Rozdział 3
Jeden z olbrzymów założył na moich nadgarstkach i szyi zimne, metalowe kajdanki. Odchodził od nich trzy metrowy łańcuch, którego koniec trzymał drugi olbrzym. Kajdany nieprzyjemnie ocierały się o moje kości i ścierały skórę. Czarnowłosy mężczyzna podążał na samym przodzie kierując „wycieczką". Uważnie rozglądał się na boki i badał teren. Wyglądał jakby czegoś poszukiwał. Za nim człapał olbrzym z łańcuchem, potem ja, a na samym końcu drugi olbrzym, który prawdopodobnie ubezpieczał tyły. Po jakimś czasie Loki oddalił się od nas i udał się w nieznanym mi kierunku. Spojrzał tylko przez ramię na Jotunów dając im jakiś znak i już go nie było. Szliśmy już kilka godzin. Bez żadnej przerwy, odpoczynku. Słońce niemiłosiernie dawało się we znaki. Byłam wycieńczona, obolała oraz spragniona. Miałam wysuszone usta i coraz chwiejniej stawiałam kolejne kroki. Obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać. Zaczęłam szybciej mrugać licząc na poprawę widoczności. Nic to jednak nie dało. W końcu przy kolejnym kroku zachwiałam się i upadłam na ziemię. Poczułam zimną ziemię na swoim policzku. Nie miałam sił wstać. Olbrzym Tip (tak nazwałam tego od łańcucha) zatrzymał się i pociągnął za „smycz". Wydałam z siebie syk. To tak potwornie bolało. Łańcuchy boleśnie ocierały się o skórę. Tip ryknął chcąc zmusić mnie tym samym do dalszego marszu. Zignorowałam go. Wytrącony już z równowagi olbrzym podszedł gniewnym krokiem w moją stronę i widziałam jak szykuje się do zadania ciosu.
„Proszę, pomóż mi Fenrirze. Proszę". Załkałam w myślach powtórnie posyłając prośbę do wilka.
Zacisnęłam mocniej powieki i skuliłam się w sobie oczekując ciosu. Nie nadchodził on jednak. Uchyliłam powieki by sprawdzić czemu tak się nie stało. Wtedy niedowierzałam własnym oczom. Wypełniło mnie ogromne szczęście, a do oczu zaczęły napływać łzy. Przybył. Stał przede mną z dumnie uniesioną głową. Białe futro falowało na wietrze, a z pyska wydobywał się groźny warkot. Oczami wyobraźni widziałam jak Fenrir pokazuje swoje ostre, białe kły mogące z łatwością rozszarpać ich szyje a lodowo niebieskie oczy ciskają gromy w stronę Jotunów. Powoli i koślawo podniosłam się na nogi. Nadal nie miałam sił, dlatego oparłam się o bok wilka. Ten nadal złowieszczo wpatrywał się w niebieskoskórych głośno powarkując. Uśmiechnęłam się mimochodem widząc w ich czerwonych ślepiach grozę jaką wzbudził w nich mój przyjaciel.
Znowu zaczęło kręcić mi się w głowie. Skóra pod kajdanami zaczęła nieprzyjemnie piec i swędzieć. Moje ciało zaczęło się chybotać na boki. Czułam, że niedługo ponownie moja twarz zetknie się z twardą ziemią. Wilk jakby wyczuwając pogorszenie mojego stanu zwrócił swój łeb ku mnie. Z jego oczu mogłam odczytać troskę oraz zmartwienie. Straciłam czucie w nogach. Zaczęłam osuwać się na ziemię. Wilk w ekspresowym tempie zamortyzował upadek. Delikatnie i ostrożnie położył się na podłożu a ja razem z nim. Wtuliłam się bardziej w jego puszyste, mięciutkie, śnieżnobiałe futro. Teraz nie musiałam się obawiać o to, że Tip oraz Tap (ten drugi olbrzym) coś mi zrobią podczas snu. Miałam bowiem swojego wilczego obrońcę, własnego anioła stróża. Kogoś, kto się o mnie troszczy. Kogoś, komu mogłam zaufać. Kogoś, przy kim czułam się bezpiecznie. Kogoś, kogo zawsze chciałam mieć przy sobie. Bratnią duszę. Z szczerym uśmiechem na ustach oddałam się w objęcia Morfeusza.
Ciemność. Czarna pustka. Nie ma tu nic. Zupełnie nic. Żadnych dźwięków, zapachów. Stałam boso na zimnej, śliskiej posadce. Zaczęłam iść wolnym krokiem przed siebie w nieznane. Nie wiedziałam ile dokładnie trwała moja przechadzka. Ani dokąd zmierzałam.
- Natasho, wysłuchaj mnie, moja droga.- rozbrzmiał potężny męski głos. Zaczęłam się uważnie rozglądać w poszukiwaniu właściciela głosu. Nic jednakże nie widziałam. Wszystko spowite było ciemnością. - Wystrzegaj się Kłamcy. Inaczej sprowadzisz na siebie zgubę i nieszczęście. Nie pozwól, aby Kłamca przejął kontrole nad Twoim umysłem, ciałem, wolą. Bądź ostrożna, gdy jesteś blisko niego. Każdy zły ruch może doprowadzić do Twojej śmierci.
- Kim jesteś? - zapytałam w przestrzeń.
- Kimś kto Cię zna od wieków i sprawował nad Tobą pieczę.
- Przedstaw się. - zażądałam. Jaką pieczę? Czy on sobie ze mną igra? Kim jest? Jak się nazywa? Znam go?
- Przyjdzie taki czas, że dowiesz się jakie imię noszę i wtedy sobie wszystko przypomnisz. Wszystko co związane z twoją przeszłością. Dowiesz się tego, czego chcesz się dowiedzieć. I wtedy zdecydujesz.
- Ale...
- Wybacz mi moja droga. Niestety mój czas tutaj dobiega końca. Liczę na to, że w przyszłości dane nam będzie porozmawiać twarzą w twarz. Pamiętaj o czym Ci mówiłem. Bądź ostrożna. Wystrzegaj się Kłamcy. - głos stawał się coraz cichszy aż w końcu przycichł całkowicie.
- Poczekaj! - zawołałam w ciemność. Miałam do niego jeszcze tyle pytań. Kim jest Kłamca? Dlaczego mam na niego uważać? Co takiego może mi zrobić? Jak bardzo niebezpieczny jest?
Niestety po mężczyźnie nie pozostał żaden ślad. Zirytowana tupnęłam nogą jak mała dziewczynka. Wtedy usłyszałam jakby coś się łamało i kruszyło. Poczułam jak posadzka drży.
O nie. Tylko nie to.
Pędem puściłam się do biegu. Dźwięki kruszenia się skały stawały się coraz to głośniejsze. Przyspieszyłam. Na nic to się jednak zdało. Przy stawianiu kolejnego kroku grunt się pode mną załamał. Zaczęłam spadać. Przed oczami przeleciała mi scena, podczas której moje ciało roztrzaskuje się na wystających z dna kamieniach a z licznych ran wystają pogruchotane kości oraz sączy się krew. Wzdrygnęłam się na samą myśl. W momencie kiedy moje ciało miało już zderzyć się z podłożem, poczułam szarpanie na ręku.
Błyskawicznie otworzyłam oczy. Zmusiłam się do pozycji siedzącej. Objęłam się rękoma za ramiona. To tylko sen. Tylko sen. To nie działo się naprawdę. Tłumaczyłam sobie. Ale to było zarazem takie realistyczne. W dodatku ten głos... Skąd się wziął w mojej głowie? Do kogo należał?
Spojrzałam na Fenrira. To on mnie zbudził. Skinęłam mu głową i uśmiechnęłam się słabo w ramach podziękowania.
I teraz do mnie dotarło. Dlaczego na moich rękach nie ma kajdan? Przecież jak kładłam się spać, miałam je jeszcze na sobie. Kto je mógł zdjąć? Ze wstrętem popatrzyłam na Tip'a oraz Tap'a. Spali. Nie, to nie mogli być oni. Za bardzo boją się wilka. Fenrir z kolei nie mógł tego dokonać. No bo jak? Pozostaje zatem tylko jedna osoba...
- Lepiej? - zapytał czarnowłosy pozbawionym uczuć głosem. Znajdował się kilka metrów ode mnie. Siedział na ściętym pniu drzewa opierając się łokciami o kolana. Głowę oparł o dłonie. Jego zielone tęczówki dociekliwie mi się przyglądały. I to było najgorsze. Czułam się jak jakiś rzadki okaz zwierzęcia wystawiony na wybiegu.
- Ty mi je zdjąłeś? - zapytałam równie obojętnie jak on. Ten kiwnął nieznacznie głową nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jego oczy świdrowały zarówno mnie jak i Fenrira. O co chodzi?
Śnieżnobiały wilk wlepiał z kolei swoje tęczówki w Lokiego. Przemawiała w nich pewna doza złości i gniewu. Czarnowłosy widocznie zaskoczony postawą wilka szerzej otworzył oczy. Czyżby spotkali się już wcześniej?
- Ale nie martw się. Nie dotknąłem cię. - odparł Loki.
- Jak? - zapytałam. Jeśli mnie nie dotknął, to jak zdjął to ustrojstwo?
- Magia. - wyszczerzył się ukazując białe zęby. Że co? Też należy do Obdarzonych? Patrzyłam na niego nie kryjąc swojego zaskoczenia. Nie spodziewałam się, że dane mi będzie spotkać innego Obdarzonego. Tacy zawszy byli posyłani do królowej i już się o nich nie słyszało. - Jestem magiem. Ty pewnie magów nazywasz Obdarzonymi, w czym jest trochę racji. Jednak jest zasadnicza różnica między magami, a Obdarzonymi. - przerwał a jego uśmiech zrobił się szyderczy. - MY jesteśmy potężniejsi.
Nie przejmuj się jego słowami, pani. Nie znasz swej potęgi.
Rozbrzmiał aksamitny głos w mojej głowie. Już wcześniej gdzieś go słyszałam.
- Nie wierzę. - powiedziałam zszokowana i zbita z tropu. Skierowałam swój wzrok na wilka. - Ty... głos.. moja głowa... jak? - nie potrafiłam sklecić żadnego sensownego zdania. Jak to możliwe?
Łączy nas więź. Bardzo silna. To właśnie dzięki niej mogę się z tobą komunikować, pani.
Proszę, nie nazywaj mnie panią. - odparłam również w myślach. - Jesteś moim przyjacielem. Mów mi Natasha.
Dobrze.
O co chodziło ci z tą potęgą?
Jesteś potężna, Natasho. Równie silna jak Loki. - jego imię wypowiedział z szacunkiem jak i smutkiem. - Nie znasz swej potęgi jak i mocy. One się dopiero w tobie obudzą. Wtedy będziesz musiała nauczyć się je kontrolować.
Skinęłam głową i dopiero teraz zorientowałam się, że Loki przez cały ten czas bacznie nas obserwuje mrużąc oczy.
- Fenrirze, pilnuj jej. - rzekł mag. Kątem oka zerknął na Jotunów. Nie ufał im. Zresztą kto by zaufał? Wilk skinął głową. - Śpij. - zwrócił się do mnie i potem zajął się sobą. A mianowicie wpatrywał się w gwiazdy. Uroczo.
Nie obawiaj się. Obronię cię w razie niebezpieczeństwa. - odezwał się Fenrir.
Dziękuję. Mogę się do ciebie przytulić? - zapytałam. Nie chciałam aby jemu było niewygodnie.
Naturalnie.
Ułożyłam się wygodnie na jego boku i wtuliłam twarz w aksamitne, białe futro. Swój puszysty ogon podwinął tak, że teraz byłam nim częściowo przykryta.
Kim jest dla ciebie Loki? - zadałam pytanie, które od pewnego czasu nie dawało mi spokoju. Wilk nie odzywał się przed dłuższy czas. Prawdopodobnie kalkulował wszystkie za i przeciw. Myślałam, że nie dostanę odpowiedzi lecz gdy wypowiedział te słowa, otworzyłam szeroko oczy z niedowierzenia.
Loki jest moim ojcem.
================================
Kto przemówił w śnie Natashy? Jaką moc posiada dziewczyna? Kim jest?
W następnym rozdziale przybliżę Wam historię Fenrira. Mam nadzieję, że się wam spodoba ^^
Komentujcie! Gwiazdujcie! Polecajcie znajomym!
Kocham
Alexa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro