Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Lily pov.

Obudziłam się rano i od razu wstałam, po czym ubrałam się w czarną bluzkę z kołnierzykiem i białe spodenki. Później poszłam zjeść śniadanie tak jak zawsze, jajecznicę. No może nie zawsze, ale często. Po śniadaniu poszłam na pole do konia, jak doszłam to pogłaskałam go po grzywie. Nagle zauważyłam jak podeszła do mnie Luna.

- Hej Lily - przywitała się ze mną

- No hej - też się z nią przywitałam

- Jak się czujesz? - spytałam z troską w głosie

- Dobrze - uśmiechnęłam się do niej

- Cieszę się - też się uśmiechnęła

- A ty? Z david'em jak tam? - spojrzałam na nią

- Nic, nie ma co mówić - wzruszyła ramionami

- On cię kocha - spojrzała na mnie

- Ehe... Jakby mnie kochał to by mnie nie zdradził! - wkurzyła się

- On mi powiedział, że nie odwzajemnił pocałunku, tylko ją odepchnął - spojrzałam na nią, a ona na mnie

- Jak to odepchnął?! - zdziwiła się

- No bo ty sobie poszłaś, a on ją wtedy odepchnął - mówiłam spokojnie

To pięknie! - spuściła głowę

- Jest jeszcze szansa - spojrzała na mnie

- Ehe... - patrzyłam się na nią

- Mówiłam ci, że cię kocha - spojrzała na mnie trochę wkurzona

- To co mam zrobić?! - prawie krzyknęła

- Pobiegnij do niego! - powiedziałam

- Ale.... - uspokoiła się

- PASZO WON! - krzyknęłam

- Dobra, dobra - uspokajała mnie i pobiegła do pokoju David'a

Luna pov.

Wbiegłam do jego pokoju, a on siedział na łóżku.

- David! - krzyknęłam

- Ciom? - spojrzał na mnie

- Muszę ci coś powiedzieć - patrzyłam się na niego

- Słucham - oparł głowę o swoje dłonie

- Przepraszam, ale nie wiedziałam, że ją później odepchnąłeś - spojrzał na mnie

- Mhm... - spojrzałam na niego

- Kocham cię - David wstał i do mnie podszedł, po czym mnie pocałował

- Reż cię kocham - uśmiechnęłam się

Lily pov.

Dalej głaskałam konia, gdy nagle podeszła do mnie Maxin.

- Hejka Lily! - uśmiechnęła się do mnie

- Hej - spojrzałam na nią

- Podoba ci się ten koń, co? - spojrzała na mnie i na konia

- Bardzo - uśmiechnęłam się

- Weź sobie go - spojrzałam na nią

- Nie mogę... nie mam gdzie go dać - spuściłam głowę

- Ale on cię uwielbia - spojrzałam na konia, który mnie wąchał

- Widzę - uśmiechnęłam się

- Znajdzie się miejsce.... Jace'a namówisz i będzie - uśmiechnęła się

- Ale muszę się ojca zapytać - spojrzałam na nią

- Na pewno się zgodzi - dalej się uśmiechała

- A jak go weźmiemy? - spytałam 

- Czymś tam - pokazała rękami

- Aha? - spojrzałam na nią dziwnie, a później pogłaskałam ostatni raz konia i wróciłam do domu żeby porozmawiać z ojcem - Tato!

- Ktoś mnie wołał? - odwróciłam się w stronę mojego ojca

- Ja cię wołałam - uśmiechnęłam się do niego

- Och.. Lily, co chciałaś? - spojrzał na mnie

- Chciałam cię zapytać czy... Mogę sobie wziąć konia? - spojrzałam na mojego ojca

- Jasne, że możesz - uśmiechnął się

- Dzięki! - uścisnęłam go

- Będzie się u ciebie wspaniale czuł - spojrzał na mnie

- No... jeszcze nigdy do nikogo nie podszedł - spojrzałam na Maxin

- Jesteś pierwsza - patrzyłam się na mojego ojca

- Może czekał właśnie na ciebie? - Maxin na mnie spojrzała

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami

- Lily, gdzie byłaś? - zobaczyłam Jace'a

- Na polu - uśmiechnęłam się

- Martwiłem się - podszedł do mnie i mnie przytulił

- Bierzemy konia - spojrzałam na niego

- Co?! - spytał zdziwiony

- Bierzemy konia - powtórzyłam

- Nie ma mowy! - spojrzałam na niego gniewnie

- Ale Jace!! - krzyknęłam

- Nie! - skrzyżował ręcę

- Jace, No!! - patrzyłam się na niego wkrzona

- No dobra... Niech ci będzie - uśmiechnął się

- Masz szczęście - Jace wzruszył ramionami, a Valentine się uśmiechnął, po czym przytuliłam się do Jace'a

- To jak będziecie wracać to weźmiecie konia - uśmiechnęła się

- No... - Jace wywrócił oczami

- Będziemy nasze dziecko uczyć jak urośnie! - uśmiechnęłam się

- Mhm.... - Jace nie był za bardzo zadowolony

- Cieszę się waszym szczęściem - uśmiechnęłam się do ojca

- A co robią Luna i David? - spytałam 

- Właśnie - spojrzałam na Maxin

- Pójdę sprawdzić! - pobiegłam do pokoju Luny, gdy weszłam do jej pokoju to jej tam nie było, więc pobiegłam do pokoju David'a i zobaczyłam jak on i Luna całowali się na łóżku - Emm... nie przeszkadzam... - Luna na mnie spojrzała

- Lily?! - David też na mnie spojrzał

- Mnie tu nie było! - wyszłam i zeszłam na dół

- I co robią? - spojrzałam na Maxin

- Umm...  Nic specjalnego - spojrzałam gdzieś indziej żeby ukryć zażenowanie

- Okej - uśmiechnęła się do mnie

- Jednak coś robią, nie? - Jace szepnął mi do ucha

- Mhm... - przytaknęłam głową

- Ohoho! - zachichotał, a ja walnęłam go w głowę - Auć!

- Nie nabijaj się! - wywróciłam oczami

- Dobra, już dobra - spojrzał na mnie

- No! - poszłam do swojego pokoju, gdy weszłam to usiadłam na łóżku i myślałam o koniu, którego uwielbiam. Jest śliczny i miły. Nagle do pokoju wszedł Jace.

- Co się dzieje kochanie? - spojrzał na mnie

- Nic, myślę o koniu - też na niego spojrzałam

- Aaaa, okej - uśmiechnęłam się do niego szeroko, a Jace to odwzajemnił. Położyłam się na łóżku, a Jace dotknął mojego brzucha. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, po czym zasnęłam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro