Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na zimnych falach....

Huk odbijających się od sobie mieczy odbijał się od ścian Areny. Ciemne cienie jakie dwie smukłe postacie rzucały na piasek, "tańczyły" pod wpływem ruchów.
Isabelle zamachała się mieczem i zaatakowała jeszcze raz ale z większą siłą i determinacją, przez co prawie wytrąciła mi broni z ręki.
Odbiłam szybko jej atak i cofnęłam się przed zadanym przez Izzy ciosem.
Córka Aresa opuściła miecz i odgarnęła jakieś dwa natrętne kosmyki kolorowych włosów, które wymknęły jej się spod koka.
- Poszło całkiem dobrze. - przyznała, wyjmując z treningowej torby butelkę z wodą. - Trenujesz co nie co?
Pokręciłam głową, wycierając twarz białym ręcznikiem.
- Nie mam czasu. - mruknęłam. - Muszę zacząć poważnie myśleć o treningach bo na razie to nie jestem mistrzem.
- Ja trenuję codziennie. - powiedziała Izzy, poprawiając ramiączka czarnego, sportowego podkoszulka. - Na Travisie. Wiesz, on jest lepszy niż worek treningowy.
Zaśmiałam się.
- Chłopak się nie buntuje że go bijesz? - zapytałam.
- Coś ty. - Izzy machnęła ręką. - To oferma, nie ma tu nic do gadania. Po zatym ja go nie bije. Ja tylko ćwiczę ręce...
- On też tak myśli?
- Dziwi mnie to zdanie... - mruknęła Isabelle. - On wogóle myśli? Pewnie nie... Ci cali Hoodowie są niczym w porównaniu z moimi pomysłami... Ich żarty są na poziomie przedszkola i... chyba pozostaną tam na zawsze..
Uśmiechnęłam się na te słowa. Moja kochana i skromna Izzy....
- Musisz przyznać że większość moich pomysłów jest genialna? - rzekła Izzy.
- To z utopieniem Travisa też mam zaliczyć?
- Podobno głupi zawsze ma szczęście. - mruknęła Izzy. - Nic pacanowi nie jest. Niestety....
- Myślałam że go lubisz...
- Bo lubię, jest w porządku. - mruknęła Iz. - Tylko jest głupi. Mega nudny i mało ogarnięty.
- Izzy!
- Harriet!
- O krowie mowa... - mruknęła Izzy.
- Raczej o wilku... - szepnęłam ale Izzy i tak mnie nie usłyszała. W naszym kierunku, szybkim krokiem szli panowie Hoodowie.
Travis przewyższał brata o głowę, co najwidoczniej nie bardzo podobało się Connorowi, przez co szedł wyprostowany jak struna z wysoko podniesioną głową.
Gdy stanęli naprzeciw nas -uśmiechnęli się łobuzersko.
- Cześć. - powiedział Travis patrząc na Izzy, która zajęła się podziwianiem nieba.
- Dobry. - odparła, zadzierając głowę wysoko.
- Chciecie iść z nami na kajaki? - zapytał Connor. - Będzie świetna zabawa!
Isabelle przeniosła wzrok z nieba na niego i pokręciła głową.
- Kiedy mówisz że będzie "fajna zabawa" najczęściej jest nudno.
- To znaczy że nie? - dopytywał się Travis. - Bo jak nie to....
- A ty Harriet? - przerwał bratu Connor.
Spojrzałam na Izzy, która wzruszyła obojętnie ramionami.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - zaczęłam.

10 minut później

Stałam na trawie i patrzyłam jak Travis i Connor męczą się z wepchnięciem kajaków do wody.
Pomimo nie chęci, Izzy i tak została wepchnięta siłą przez Travisa i zapięta pasem bezpieczeństwa.
- Popamiętasz mnie Travis! - warknęła, zaciskąjąc pięści. - Utopię cię, razem z tym kajakiem.
- Ależ Iz, po co tyle złości. - zachichotał Travis, ładując się do tego samego kajaka co Isabelle, na co dziewczyna głośno prychnęła i przewróciła oczami.
Gdy wszyscy już znaleźliśmy się na miejscach, Travis i Connor zanurzyli w błękitnej wodzie wiosła i ruszyliśmy.
- Iz, nie pomożesz? - spytał Travis, odwracając się do dziewczyny.
- Nie.
- Nie? Wogóle?
- Płyń, kolego. - mruknęła córka Aresa. - Siedzę tu z tobą, więc nie oczekuj że zrobię coś więcej.
Connor i ja wybuchneliśmy śmiechem.
Nam płyneło się bardzo dobrze, byliśmy jak stare dobre małżeństwo... no dobra, bez przesady.
Rzeka wiła się wśród wysokich drzew i co jakiś czas skrecała to w lewo to w prawo.
Po jakimś czasie wypłyneliśmy na wielkie jezioro. W jego gładkiej tafli odbijało się piękne popołudniowe niebo.
Zanurzyłam dłoń w wodzie i poczułam chłód na skórze.
- Zimna woda. - mruknęłam.
Connor odwrócił się do mnie i wzruszył ramionami.
- Cieszmy się że nie musimy pływać....
- Możesz mi nie przeszkadzać?! - rozległ się krzyk Travisa. - Jesteś tylko niepotrzebnym gabarytem. Możesz chociaż nie przeszkadzać?!
- Nie mogę, palancie. - mruknęła Izzy. - I ja ci wcale nie przeszkadzam, tylko sprawdzam twoją wytrzymałość.
- Waląc mnie pięściami w plecy?!
Izzy pokręciła głową stanowczo.
- Ja cię ani razu nie uderzyłam.
- Ta jasne... - prychnął Travis. - To może ja mam zwidy?!
- To bardzo możliwe. - wyszczerzyła się do niego Isabelle.
- Lubię żółty ale nie musisz mi pokazywać swoich zębów. - zachichotał Hood, za co dostał solidnie po głowie.
- Nie jesteś zabawny.
- A ty ładna. - zaśmiał się znowu, za co również dostał po głowie.
- Nie obrażaj królowej jednorożców. - powiedziała dumnym głosem Izzy.
- A mówiłem ci że jednorożce nie istnieją?! - zapytał Travis. - Jednorożce są głupie. Wydorośnij w końcu!
- Oj kolego przegiołeś.... - zaśmiałam się wiedząc jak Izzy podnosi się z miejsca i piorunuje Travisa wzrokiem.
- Nigdy nie obrażaj jednorożców w mojej obecności!!! - krzyknęła i rzuciła się na chłopaka, powodując przy tym wypadnięcie z kajaka i zanurzenie się po głowę w lodowatej wodzie.
- Izzy! - krzyknęłam przerażona. - Oni się po....
Ale nie zdążyłam dokończyć bo nieznana siła pchnęła kajak Izzy i Travisa na nasz i przewróciła go na prawy bok.
Gdy zanurzyłam się po głowę w lodowatym jeziorze, czułam jak zaczynam drżeć. Fala zimna, która oblewała moje ciało, zdawała się paląca niczym ogień.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się.
Byłam pod powierzchnią wody. Obok mnie Izzy kopała Travisa,nie zważając nawet na to że byliśmy pod wodą.
Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Connor złapał mnie i zaczął ciągnąć ku górze. Czułam że za chwilę zabraknie mi powietrza.
Gdy wynurzyłam głowę na powierzchnię, przetarłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
Obok mnie pojawił się Connor.
- Wszytko w porządku? - spytałam, podpływając do niego. Czułam jak mi zęby szczękają od zimna.
- Tak.. jest okey. - mruknął Connor.
Po chwili niedaleko nas zmaterialiazowała się Izzy a obok niej zadyszany Travis.
- Macie rację. - mruknęła Isabelle, drżącym z zimna głosem. - Jest super zabawa!
- Gdzie kajaki? - zapytał Travis.
Rozejrzeliśmy się do okoła.
- Właśnie odpływają.. - powiedział Connor wskazując głową w lewo.
- Zimno mi... - szepnęłam, cała dygocząc.
Connor podpłynął do mnie i objął ramieniem.
- Tam jest wysepka! - krzyknął Travis, wskazując na małowidoczny, szary pas.
- Tak, spróbuj tam dopynąć. - mruknęła Izzy.
- Możesz tu zostać. - odgryzł się Travis. - Ja płynę.
- Będę pierwsza! - krzyknęła Isabelle i zanurkowała.
- Chyba po moim trupie. - odkrzyknął chłopak.
- Oj, jego trup będzie tu pływał latami. - szepnął mi do ucha Connor. - Chłopak nie umie za dobrze pływać........
Nagle wyobraziłam sobie martwe ciało Travisa unoszone na zimnych falach.
- Da radę. - mruknęłam cicho, patrząc w wodę.
- Jasne że da! - zawołał. - Ja tylko żartowałem.
- Żarty o śmierci nie są śmieszne, Connor. - bąknęłam. - Śmierć jest czymś nagłym. Nie warto z nią igrać.....

Ahoj!
Taki rozdziałek z panami Hoodami! Coś czuję že już niedługo ktoś umrze xD tylko kto?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro