Rozdział 4
Luna pov.
Obudziłam się i rozglądnełam. Dalej byłam w tym okropnym pokoju, w okropnym domu... Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, po czym ubrałam czarną bluzkę i dżinsy. Znów usiadłam na łóżku, bo nie chciałam iść na śniadanie. Nie byłam głodna... Chce z tąd uciec.... Ale nie mogę! Nie wiadomo ej co zrobić!!
- Ja wychodzę z dziewczynami i Stafanem!! - usłyszałam głos Valentine'a
Czyli wychodzi z wszystkimi!.... Oprócz Nathan'a.... Jak na złość, Nathan wlazł mi do pokoju.
- Hej Luna - uśmiechnął się
- Pfff.... - wywróciłam oczami
- Czego jesteś taka niemiła? - spojrzałam na niego wkurzona
- Bo cię nie lubię! - skrzyżowałam ręce
- A jak powiem żebyśmy uciekli? - dalej byłam na niego wkurzona
- Nigdzie nie pój.... Powiedziałeś żebyśmy uciekli?! Stąd?! - uśmiechnął się i przytaknął głową
- Tak, a więc? - wstałam najszybciej jak się da
- Idziemy! - Powiedziałam i wyszłam z pokoju
***
Staliśmy pod Instytutem... Dziwnie się czułam, ale w końcu spotkam Lily! Spojrzałam na Nathan'a.
- Fajny co? - uśmiechnęłam się cwaniacko
- Pfff... Widziałem lepsze - wywróciłam oczami i podeszłam do drzwi. Wymuwiłam jakieś słowa i drzwi się otworzyły, po czym weszłam
- Okej, a teraz chodź - szłam przez korytarz
- L-luna?!!! - zobaczyłam na końcu korytarza Lily, która do mnie biegła, po czym mnie mocno przytuliła
- Lily! Tak za tobą tęskniłam!! - odwzajemniłam uścisk
- Ja też! - spojrzała na Nathan'a - A to kto?
- Jestem Nathan ślicznotko! - pościł do niej oczko, a ona wywróciła oczami
- Nie schlebiaj mi - skrzyżowała ręce
- Ale to prawda! - powiedział i się uśmiechnął
- Pfff... Lizus! - powiedziała i się odwróciła, a ja się śmiałam
- Z czego się tak śmiejesz?! - spytał Nathan
- Bo Lily cię nie lubi - dalej się śmiałam
- Polubi, polubi - uśmiechnął się
- Tiaaa - usłyszałam Lily
- Lily!! Twoja mama się obudziła! - uslyszałam Jace'a - Luna! - przytulił mnie
- Też się cieszę, że cię widzę - uśmiechnęłam się
- Co??? Mama! - pobiegła, a ja biegłam za nią
Lily wbiła do pokoju, gdzie leżała nasza mama, a gdy weszłam to Lily rzuciła się w ramiona naszej mamy.
- Cześć Lily.... - głaskała ją po głowie I spojrzała na mnie - Luna... - podeszłam do niej i przytuliłam
- Mamo czego nam nie powiedziałaś, że jesteś nocnym łowcą! - powiedziałam
- No, bo tak było lepiej - spojrzałam na nią
- A dlaczego nie powiedziałaś, że mamy brata?! - spytała wkurzona Lily
- Bo... On nie żyje - obie na nią spojrzałyśmy
- Żyje! I jest tutaj! - Lily się uśmiechnęła i pokazała na Jace
- Ale to nie jest mój syn.... - obie znów na nią spojrzałyśmy
- Jak to??! Valentine powiedział... - Lily zaczęła mówić, ale nasza mama jej przerwała
- Valentine'owi uwierzyłyście?! - spytała zdziwiona
- Mhm.... - powiedziałam z poczuciem winy
- Chwila czyli nie jestem bratem Lily?! - uśmiechnął się Jace
- Nie jesteś - powiedziałam, a on spojrzał na Lily
- Cieszę się! - podszedł do niej i przytulił
- Co tu się dzieje?... - szepnęłam mi mama do ucha
- Kochają się - też szepnęłam, a ona na nich spojrzała
- Moja mała Lily stała się duża... - uśmiechnęła się
- Kocham cię Lily! - usłyszałam jak Jace wyznaje jej uczucia
- Jace ja... - I ona też, później będzie buzi i będą szczęśliwa, kochająca i piękna parą - Ja nie mogę z tobą być... - i buzi!.... Chwila, że co?! Jak to nie może z nim być!
- Lily? - spojrzał na nią
- Myślałam, że jesteś moim bratem..., A teraz się dowiaduje, że nim nie jesteś?! To dla mnie za dużo... Przepraszam - wybiegła z pokoju
Nie mogłam w to uwierzyć. Ona go kocha, wiem to! Ale i tak go spławiła... Nie rozumiem jej!
Podeszłam do Jace'a i dotknęłam jego ramienia, po czym on na mnie spojrzał.
- Wiem, że cię kocha, ale daj jej trochę czasu.. - pwiedziałam, a on odwrócił wzrok
- Dobra... - posmutniał. Współczuję mu...
Chwila moment! Gdzie jest David?! Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do pokoju David'a. Taś, taś David, taś, taś. Weszłam do jego pokoju, a on na mnie spojrzał.
- L-luna?!! - spojrzał na mnie, po czym wstał
- Nie króliczek wielkanocny! - wywróciłam oczami
- Tak się cieszę! - przytulił mnie, a ja odwzajemniłam
- Też się cieszę.... Ale! - wyrwałam się - Jak mogłeś obwiniać Lily, że to przez nią Valentine mnie porwał!!
- Już idę ją przeprosić... - nawet się nie wytłumaczy, bo wie, że i tak nie wygra
Wyszliśmy z jego pokoju i zaczęliśmy szukać Lily. Poszłam do jej pokoju, a ona siedziała na łóżku. Zawołałam. Davida, a on wszedł do jej pokoju.
- Czego chcesz David?! - spojrzała na niego wkurzona
- Chciałem cię przeprosić za to, że obwiniałem cię o to, że porwano Lunę... - powiedział, a Lily na niego patrzyła
- Luna ci kazała to powiedzieć! - no i zgadła
- Co?! N-nie prawda! - spojrzał na nią. Och David... Nie umiesz kłamać...
- Kłamiesz David!! Wyjdź! - krzyknęła, a on posłusznie wyszedł. Usiadłam obok Lily
- Lily... Co się dzieje... - głaskałam ją po włosach
- Nic... - spuściła głowę
- Widzę, że coś się dzieje - powiedziałam, a ona się do mnie przytuliła
- Nie mogę.... Jace mi wyznał uczucia, ale ja nie mogłam tego zrobić! Przecież przed długi czas myślałam, że jest moim bratem! - głaskałam ją po plecach
- Ciii.... Rozumiem... - przytuliła się mocniej
- Dobrze, że tu jesteś... - spojrzała mi w oczy
Uśmiechnęłam się, a Lily zamknęła oczy i zasnęła. Jakoś położyłam ją do łóżka i przykrywamy kołdrą, po czym poszłam do swojego pokoju, przebrałam się w moją piżamę. Tak dawno za tym pokojem tęskniłam i poszłam spać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro