Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Coś się szykuje

Obudziłam się, gdy poczułam promienie słońca na mojej twarzy. Wpadały przez małe okienko w rogu kuchni.
Wstałam i przeciągnęłam się. Poczułam ból w szyji. Nic dziwnego, spałam przecież na podłodze.
Rozejrzałam się po kuchni i zauważyłam mały metalowy kran i zlew. Podeszłam do niego i odkręciłam wodę. Poleciała strumieniem na moje ręce, które przyłożyłam do twarzy by zmyć bród.
Gdy już wysuszyłam twarz, otworzyłam drzwi kuchni i wyszłam na pusty korytarz.
Po lewej stronie zobaczyłam wąskie, piękne schody. Bez zastanowienia zbiegłam po niech na dół.
Znalazłam się w wielkim holu, który wyglądał jak z pałacu.
Przy drzwiach stał Apollo i rozmawiał z kimś przez telefon.
Zatrzymałam się na przed ostatnim stopniu, nie pewna co robić. Jednak nie mogłam już uciekać, ponieważ Apollo skończył rozmowę i uśmiechnął się do mnie wesoło.
- Cześć! - zawołał. - Jak się spało?
Skrzyżowałam ręce na piersi.
- A dobrze. Ale lepiej by było w moim własnym łóżku a nie w jakiejś boskiej rezydencji.
- Wiem, ale to kwestie bezpieczeństwa. - wyjaśnił Apollo. - Zjesz śniadanie?
- Nie jestem głodna. - powiedziałam krótko. Bóg kiwnął głową.
- To w takim razie może już chcesz jechać do Obozu......
- Tak, tak będzie najlepiej. - powiedziałam szybko, kierując się w stronę drzwi.
-... musisz tylko poczekać na Willa. - dodał Bóg.
- Na nikogo nie muszę czekać. - rzekłam. - A zwłaszcza na niego....
- Myślełem że ci się spodoba... - powiedział chłopak uśmiechając się do mnie łobuzersko.
- To się bardzo myliłeś. - odparłam. - Jest okropny.
- Nawet go nie poznałaś bliżej.
- I nie mam zamiaru! - prawie krzyknęłam. Po holu poniósł się mój głos.
- OK. W takim razie idź proszę na mój parking.
Przeklinając pod nosem, ruszyłam za Apollem, który ciągle śmiał się z tego jak wytrącił mnie z równowagi.
Minęliśmy mnóstwo pokoi i staneliśmy przed drzwiami windy.
- Panie przodem. - uśmiechnął się Apollo, gdy winda się otworzyła.
Weszłam do środka a tuż za mną Bóg Słońca, który szybko nacisnął piętro zerowe.
Winda ruszła.
Nienawidzę zjeżdżać windą na dół. To ma związek z Niebem a Ziemią. Mnie jako córkę Zeusa, ciągnie do Nieba a nie do Podziemia.
W końcu winda się zatrzymała a ja ujrzałam wielki podziemny parking na którym parkował tylko jeden pojazd. Czerwone maseratii.
Gdy podeszłam do samochodu, zobaczyłam na miejscu kierowcy Willa. Zmierzył mnie wzrokiem ale nic nie powiedział.
- Wsiadaj. - rozkazał Apollo. - Czym szybciej trafisz do Obozu, tym szybciej będziesz bezpieczna.
- I tym szybciej Will wróci do domu. - dodałam ale Apollo pokiwał głową.
- William jest twoim opiekunem. Zostanie z tobą, dopóki poczuje że nie jest ci już potrzebny.....
Zacisnęłam pięści i wsiadłam na tylne siedzenie.
- Zapij pasy. - usłyszałam głos Willa.
- Nie jestem dzieckiem. - bąknęłam.
- Na prawdę? - zadrwił ze mnie.
- Musisz być taki odpychający? - spytałam.
Chłopak nie odpowiedział.
Zapięłam pasy i westchnęłam głęboko.
Chłopak odpalił magiczne autko i wystartował.
Na początku wzbił się w powietrze i zatoczył małe kółeczko, dla popisu.
Gdy już znaleźliśmy się wysoko na niebie, spojrzałam przez okno.
Jeśli lecieliście kiedyś samolotem, to wiecie jaka to frajda patrzeć tak na wszytko z góry; widzieć chmury, niebieskie niebo, ptaki lecące w twarz w twarz z tobą i tych prawie niewidzialnych ludzi, którzy mogą ci tylko pozazdrościć.
Z tego wspaniałego doznania zaczęłam się śmiać.
Will spojrzał w lusterko z miną, która sprawiła że przestałam chichotać z radochy.
- Możesz mi wytłumaczyć.. - zaczął Will. - Co cię tak bawi?
Wzruszyłam ramionami.
- Cieszę się życiem. - odparłam. - Ty nie?
Chłopak wyglądał jakby nie chciał mi odpowiedzieć i nie odpowiedział.
- Będziesz mnie tak unikał całe życie? - spytałam.
- Może kiedyś nie....
- "Kiedyś"?! A co to jakieś plany polubienia mnie?
- Pytasz to odpowiadam. - mruknął.
- Tylko nie mów że chcesz zagrać w 10 pytań. - przewróciłam oczami.
- Nie, ale mam jedno pytanie....
- Zamieniam się w słuch.
- Czemu jesteś siwa w wieku piętnastu lat.
Poczułam się jakby ktoś właśnie dał mi pięścią w twarz.
- Ja.... - wyjąkałam. Byłam taka wściekła. - A powyrywać ci te twoje kudły?
- Lepiej się nie ruszaj z miejsca bo zaraz będę lądować.
- Na twoje szczęście..... Mój chłopak będzie nie za.....
- Masz chłopaka? - w jego głosie poczułam rozbawienie.
- A co? - warknęłam. - Masz jakiś problem?
- Tak. Kto by cię chciał?
Harriet opanuj się! Wiem, że chcesz wbić mu nóż w serce i zakończyć jego życie nagłą śmiercią ale opanuj się!
- Jak widać ktoś tak. - mruknęłam.
Wyjrzałam przez okno. Z góry roznosił się widok na Zatokę Long Island i malownicze lasy, w których znajduję się Obóz Herosów. Z uśmiechem na twarzy, czekałam jak ten przygłup wyląduje a ja będę mogła wysiąść i uściskać Mię, Izzy i Connora.
- Teraz się trzymaj, bo mam zamiar lądować.
Szybko złapałam za jakiś uchwyt przymocowany do dachu pojazdu i mocniej zacisnęłam pas.
Samochód szybko zaczął opadać w dół, prosto na plażę.
Przez chwilę poczułam jak żołądek przewraca się mi w brzuchu.
Gdy już wylądowaliśmy poczułam ulgę.
Szybko wyswobodziłam się z pasów i wyskoczyłam z samochodu.
Świeże nadmorskie i leśne powietrze dotarło do moich płuc, gdy ruszyłam przez plażę w kierunku Wielkiego Domu.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam za sobą głos Will'a.
- Hm.. pomyślmy. - udałam że się zastanawiam. - Może jak najdalej od ciebie?!
- Mam rozkaz zaprowadzić cię do Dyrektora Obozu. - powiedział, wymijając mnie.
- Tak? - spojrzałam na niego wrednie. - W takim razie prowadź...
- A gdzie mam iść? - spytał, rozglądając się.
- Myślę że do domu, bo tu cię nikt nie potrzebuję......
- Harriet!!! - dobrze znany głos, przerwał mi moją ripostę.
Odwróciłam się i zobaczyłam syna Hermesa.
- Connor! - rzuciłam się mu w objęcia.
- Urosłaś, mała. - zachichotał Hood, obejmując mnie mocno.
- Bardzo zabawne. - mruknęłam sarkastycznie.
Nagle Connor spojrzał na Will'a.
- Kim jesteś? - spytał.
- Nie twoja sprawa. - odparł Will. Był wyższy od Connora o głowę.
- Connor poznaj Will'a. - wtrąciłam się. - Will poznaj mojego....
- A, to ten biedak. - mruknął Will.
- Zamknij się, kolego. - warknął Connor uśmiechając się sztucznie.
Przewróciłam oczami.
- Will, możesz nas zostawić samych? - spytałam.
- Nie.
- Myślisz że coś wyskoczy z tych krzaków i rzuci się na mnie?
- Tak.
- To masz coś z głową. - odparowałam i pociąganęłam Connora za rękę.
- Kim on jest? - spytał Hood, patrząc w tył.
- Mój "ochroniarz". - odparłam. - Apollo kazał mu się mną zająć....
- Po co?
- Też, chcę wiedzieć. Mówi że jestem zagrożona a tylko on może mnie obronić.
- Rzeczywiście, nie wygląda jak twój brat. - przyznał Connor. - Raczej jak jakiś samuraj, czy pogromca potworów.
- Sam widzisz. - powiedziałam. - Na dodatek moja rodzina zniknęła.
- Tak słyszałem o tym. Podobno coś ich porwało.
- Coś? - stanęłam jak wryta. - Masz na myśli co?
- Tego nie wiem. - wyjaśnił chłopak, prowadząc mnie do Wielkiego Domu. - Chejron mówi, że coś się złego dzieje na świecie. Tajemnicze porwania, morderstwa bez śladu. Coś się szykuje.
Wielu herosów czuje nie pokój, nasze treningi stają się coraz trudniejsze. Nic dziwnego że masz opiekuna.
Spojrzałam na niego trochę zaniepokojona. - Czy Chejron jest niespokojny? - zapytałam.
- Sama zobacz. - powiedział Connor, otwierając drzwi Wielkiego Domu.


Witajcie!
Oto nowy rodział ^ Podoba wam się?
Ja narazie nie przepadam za Will'em ale
może się chłopak rozkręci ¤
Tak wogole to mam dzisiaj urodzinki ♡ jupii!! Ten rodział miał być trochę na wesoło, jednak coś mi chyba nie wyszło.
Dziękuję za to że wogole czytacie!
Buziaki x☆x☆
Ps. Może dacie dużo gwiazdek pod ten rodział? Tak z okazji moich urodzin, taki mały prezencik od was? xD tak, wiem głupia jestem xD
Z góry dziękuję ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro