Lśniący Staw
Runęłam na twardą i mokrą ziemię.
Jęknęłam z bólu i powoli zaczęłam się gramolić by wstać.
Gdy już stanęłam na nogach, rozejrzałam się.
Znalazłam się w wąskim korytarzu utworzonym z iglastego żywopłotu.
Nade mną wisiało szare niebo, pozbawione chmur.
Spojrzałam w tył.
Ciągnący się w nieskończoność roślinny korytarz.
Poczułam na skórze chłód. Zadrżałam.
W powietrzu czuć było wilgoć. Zielone igły żywopłotu pokryte były rosą a wokół unosiła się mgła.
Wyciągnęłam sztylet, który dostałam od Jasona, mojego przyrodniego brata i ruszyłam prosto przed siebie w gęstą mgłę.
Za każdym krokiem chłód stawał się bardziej nieznośny a mgła coraz gęstrza.
Szłam bardzo długo. Korytarz wyglądał jakby ciągnął się w nieskończoność. Co jakiś czas nachodziły mi do głowy pomysły żeby zawrócić, ale oddalalam je szybko od siebie, przyspieszając.
Po,chyba, godzinie drogi poczułam zapach jeziora. Zapach mokradeł i zgniłej roślinności.
Tam musi być jezioro. - mruknęłam do siebie w myślach.
Zaczęłam biec.
Nogi ślizgały mi się na mokrej trawie, a trampki plaskały o ziemię, jakby szły po wodzie.
Wiele razy przewracałam się i ślizgałam na trawie, jednak nie zwalniłam.
Ogarniał mnie strach. Strach że nigdy stąd nie wyjdę. Strach przed byciem więźniem korytarza z żywopłotu.
Nagle zobaczyłam że korytarz się skończył. Przede mną ujrzałam małe jezioro, wokół niego nie było żadnej mgły. Był jednie blask - blask odbijający się do powierzchni wody.
Gdy podeszłam bliżej zobaczyłam że przy jego krańcu ktoś stoi.
Był to mężczyzna. Albo raczej chłopak, sądząc po jego fryzurze.
Gdy podeszłam na tyle blisko, żeby zobaczyć kolor włosów chłopaka, zamrałam.
To był Will.
Stał do mnie tyłem, wpatrzony w lśniąca wodę.
Z nieznanej mi przyczyny, chciałam go uściskać. Lecz nie zrobiłam tego.
- Co tutaj robisz? - spytałam, siląc się na spokojny i chłodny ton.
Mój głos odbił się echem od powierzchni jeziora i potoczuł dalej.
Will, usłyszawszy mój głos, drgnął lekko, nie odwracając się, odpowiedział :
- To co ty.
Podeszłam do niego bliżej.
- Czyli?
Will westchnął.
- Wpadłem tu. - wyjaśnił krótko. - Nie wiedziałem że w twoim Obozie, ludzie kopią dziury do magicznych korytarzy.
- Też nie wiedziałam. - odprłam. - Nikt nie zna dokładnie sekretów Obozu Herosów.
- Najwidoczniej jeden z nich odkryliśmy. - mruknął Will, nadal wpatrując się w wodę. Podeszłam do brzegu jeziora, przykucnęłam.
- Co to za jezioro? - spytałam, zanurzając dłoń w krystalicznej i błyszczącej wodzie.
- To nie jest jezioro. - rzeķł Will stanowczo. - To Lśniący Staw.
Spojrzałam na niego ze zdumieniem.
- Lśniący Staw? Nigdy o nim nie słyszałam.
- Jest to bardzo stary staw. - wyjaśnił. - Nikt o nim już nie pamięta. Kiedyś należał do leśnych driad i wróżek. Służył im jako lustro i moc, która dodawała im ich uroku.
To dzięki niemu wróżki są takie piękne. - dodał.
- Skąd o tym wiesz? - spytałam.
Will wzruszył ramionami.
- Lśniący Staw ma też moc dodawania ci mądrości. Głupio to zabrzmi, ale sam powiedział mi kim jest.
- Staw ci powiedział kim jest? - w moim głosie słychać było rozbawienie.
- Staw ładuję cię dobrą energią. Jeśli długo przeglądasz się jego powierzchni, dostrzegasz więcej niż tylko zimny staw.
- Jak długo tu jesteś? - spytałam.
- Za długo. - odparł i odwrócił się w kierunku korytarza, którym przyszłam. - Lepiej wracamy.
- Jak? - spytałam. - Tu nie ma wyjścia! Jesteśmy tu zamknięci!
Chłopak spojrzał na mnie poważnie.
- Możesz nie panikować?
- Czy ja panikuję?! - odparłam pytaniem na pytanie.
- Tak.
Jak dobrze że znowu powrócił ten idiota. - mruknęłam w myślach.
Założyłam ręce na piersi.
- Prowadź, jeśli wiesz jak się stąd wychodzi. Will ruszył przed siebie, rozglądając się w koło.
Westchnęłam i poszłam w jego ślady.
Korytarz w przeciwnym kierunku, wydawał się jeszcze dłuższy.
Drżałam. Zęby mi szczękały.
- Zimno ci? - usłyszałam nad sobą głos Will'a.
Tak, było mi zimno. W końcu nadal byłam w sukience z wesela.
Kiwnęłam więc głową.
Nagle poczułam jak coś okrywa moje ramiona.
Will zdjął swoją czarną bluzę i dał mi ją.
- Załóż to. - mruknął, wymijając mnie i ruszając dalej.
- A tobie nie jest zimno? - spytałam, zakładając na siebie dużą ale bardzo ciepłą bluzę. Pachniała trawą.
Chłopak nie odpowiedział.
Znowu ruszyliśmy dalej. Trzymałam się blisko Will'a by nie zgubić go w gęstej, szarej mgle.
Szliśmy w ciszy. Mróz spowodował że nasze oddechy tworzyły biały, widoczny dym.
- Will, dokąd idziemy? - wysapałam.
Chłopak zastygł.
- Pierwszy raz powiedziałaś do mnie po imieniu. Bolało?
Wzruszyłam ramionami.
- Jeszcze kawałek. - odparł na moje pytanie. Poczułam ból w nogach.
- Nie dam rady iść dalej. - jęknęłam.
- Mam cię donieść do celu? - zapytał Will. - Tego chcesz?
- Nie. - pokręciłam głową. - Nie możemy chociaż trochę zwolnić?
Chłopak westchnął głośno ale zwolnił.
- Jedyne wyjście z tego korytarza, mieści się jeszcze kilka metrów stąd. - powiedział Will.
- Gdzie ono prowadzi?
- Nie wiem. Zobaczymy.
Potem nastała cisza.
Szliśmy wolno, oddychając głęboko. Zapięłam bluzę Will'a pod samą brodę.
Byłam już kompletnie zmęczona. Chciałam upaść na ziemię i odpocząć i prawie bym to zrobiła, gdyby nie głos Will'a.
- Jest wyjście.
Tadam!!! Mamy nowy rodział! Jak wam się podoba?
♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro