Znowu w domu
- Miałeś ją chronić!
- Miałem chronić ją przed potworami a nie przed spadnięciem z drzewa.
- I nie złapałeś jej?! Przecież mogła umrzeć!
- Od spadanięcia z drzewa się umiara? Pierwsze słyszę.
- Chcesz się przekonań?!
- Daj spokój, nic jej nie jest.
- Ma złamaną kostkę!
- Zawsze musi być ten pierwszy raz......
- Czy ty naprawdę myślisz że jesteś śmieszny?!
- Nadal rozmawiamy o niej czy o mnie?
- Ona ma imię.
- Naprawdę? Gratulacje za spostrzegawczość.
Otworzyłam powoli oczy, nie pewna tego co zobaczę.
Leżałam w łóżku, w białej pościeli. Przy moim łóżku chodził w te i spowrotem Connor lekko poddenerwowany.
Uśmiechnęłam się gdy przystanął i spojrzał na mnie.
- Hej. - szepnęłam.
Connor oparł się o ramę mojego łóżka.
- Jak noga?
Odwinęłam kołdrę, tak by móc zobaczyć stopę. Kostka była usztywniona i obowiązana białym bandażem.
- Jak widzisz nijak. - odparłam, zakrywając stopę kołdrą.
- Przepraszam. Nie doszło by do tego gdyby nie ten pacan. - mruknął Connor, wskazując głową w lewo.
Na sąsiednim łóżku siedział Will, pochylony i bawiący się rękoma.
- Już to przerabialiśmy, Hood. - warknął, nie podnosząc wzroku.
- I co z tego?! - burknął Connor.
Przewróciłam oczami.
- Will..... - szepnęłam.
Chłopak powoli podniósł wzrok. Spojrzał na mnie spod grzywki.
- Już nigdy nie każ mi włazić na drzewo. - dodałam z słabym uśmiechem.
Mogę wam przysiąść że wiedziałam w jego oczach blask rozbawienia, mimo że jego twarz pozostała bez wyrazu.
- Niech tylko spróbuje. - warknął Connor. - Tak mu wtedy skopię.....!
- Connor! - zaśmiałam się. - Daj spokój!
Connor uśmiechnął się mimo gniewu.
Oparłam głowę o poduszkę i spojrzałam w sufit.
- Pójdę do Chejrona powiedzieć że się obudziłaś. - powiedział Connor.
Spojrzał ostrzegawczo na Will'a i wyszedł szybkim krokiem.
Westchnęłam głośno, wpatrując się w ścianę na przeciwko mnie.
Na jej białej powierzchni tańczyły cienie liści poruszanych wiatrem.
Życie herosa jest ciężkie. Nieustanne walki i ćwiczenia zmacniające mięśnie. Trzeba przejść wiele poważnych szkoleń i testów, żeby być naprawdę wyśmienitym pogromcom potworów.
Zastanowiłam się czy Will kiedyś uczył się władać mieczem. Musiał przecież przejść odpowiednie szkolenie żeby móc być moim.... ochroniarzem.
Spojrzałam na sąsiednie łóżko, gdzie w milczeniu siedział Will. Wydawał się być załamany.
- Co ty taki smutny? - zagadałam wesoło.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie westchnięcie i irytację.
Może nie warto jest z nim zaczynać jakiegoś tematu? Jest 8% szans że ci na coś odpowie.
Po chwili krępującego milczenia, Will spojrzał na mnie i powiedział :
- Poznałem dziś dyrektora Obozu. Opowiedział mi co nieco o tobie i twojej rodzinie. Mówi że ktoś ci porwał mamę.
Przygryzłam wargę na myśl o tym wydarzeniu. Szczerze, nie chciałam o tym rozmawiać z nikim poza Amy.
Wzruszyłam więc ramionami i mruknęłam:
- Tak, podobno porwali.
- Masz zamiar ją odnaleść?
Przypomniałam sobie sen, w którym widzę mamę pod postacią ducha. Pamiętam co trzymała w ręku.
- Podobno sny herosów są jak wyrocznia. - powiedziałam, bardziej do siebie niż do Will'a. - Mówią o przyszłości..... Mam rację? Chłopak spojrzał na swoje ręce.
- Nie wiem. Nie jestem herosem.
- Co??
- Nie mam boskiego rodzica.
- Nikt cię nie uznał?
- Coś w tym rodzaju.
Nastała cisza.
Po chwili wrócił Connor, niosąc wielki kosz.
Pomachał nim uradowany i spytał:
- Masz ochotę na piknik? Zabrałem z naszego domku trochę pysznego jedzonka. - dodał, zaglądając do koszyka. - Mam tu ciastka czekoladowe, butelkę lemoniady, mambę, czekoladę orzechową, wodę, sok, kanapkę z szynką, papier toaletowy, krem orz.... Zaraz, co?! Papier toaletowy?! - wyjął rolkę i rzucił nią w kąt. - Travis. Na bank.
Zaśmiałam się.
- Kretyn. - mruknął Connor. - To pewnie za tą piżamę, którą razem z Izzy przerobiliśmy. Ma teraz kocie uszka i świński ogonek na tyłku.... Wygląda jak idiota. Chociaż nie.... on nim zawsze był.
Wstałam z łóżka i spojrzałam na siebie. Nadal byłam w tej głupiej sukience.
Connor też to zauważył.
- Harriet, wiem że ładnie ci w tej sukience ale czy nie sądzisz że czas na zmianę....
- Owszem, czas na dużą zmianę. - mruknęłam.
- Na szczęście o wszystkim pomyślałem. - zawołał Connor. - Przyniosłem ci twoje rzeczy....
Podał mi stos kolorowych ubrań a ja zaczęłam je przeglądać.
- To nie jest moje. - wskazałam na różowe bokserki.
Connor zmarszczył brwi.
- To czyje? Ja obstawiam tego przygłupa Williama.
- Hallo!! Ja tu nadal jestem! - zawołał Will, machajac rękoma.
Connor spiorunował go wzrokiem.
- Właśnie widzę. - mruknął. - Czas chyba żebyś opuścił to magiczne pomieszczenie i udał się do psychiatryka bo tam pewnie masz rodzinę.
Will zacisnął pięści.
- Nie przeginaj Hood. - warknął. - Dobrze wiesz że nie wygrałbyś ze mną....
Connor prychnął lekceważąco.
- Na pięści może nie ale na słowa? Jestem urodzonym mistrzem ciętej riposty. A także przystojnym facetem z niesamowitym poczuciem humoru.
- Tak? - prychnął Will. - Kto tak uważa? Coś myślę że nie ma takich osób dużo.
- Jest Harriet. - odezwał się Connor. - Ona jest najważniejsza.
Poczułam że się rumienię.
Will spojrzał na mnie i na Connora, który szczerzył się jak jakiś głupek i mruknął :
- Walczył byś o nią?
Podniosłam wzrok znad ubrań i spojrzałam na Willa.
- Jasne że tak. - odparł Connor, jakby wogóle nie zdając sobie sprawy z tego jak dziwnie brzmiało to pytanie. - Ja przynajmniej mam o co walczyć.
- To walcz ze mną, Hood. - Will wstał. - Kto przegra bierze ją.
- Chwilunię kochani. - wtrąciłam się wskazując na Will'a skarpetą, która trzymałam w dłoni. - Czy ty masz coś z głową Will? Chcesz się bić z nim o mnie?
- To prawda kiepska z ciebie nagroda ale chce zobaczyć jak ten Hood się bije.
- Dobra umowa stoi! - zawołał syn Hermesa. - Zobaczymy jak się pan "ochroniarz" broni...
- Stop!! - krzyknęłam. - Nie będzie żadnego bicia się o mnie czy nie o mnie! Will, idź się przejść po Obozie a ty Connor idź z tym koszem na Pole Truskawskowe.
Will już otworzył usta żeby coś powiedzieć ale zmierzyłam go zabójczym wzrokiem.
Connor pchnął go do przodu, za co dostał w brzuch.
- Jak dzieci. - mruknęłam idąc do toalety żeby się przebrać. - Zupełnie jak dzieci.......
Strasznie głupi mi ten rozdział wyszedł. Obiecuję poprawę xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro