Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ktoś wogóle żyję?

Chejron siedział na swoim wózku inwalickim w salonie i z świętym skupieniem obierał scyzorykiem zielone jabłka.
Był więc bardzo niezadowolony gdy jego święty spokój przerwały dwa dzieciuchy.
- Chejronie! - zawołałam, wbiegając do salonu.
- Witaj, Harriet. Co się stało? - zapytał Chejron lekko się uśmiechając. Był to jednak sztuczny uśmiech pełen bólu.
- Co się dzieje? Connor mówił że ktoś porwał moją rodzinę....!
- Uspokój się, Harriet. - Chejron uciszył mnie jednym ruchem ręki. - Opowiem ci wszytko co wiem i to co jest tylko wymysłem mojej bujnej wyobraźni. - zaczął. - Usiądź. To co się stało na weselu twojej kuzynki, jest bardzo dziwne.
Nie ukrywam, nie mam pojęcia co sie dzieje.
Ta historia nie jest jedyną, jaką opowiedziano mi w ostatnim miesiącu.
Ludzie znikają, a tajemnicze duchy przemierzają Amerykę. Co się dzieje?
Nikt nie wie. Bogowie próbują coś wyczuć; ale nawet oni stoją w jednym miejscu.
A teraz to zniknięcie twojej rodziny.... Zaskakująco, drastyczne.........
- Ma Pan jakieś przemyślenia na ten temat? - spytałam.
Chejron zmarszył brwi.
- Moje wymysły są tylko przypuszczeniami. Mają w sobie tyle prawdy, ile Hades ma kolorowych zębów. - popatrzyłam na niego ze zdziwniem, lecz on kontynuował. - Rzecz w tym, że te zniknięcia coś zaczynąją. Jest to początek do jakieś wojny, może i katastrofy...... Świat się zmienia.... Mam nadzieję że wszytko będzie dobrze.
- A moja mama? A Amy i Cody?! - spytałam zdenerwowana. - Gdzie oni są?
- Amy i jej syn są cali i zdrowi. - uspokoił mnie Chejron. - Zatrzymali się w Hotelu pod Nowym Yorkiem.
- Przyjadą tu?
- Tak, jutro powinni się tu zjawić.
- Dziękuję za informację, Chejronie. - mruknęłam, wstajac.
Szybko wyszłam z Wielkiego Domu i podeszłam do opierającego się o wielką kolumnę Domu Connora.
- I co? - zapytał. - Wiesz coś więcej?
- Nie wiele. - odparłam. - Jutro zjawi się tu Amy z Cody'm.
- To dobrze... Rose nie daje mi spokoju.
Ruszyliśmy w kierunku Domków. Szłam szybko, chcąc szybko zobaczyć się z Izzy i Mią.
Gdy dotarłam pod drzwi Domku Aresa; zobaczyłam beignącą mu mnie Isabelle.
- Cześć Harriet! - zawołała, rzucając się na mnie jak jakiś dzikus na kokosy i ściskając mocno.
- Dusisz mnie. - powiedziałam spokojnie w jej ramię.
Connor zachichotał.
- Fajnie że jesteś. - powiedziała Izzy, puszczając mnie. - Teraz w Obozie jest trochę nudno.....
- Przecież jest Travis.... - zaczęłam. - Nie macie pomysłów na żarty?
- Z nim? - parsknęła Izzy. - Aktualnie próbuję się go pozbyć bo waruje przy mnie jak jakiś pies. Teraz na przykład założyłam się z nim że nie przeżyje godziny pod wodą.....
- O to faj.... Czekaj co?! - krzyknęłam razem z Connorem. - Gdzie on jest?!
- Siedzi pod wodą.... już piętnaście minut. - dodała patrząc na swój zegarek w jednorożce.
- Przecież nikt tego nie wytrzyma! - krzyknął Connor.
- OK, spokojnie... każę mu wyjść. - powiedziała zawiedziona Isabelle.
- Czekaj, a widziałaś Mię? - spytałam szybko, widząc jak Izzy cofa się.
- Tak, miesiąc temu.
Spojrzałam na nią ze zdumieniem.
- Jak to?
- Harriet. - Connor złapał mnie za ramię. - Mia uciekła.
- Uciekła?! Dlaczego?
- Bo nie jest córką Demeter......
- To kogo?
- Persefony. - zaśmiała się Izzy.
- Persefony?! - wytrzeszczyłam na nią oczy. Connor kiwnął głową a Izzy kopnęła, chyba dla potwierdzenia, leżący kamień.
- A Hades? - zapytałam prawie szeptem. - Co na to Hades?
- Nie wiemy. - powiedział Connor.
- Raczej się nieźle wkurzył. - dodała Izzy.
- Nico...
- Też zniknął.
- To ktoś wogole żyję?! - spytałam. - Bo jak na razie to wszycy znikają!
Zapadła cisza.
- W Obozie jest jeszcze wiele herosów. - zauważyła Isabelle, przerywając krępujące milczenie. - Co prawda, każdy z nich zajmuje się teraz własnym tyłkiem i szkoli się na własnego ochroniarza......
Ochroniarza. - szepnął mój wewnętrzny głos.
- Will!!! - krzyknęłam. - Gdzie on jest?
- Teraz się nim przejmujesz? - prychnął Connor. - Mówiłaś że jest idiotą.
Spojrzałam na niego karcącym wzrokiem.
- Connor, on nie wie nic o Obozie! Wolę żeby nie wdał się w bójkę z jego mieszkańcami....
- Dobra, pójdę go poszukać. - mruknął niezadowolony Connor. - Ja się zajmę tamtą częścią ty tą. - dodał, wskazując mi gdzie mam iść.
Puściłam się biegiem, kompletnie olewając pytanie Izzy, kim jest Will.
Dobiegłam do miejsca gdzie go ostatni raz widziałam i rozejrzałam się.
Nie było go tutaj.
Nie było też żadnych śladów, które mogły by wskazywać gdzie mógł ewentualnie pójść.
Spojrzałam w lewo i w prawo. Znowu w lewo i w prawo.
Pod wpływem nieznanego impulsu postanowiłam poszukać go po prawej stronie.
Była to ta bardziej zaniedbana i opuszczona część Obozu, do której nikt raczej nie chodził.
Czy to nie świetne miejsce za niego?
Ruszyłam więc prosto przed siebie, wąską, zadeptaną ścieżką wśród liści i niskich krzewów.
Nagle stanęłam.
Ścieżka kończyła się przed nie wysokim krzewie, porośniętym wyschniętymi różami w kolorze malin.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu innej ścieżki - jednak nic nie znalazłam.
Odwróciłam się, zakładając ręce na piersi.
I co będę teraz wracać?
Cofnęłam się trochę by usiąść pod krzakiem, lecz gdy tylko moja noga stanęła na ziemi, poczułam jak tracę równowagę i spadam tyłem w czarną dziurę.
Krzyk przerażenia, był ostatnią rzeczą jaką powiedziałam, zanim czarna otchłań nie połknęła mnie w całość.

Witajcie!
Jak wam się podoba ten rodział?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro