Rozdział 10
Lily pov.
Wstałam i od razu się uspokoiłam po wczorajszej nocy. Wstałam i ubrałam się w bordową sukienkę bez ramiączek, a swoje włosy uczesałam w kitkę. Później spojrzałam na Jace, który spał. Wyszłam z pokoju i poszłam zjeść obiad. Zrobiłam sobie spaghetti, po czym siadłam przy stole i zaczęłam jeść. Po skończonym obiedzie, usłyszałam odgłosy fortepianu. Szłam za odgłosem, a on doprowadził mnie do jakiegoś pokoju. Weszłam do niego i zobaczyłam jak Jace grał na fortepianie. Podeszłam do niego i go słuchałam, a on zaczął walić w klawisze. Uśmiechnęłam się.
- Co tak emocjonalnie grasz? - spojrzałam na niego, a on na mnie
- Zawsze tak gram - powiedział, a ja dalej się na niego gapiłam
- Co nieodwzajemniona miłość? - uśmiechnęłam się
- Kocham tylko siebie - powiedział niewzruszony
- Nie musisz się bać odrzucenia - spojrzał na mnie
- Czasem sam siebie rzucam żeby było zabawnie - usiadłam obok niego i spojrzałam mu w twarz
- Chodź coś ci pokażę! - złapał mnie za rękę, po czym kazał mi stać w miejscu i się nie odwracać. Podszedł do jakiegoś portalu i włożył w niego rękę, o czym zobaczyłam jak jego dłoń wydostaje się z bańki. Odsunęłam się troszkę, ale jego dłoń głaskała mnie po policzku to było bardzo miłe. Zamknęłam oczy, po czym spojrzałam na Jace. Uśmiechał się, a jego dłoń wydostała się z portalu.
- A teraz idziemy świętować twoje urodziny! - powiedział, a ja na niego spojrzałam
- Skąd wiesz, że mam dzisiaj urodziny? - spojrzał na mnie i się uśmiechnął
- Luna mi powiedziała - znów złapał mnie za rękę i gdzieś prowadził. Później weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia z kwiatami i roślinami, było pięknie.
- Ale tu ślicznie! - powiedziałam, po czym jakiś motyl usiadł mi na palcu, a później odleciał.
- Wszystkiego najlepszego! - odwróciłam się do Jace, który trzymał połowę jabłka w którym była jedna świeczka
- Dzięki! - odebrałam jabłko i poszłam na schody, po czym usiadłam
- Wiesz kiedyś jak byłem mały tata kupił mi sokoła i powiedział żebym go nauczył jak być posłuszny, ale zamiast tego go oswoiłem. Pokazałem sokola tacie myśląc, że się ucieszy, ale on tylko powiedział, że miałem go nauczyć byacia posłusznym, a nie go oswoić i teraz nie był w ogóle przydatnym, po czym złamał mu kark... - spojrzałam na niego smutna
- Wybaczyłeś mu? - spojrzał na mnie
- Chciał mnie wzmocnić - nagle usłyszeliśmy dzwonek, a Jace wstał i wystawił do mnie rękę - Północ, chodź wstań! - złapałam jego dłoń, po czym wstałam i zobaczyłam jak wszystkie kwiaty się otwierały, to było piękne. Spojrzałam na Jace, a on na mnie i się przybliżył, a ja zobaczyłam ptaka.
- Mamy towarzystwo - pokazałam mu palcem na ptaka, a on wzruszył ramionami
- Powinnyśmy iść - powiedział, po czym zszedł ze schodów. Ja też schodziłam, ale się potknęłam, a Jace mnie złapał. Spojrzeliśmy na sobie, po czym się pocałowaliśmy. Trwało to długo, ale oderwaliśmy się od siebie, gdy zaczęło padać. Później uciekliśmy cali mokri i się śmialiśmy. Jak byliśmy pod moim pokojem znów się pocałowaliśmy, po czym Jace poszedł, a ja weszłam do pokoju i spojrzałam na zegarek. 0.25. przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka, po czym poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro