Do Krainy Umarłych
Powoli nastawał wieczór. Niebo pociemniało i pojawił się książyc, który mimo, że ledwo widoczny, zapowidał zapadnięcie nocy.
Cała nasza czwórka szła gęsiego poprzez gęsty las, rozmawiając o tym jak się wydostać z tej okropnej wyspy.
- Możemy popłynąć w pław. - rozmyślał Travis, idąc jako ostatni.
- Życzę powodzenia. - prychnął Connor.
- Można by zbudować tratwę i modlić się do bogów o ratunek. - Travis nie przestawał gorączkowo myśleć.
- Albo zostać tu na wieki i zbudować cywilizacje. - zaproponowała Isabelle.- Cudowna kraina o cudownej nazwie Izzolandia, gdzie mężczyźni służą jedynie jako podnóżki a kobiety mieszkają w pałacach. Oczywiście byłabym królową i ściągnęłabym do Izzolandii jednorożce!!
Wszyscy spojrzeli na Isabell z politowaniem.
- No co? Warto czasami pomarzyć.
- Tiaa.
Gdy na niebie zaświtała pierwsza gwiazda, Izzy uparła się by rozbić obóz. Tak więc też zrobiliśmy. Chłopcy zbudowali dwa szałasy (ten należący do niech był większy) a ja z Izzy pozbierałyśmy chrust i rozpaliłyśmy ogień.
- Jestem głodna, brudna i śpiąca. - warknęłam. - Nie przypuszczałam, że ta głupia wyprawa na kajaki zmieni mnie w dzikuskę. - a potem widząc minę Travisa, dodałam : Pardon, błotną driadę.
- No cóż, chyba dla każdego ta wyprawa jest już trochę męcząca. - mruknął Connor.
- Trochę? - prychnał Travis. - Trochę męcząca?
- Tak, trochę męcząca. - Connor wyslał bratu zimne spojrzenie. - Chodź dla ciebie, to rzeczywiście może być niczym maraton - musiałeś tyle używać swojego mózgu, że już ci się przegrzał.
- He he he. - warknął Travis udając, że się śmieje. - Ale to nie ja.....
I w tym momencie usłyszeliśmy trzask gałęzi i ciemność, bo jak na sygnał zgasło nam ognisko.
- Niech to szlag! - usłyszałam głos Isabelle tuż obok mnie. - A tyle walczyłam z tym ogniem.
- Cicho! - syknął Connor.
Nastała cisza. Trzask gałęzi słychać było teraz w odległości kilku metrów od miejsca gdzie siedzieliśmy. Czułam jak oddech mi przyspiesza a serce wali jak oszalałe.
W takim oto momencie przypomniałam sobie o moim ochroniarzu. Gdzie jest Will?! Został w Obozie!
Będę musiała z nim porozmawiać!
- Co to jest? - szepnął Connor za moimi plecami.
Odpowiedź nadeszła szybciej niż się tego spodziewałam.
Krzaki rozstąpiły się i ku naszym oczom ukazała się ogromna kobieca postać. Przypominała wiedźmę z skrzydłami nietoperza i długimi, ostrymi szponami u stóp i rąk.
Zawisła w powietrzu, dwa metry nad ziemią i przyglądała się nam groźnie.
- Wiejemy! - krzyknął Connor i złapał mnie za ramię.
Nigdy w życiu nie biegłam tak szybko. Connor trzymał mnie za rękę i ciagnął za sobą, omijając wystające korzenie i drzewa.
- Co to jest? - krzyknęłam przerażona. - Co ta za staruszka?!
Chłopak nie odpowiedział tylko wepchnął mnie za leżący pień drzewa, tak że wylądowałam na plecach.
Chłopak przykucnął obok mnie i ostrożnie wyjrzał zza leżącego pnia.
- Pusto.
- Co to było?
Connor spojrzał na mnie.
- To była moja babcia. - powiedział sarkastycznie.
- Ta akurat. - odpowiedziałam.
Connor oparł się o pień plecami i westchnął.
- To była erynia.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
- Co ona tutaj robi?! One chyba mieszkają w Hadesie, co nie?
- Tak.....opuszczają go tylko wtedy, gdy Hades im rozkaże.
- Nie mów, że......- wyjąkałam. - Myślisz, że przyszły po nas?
Chłopak nie odpowiedział.
- A gdzie Izzy i Travis? - zapytałam, rozglądając się dookoła. - Muszą tu gdzieś być.
- Pójdę ich poszukać. - rzekł Connor wstając. - Ty zostań tu.
- Chyba sobie żartujesz, idę z tobą.
Chłopak chyba nie miał siły się kłócić bo westchnął tylko i kiwnął głową.
Szliśmy cichutko, nasłuchując i rozglądając dookoła. Zapadł już zmierzch i las pogrążył się w mroku, tak gęstym, że ledwo widziałam Connora, który szedł kilka kroków przede mną. Sztylet trzymałam kurczowo w dłoni.
Nagle coś się poruszyło obok mnie i chwilę później coś złapało mnie za bluzkę i pociągnęło do tyłu, zakrywając ręką usta, tak, że nie mogłam krzyknąć.
- Harriet, to ja Travis.
Wierzgałam nogami i próbowałam wydostać się z jego morderczego uścisku ale chłopak trzymał mnie mocno. Dałam mu więc solidnego kopniaka w kolano i chłopak z sykiem puścił mnie na ziemię.
- Oszalałeś? - szepnęłam. - Chciałeś mnie porwać?
- Jasne, nie mam co robić. - wyjąkał Travis, rozmasowując kolano. - Erynia złapała Izzy!
- O bogowie!! - krzyknęłam. - Musimy ją ratować.
- Tam są! - zawołał Travis i pobiegł przed siebie. Ruszyłam za nim, modląc się by Connor nie dostał zawału, gdy zobaczy, że mnie za nim nie ma.
Travis zaprowadził mnie na małą polankę w środku lasu. Isabelle wisiała kilka metrów nad ziemią, trzymana za bluzkę przez jedną z erynii.
Wyciągnęłam sztylet przed siebie i krzyknęłam:
- Puść ją!
- Harriet, zamknij się! - syknął za mną Travis. - Jeszcze narobisz sobie problemów!
Erynia spojrzała na mnie i na Travisa. Jej wzrok był tak przerażający, że równie dobrze mogła by nim zabijać.
- Puść ją! - wykrzyknęłam ponownie.
- Córka Zeusa we własnej osobie. - głos Erynii był pełen jadu. - Mała bohaterkkkka.
- Zostaw nas w spokoju, paskudna wiedźmo!
Erynia warknęła i wzbiła się w powietrze. Jej nietoperze skrzydła były szerokie i silne.
- Jesteś poszukiwnaaaa, córrrko Najwyższego!!
- Harriet, uważaj! - wrzasnął za mną Travis.
Odwróciłam się. Znad lasu nadlatywały jeszcze dwie diabelskie staruszki, machając olbrzymimi skrzydłami. Jedna z nich trzymała w swych szponach......
- Connor! - wrzasnęłam. Chłopak nic nie odpowiedział. Jego ciało zdawało się być wiotkie i pozbawione życia.
- Czego od nas chcecie?! - zapytałam. Starałam się zachować spokój, ale kiepsko mi to przychodziło.
- Nasz pan cię wzywa!
Czego chce ode mnie Hades? - pomyślałam lekko zaniepokojona.
Travis patrzył to na mnie to na Isabelle i w końcu krzyknął:
- Nigdzie z wami nie idziemy!
- Myyylicie się....
I w tej właśnie chwili erynia, która towarzyszyła swoim siostrom, złapała mnie i Travisa w pasie, i porwała w powietrze.
Próbowałam z nią walczyć. Wyciągnęłam sztylet, który chciałam wbić jej w serce ale potwór był szybszy. Wyrwał mi broń z rąk i cisnął nim prosto w las.
I teraz właśnie, poczułam się zniewolona i bezbronna.
Erynie leciały szybko, jakby się bały, że nie zdążą na czas.
- Gdzie one nas ciagnął?! - krzyknął Travis.
- Do Krainy Umarłyyyych... - wysyczała erynia tuż nad moją głową. - Jesteście zaproszeni przez samego Władzce.
Travis przewrócił oczami.
- A nie było by lepiej, gdyby Hades raczył nam wysłać list z zaproszeniem na ucztę? Wystarczyło napisać: "Dnia tego i tego, o godzinie tej i tej, przyleci po was mój oddział specjalny, stworzony z trzech demonicznych babć, ale nie bójcie się zostaniecie zjedzeni dopiero w moim królestwie. Podpisano Hades." Ja bym chętnie odpowiedział na ten list.
Mimo, że sytuacja była beznadziejna, ja o mało nie parsknęłam śmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro