „wiecznym centrum wszechświata" i westchnęła z utrapieniem. Nuria skrzywiła się na samą myśl o czekającej na nią rozmowie ze swoją nową profesorką Transmutacji i dyrektorem Hogwartu.
Ponownie przybierając poważny, lecz nieco niepewny wyraz twarzy, odwróciła się do reszty uczniów. Zasiadając na drewnianym stołku, odetchnęła z ulgą. Choć na jej nodze nie było widać ani śladu wielkiej szramy, ta wciąż ją mrowiła podczas każdego kroku.
Po chwili Minerwa ułożyła na jej głowie ten dziwny, stary kapelusz i odsunęła się o parę kroków. Po niespełna sekundzie do uszu Nuri dotarł obcy głos.
- Ależ co my tu mamy? Całkowitą pustkę? Ścianę? - usłyszała znad swojej głowy. Zadrżała kiedy zdała sobie sprawę, że to ten stary kapelusz do niej przemówił. Żachnęła się ponownie, gdy zrozumiała, że zapomniała o czymś bardzo ważnym.
Kilka dni temu wujek Aberforth jej o tym wspominał.
„Musisz opuścić blokadę", powiedział wtedy.
„Więc właśnie to miał na myśli?", zastanowiła się. „Ktoś będzie musiał dostać się do mojej głowy, by przydzielić mnie do któregoś z domów?", skrzywiła się na tę myśl. „Co za wścibska metoda", stwierdziła, ale i tak po chwili wyprężyła swój umysł.
Opuściła blokadę z niemałym trudem. Choć nie było to proste, samo utrzymanie jej przez cały czas i przed taką ilością ludzi było o wiele bardziej męczące.
Chociaż spodziewała się, że myśli wszystkich w Sali za chwilę dosięgną jej umysłu, wcale tak się nie stało. Jakaś niewidzialna ręka otoczyła jej umysł i zanurzyła w nim swoje szpony.
Nuria nieświadomie zadrżała.
- Nie powinnaś tutaj być. - potężny głos rozbrzmiał w jej głowie. Nuria nie potrafiła stwierdzić czy Tiara Przydziału wypowiedziała to na tyle głośno, by każdy obecny w pomieszczeniu mógł ją usłyszeć, czy na tyle cicho, by tylko Nuria mogła poznać jej słowa. - To się może źle skończyć, ale również i nadzwyczaj dobrze. - wymruczała z takim zamyśleniem i podejrzliwością, że Nuria zmrużyła z zaciekawienia powieki.
Nie miała pojęcia, do czego dokładnie odnosi się Tiara, ale coś w jej wnętrzu podpowiadało jej, że na pewno do niczego co już się wydarzyło.
- Będziesz potrzebowała przyjaciół do pomocy. Aby mogli cię podnieś kiedy ty upadniesz. Czuję, że dużo wycierpiałaś. Wiesz co to samotność. - Nuria prychnęła teatralnie pod nosem, usłyszawszy to stwierdzenie. Nie mogła powstrzymać wrednego komentarza cisnącego się jej na usta.
- Nie musisz mówić mi o tym, o czym sama dobrze wiem. - warknęła cicho. Tiara poruszyła się na jej głowie i zarechotała. Jednakże Nuri wcale nie było do śmiechu. Raczej przeszedł ją zimny dreszcz, niż fale rozbawienia.
- Uuu charakterek. - stwierdziła z zaskakującą satysfakcją. Nuria zagryzła zęby, nie mogąc powstrzymać narastającej w niej frustracji. Tiara Przydziału zaczynała ją irytować. - Myślałam, że dom Helgii będzie odpowiedni, ale ona nigdy by się z tym nie zgodziła.
- To nie było zbyt miłe. - zauważyła, tracąc cierpliwość.
Była na tyle zmęczona całym tym dniem, że nawet nie mogła utrzymać swoich emocji na uwięzi. Zmęczenie i głód zawsze w jakiś sposób uwalniały jej prawdziwe ja. Albo po prostu robiły z niej sukę.
- Może Slytherin? Ambitna i taka dumna. Ale jednocześnie taka mądra. Rowena byłaby wniebowzięta gościć u siebie kogoś z tak kreatywnym umysłem. A do tego, widzę, że dużo już umiesz. Choć nigdy nie chodziłaś do szkoły. Cóż za niezwykły dar i ta samodzielność. Okrutna siła. - westchnęła zużyta szmata. - Nawet jeśli w twym życiu było tyle samotności, nie chowałaś się za nią, ale ją wykorzystałaś. Stałaś się dzięki niej silniejsza. Niezwykłe. Niezwykłe. - powtarzała z zamyśleniem.
- Dziękuję? - szepnęła Nuria. Czuła się zagubiona, ponieważ co mogła powiedzieć na słowa, dotyczące jej samej? Chyba tylko podziękowania wydają się w takich chwilach odpowiednie.
- Albusie, masz doprawdy niezwykłą podopieczną. - Tiara zwróciła się nagle do dyrektora Hogwartu.
Nuria nie odwróciła się w jego stronę, ale była pewna, że jej wujek skinął głową w formie podziękowania. Na pewno był to pełen powagi i dumy gest. Wyćwiczony, niczym piruet baletnicy.
- Nie boisz się tu tak siedzieć? To już dużo zajęło, moja droga. - Tiara zwróciła się z powrotem do niej.
Nuria zastanowiła się przez chwilę nad odpowiedzią. Przyjeżdżając spojrzeniem po wszystkich znużonych uczniach, zrozumiała, że prawdopodobnie siedzi na tym stołku już o wiele za długo.
- Niezbyt. - przyznała, ale od razu stwierdziła, że nie były to odpowiednie słowa. - To znaczy, mogłabyś się pospieszyć. Nie jadłam dzisiaj za dużo. - przypomniała sobie swoje dzisiejsze przygody i odczuła pustkę w żołądku.
Oddałaby duszę za steka albo kawałek szarlotki. O tak. Szarlotka była znakomitym pomysłem. Albo taka grzanka z dżemem brzoskwiniowym. C u d o.
- Ah, tak. Widzę twoje dzisiejsze przygody. - zamruczała z uznaniem. - Niebezpieczeństwo sprawia, że stajesz się silniejsza. Podejmujesz słuszne decyzje w krytycznych momentach. Nie uginasz się przed przeciwnikiem, ale z dumą stajesz do walki. Jednak nie pragniesz nikomu wyrządzić krzywdy. Bardzo trudna decyzja. - stwierdziła, przyprawiając Nurię o jęk rozpaczy.
Wywody Tiary Przydziału strasznie przypominały jej powiedzonka wujka Albusa.
- Siedzę tutaj już przez chwilę i myślę, że jeśli to zajmie jeszcze trochę to stanę się pierwszym numerem na czarnej liście Hogwartu, bo wszyscy są głodni. I wyglądają, jakby chcieli zjeść mnie. - spojrzała na rozeźlonych uczniów. Każdy z nich wydawał się taki nowy i ciekawy. Chciała ich poznać i dowiedzieć się kim są według nich samych.
Przejeżdżając tak spojrzeniem z jednej twarzy na drugą, zauważyła znajomą sobie osobę. Gorąco wpłynęło na jej policzki, niczym morska fala. Zbyt mała, ale również nazbyt duża, by mogła się jej wyrwać.
- Pan Lupin? - nagły szept Tiary, wyrwał ją z objęć zaskoczenia. Oderwała wzrok od blondwłosego chłopka, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
Nie poznawała samej siebie. Takie dziwne reakcje nie były w jej stylu.
- Gryffindor, piąty rok. - ciągnęła Tiara, przyprawiając Nurię o palpitacje serca. - A w dodatku widzę w twoich wspomnieniach również pana Blacka. Ciekawe. - mruknęła.
Nuria znała to nazwisko, ale nie potrafiła pojąć co do tego wszystkiego miał jej dawny przyjaciel. Właściwie to odczuła zdradziecką wściekłość, że ktokolwiek poznał jej sekret. Że Tiara Przydziału uzyskała dostęp do jej skrywanych wspomnień z czasu jej ucieczki.
- Zostaw to. - warknęła, przyprawiając Tiarę o kolejny rechot.
- Nie o tym Blacku mówię. - tajemnicze stwierdzenie jeszcze bardziej zirytowało Wiśniowowłosą. - Poznałaś przecież dwóch.
- Kiedy? W jakich wspomnieniach? - zaciekawiła się. Nie przypominała sobie, aby poznała jeszcze kogoś o tym samym nazwisku, które nosił jej przyjaciel.
- Oh, nie. - Tiara zaśmiała się z nieukrywaną wyższością. - Sama musisz sobie przypomnieć. Myślę, że nie zajmie ci to zbyt długo.
- No dobrze... - westchnęła, ponownie nie wiedząc co właściwie powiedzieć.
Miała sobie przypomnieć o kimś, o kim nawet nie pamiętała? Co za głupota!
- Ale powiedz mi kochana, do jakiego domu ty chciałabyś należeć? - zmieniła temat. Najwyraźniej sama Tiara miała już dosyć przydzielania jej do domu.
Nuria nie mogła się doczekać, aż skończy się jej katorga. Bycie w centrum uwagi nie było jej ulubionym stanowiskiem. Myśląc nad odpowiedzią na pytanie Tiary, zauważyła, że ciocia Minerwa miała czasami rację odnośnie jej wiecznego lądowania w centrum wszystkiego.
A co do cioci, ta była w Gryffindorze. Tak samo jak wujek Aberforth i Albus. Za to jej przyjaciel z czasów ucieczki był w Slytherinie. Wszyscy byli wspaniałymi czarodziejami. Czasami zbyt ekscentrycznymi i wprawiającymi ją w najgorsze stany emocjonalne, ale jednak niezwykłymi. Dobrze wyszli na tym, w którym domu się znaleźli. Gryffindor i Slytherin wydawały się tak bliskie w życiu jej i jej bliskich, że to pomiędzy nimi powinna raczej wybierać.
- A więc Gryffindor albo Slytherin? Bardzo ciekawe propozycje. Aberforth Dumbledore i Minerwa McGonagall, cóż za wspaniałe umysły i odważne serca. Ale Albus to inna historia. Ambicja sięgająca gór. - westchnęła z zachwytem, a może nostalgią. Nuria była zbyt zmęczona, by głowić się nad istotą wypowiedzi magicznego kapelusza. - Za to ty kochana, wolisz uciec od samotności. I masz do tego odwagę. Jesteś gotowa do walki, choć jeszcze wiele musisz się nauczyć. Książki nadal pozostaną książkami, a ty potrzebujesz najprawdziwszego życia. Myślę, że znam odpowiedź.
- Więc już wiesz? Dzięki Merlinowi. Nie mogło ci to zająć dłużej? - zapytała z sarkazmem.
- Nie wybrzydzaj kochana. - prychnęła z dumą Tiara. - W końcu dzięki mnie, będziesz znana jako ta, która nosiła mnie najdłużej.
- Obiecuję, że na przyszły rok cię wyczyszczę. - mruknęła z irytacją. Chciało jej się kichać od kurzu, który wciąż opadał z wiercącej się na jej głowie Tiary.
- Będę czekać Nurio Dumbledore. - tajemniczy szept, czy może tak naprawdę przysięga rozbrzmiała cicho w jej głowie. Niewidzialne szpony opuściły umysł Nuri, który od razu schowała za swoją blokadą. - GRYFFINDOR!!! - okrzyk Tiary Przydziału rozniósł się echem po Wielkiej Sali.
Nuria zadrżała. Była pełna sprzecznych emocji, gdy do jej umysłu dotarło to, do jakiego domu została przydzielona. Jednak nie miała czasu na głębsze rozmyślania.
Z jednego ze stołów dobiegła fala oklasków. Nuria powstała ze stołka, zaraz po tym jak Minerwa ściągnęła z jej głowy Tiarę Przydziału. Po rzuceniu ostatni raz okiem na ciotkę skierowała się w stronę stołu, nad którym wisiały wielkie, ozdobne herby. Przedstawiły złotego lwa na szkarłatnym tle. Symbol jej nowego domu. Oznakę, że wreszcie dokądś należała.
Właściwie to Nuria była nieco zaskoczona. To znaczy, gdzieś z tyłu jej głowy przebiegła myśl, że może zostać przydzielona do Gryffindoru. Jednakże nie uważała się za aż tak lojalną i odważną, aby przywdziać szkarłatno-złote barwy. Obstawiała bardziej Slytherin albo Ravenclaw. Ambicja, czy zamiłowanie do nauki wydawały się o wiele bardziej w jej stylu. Ale skoro Tiara Przydziału wybrała dla niej Gryffindor, może jednak się myliła? Może była o wiele bardziej odważna, niż kiedykolwiek się jej wydawało?
Nałożyła na swój umysł blokadę, krzywiąc się przy tym z bólu. Ciągłe zakładanie jej, ściąganie i ponowne wzmacnianie strasznie ją osłabiały. Idąc w stronę klaszczących Gryfonów, zdała sobie sprawę z pewnej smutnej prawdy.
Albowiem nie wiedziała nawet, gdzie powinna usiąść. Nie znała zupełnie nikogo. A przynajmniej tak się jej wydawało.
- Nuria! - usłyszała nagle. Wpierw pomyślała, że się przesłyszała. Jednak, gdy spojrzała w głąb stołu Gryffindoru, dostrzegła wyciągniętą w górę dłoń.
Jej usta mimowolnie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Coś dziwnego zadziało się w okolicy jej serca, gdy usłyszała swoje imię. Owy ktoś, kto je wypowiedział, powstał z miejsca. Od razu poznała te blond włosy, ciemnozielone oczy i ten zniewalający uśmiech, który przemykał nazbyt często w jej myślach, aby można było uznać to za nic znaczącego.
- Remus! - zawołała, podchodząc do wspomnianego blondyna. Nie przypuszczała nawet, że mogłaby się aż tak szeroko uśmiechnąć na widok osoby, którą widziała tylko raz w życiu. Nawet przez chwilę zapomniała, że chłopak stojący przed nią, cierpiał na likantropię.
Jednak gdy ta myśl wreszcie do niej dotarła, zmarszczyła brwi. Jej uśmiech zbladł w momencie, w którym przypomniała sobie niedawno przeczytane słowa.
"Wilkołaki to potwory żądne krwi. Każdy pragnący ujść z życiem czarodziej, powinien trzymać się od nich z daleka. W tych stworzeniach nie znajdzie się ani krzty cywilizacji. To naturalne bestie, których jedynym pragnieniem jest pożywienie się swą ofiarą."
Gdy tydzień temu przeczytała te słowa w jednej z książek o tematyce czarnej magii, musiała powstrzymać się przed jej spaleniem. Zatrzasnęła ją z hukiem i dotychczas nie otworzyła.
Nie potrafiła powiedzieć, skąd wzięło się jej nagłe oburzenie. Nie mogła znieść określeń, jakie zostały użyte względem strasznych bestii, którymi wilkołaki w rzeczywistości były.
Możliwe, że spędziła tyle czasu w towarzystwie magicznych stworzeń w jej ogrodzie, jak i w lesie niedaleko Dumbledore Mansion, że przyzwyczaiła się do tego, że ich niektóre książkowe opisy były jedynie głupimi przesądami. Albo po prostu nie mogła uwierzyć, że tak przystojny blondyn mógłby co pełnię przeobrażać się w łaknącą mordu bestię.
Oczywiście, że wpierw opanowało ją przerażenie. Gdy zdała sobie sprawę, że miała jakąkolwiek styczność z wilkołakiem, i że nawet z nim rozmawiała, zaczęła drżeć na całym ciele. Ale nie minęło zbyt wiele czasu, nim stwierdziła, że gdyby nie podsłuchała rozmowy wujka Albusa i Minerwy, pewnie nigdy by nawet nie pomyślała, że ktoś tak miły jak Remus, mógłby być wilkołakiem.
Zaczęło ją to fascynować. Niezmiernie prowokować do dalszego poznawania i myślenia o tym blondynie. Tak długo wspominała jego uśmiech i słowa, których użył w „Esach i Floresach", że już więcej nie potrafiła się go obawiać. Teraz czuła jedynie coś o wiele głębszego i bardziej ciepłego.
Jej serce biło zbyt szybko, policzki szczypały, a jej umysł dosłownie tańczył kankana wraz z jej hormonami. Przeraziła się swoim własnym zachowaniem jeszcze bardziej niż tym, co przeżyła zaledwie pół godziny temu w Zakazanym Lesie. Ale stwierdziła, że nie ma siły na razie o tym myśleć. Teraz liczył się jedynie stojący przed nią Remus, którym była urzeczona i zafascynowana w stu procentach.
Od blondyna dzieliły ją jedynie trzy kroki, gdy powiedział:
- Tak myślałem, że cię tu spotkam. - próbował przekrzyczeć nadal trwające oklaski.
Nuria ponownie poczuła, jak jej serce przyspiesza swój rytm. Remus uśmiechał się tak wspaniale, że potrzebowała chwili, aby wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa.
- Miło cię znowu widzieć. - wydukała, próbując powstrzymać narastającą obawę przed palnięciem czegoś głupiego.
Przez chwilę oboje po prostu stali naprzeciwko siebie, mierząc się nawzajem wzrokiem. Obdarzyli się niezwykle szerokimi uśmiechami i może spędziliby na tym całą wieczność, ale niestety im przerwano.
- Luniaczku, czy będziesz tak miły i przedstawisz nam swoją nową koleżankę? - zapytał James, uśmiechając się tajemniczo.
Gdy Nuria na niego spojrzała, wydał się jej całkiem miły. Od razu mogła powiedzieć, że jest typem śmieszka i musiał być popularny. Szczególnie w gronie dziewczyn, ponieważ każda z siedzących koło niego uczennic, przyglądała się mu rozmarzonym wzrokiem.
Wiśniowowłosa posłała Jamesowi uśmiech i ponownie zwróciła swoją uwagę na Remusa. Lupin wyglądał na trochę zmieszanego.
- To jest Nuria. - powiedział niepewnie. Wskazał na nią otwartą dłonią w formie prezentacji. Następnie zrobił to samo, tym razem wskazując na swoich przyjaciół. - A to jest James. Tam siedzi Peter.
Gdy Nuria spojrzała na nieco krępawego chłopaka, próbowała przybrać najbardziej uprzejmy wyraz twarzy. Jednak Peter zaczerwienił się od policzków aż po uszy i uciekł spojrzeniem gdzieś w bok. Skinął tylko nieśmiało głową. Nuria zmrużyła oczy, nie wiedząc jak się zachować.
- A to Syriusz. - na koniec Remus wskazał dłonią na przystojnego chłopaka w przydługich włosach.
Choć Nuria uśmiechnęła się w jego stronę, on nie zaszczycił jej nawet jednym spojrzeniem. Za to wydawał się bardzo zajęty jakąś blondwłosą Gryfonką w zbyt mocnym makijażu. Dziewczyna założyła nogi na jego kolana i coś do niego mówiła, co chwilę chichocząc. Chłopak o kruczoczarnych włosach uśmiechał się ten sposób, w który Nuria nigdy nie sądziła, że ktoś mógłby się uśmiechać. Trochę po szelmowsku i z widocznym flirtem, ale jednocześnie z czymś tajemniczym oraz pociągającym. Może jej się tylko zdawało, ale mogłaby przysiąc, że przez sekundę zauważyła w tym uśmiechu zmierzoną kpinę.
Zmarszczyła na chwilę brwi. Poczuła irytację spowodowaną tym, że właśnie została totalnie zignorowana. Miała jakieś dziwne przeczucie co do tego chłopaka i jego podejrzanego uśmiechu. Jednakże, kiedy przeniosła spojrzenie swych fiołkowych oczu na Remusa, jej rozgoryczenie zostało zastąpione niezwykłym szczęściem.
- Miło was poznać. - powiedziała do dwójki Huncwotów, która postanowiła jej nie zignorować tak jak co poniektórzy.
Oboje posłali w jej stronę kolejne uśmiechy. Nawet Peter wydawał się nieco bardziej rozluźniony.
- Mogę z wami usiąść? - zapytała niepewnie. W duchu miała wielką nadzieję, że się zgodzą.
- Ah! No tak. - Remus podskoczył w miejscu i sięgnął dłonią karku. - Tak. Jasne. - wskazał, aby usiadła zaraz obok Petera, naprzeciwko Jamesa.
Nuria wymamrotała podziękowania i wyminęła Remusa. Gdy zasiadła przy stole, poczuła, jak niewidzialnie tony cegieł opadają na jej ramiona. Rozglądając się, zauważyła, że wiele osób się jej przygląda. Zgarbiła się nieco, próbując uciec przed ich ciekawskimi spojrzeniami. Cała pewność siebie, którą czuła od wejścia do Wielkiej Sali, uleciała z niej w okamgnieniu.
Dopiero głos dyrektora wyrwał ją z otępienia.
- Witam wszystkich nowych, jak i starych uczniów w naszym wspaniałym Hogwarcie! Mam nadzieję, że wasze wakacje były udane i mogliście solidnie odpocząć od trudów szkoły, gdyż od jutra czekają was one ponownie. Ale nie martwcie się. W tym roku Profesor McGonagall obiecała być trochę mniej wymagająca. - stojąc przy mównicy, uśmiechał się szeroko.
Nuria usłyszała, że wiele uczniów parsknęło śmiechem. James, który siedział naprzeciwko niej, uśmiechał się jakoś zbyt szelmowsko jak na jej gust.
- Zanim przejdziemy do kolacji, chciałbym poruszyć kilka spraw. Przede wszystkim, z wielką radością pragnę powitać nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, profesora Mariusa Beechera. Który jest na tyle uprzejmy, aby nauczać was w tym roku szkolnym. Życzmy mu powodzenia. - powiedział i wskazał dłonią na stół za sobą.
Wysoki, jasnowłosy mężczyzna powstał z miejsca i w trakcie oklasków uczniów, ukłonił się sztywno.
- Następnie muszę przypomnieć nowym, ale przede wszystkim starszym uczniom, iż zapuszczanie się na teren Zakazanego Lasu jest absolutnie zabronione. - nagle z jego twarzy zniknęły oznaki jakiegokolwiek dobrego humoru.
Nuria mogłaby przysiąc, że jej wuj spojrzał właśnie na nią. Nie zdziwiłaby się, gdyby się okazało, że zajrzał do jej umysłu podczas przydziału do domów. Przez jej ściągniętą blokadę, pewnie już doskonale wiedział o wszystkim, co przydarzyło się jej w Zakazanym Lesie. Mogła się jedynie modlić, aby nie okazało się to prawdą.
- Wszelkie zasady i cały regulamin znajdziecie u szkolnego woźnego, Pana Filcha. Pewnym uczniom przypominam również o zakazie używania magii na szkolnych korytarzach oraz innych, niedozwolonych urządzeń. - przy tych słowach trochę się rozchmurzył.
Nuria usłyszała śmiech Remusa i Jamesa, którzy spojrzeli na siebie niby porozumiewawczo. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, o co właściwie chodziło tej dwójce.
- Mam nadzieję, że w tym roku doświadczymy wielu nowych wrażeń. Nie przedłużając tego nudnego powitania, życzę wam smacznego. Wsuwajcie! - gdy tylko Albus wykrzyknął te słowa, na stołach znikąd pojawiły się przeróżne półmiski wypchane po brzegi jedzeniem.
Nuria uśmiechnęła się szeroko na ich widok. Wreszcie poczuła, jak niesamowicie była głodna. Przypomniała sobie, że właściwie nie jadła dzisiaj nic poza śniadaniem i czekoladową żabą w powozie. Westchnęła mimowolnie, gdy poczuła zapach zapiekanych ziemniaków z serem, które już po sekundzie znalazły się na jej talerzu.
- Nie wiedziałem, że Dumbledore ma córkę. - usłyszała, zanim w jej buzi wylądował upragniony kęs zapiekanki. Odwróciła głowę w lewo, ponieważ właśnie po tamtej stronie siedział Peter, który był autorem owych słów.
- Ja też. Ależ to było wejście! - tym razem odezwał się James. Coś w jego wyrazie twarzy sprawiło, że Nuria nie mogła powstrzymać uśmiechu. Okularnik przeżuwał właśnie udko kurczaka, wlepiając w nią intensywne spojrzenie i czekając, aż się odezwie.
- Nie jestem jego córką. - odparła, nie mogąc uwierzyć w to, że ktoś mógłby tak pomyśleć. Spoglądając po całej trójce zaciekawionych jej słowami Huncwotów, myślała nad tym co właściwie powinna o sobie powiedzieć.
Czy powinna opowiedzieć im o tym jak było naprawdę? Że w rzeczywistości nie była ani trochę spokrewniona z rodziną Dumbledora? Powinna? Czy może odpowiedzieć tak, jak zawsze robił to wujek Aberforth, gdy ktoś go o nią pytał?
- Jestem tylko jego siostrzenicą. - wyznała, co oczywiście było kłamstwem.
- To dyrcio ma siostrę? Też mi zaskoczenie. - mruknął James. Jego brwi uniosły się do góry, a usta trochę wydęły. Nuria uśmiechnęła się na ten widok oraz na określenie, którym okularnik nazwał jej wujka.
„Dyrcio? Chyba raczej Sknerus!", zaśmiała się w myślach.
- Czemu nie uczyłaś się tu wcześniej? - zapytał Peter.
Nuria kończyła przeżuwać kolejny kawałek zapiekanki i miała już mu odpowiedzieć, jednak ktoś inny ją uprzedził.
- Glizdek, nie bądź bezczelny. Nasza nowa koleżanka potrzebuje chwili na przyzwyczajenie. - James upomniał Petera. Oczywiście w formie żartu, ale zabrzmiało to trochę arogancko. Przynajmniej zdaniem Nuri, która z początku nie wiedziała nawet, do kogo mówi James. Szczególnie że nazwał Petera jakimś dziwnym przezwiskiem. Ale stwierdziła, że nie będzie w to na razie wnikać.
Zrozumiała, że okularnik mówił do Petera, gdy ten nieco poczerwieniał na twarzy.
- Ale tak na serio to, w jakiej szkole uczyłaś się wcześniej? - James oparł głowę na dłoni. - Stawiam dwa galeony, że w Beauxbatons. Bo na Durmstrang to ty mi na pewno nie wyglądasz.
- Eee... Dzięki? - wymamrotała, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
James zaśmiał się krótko, a Remus, który siedział po jej prawej stronie, wywrócił oczami, choć i tak uśmiechnął się na słowa przyjaciela.
- No to gdzie? - James ponowił pytanie.
- Uczyłam się w domu. - powiedziała i powzięła kolejny kęs zapiekanki. Pochwaliła siebie samą w myślach za to, że tym razem nie skłamała. Nie nawiedziła tego robić.
- Serio. Też bym tak chciał. - jęknął Peter. Z ponurą miną, zatopił widelec w swoim kurczaku.
- A kto by robił za atrakcję, Glizdek? - zaśmiał się James, a Peter po chwili mu zawtórował.
Nuria uśmiechnęła się sama do siebie. W pewien sposób zachwyciło ją to, w jak łatwy sposób James potrafił poprawić komuś nastrój. Choć tak naprawdę nie miała pojęcia, co kryje się za słowem: „atrakcja". Ale chyba nie mogło być to nic złego? Prawda?
- Myślę, że skrzaty z kuchni na pewno by nie narzekały, gdybyś pozwolił im wreszcie pracować. - stwierdził Remus, sprawiając, że James wybuchnął śmiechem.
Peter ponownie poczerwieniał na twarzy i mruknął coś pod nosem. Był tak cicho, że nawet siedząca obok niego Nuria, nie potrafiła go usłyszeć.
- Wiecie gdzie jest kuchnia? - zapytała podekscytowana, gdy dokładnie przyswoiła do siebie to, co powiedział Remus.
- Wiemy, gdzie jest wszystko. - pochwalił się James, a Peter zgodnie pokiwał głową.
- To świetnie. Też bym tak chciała. - wyznała. Naprawdę pragnęła poznać każdy zakamarek tego zamku. Właściwie to marzyła o tym od dziecka.
- Poproś Luniaczka, to na pewno oprowadzi cię po zamku. Prawda? - zapytał okularnik. Nuria nie wiedziała, do kogo mówił, ale gdy podążyła za jego wzrokiem, zauważyła, że chyba do Remusa.
- Jasne. - blondyn zmrużył oczy, doszukując się drugiego dna w słowach przyjaciela. Wydawał się ostrożny w stosunku do Jamesa.
- No i widzisz? Wycieczka załatwiona. Nie ma za co. - okularnik zwrócił się do niej żartobliwie. - Na jaki rok tak właściwie idziesz? - zapytał po chwili z zainteresowaniem.
Nuria poczuła, że bardzo dobrze się jej z nim rozmawia. Wcześniej bała się, że nie będzie potrafiła się z kimkolwiek porozumieć. A teraz proszę! Spotkała Remusa i jego przyjaciół, którzy chyba nawet ją polubili.
- Na piąty. - wyznała, co wywołało jeszcze większe rozpromienienie na twarzy siedzącego przed nią okularnika.
Nuria mimowolnie odwróciła głowę w stronę Remusa. Nie wiedziała, czemu to zrobiła, ale gdy blondyn uśmiechnął się do niej w ten cudowny sposób, nie ważyła się już nawet doszukiwać odpowiedzi.
- Tak samo jak my. - powiedział blondyn. Nuria wydała z siebie ciche "och", jako oznakę jej udawanego zaskoczenia. Tak naprawdę od dnia, w którym podsłuchała rozmowę jej wuja i cioci Minerwy, wiedziała, że Remus będzie na tym samym roku co ona. W sumie to poznała o wiele więcej faktów z jego życia, niż powinna.
Oderwała wzrok od Remusa i przeniosła go na Jamesa. Jego uśmiech zniknął z twarzy. Zmarszczył brwi i zaczął błądzić ciekawskim spojrzeniem pomiędzy Nurią i Remusem.
- A skąd wy się w ogóle znacie? - zapytał wreszcie.
- Emm... - zaczęła. - Spotkaliśmy się na Pokątnej w wakacje. - powiedziała, rzucając szybkie spojrzenie w stronę blondyna. Wspomnienia z tamtego dnia sprawiły, że nie mogła powstrzymać się od uniesienia warg.
- W „Esach i Floresach". - uściślił Remus.
- Aha. - James pokiwał głową i powziął do ręki szklankę z sokiem dyniowym.
Gdy już zdawało się, że się z niej napije, nagle uderzył nią o stół, wywołując taki huk, że nawet ktoś siedzący na drugim końcu stołu krzyknął z zaskoczenia. Pod wpływem uderzenia sok dyniowy rozprysnął po pobliskiej powierzchni stołu. Parę kropel dosięgnęło nawet szaty Nuri, która i tak nadawała się tylko na śmietnik. Wizyta w Zakazanym Lesie odcisnęła na niej spore piętno.
- Co?! - krzyknął niespodziewanie okularnik. Wytrzeszczył oczy na Wiśniowowłosą tak jakby była jakąś zjawą. - A więc to ty?!
Nie miała pojęcia, o co może chodzić Jamesowi. Coś źle zrobiła? Powiedziała coś nie tak? A może tamtego dnia na Pokątnej palnęła coś głupiego i Remus powiedział o tym swoim przyjaciołom?
Odwróciła się w stronę blondyna, chcąc poszukać na jego twarzy jakichś oznak zdenerwowania, czy jakiejkolwiek podpowiedzi, która mogłaby jej pomóc w zrozumieniu sytuacji. Jednak zauważyła tylko jak przez chwilę Remus kręci głową i wypowiada nieme: „nie". Do tego gestykulował rękoma tak, jakby chciał przeciąć nimi powietrze. Gdy tylko dostrzegł, że zwróciła na niego uwagę, uśmiechnął się nazbyt przymilnie.
Nuria nie miała już kompletnie pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.
- Myślałem, że nie będzie wyglądać jak jakaś dzikuska. - usłyszała nagle.
To nie James, ani nie Peter, czy Remus byli autorami tych słów. Tylko czarnowłosy chłopak, który dotychczas bezczelnie ją ignorował.
Spoglądał na nią ze zmrużonymi oczami i przekrzywioną głową, przybierając strasznie oceniający wyraz twarzy. Jego przydługie, kruczoczarne włosy falowały za każdym, nawet znikomym ruchem głowy. Był naprawdę przystojny i Nuria musiałbym skłamać, aby również tego nie przyznać. Gdy jej oczy napotkały jego stalowe tęczówki, coś się w niej wzburzyło.
Wcale jej się to nie spodobało. Wręcz przeraziło.
Nadal nie miała pojęcia, o co chodziło w tej całej sytuacji. Czemu James walnął o stół szklanką i zaczął krzyczeć, czemu Remus machał dziwnie rękoma i czemu nagle ignorujący ją cały czas podejrzany chłopak, nazywał "dzikuską". Nie miała bladego pojęcia, ale przeczuwała, że musi to być coś związanego z Remusem. Wynikało to z jej wcześniejszej rozmowy z Jamesem, zanim ten zaczął zachowywać się jak świr.
- Syriusz! - krzyknął oskarżycielsko Remus. Posłał przyjacielowi karcące spojrzenie, a ten uniósł do góry jedną brew w formie pytania.
- No co?! - rzucił wyzywająco Black. Zmarszczył czoło w rozgoryczeniu i prychnął pod nosem. Na jego ton, nawet i James nieco się zjeżył.
- Nie złość się, Syriuszku. - zaszczebiotała blondwłosa dziewczyna, siedząca okrakiem na kolanach Blacka. Następnie przejechała swymi zadbanymi paznokciami po jego żuchwie. W drugiej dłoni trzymała widelec z nabitym na niego warzywem. - Zjedz jeszcze ziemniaczka. - powiedziała słodko i przysunęła widelec w stronę ust chłopaka.
Syriusz skrzywił się na jej piskliwy ton głosu i zerknął na swoich przyjaciół spode łba. Aktualnie reszta Huncwotów zaczynała uśmiechać się wrednie i powstrzymywać się od głośnych wybuchów niekontrolowanego śmiechu. Nuria uniosła brwi w oznace zdziwienia. Po chwili nawet i ona prychnęła pod nosem rozbawiona nadąsaną miną Blacka.
- No zjedz ziemniaczka, Syriuszku. - zaszczebiotał James. Zaczął intensywnie mrugać powiekami, próbując wyglądać przy tym nad wyraz uwodzicielsko.
Nuria usłyszała jak siedzący obok niej Peter i Remus zaczynają śmiać się do rozpuku. Nawet ją przeszły spazmy rozbawienia, gdy James przekrzywił głowę i oparł ją na dłoni, wyglądając jak najbardziej przymilnie. Uśmiechał się zalotnie z błyskiem w oku.
Gdy Syriusz prychnął rozjuszony i odwrócił się do Jamesa plecami, usta okularnika rozciągnęły się w niebywale triumfalnym uśmiechu. Zaśmiał się głośno, unosząc głowę do góry.
Nuria rozluźniła się odrobinę, śmiejąc się bezkarnie z nowo poznanymi Gryfonami. Wydawało jej się to tak przyjemne, że zapragnęła robić to do końca swoich dni.
Po chwili śmiechów i już cichych chichotów James zwrócił się w jej stronę z nadal wymalowanym na twarzy uśmiechem.
- Bardzo dobry jest ten sok. Proszę, naleję ci. - Nurię zdziwiła nagła nonszalancja w jego głosie. Poczuła się z tym trochę nieswojo i nawet lekko się skrzywiła.
Gdy zobaczyła jaki dzbanek podnosi James, oprzytomniała.
- Nie, dziękuję. Nie mogę dyniowego. - uśmiechnęła się przepraszająco.
- To może pomarańczowy? - zapytał ku niezadowoleniu Nuri.
Bardzo nie lubiła, kiedy ktoś nad nią skakał i oferował swoją pomoc. Czuła się w takich momentach bezsilna niczym małe dziecko. Nie chciała sprawiać przykrości dopiero co poznanemu chłopakowi, więc odpowiedziała z westchnieniem:
- Może być. - poziom skrępowania jaki czuła, przewyższał wszystkie wieże Hogwartu.
- Wolisz kurczaka czy ciasto? - kolejne pytanie padło z ust Jamesa. Nuria zobaczyła, jak unosi jeden z półmisków i prezentuje jej placek dyniowy, którego oczywiście nie mogła zjeść.
- Naprawdę dziękuję ci, James. - próbowała nie zabrzmieć surowo, ale i tak jej się to nie udało. - Ale poradzę sobie. - dodała uprzejmie.
- Właśnie, James. - odezwał się Remus. Zmierzył przyjaciela ostrzegawczym wzrokiem i zacisnął szczękę. Dobrze wiedział, o co chodzi Jamesowi. - Przestań.
- No dobra. Już dobra. - James uniósł przed siebie ręce, poddając się. - Chciałem być tylko miły. - sprostował.
- Jasne. - mruknął Remus, bez pewności w głosie. Przybrał pretensjonalny wyraz twarzy i zmierzył Jamesa żałosnym spojrzeniem.
Nuria nadal nie wiedziała co się właściwie dzieje pomiędzy tą czwórką chłopaków, ani co ona ma z tym wspólnego. Ale stwierdziła, że najpierw wyczai jakiś deser, zanim zacznie się nad tym głębiej zastanawiać.
Dlatego też rozejrzała się po otaczających ją półmiskach. Na jednym z nich zauważyła tartę z jabłkami, która wyglądała n i e z i e m s k o. Jednakże to nie na nią miała w tym momencie ochotę. Po chwili na jej talerzu wylądowała samotna grzanka. Teraz potrzebny był jej tylko ulubiony dżem brzoskwiniowy. Z entuzjazmem zauważyła, że takowy stoi całkiem niedaleko. Zaraz obok miejsca, które zajmował irytujący chłopak z przydługimi, czarnymi włosami.
Spoglądała na niego przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy powinna poprosić go o podanie miski z dżemem. Chłopak był cały czas zajęty siedzącą na jego kolanach blondynką, która bez przerwy coś mówiła. Nuria nie chciała im przeszkadzać, bo jeśli byli parą, może rozmawiali o czymś ważnym. Była w tym zamku zaledwie godzinę i nie chciała od razu narobić sobie jakichś problemów. Walka w Zakazanym Lesie powinna jej wystarczyć na resztę semestru. Jednakże, gdy wreszcie postanowiła odwrócić wzrok i samemu sięgnąć po dżem, zdarzyło się coś niezwykle fascynującego.
Siedząca na kolanach Syriusza dziewczyna próbowała właśnie nalać soku do jego szklanki. Niestety jakimś cudem dzbanek przechylił się odrobinę, wyślizgując się jej z rąk. Takim sposobem cała jego zawartość rozlała się po stole i wylądowała na koszuli blondynki, zdobiąc ją wielką, pomarańczową plamą. Dziewczyna pisnęła zrozpaczona, zwracając na siebie uwagę wielu uczniów.
Jednak to nie rozlany sok dyniowy wydał się Nuri w tym momencie najbardziej fascynujący, ale tajemniczy uśmiech czarnowłosego chłopaka, na którego kolanach przebywała blondyna. Zdawał się obrazem wredności, szyderstwa i odrazy w jednym. Nuria nie spodziewała się ujrzeć takiego uśmiechu na twarzy kogoś, kogo dziewczyna właśnie rozpaczała w niebogłosy. Mogłaby również przysiąc, że to owy chłopak poruszył się wcześniej nieznacznie, szturchając siedzącą na jego kolanach dziewczynę.
Zrobiło jej się żal. Nie blondwłosej dziewczyny, ale owego chłopaka. Jego złośliwość wydała się jej na tyle okropna, że aż przezabawna. Nie potrafiła powstrzymać wrednego uśmiechu, który wpłynął na jej usta. Czarnowłosy chłopak zdawał się zbyt żałosny, aby mogła utrzymać obojętny wyraz twarzy.
Nawet gdy oczy czarnowłosego chłopaka padły prosto na nią, nie powstrzymała uśmiechu. Ten chłopak był zbyt śmiesznym i okropnym człowiekiem, by zachować spokój.
Może dlatego, kiedy wcześniej na niego spojrzała, odczuła coś przerażającego? Może była już na tyle wyczulona umysłowo, że bezproblemowo czuła wszelkie toksyczne osobowości? A ten chłopak z pewnością musiał być jedną z nich. To jak fałszywy się wydawał, wręcz raziło po oczach.
Gdy Syriusz zmarszczył brwi, cały czas wpatrując się w siedzącą naprzeciwko Wiśniowowłosą, ta trochę oprzytomniała. Jego uśmieszek zniknął z twarzy. Na ziemie sprowadził ją również kolejny pisk blondwłosej dziewczyny, która poderwała się na równe nogi i z prędkością światła pomknęła ku wrotom Wielkiej Sali. Nuria podejrzewała, że do łazienki.
Wiśniowowłasa rozejrzała się po reszcie co dopiero poznanych Gryfonów i upewniła się, że nikt z nich nie zauważył wrednego uśmiechu ich czarnowłosego przyjaciela. Pewnie w ogóle nie wiedzieli, że owy chłopak był aż tak okropny. Gdy spojrzała na niego ponownie, zauważyła, że ten obrzuca ją lodowatym wzorkiem. Nuria odniosła wrażenie, że roztoczyła się wokół niego czarna aura złej osobowości. Była pewna, iż zauważył, że widziała jego wyraz twarzy oraz szturchnięcie, które wywołało pisk nieobecnej już blondynki.
Od razu go nie polubiła, ale przecież starała się dogadać ze wszystkimi. Nie chciała robić nikomu problemu, żeby później żyć w ciszy i spokoju. Miała na głowie już i tak za dużo problemów jak na piętnastolatkę.
- Mógłbyś podać mi dżem brzoskwiniowy? - zapytała po chwili. Sama zdziwiła się, że stać ją było na tak przymilny ton. Syriusz, do którego skierowała pytanie, zwyczajnie zlustrował ją wzrokiem. Wydawał się, jakby nie dotarł do niego żaden dźwięk. - Proszę. - dodała twardo i uśmiechnęła się chyba najbardziej sztucznie w całym jej dotychczasowym życiu.
- Ależ oczywiście. - nonszalancja w jego głosie, przyprawiła ją o ciarki. Musiała parę razy zamrugać powiekami, aby przyswoić do siebie owe słowa oraz rzeczywisty, sarkastyczny ton, którego użył. Była pewna, że się nie przesłyszała.
Gdy rzuciła spojrzenie w bok, na Jamesa i Remusa, ci wydawali się zupełnie nie zauważać drugiego dna wypowiedzi przyjaciela. Pomyślała, że muszą być naprawdę ślepi, by nie zauważyć prawdziwej twarzy tego chłopaka. Choć poznała go zaledwie dwadzieścia minut temu to już pierwsze słowa, jakie od niego usłyszała, sprawiły, że czuła wobec niego jedynie negatywne emocje.
Kiedy chłopak uniósł miskę z dżemem brzoskwiniowym, wyciągnęła w jego stronę rękę. Odbierając naczynie, minimalnie musnęła jego palce swoimi. Zdawało się to jedynie sekundą, ale dla Nuri okazało się to o wiele trwalszym przeżyciem.
Albowiem poczuła, jakby jej umysłowa blokada nieznacznie pękła. Przez małą szparę przebłysnęły straszne myśli pełne ciemnych kształtów, które układały się we wspomnienia. Koszmary chłopaka, który właśnie pozostawił w jej rękach dżem brzoskwiniowy, zdawały się tylko cienistą smugą. Nie miały w sobie ani sensu, ani wyraźnego przekazu. Przewijała się w nich jedynie ciemność i okrucieństwo. Czyli wszystko to, co już wcześniej zauważyła, przyglądając się Syriuszowi.
Po raz pierwszy doświadczyła czegoś takiego. Oczywiście kiedyś, gdy nie panowała zbyt dobrze nad swoją leglimencją, często włamywała się do cudzych umysłów. Poznawała myśli i oglądała obce wspomnienia jak byle jaki mugolski film.
Jako dziecko myślała, że każdy jest w stanie zrobić to samo co ona. Dopiero dorastając zrozumiała, że była inna. Niechciana i znienawidzona, gdyż stawała się intruzem. Poznawała najskrytsze tajemnice i najprzeróżniejsze uczucia innych osób, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie chciała taka być. Właśnie dlatego, ze wszystkich sił starała się podtrzymywać swoją blokadę i była pewna, że tak samo było też w tej chwili.
Jednakże zdarzyło się coś, czego nigdy w życiu nie doświadczyła. Wpiła się do cudzego umysłu poprzez dotyk, a to wcale nie napawało ją dumą czy fascynacją. Każdy skrawek jej ciała zaczął wypełniać lodowaty chłód, dłonie opadły bezwładnie na stół, a cały świat stał się dla niej jedynie rozmazanym tłem. Przeraziła się i niesamowicie osłupiała.
- Nuria. - usłyszała po chwili. Zamrugała parokrotnie i zdała sobie sprawę, że przez dłuższy czas wpatrywała się w jeden punkt, zupełnie odcinając się od rzeczywistości.
Ciemne obrazy w jej umyśle zniknęły bezpowrotnie, a małe zadrapanie na jej mentalnej blokadzie, zagoiło się gdy tylko się opamiętała.
- Nuria? - zwróciła powoli głowę w stronę Remusa. To właśnie on cały czas wypowiadał jej imię, próbując zwrócić na siebie jej uwagę.
- Tak? - zapytała zdezorientowana. Remus zmarszczył brwi i podrapał się po karku.
- Co się stało, że masz tak brudną szatę? - zapytał, przyglądając się jej uważnie. To pytanie męczyło go od czasu gdy pojawiła się po raz pierwszy w Wielkiej Sali. Był całkowicie pewien, że nie tylko jego.
Nuria zastanawiała się co odpowiedzieć. Mogła wyznać mu prawdę i opowiedzieć jak to głupia pobiegła do Zakazanego Lasu, walczyła z jakimś tajemniczym czarodziejem i została ranna, a następnie magicznie uzdrowiona przez łzy feniksa.
Ale na brodę Merlina!
Nawet dla niej brzmiało to niedorzecznie. Poza tym Remus mógłby pomyśleć, że jest walnięta, a to w jakiś sposób strasznie ją przerażało. Jeszcze bardziej niż Zakazany Las.
- Właściwie to nic takiego. Ale miło, że pytasz. - odpowiedziała bez zająknięcia. Tego wieczoru skłamała po raz któryś z kolei, aby nie zostać źle ocenioną. Wcale jej się to nie podobało, ale nie widziała innej drogi.
Zadrżała, gdy dłoń Remusa niespodziewanie sięgnęła jej włosów. Wodząc spojrzeniem po jego twarzy, odczuła gorąco na swoich policzkach. Był zdecydowanie za blisko.
Przybrała zdziwiony wraz twarzy, kiedy wyciągnął z jej włosów jakiś liść. Przez chwilę przyglądał się mu w konsternacji, by następnie utkwić spojrzenie w zdezorientowanej Wiśniowowłosej. Uśmiechnął się nieśmiało, gdy zdał sobie sprawę z tego co właśnie zrobił.
- Miałaś go we włosach. - wymruczał, kręcąc liściem pomiędzy palcami.
Nuria kilka razy otwierała i zamykała usta, starając się coś powiedzieć. Jednakże zielone oczy Remusa, były zbyt potężną bronią, aby mogła wydobyć z siebie głos.
- Jeśli będziesz miała jakieś problemy... - zaczął ponownie. Gdy sięgnął ręką karku, Nuria mimowolnie przygryzła wargę. Działo się z nią coś bardzo złego i nawet ona, nie miała pojęcia co dokładnie. - To nie, że coś, ale jestem Prefektem. - brzmiał na trochę zagubionego, wypowiadając te słowa. - Więc wal śmiało. - zaraz po tym ściągnął brwi i zaczął uciekać spojrzeniem we wszystkie możliwe strony. - To znaczy, możesz mi powiedzieć. - skończył wreszcie i z ulgą uśmiechnął się do dziewczyny.
- Dzi- dziękuję. - szepnęła, jąkając się niespodziewanie. Sama zdziwiła się, przez swoje własne słowa.
Od kiedy Nuria Dumbledore się jąka?! Trzeba było to gdzieś zapisać.
- Nie przeszkadzamy wam? - niepokojące myśli Nuri przerwał przesłodzony głos. Gdy odwróciła się od Remusa i zauważyła prześmiewczy uśmieszek na twarzy Syriusza, jęknęła w myślach.
- Nudzisz się? Gdzie twoja McKye? - zapytał niespodziewanie Remus, odpłacając się przyjacielowi potężną dawką sarkazmu. Nuria domyśliła się, że Remus ma na myśli tę blondwłosą dziewczynę, która została tak strasznie potraktowana przez czarnowłosego chłopaka. Pewnie rozpaczała teraz nad swoją brudną koszulą, w którejś z hogwardzkich łazienek. Nuri zrobiło się jej żal.
„To, że ma tak wrednego chłopaka, jest chyba jej największym życiowym błędem", stwierdziła w myślach.
- A więc tak ma na nazwisko? Śmiesznie. - Syriusz uśmiechnął się wrednie.
Nuria zamrugała parę razy i zmierzyła go badającym spojrzeniem. Zanim ciekawość przejęła nad nią całkowitą kontrolę, usłyszała jeszcze głośne prychnięcie Remusa. Dezaprobata rozciągała się wokół niego, jakby była jego codzienną aurą.
- Więc to nie twoja dziewczyna? - wymsknęło się Nuri. Gdy zdała sobie sprawę, że zadała to pytanie, walnęła się mentalnie w policzek.
Jej ciekawość zawsze musiała ją prowadzić do wścibiania nosa w nie swoje sprawy. A teraz pewnie wszyscy będą uważać ją za wścibską. Jak mogła pomyśleć, że kiedykolwiek ktoś ją polubi?
- Dziewczyna. Nie dziewczyna. Co za różnica? - Syriusz wzruszył ramionami z lekceważącą miną. Jego brak zainteresowania strasznie zdenerwował Nurię. Aż do tego stopnia, że zapomniała o swoich wzburzonych przemyśleniach i strachu przed osądami innych.
- Raczej spora. Z tego co się orientuję. - jej głos zabrzmiał niebywale karcąco. Słowa, które wypowiedziała, przybrały formę lodowatych ostrzy, które w każdej chwili mogła posłać przez umysł Syriusza. Zaskoczyła samą siebie tak kamiennym tonem, ale nie mogła nic na to poradzić.
Wydawała się tak poważna, że nawet James i wciąż zajęty jedzeniem Peter oderwali się od swoich zajęć. Zaczęli przyglądać się na zmianę Nuri i Syriuszowi.
Bitwa na spojrzenia, która trwała przez parę dobrych minut między tą dwójką zakończyła się, gdy na twarzy Syriusza wykwitł kolejny wredny uśmieszek.
- No dobra, Wisienko. - wysyczał.
To jakim przesłodzonym głosem zaakcentował jej nowe przezwisko, napełniło ją wstrętem.
- Jesteś nowa, więc tym razem ci odpuszczę, ale na przyszłość odwal się. Zrozumiane? - wydawało się, jakby mówił do ośmioletniego dziecka. Opryskliwie i z politowaniem. Nurię jeszcze bardziej to rozzłościło.
- Zawsze tak rozmawiasz z nowo poznanymi osobami? - zapytała prześmiewczo. Uśmiechnęła się równie wrednie co jej rozmówca i zmroziła go wzrokiem. - Bardzo elokwentnie. - dodała z wyższością, co sprawiło, że Syriusza przeszedł niemiły dreszcz.
Nie mógł pojąć, jakim prawem jakaś obca laska, która pojawiła się znikąd, wypominała mu jego zachowanie. To była tylko jego cholerna sprawa, a nie tej podejrzanej dziewczyny, o której opowiadał im wcześniej Remus. Podobno miała książkę, która była im bardzo potrzebna do ukończenia Mapy Huncwotów. Pewnie dlatego James zachowywał się względem niej tak przymilnie.
Ale Syriusz miał to gdzieś. Niby dlaczego miał być miły?! Do Merlina z jakąś zakurzoną kupą papieru! Znajdzie inny sposób na ukończenie Mapy.
- A ty zawsze się wszystkiego czepiasz? - zmrużył oczy. Przekrzywiając głowę, starał się wyglądać na nieporuszonego jej kolejnymi słowami.
- Tylko wtedy, gdy coś mi się nie podoba. - jej opanowanie aż biło po oczach.
- Oj. Normalnie się popłaczę. - westchnął z udawanym przejęciem. Nuria nie mogła powstrzymać uniesienia brwi w niemym pytaniu.
Według niej Syriusz był jedynie żałosny. Choć dopiero go poznała, wiedziała już, że raczej nie zostaną przyjaciółmi.
- Coś mnie strasznie w tobie wkurwia, Wiśnia. - dodał z poważnym wyrazem twarzy. Postawa Nuri strasznie go denerwowała, więc nie mógł powstrzymać się od zniesienia swojego uśmiechu.
- Syriusz! - krzyknął ostrzegawczo Remus. Jego przyjaciel zaczął posuwać się trochę za daleko, więc musiał coś zrobić. Jednakże żadne z dwójki kłócących się Gryfonów nie zwróciło na niego choć cienia uwagi.
- No patrz. Ja też niezbyt cię lubię. - szepnęła z przekąsem Nuria, wprawiając Syriusza w jeszcze większą frustrację. Gdy to zauważyła, uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Ej, ej. Spokojnie. - James próbował załagodzić sytuację. Przez chwilę nawet mu się udało, ponieważ Nuria i Syriusz ponownie wrócili tylko do mordowania się nawzajem wzrokiem.
Ale niestety Syriusz postanowił przerwać ciszę.
- Całkiem ciekawy z ciebie przypadek, Wiśnia. - przyznał z podejrzanym spokojem. Reszta Huncwotów spojrzała na niego niepewnie. Black zazwyczaj nie używał takiego tonu podczas kłótni. Był o wiele bardziej porywczy i opętany wściekłością, niż teraz.
- Smutne, ale nie potrafię powiedzieć tego samego o tobie. - Nuria uniosła podbródek i przyjeżdżała się Syriuszowi z wyższością. Ten tylko posłał jej kolejny wredny uśmieszek.
- Ogarnijcie się oboje. - nakazał Remus. Zabrzmiał tak wściekle, że Nuria spojrzała na niego z niepokojem.
Nie chciała sprawić mu problemów. Próbowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale on nawet na nią nie spojrzał. Wciąż wpatrywał się wściekle w Syriusza.
- Byłabyś tak uprzejma i podała mi dżem brzoskwiniowy? - niby zwykła prośba Syriusza, zabrzmiała jak poniżenie.
Nuria posłała mu najsztuczniejszy ze swych uśmiechów, przyprawiając wszystkich o ciarki. Syriusz odwzajemnił jej wpół przymilny, a wpół przerażający wyraz twarzy i uniósł brwi w niemym wyzwaniu.
Wiśniowowłosa nie wiedziała, co taki ruch miał właściwie oznaczać, ale nie przejęła się nim zbytnio. Gdyby chciała, mogłaby w każdej chwili wejść do umysłu Syriusza i dowiedzieć się o jego najbardziej skrywanych tajemnicach.
Gdy tylko ta wizja dotarła do jej świadomości, przeraziła się samej siebie. Taki pomysł nie był absolutnie czymś, co mogłaby zrobić umyślnie. Nie ona.
- Ależ oczywiście. - wyzwanie wymalowało się również w jej oczach. Jednakże było one starannie zasłonięte fałszywą uprzejmością. Nie po to cierpiała tyle lat, aby teraz jej szkolne życie przeobraziło się w poligon bitewny. Nie chciała kłócić się z dopiero co poznanym chłopakiem. Wydawało się to tylko stratą czasu.
Dlatego też podała mu miskę z dżemem brzoskwiniowym, za wszelką cenę starając się unikać jego dotyku. Gdy to się jej udało, więcej już nie spojrzała na czarnowłosego chłopaka, który przyprawiał ją o napady złości.
Jeśli chodziło o miłość od pierwszego wejrzenia, Nuria absolutnie w nic takiego nie wierzyła. Oczywiście w książkach, które czytała, zdawało się to na porządku dziennym, ale w prawdziwym życiu było to tylko istnym przejawem głupoty. Wszystkie te ckliwe romansidła, które w życiu przeczytała, naprawdę potrafiły omamić człowieka.
Jednakże Nuria była zbyt odporna na słodkie słówka bohaterów szekspirowskich dramatów, jak i na zapewnienia o wiecznej miłości postaci z utworów Jane Austen, aby paść ich ofiarą.
Ale jeśli chodziło o nienawiść od pierwszego wejrzenia, Nuria zaczynała wierzyć w nią z całych sił. Gdy jedząc swojego tosta, uświadomiła sobie, że sama właśnie padła jej ofiarą, nawet dżem brzoskwiniowy wydał się jej o wiele słodszy niż zazwyczaj. Zupełnie jak wypełniająca ją furia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro