Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miałeś myśleć o Obozie!

Siedziałam na dużej kanapie w domku Hermesa, gdzie odbywała się mała parapetówka.
Po mojej lewej stronie leżała Mia, opierając głowę na moich kolanach i śmiejąc się z żartów, które opowiadał Connor (siedzący po mojej prawej). Ja też od czasu do czasu wybuchałam śmiechem, ale Mia zwijała się na moich kolanach jak jakiś robak. Connor dumny, że potrafi zabawiać towarzystwo coraz bardziej przekrzykiwał muzykę.

- Hood, zamknij się bo nie mogę myśleć! - warknęła Clarrise, opierając się o ścianę i wlepiając w Connora mordercze spojrzenie.

- Ty na imprezie, Clarrise? - zdziwił się syn Hermesa. - Jednak jesteś ludzka.

Córka Aresa spojrzała na niego groźnie i pociągnęła Chrisa, swoją wielką miłość, w kierunku drzwi.

- A wracając do tego żartu o kelnerze i bogaczu, to.....Harriet, gdzie ty idziesz?

Zerwałam się z kanapy, zrzucając przy okazji głowę Mii i przecisnęłam się między rozgadnaym tłumem.
Tuż przy drzwiach do sypialni, stał oparty o nie Will. Miał rozczochrane włosy a w dłoni trzymał Coca Colę, którą Hoodwie przemycali do Obozu.
Podeszłam do niego i uśmiechęłam się.

- Hej, jak się bawisz?

- Jak nigdy. - zakpił. - Ten twój chłoptaś jest taki mega śmieszy. Jego żarty o kotach są takie inteligentne.

Przewróciłam oczami.

- Wow, znowu powrócił Will pesymista! - zawołałam.

- Realista, kochanie, realista.

Parsknęłam, patrząc w tłum tańczących osób. Izzy tańczyła razem z Corą, Percy całował się z Annabeth, Mia siedziała nadal na kanapie, tyle że tym razem między Nico a Mirandą, którzy patrzyli na siebie bardzo niechętnie.

- Czemu nie tańczysz ze swoim chłopczykiem?

- A czemu ty nie zaprosisz żadnej dziewczyny do tańca? - odbiłam piłeczkę.

- Bo nie ma tu żadnej w moim typie.

Spojrzałam na niego i poczułam, że coś ukrywa.

- Która to ta "szczęściara"? - zapytałam.

- Nie ważne. - odpowiedział stanowczo Will. - Poza tym ona mi się nie podoba, tylko jest.....jedna miła.

- A ja nie? - udałam załamaną. - Ranisz mnie, Williamie.

- Chcesz wiedzieć, która jest tą "miłą"?

- Dawaj! Albo czekaj zgadnę! - zawołałam jak mała dziwczynka. - Czy to.... Piper? Ma chłopaka, ale....

- Nie, to nie ona.

- To może...Cora? Taylor? Clarrise? Katie?

- Żadna z tych.

- Miranda? Nyssa? Lucy?

- Nie, wiedziałem, że nie zgadniesz.

- Lou? Bella? Rose? Drew?

Chłopak spojrzał na mnie lekko zaskoczony.

- Nie mów mi, że to Rose?! - krzyknęłam.

- Niee!

- To kto? Drew?

Will zamilkł a ja wytrzeszczyłam oczy.

- Podoba ci się Drew?!

- Jest ładna....

- Bo to córka Afrodyty! - zawołałam i stanęłam przed nim. - Nie daj się omamić ich czarami! One tak robią każdemu!

Will zmarszczył brwi.

- Możesz mi nie mówić co mam robić? Poznałem Drew, kiedy ty sobie "zniknęłaś" na cztery dni! Jest inna niż ci się wydaje....

- To żmija! Jest najgorsza ze wszytkich córek Afrodyty!

- Nie zakochałem się w niej, tylko mówię, że jest miła! A ty od razu robisz wykład na jej temat....

- Chcę cię tylko ostrzec, Will. - powiedziałam pewnym siebie głosem. - Jestem dłużej niż ty w Obozie, więc wiem kto jaki jest. A Drew nie należy do najwspanialszych.

Will przewrócił oczami.

- Zdajesz sobie sprawę, że masz na barkach losy świata? Na twoim miejscu, nie świętował bym tylko zastanawiał się nad rozwiązaniem problemu. - dodał po chwili, gdy muzyka trochę uciechła a DJ (jeden z satyrów) zapowiedział kolejną piosenkę.

Spojrzałam na Will'a zirytowana. Ten chłopak coraz bardziej wytrącał mnie z równowagi.

- Skoro, mam w planach walkę z światem, to lepiej abym pobawiła się trochę na możliwe ostatniej imprezie mojego życia. Nie mam racji?

Chłopak spojrzał na mnie jak na kogoś nie spełna rozumu.

- Idź irytuj inne osoby. - warknął a ja poczułam jak moje pięści się zaciskają. W jednej chwili przygwoździłam go do ściany, łapiąc za fragment koszuli.

- Słuchaj, chciałam być dla ciebie miła. - krzyknęłam, wymachując palcem przed jego nosem. - A ty jak zwykle masz to głęboko gdzieś! Masz kiepski dzień? To wyobraź sobie co czuje ja?! Moja rodzina została porwana, ojciec się do mnie nie odzywa a na dodatek Hades i reszta chcą mnie schwytać i zamknąć w więzieniu! Jeśli uważasz, że będę cię dłużej znosić to się myślisz!

Will patrzył w moje oczy. Był spokojny, co lekko mnie dezorientowało. Ten człowiek zawsze umie zachować pokerową twarz.
Przez kilka minut piorunowałam go wzrokiem, aż chłopak powiedział:

- Nie jesteś pępkiem świata, Cloud. Wiedziałem, że jesteś zadufana w sobie ale nie sądziłem, że aż....

I wtedy nie wytrzymałam. Wszytko złe co kiedykolwiek trzymałam głęboko w środku, opuściło moją duszę. Moja prawa ręka aromatycznie uniosła się w powietrze. Chciałam go uderzyć, uwolnić siebie od jego obecności.
Chłopak jednak wyprzedził moje ruchy. Złapał mnie za rękę i przygwoździł do ściany na przeciwko.

- A już zaczynałem cię lubić, Cloud. Jak ty wszytko szybko umiesz zepsuć.

- Nie dziękuj. - warknęłam. - Przez następny dzień mamy okres unikania siebie, okey?

Chłopak puścił mnie i poprawił włosy.

- Możemy nawet przez całe życie, jeśli panienka zechce.

Odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Gdy zniknął w drzwiach, odwróciłam się i mocno uderzyłam pięścią o ścianę. Do oczu zaczęły napływać mi łzy, ale szybko otarłam.

- Harriet! - usłyszałam głos Connora. - Szukałem cię.

- Jestem. - uśmiechnęłam się.

Connor spojrzał na mnie pytająco.

- Co się stało?

- Och, nic naprawdę. - uśmiechęłam się znowu. - Masz puszkę Coli? Muszę się czegoś napić.

- Pewnie, chodź!

Złapał mnie delikatnie za dłoń i pociągnął w kierunku małego "barku" stworzonego z dwóch stolików do kawy. Stała na nich paczka czerwonych puszek Coca Coli owiniętych przezroczystą folią.
Syn Hermesa wyciągnął dwie puszki i podał mi jedną.

- Twoje zdowie, Har. - uśmiechnął się, otwierając puszkę.

Odworzyłam własną puszkę i upiłam łyk mocno gazowanego płynu. Duża dawka ogromnej słodkości pobudziła mnie do życia i odświeżyła mój umysł.
Miałam ochotę zapominać o Will'u. O tak, chciałam dziś się dobrze zabawiać.

- Idziemy potańczyć, chmurko? - zapytał Connor, jakby czytając w moich myślach.

Odstawiłam prawię pustą puszkę na blacie i poprawiłam czarną spódniczkę.

- Chodźmy!

Weszliśmy na środek saloniku domu Hermesa i przytuliłam się do chłopaka.

- O ile pamiętam, mieliśmy tańczyć, ale taki układ też mi się podoba. - zachichotał Connor, głaszcząc mnie po głowie.

- Opowiedz mi jakiś kawał. - poprosiłam.

- Skoro prosisz. - ucieszył się chłopak. - Więc słuchaj... Dlaczego taboret ma depresję....? Bo nie ma oparcia!!

Zachichotałam cicho, czując się powoli coraz lepiej.
Connor mamrotał coraz to nowe dowcipy, a ja przytulałam się do niego jak mały miś koala.

I po pewnej chwili, dość nagle, drzwi domku Hermesa otworzyły się z hukiem. Wszyscy zamarli i spojrzeli na chłopaka, który w nich stał. Był to Travis z trzema ogromnymi pudełkami pizzy.

- Wejście smoka! - zawołał uradowany. - Widzę, że beze mnie robi się tu imprezki! Czuję się urażony!

Wszyscy patrzyli na niego jak na przybysza z innej planety.

- Travis? Gdzie ty byłeś?! - zawołał Connor, patrząc na brata ze zdumieniem.

Travis spojrzał na pudełka pizzy a potem na całe towarzystwo.

- Skoczyłem tu i ówdzie. - odpowiedział, wzruszając ramionami jakby to było coś normalnego.

- Miałeś pomyśleć o Obozie! - zawołała Mia. - Taki był plan!

- No wiem.... - chłopak się zarumienił. - Tylko, że ja myślałem o Obozie. A jednocześnie o dobrym jedzeniu. I wtedy przypomniała mi się ta pizzeria niedaleko stąd z świetną włosko - amerykańską pizzą! - pochylił się i jedną ręką otworzył pokrywę pierwszego kartonowego pudełka z napisem "Red&hot pizza". - Widziecie, peperoni?!

Oczy wszytkich spoczeły na wielkiej pachnącej pizzie. Cudowny zapach rozniósł się po całym pomieszczeniu a ja poczułam chęć zjedzenia kawałka peperoni.
I wtedy Izzy wysunęła się na przód. Stanęła przed Travisem i założyła ręce na piersi.

- Hej, Izzunio. - zawołał uradowany chłopak. - Jak miło cię widzieć!

- Może przypominasz sobie moje słowa, sprzed kilku dni? Czy może jesteś na tyle głupie, że zapomniałeś?

Travis przez chwilę się zastanawiał a w końcu rzekł:

- Coś mi świta.

- Tak? - zapytała Izzy ironicznie. - To bardzo dobrze, gdyż moja wypowiedź tłumaczy to co teraz zrobię.

-A co zrobisz? - zapytał Travis.

Izzy poprawiła włosy i uśmiechnęła się wrednie.

- To.

W jednej sekundzie ręka Isabell wzbiła się w powietrze i uderzyła w nos Travisa, który przewrócił się i upadł a pudełka pizzy rozsypały się wokół niego.
Izzy uśmiechnęła się i usiadła okrakiem na leżącym synu Hermesa.
Złapała go za koszulkę i warknęła:

- Jeszcze raz zrobisz taki numer to cię wyślę kopniakiem na księżyc, zrozumiałeś?

Travis, z którego nosa ciekła czerowna struszka krwi, kiwnął głową. Izzy uśmiechnęła się i dodała:

- Też miło mi cię widzieć, Hood.

Izzy chodziło o to, że jeśli ktoś pomyśli o czymś innym niż o obozie to ma przechlapene do końca życia. ^^^


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro