Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11


W głowie Natashy huczało od nieprzyjemnych myśli. Miała poświęcić swoich jedynych bliskich by ocalić własną skórę? Wybrać któreś z nich i własnoręcznie zabić? Żyć potem ze świadomością, że pozbawiła życia jedną z nielicznych osób, na których jej naprawdę zależało? Nie mogła tego zrobić. Nie potrafiła. Nie chciała. Nie miała nawet takiego zamiaru. Nie poświęci kogoś ze swoich bliskich by nie stracić własnego życia.

Nie jestem taka!" pomyślała stanowczo.

Zacisnęła dłonie w pięści. Paznokcie boleśnie wbijały się jej w ręce. Wkrótce z powstałych ran zaczęła skapywać jej krew. Powoli, kropelka po kropelce, spływała po jej piąstkach by później rozbryzgać się na lodowej, szarawej posadzce. Jednakże cała uwaga białowłosej skupiona była na olbrzymie zasiadającym na tronie z czaszek. Ów osobnik z wyraźnym rozbawieniem oraz ciekawością wpatrywał się w to, co działo się przed jego czerwonymi oczyma.

Spojrzenia wszystkich zgromadzonych wlepione były z dziewczynę. Czekali. Czekali na jej ruch, na jej wybór. Co zrobi? Kogo wybierze? Komu pozwoli żyć, a komu je odbierze? Sekundy mijały, a presja otoczenia coraz bardziej przytłaczała skołowaną już Natashę.

Spojrzała ponownie na Laufey'a. Przez moment myślała nad tym, aby rzucić się na niego i to właśnie jego zaatakować. Zaraz jednak porzuciła ten pomysł. Nie miała żadnej pewności, że olbrzym jej nie pokona. Nie znała w prawdzie jego siły, ale sam fakt, że ktoś taki, jak Loki mu służy – nie na stałe oczywiście – mówił sam za siebie. Nie zmieniało to jednak tego, że w tej chwili pałała do niego taką nienawiścią, o jaką nigdy by siebie wcześniej nie podejrzewała.

I co ja mam teraz zrobić?", myślała gorączkowo.

Spojrzała na moment na Loki'ego szukając w jego spojrzeniu... No właśnie, czego?

Czas płynął, a władca Jotunheimu coraz bardziej się niecierpliwił. Wskazywało na to jego stukanie w jedną z licznych czaszek tworzących jego tron. Wpatrywał się zawzięcie we wciąż nieruchomą białowłosą. W końcu zdenerwowany już Laufey wstał ze swego siedziska zwracając na siebie uwagę zgromadzonych. Otwierał już usta by kazać wojownikom zabrać sprzed jego oczu tę bezużyteczną dziewkę, kiedy to dziewczyna niespodziewanie ruszyła do przodu.

Czas jakby się zatrzymał. W jednej chwili znalazła się pomiędzy klęczącymi, błagającymi o łaskę ludźmi, a już w następnej oboje pozbawieni byli swych głów, które upadły kilka metrów dalej pozostawiając po sobie krwawe smugi na jasnej podłodze.

Białowłosa wstała nie śpiesząc się. Gdy stała już prosto, nadal trzymając w dłoniach zakrwawione ostrza, spojrzała beznamiętnie na stojącego wciąż Laufeya. Władca olbrzymów zmrużył lekko oczy przyglądając się sylwetce dziewczyny. Coś mu nie pasowało. Jeszcze kilka sekund temu była roztrzęsiona, spanikowana i nie potrafiła dokonać wyboru przed jakim ją postawił. A teraz? Teraz stała przed nim z twarzą ubrudzoną w krwi swych bliskich i wpatrywała się swymi stalowymi oczami w Laufey'a.

Skąd taka nagła zmiana?", zastanawiał się przez moment olbrzym.

Zaraz jednak odrzucił tą myśl, stwierdzając, że nie jest ona aż tak istotna. W końcu z powrotem zasiadał na tronie. Uśmiechał się drapieżnie mając już w głowie przeróżne pomysły na wykorzystanie białogłowej.

- Zdałaś – odparł nie przestając się ani na chwilę szczerzyć.


* * *


Loki z kamiennym wyrazem twarzy przypatrywał się Natashy. Widział jak się spięła, gdy ujrzała twarze tych ludzi. Widział jak nerwowo przełyka ślinę, jak mocno zacisnęła dłonie w piąstki. Widział jak z jej rąk skapuje krew. Wiedział, że to właśnie teraz toczy ona wewnątrz swojego umysłu bardzo trudną walkę.

Sekundy mijały a Natasha jak stała w miejscu, tak stała. Kłamca widział, jak każdy uważnie się jej przygląda i czeka na jej ruch, jej decyzję. Szkoda tylko, że ta w ogóle nie nadchodziła.

Loki spiął się nieznacznie.

„Jeśli ona zaraz nic nie zrobi, cały mój plan szlag jasny trafi!", pomyślał gorączkowo mag.

Musiał coś zrobić, inaczej wszystkie jego przygotowania poszłyby na marne przez tę dziewczynę. Nie mógł na to pozwolić. Nie po jego tylu staraniach. Kątem oka zauważył jak Laufey się niecierpliwi. Loki wiedział, że musi się śpieszyć. Zaczął szeptać słowa zaklęcia, jednocześnie uważnie badając otoczenie. Na jego szczęście, wszyscy wpatrzeni byli w Natashę i nikt nie zwracał na niego uwagi. W momencie kiedy wypowiadał ostatnie wersy czaru, z powrotem skierował swoje spojrzenie na białowłosą. Wtedy też ona spojrzała na niego. To był właśnie ten moment, kiedy Loki rzucił na nią czar. Nie dział on natychmiastowo. Potrzebował zatem kilku chwil na zaktywowanie się w swoim nosicielu. Działał on bowiem na zasadzie pasożyta zagnieżdżonego w swoim nosicielu. Dzięki temu dosyć prostemu zaklęciu Loki mógł manipulować poczynaniami osób, na które ów czar rzucił. A co najlepsze, ofiary tego czaru nie miały o niczym pojęcia! Owszem, manipulacje potrafił wykonywać i bez zaklęć, jednakże dla istot mających styczność z magią były one skuteczne tylko w pięćdziesięciu procentach. Istniało zatem spore prawdopodobieństwo, że jego zwyczajna sztuczka nie zadziała na Natashę.

Wracając, Loki'emu nie pozostało nic innego jak tylko czekać i obserwować. Był ciekawy jak akcja się potoczy, ponieważ w zaklęciu nie zawarł żadnego sprecyzowanego rozkazu. Nakazał tylko Natashy, aby zdała ten głupi test. Innymi słowy, nie wiedział, co zrobi dziewczyna w chwili aktywacji czaru.

Czarnowłosy mag z wyczekiwaniem wpatrywał się w sylwetkę swojej uczennicy. Nadal stała w miejscu nienawistnie wpatrując się w Laufeya. Ten wyraźnie już zdenerwowany wstał ze swego siedziska. Otwierał już swą paskudną gębę by coś powiedzieć, kiedy Natasha ruszyła do przodu.

Wszystko działo się błyskawicznie. Przeciętny obserwator nie potrafiłby tego zarejestrować, jednakże jak powszechnie wiadomo, Loki nie był kimś przeciętnym. Doskonale potrafił dostrzec, co dokładnie wyczynia ta dziewczyna.

Natasha zrobiła nieznaczny krok do przodu by następnie drugą nogą odepchnąć się od podłogi, nadając swemu ciału znacznej prędkości. Ekspresowo wyciągnęła dwa długie, połyskujące sztylety z pokrowców na udach i skręciła tułów w prawą stronę tak, że jej obie dłonie znajdowały się po stronie prawej ciała. Następnie zniżyła się na wysokość klęczących ludzi. Wykonała obrót wokół własnej osi zatapiając jednocześnie ostrza w gardłach jej ofiar. Trysnęła krew. Siła była tak duża, że głowy więźniów Laufey'a oderwały się z głośnym chrupnięciem i upadły kawałek dalej od martwych już ludzi, którzy głucho opadli na posadzkę. Wokół trupów zaczęła tworzyć się brunatna kałuża krwi, która coraz bardziej się powiększała.

Natasha wstała z klęczek i wyprostowana wpatrzyła się we władcę Jotunheimu. Z jej rąk, jak i trzymanych w nich wciąż sztyletach, sączyła się krew jej bliskich, a na twarzy można było dostrzec jeszcze dwie krwawe smugi. Z oczu dziewczyny nie dało się nic wyczytać. Nie wyrażały one nic. Były beznamiętne, puste, chłodne.

Loki miał ochotę prychnąć, gdy ujrzał jak Laufey wzdrygnął się pod wpływem wzroku białowłosej.

Olbrzym szybko się zreflektował i z powrotem przybrał swój pogardliwy wyraz twarzy. Zasiadł ponownie na tronie, głaszcząc się chwilę po podbródku. W końcu na jego ustach zagościł kpiący i złowieszczy uśmiech.

- Zdałaś. – rzekł.

Później rozkazał wszystkim się rozejść. Zimowe olbrzymy od razu wykonały jego rozkaz i jeden za drugim wychodziły przez główne wrota. Z kolei Fenrir, Loki oraz Natasha nadal stali w miejscu, czekając, aż tłum trochę się rozrzedzi. W końcu, gdy olbrzymów już znacznie ubyło, Loki ruszył do przodu jako pierwszy. Zaraz za nim kroczyła Natasha, a po jej prawej stronie Fenrir. Co chwila wilczur przypatrywał się dziewczynie ze zmartwionymi oczami. Wiedział, że ci ludzie byli jedyną i najbliższą rodziną Natashy. Dlatego też nie potrafił odgadnąć, czemu dziewczyna pozbawiła ich obojga życia. Widział jej wzrok zaraz po jej ataku. To nie było normalne. Jeszcze nigdy nie widział u niej takich oczu. Zaniepokoiło go to.

- Dlaczego ich zabiłaś? – zapytał głosem wewnątrz jej umysłu.

Natasha spojrzała na niego. Na szczęście jej wzrok powrócił do normalności. W jej oczach znowu widział ten błysk. Wilczur odczuł ulgę.

- Pytasz na poważnie? – odparła na głos szczerze zdziwiona. Jakoś nie chciało jej się przeprowadzać z wilczurem mentalnej rozmowy.

Fenrir kiwnął tylko pyskiem nadal się jej przypatrując i czekając na odpowiedź. Dziewczyna westchnęła tylko zrezygnowana, po czym zaczęła mówić.

- Pamiętasz może jak ci opowiadałam o tym, jak się tutaj znalazłam? Przez kogo tutaj trafiłam i przez kogo straciła swoją matkę?

Loki zaczął przysłuchiwać się dyskretnie ich rozmowie. Chociaż słyszał tylko głos Natashy, potrafił wydedukować, o co pytał ją jego syn.

- Tak, pamiętam. – powiedział przypominając sobie ten dzień, kiedy to białowłosa powiedziała mu swoją historię. Musiała się komuś wygadać, ponieważ to już ją za bardzo przytłaczało, a wilk nadawał się idealnie na bycie słuchaczem jej opowieści. Fenrir słuchał jej uważnie, pochłaniając każde jej słowo. Sam nigdy nie był świadkiem jak ktoś bliski jego sercu zostaje zabity na jego własnych oczach, dlatego nie wiedział dokładnie jak czuje się Natasha. Był jednak stuprocentowo pewien, że dziewczyna za śmierć przybranej matki obwiniała samą siebie. No bo w końcu, gdyby nie jej – wtedy jeszcze w ogóle nierozwinięte – zdolności, nikomu nic by się nie stało.

- To właśnie ci tutaj byli odpowiedzialni za jej śmierć. Jeden przebił jej ciało włócznią, a drugi przypatrywał się temu z pierdolonym uśmieszkiem! Pieprzone sirhalyjskie kundle królowej! – warknęła gniewnie.



======================================

Witam

Od razu na wstępie życzę wszystkim czytającym Szczęśliwego Nowego Roku oraz szampańskiej Nocy Sylwestrowej!

Dawno mnie tu nie było, wiem. Zawaliłam jak nigdy dotąd :/ No bo kiedy ostatnio tu coś wstawiałam? Był to bodajże sierpień A MAMY PRZECIEŻ JUŻ SAMIUŚKI POCZĄTEK STYCZNIA! Teraz jestem na siebie zła ;__;

W każdym bądź radzie, jak podobał się Wam rozdział? Jakieś zastrzeżenia, uwagi? Piszcie śmiało! Dzięki temu będę wiedziała co na przyszłość poprawić! 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro