Na zimnych falach....
Huk odbijających się od sobie mieczy odbijał się od ścian Areny. Ciemne cienie jakie dwie smukłe postacie rzucały na piasek, "tańczyły" pod wpływem ruchów.
Isabelle zamachała się mieczem i zaatakowała jeszcze raz ale z większą siłą i determinacją, przez co prawie wytrąciła mi broni z ręki.
Odbiłam szybko jej atak i cofnęłam się przed zadanym przez Izzy ciosem.
Córka Aresa opuściła miecz i odgarnęła jakieś dwa natrętne kosmyki kolorowych włosów, które wymknęły jej się spod koka.
- Poszło całkiem dobrze. - przyznała, wyjmując z treningowej torby butelkę z wodą. - Trenujesz co nie co?
Pokręciłam głową, wycierając twarz białym ręcznikiem.
- Nie mam czasu. - mruknęłam. - Muszę zacząć poważnie myśleć o treningach bo na razie to nie jestem mistrzem.
- Ja trenuję codziennie. - powiedziała Izzy, poprawiając ramiączka czarnego, sportowego podkoszulka. - Na Travisie. Wiesz, on jest lepszy niż worek treningowy.
Zaśmiałam się.
- Chłopak się nie buntuje że go bijesz? - zapytałam.
- Coś ty. - Izzy machnęła ręką. - To oferma, nie ma tu nic do gadania. Po zatym ja go nie bije. Ja tylko ćwiczę ręce...
- On też tak myśli?
- Dziwi mnie to zdanie... - mruknęła Isabelle. - On wogóle myśli? Pewnie nie... Ci cali Hoodowie są niczym w porównaniu z moimi pomysłami... Ich żarty są na poziomie przedszkola i... chyba pozostaną tam na zawsze..
Uśmiechnęłam się na te słowa. Moja kochana i skromna Izzy....
- Musisz przyznać że większość moich pomysłów jest genialna? - rzekła Izzy.
- To z utopieniem Travisa też mam zaliczyć?
- Podobno głupi zawsze ma szczęście. - mruknęła Izzy. - Nic pacanowi nie jest. Niestety....
- Myślałam że go lubisz...
- Bo lubię, jest w porządku. - mruknęła Iz. - Tylko jest głupi. Mega nudny i mało ogarnięty.
- Izzy!
- Harriet!
- O krowie mowa... - mruknęła Izzy.
- Raczej o wilku... - szepnęłam ale Izzy i tak mnie nie usłyszała. W naszym kierunku, szybkim krokiem szli panowie Hoodowie.
Travis przewyższał brata o głowę, co najwidoczniej nie bardzo podobało się Connorowi, przez co szedł wyprostowany jak struna z wysoko podniesioną głową.
Gdy stanęli naprzeciw nas -uśmiechnęli się łobuzersko.
- Cześć. - powiedział Travis patrząc na Izzy, która zajęła się podziwianiem nieba.
- Dobry. - odparła, zadzierając głowę wysoko.
- Chciecie iść z nami na kajaki? - zapytał Connor. - Będzie świetna zabawa!
Isabelle przeniosła wzrok z nieba na niego i pokręciła głową.
- Kiedy mówisz że będzie "fajna zabawa" najczęściej jest nudno.
- To znaczy że nie? - dopytywał się Travis. - Bo jak nie to....
- A ty Harriet? - przerwał bratu Connor.
Spojrzałam na Izzy, która wzruszyła obojętnie ramionami.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - zaczęłam.
10 minut później
Stałam na trawie i patrzyłam jak Travis i Connor męczą się z wepchnięciem kajaków do wody.
Pomimo nie chęci, Izzy i tak została wepchnięta siłą przez Travisa i zapięta pasem bezpieczeństwa.
- Popamiętasz mnie Travis! - warknęła, zaciskąjąc pięści. - Utopię cię, razem z tym kajakiem.
- Ależ Iz, po co tyle złości. - zachichotał Travis, ładując się do tego samego kajaka co Isabelle, na co dziewczyna głośno prychnęła i przewróciła oczami.
Gdy wszyscy już znaleźliśmy się na miejscach, Travis i Connor zanurzyli w błękitnej wodzie wiosła i ruszyliśmy.
- Iz, nie pomożesz? - spytał Travis, odwracając się do dziewczyny.
- Nie.
- Nie? Wogóle?
- Płyń, kolego. - mruknęła córka Aresa. - Siedzę tu z tobą, więc nie oczekuj że zrobię coś więcej.
Connor i ja wybuchneliśmy śmiechem.
Nam płyneło się bardzo dobrze, byliśmy jak stare dobre małżeństwo... no dobra, bez przesady.
Rzeka wiła się wśród wysokich drzew i co jakiś czas skrecała to w lewo to w prawo.
Po jakimś czasie wypłyneliśmy na wielkie jezioro. W jego gładkiej tafli odbijało się piękne popołudniowe niebo.
Zanurzyłam dłoń w wodzie i poczułam chłód na skórze.
- Zimna woda. - mruknęłam.
Connor odwrócił się do mnie i wzruszył ramionami.
- Cieszmy się że nie musimy pływać....
- Możesz mi nie przeszkadzać?! - rozległ się krzyk Travisa. - Jesteś tylko niepotrzebnym gabarytem. Możesz chociaż nie przeszkadzać?!
- Nie mogę, palancie. - mruknęła Izzy. - I ja ci wcale nie przeszkadzam, tylko sprawdzam twoją wytrzymałość.
- Waląc mnie pięściami w plecy?!
Izzy pokręciła głową stanowczo.
- Ja cię ani razu nie uderzyłam.
- Ta jasne... - prychnął Travis. - To może ja mam zwidy?!
- To bardzo możliwe. - wyszczerzyła się do niego Isabelle.
- Lubię żółty ale nie musisz mi pokazywać swoich zębów. - zachichotał Hood, za co dostał solidnie po głowie.
- Nie jesteś zabawny.
- A ty ładna. - zaśmiał się znowu, za co również dostał po głowie.
- Nie obrażaj królowej jednorożców. - powiedziała dumnym głosem Izzy.
- A mówiłem ci że jednorożce nie istnieją?! - zapytał Travis. - Jednorożce są głupie. Wydorośnij w końcu!
- Oj kolego przegiołeś.... - zaśmiałam się wiedząc jak Izzy podnosi się z miejsca i piorunuje Travisa wzrokiem.
- Nigdy nie obrażaj jednorożców w mojej obecności!!! - krzyknęła i rzuciła się na chłopaka, powodując przy tym wypadnięcie z kajaka i zanurzenie się po głowę w lodowatej wodzie.
- Izzy! - krzyknęłam przerażona. - Oni się po....
Ale nie zdążyłam dokończyć bo nieznana siła pchnęła kajak Izzy i Travisa na nasz i przewróciła go na prawy bok.
Gdy zanurzyłam się po głowę w lodowatym jeziorze, czułam jak zaczynam drżeć. Fala zimna, która oblewała moje ciało, zdawała się paląca niczym ogień.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się.
Byłam pod powierzchnią wody. Obok mnie Izzy kopała Travisa,nie zważając nawet na to że byliśmy pod wodą.
Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Connor złapał mnie i zaczął ciągnąć ku górze. Czułam że za chwilę zabraknie mi powietrza.
Gdy wynurzyłam głowę na powierzchnię, przetarłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
Obok mnie pojawił się Connor.
- Wszytko w porządku? - spytałam, podpływając do niego. Czułam jak mi zęby szczękają od zimna.
- Tak.. jest okey. - mruknął Connor.
Po chwili niedaleko nas zmaterialiazowała się Izzy a obok niej zadyszany Travis.
- Macie rację. - mruknęła Isabelle, drżącym z zimna głosem. - Jest super zabawa!
- Gdzie kajaki? - zapytał Travis.
Rozejrzeliśmy się do okoła.
- Właśnie odpływają.. - powiedział Connor wskazując głową w lewo.
- Zimno mi... - szepnęłam, cała dygocząc.
Connor podpłynął do mnie i objął ramieniem.
- Tam jest wysepka! - krzyknął Travis, wskazując na małowidoczny, szary pas.
- Tak, spróbuj tam dopynąć. - mruknęła Izzy.
- Możesz tu zostać. - odgryzł się Travis. - Ja płynę.
- Będę pierwsza! - krzyknęła Isabelle i zanurkowała.
- Chyba po moim trupie. - odkrzyknął chłopak.
- Oj, jego trup będzie tu pływał latami. - szepnął mi do ucha Connor. - Chłopak nie umie za dobrze pływać........
Nagle wyobraziłam sobie martwe ciało Travisa unoszone na zimnych falach.
- Da radę. - mruknęłam cicho, patrząc w wodę.
- Jasne że da! - zawołał. - Ja tylko żartowałem.
- Żarty o śmierci nie są śmieszne, Connor. - bąknęłam. - Śmierć jest czymś nagłym. Nie warto z nią igrać.....
Ahoj!
Taki rozdziałek z panami Hoodami! Coś czuję že już niedługo ktoś umrze xD tylko kto?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro