Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Lily pov.

Wstałam rano i ubrałam się w czarną bluzkę i dżinsowe spodenki, po czym poszłam budzić Lunę. Weszłam do jej pokoju i zobaczyłam jak śpi, więc zapaliłam ją z łóżka. Wstała i na mnie spojrzała.

- Czego mnie budzisz? - spytała i wytarła oczy, a ja się zaśmiałam

- Bo tak, a teraz wstawaj! Pizza na śniadanie! - to ją obudziło. Wyprosiła mnie, a ja poszłam po zeszyt i ołówek, po czym poszłam do jadalni. Siadłam na krześle i czekałam na Lunę i Diane. Po jakiś pięciu minutach przyszły i usiadły obok mnie.

- O mniam!! - Luna wzięła jeden kawałek pizzy, po czym zaczęła go jeść. Też wzięłam jeden kawałek i zaczęłam jeść. Pomyślałam żeby coś narysować, położyłam pizzę na kartkę i wzięłam ołówek, po czym chciałam wziąść pizzę, ale nie mogłam. Spojrzałam.na nią, cały czas leżała na kartce. - Dziewczyny! Pizza jest w kartce!

- Jak to pizza jest w kartce?! - Luna spojrzała na pizzę, która była w kartce - Ej! Rzeczywiście!

Wyciągnęłam rękę i wsadziłam ją do kartki, po czym pizza była w mojej ręce. Dziewczyny na mnie spojrzały, a ja nie mogłam w to wszystko uwierzyć...

- Dziewczyny wiem, gdzie jest kielich! - wstałam i cz prędzej pobiegłam do Jace. Gdy byłam już pod jego pokojem zapukałam, ale nikt nie otwierał, znów zapukałam tylko mocniej, a drzwi się otworzyły i stanął w nich Jace bez koszulki.

- Co jest Lily? - spojrzał na mnie, a ja spaliłam buraka

- Wiem... Gdzie jest kielich... - spojrzał na mnie, a ja zakryłam twarz włosami

- Jaki kielich? - spojrzałam na niego. Serio nie wie?

- Kielich Anioła! - pwiedziałam, a on rozszerzył oczy

- Gdzie? - spojrzał na mnie, a ja się uśmiechnęłam

- W karcie! Ubierz się i jedziemy!! - powiedziałam, po czym szybko się ulotniłam

                                                                                 ***

Byliśmy pod moim i Luny blokiem. Weszliśmy do środka. Isabell, Alec i Bryan poszli na górę, a ja, Luna, Jace i David do pani Dorothey. (Czy jak ona tam ma xd) zapukałam, a ona otworzyła i na nas spojrzała.

- Dzień dobry! Może pani mi pokazać karty tarota?! - pani Dorothey spojrzała na nas i zaprosiła do środa. Weszliśmy, a ona zamknęła drzwi na zamek, po czym poszła do jakiegoś pomieszczenia po karty, po czym wróciła i mi je podała ja szukałam tej z kielichem, a Jace grał na fortepianie.

- Przestań grać chłopcze... - Jace spojrzał na Davida i dalej grał - Chłopcze przestań... - dalej grał - Nie lubię tego kawałku - dalej grał, a ja znalazłam tą kartę z kielichem i włożyłam do niej dłoń, po czym wyciągnęłam kielich. Wszyscy na mnie spojrzeli, a madam Dorothey złapał mnie za szyję i pociągnęła do góry. Luna próbowała mi pomóc, ale madam Dorothey, albo raczej demon ją walnął, a Luna spadła i walnęła głową o stół. David do niej podbiegł, a madam Dorothey wzięła ode mnie kielich i rzuciła o półkę z książkami. Wstałam z całych moich sił i chciałam się na nią rzucić, ale zamiast mnie zrobił to Jace. Walczył z nią jak tylko mógł, ale ona go odepchnęła. Wystraszyłam się, że mu się coś stało, ale wstał. Ulżyło mi. Nagle do pomieszczenia wbili Alec, Isabell i Bryan. Madam Dorothey ich nie zauważyła i zbliżała się do mnie, a Alec na nią skoczył.

- Uciekaj Lily! - krzyknął, a madam Dorothey go zwaliła, po czym Alec walnął głową o podłogę. Ja szczęście nic mu nie jest. Nagle do pomieszczenia weszli dwaj mężczyźni.

- Daj nam ten kielich - madam Dorothey im go podała - No w końcu Valentine dostanie kielich anioła 

- Nie zapomnij o chłopaku! - powiedział drugi, a ten pierwszy pokiwał głową i złapali Jace, po czym wyszli z pomieszczenia. Chwila! Jak to zabrali Jace!! Zobaczyłam jak Luna oszukuje przytomność, a David zabiją madam Dorothey, po czym po niej nic nie zostało.

- Musimy ratować Jace!! - powiedziałam, a wszyscy się ze mną zgodzili. Jutro czeka nas duża walka...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro