Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

FIVE / heart pain

Do stołówki nie miałam się chyba już nigdy przekonać. Byłam jakąś cholerną atrakcją, czując dziesiątki par oczu skierowanych na mnie, gdy samotnie o siódmej piętnaście weszłam do tego przestronnego pomieszczenia, na dodatek kulejąc ze stabilizatorem, który już w ogóle kwalifikował mnie jako dziwadło.

— Chodzą plotki, że jesteś Jedi — powiedział Finn, zjawiając się u mojego boku jakby znikąd. Bawiło go to. — Chodź, zabrałem dla ciebie trochę jedzenia. O tej porze już nic nie zostało na stołach.

Gdy podeszliśmy do stołu, który przecież zajmowali dowódcy, spojrzałam krzywo na tacę z jedzeniem i westchnęłam.

— Nie powinnam usiąść gdzieś indziej? — spytałam, przekonana, że nie powinnam zajmować miejsca, które mi proponowali. — No wiecie, bądź co bądź to stół dla dowódców.

— Po pierwsze dzień dobry — odezwał się Kais, odsuwając dla mnie krzesło przy swoim boku. — Po drugie to usiądź, nie powinnaś nadwyrężać nogi. A po trzecie to dlaczego przejmujesz się zdaniem innych?

— No w jednym się mogę chociaż z tobą zgodzić — powiedział Poe, krzywo się do mnie uśmiechając. Nie liczył na poparcie pozostałych, ale oczywiście musiał się odezwać.

— O co ci chodzi, co, Poe? — Zaczepiła go Rey. — Zostaw dziewczynę w spokoju.

— Po prostu sądzę, że w jej historii jest tyle luk, że nie powinniśmy jej we wszystko wtajemniczać.

— Jeszcze w nic mnie nie wtajemniczyliście — odpowiedziałam gorzko, zajmując wyznaczone mi miejsce.

— Nie możesz zrozumieć, że ona po prostu chce nam pomóc? — spytała Rey, broniąc mnie. Siedziała z Poe ramię w ramię, więc nie musiała mówić głośno. — Mamy deficyt ludzi. Każda para rąk jest na wagę złota.

— Jakie luki w historii? — Kais wydawał się spokojny, gdy zadawał to pytanie. Chciałam myśleć, że jego intencją było jedynie rozwianie prawdy, ale widać było, że się zainteresował.

A ja się spięłam. Bałam się, że powiedziałam coś, co odbiegało od mojej zmyślonej historii, że może zrobiłam coś, co zdradziłoby, że kłamię.

— Przyjrzałem się w nocy szczątkom jej statku. To jakaś cholerna prehistoria. Skąd wytrzasnęłaś taki statek, co? On jest naprawdę stary. A mówiąc naprawdę stary mam namyśli setki, wręcz tysiące lat wstecz.

Tego się właśnie obawiałam. Nie miałam w planie odszukiwać Rebelii od razu, ale w zasadzie to oni mnie znaleźli, więc zmarnowałam swoją szansę na znalezienie innego statku, którym mogłabym podróżować. Musiałam coś wymyślić na poczekaniu.

— Był w mojej rodzinie od bardzo dawna. W zasadzie przekazywany z pokolenia na pokolenie i pielęgnowany. A ja lubię starocie. — Wzruszyłam ramionami.

— No, widzisz? Nie wystarczyło po prostu spytać? Musiałeś od razu szpiegować? — Finn był oburzony. Podobało mi się to, że mnie bronili. Czułam ulgę.

— Zapomniałam spytać — przerwałam chcącej zabrać głos Rey. — Znalazłeś coś ciekawego wczoraj w moich rzeczach? Bo tak szybko wyszedłeś.

Kais spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

— Zaraz, co? Grzebałeś wczoraj w jej rzeczach?

Poe wyglądał, jakby miał udusić mnie na miejscu gołymi rękoma. Pewnie nie spodziewał się, że o tym wspomnę. W pewnym sensie źle poczułam się z tym, że to powiedziałam, w gruncie rzeczy jedynie tworzyłam sobie w Poe wroga, nie przyjaciela.

— Tak. Chciałem znaleźć cokolwiek, by udowodnić wam, że mam rację!

— Rozumiesz, że muszę zaraportować to Lei? Biorąc pod uwagę twoje ostatnie zachowanie, nieźle się wkurzy — powiedział Kais, wskazując na Poe widelcem, którym jadł śniadanie. Nie wyglądał na zadowolonego, ale wszyscy rozumieli, że jedynie wywiązywał się ze swoich obowiązków.

— Och, chrzanić to. — Wstał i odszedł, zostawiając za sobą dziwny niesmak. Chyba już nie miał argumentów oprócz swojego przeczucia, a przecież w to nikt miał mu nie uwierzyć.

— Kiedyś się do ciebie przekona — powiedziała Rey, wracając do swojego śniadania. — Musimy być cierpliwi.

Kais spojrzał na mnie z kpiącym uśmiechem, a ja jedynie westchnęłam i wzruszyłam ramionami. Wiedział, że byłam cierpliwa i otwarcie naśmiewał się z tego, że ciągle to podkreślałam.

Trzy dni później doszłam do wniosku, że marnuję otrzymany czas. Oprócz posiłków nie robiłam nic produktywnego, jedynie krążyłam po bazie bez powodu. Dlatego gdy Kais jeszcze przed śniadaniem oznajmił, że mogę pozbyć się stabilizatora, uznałam to za dobry omen i obiecałam sobie, że ten dzień będzie lepszy niż poprzednie.

— Zaczniemy dzisiaj trening? — spytał, gdy szliśmy w kierunku stołu, przy którym miejsce niechętnie otrzymałam. — Widzę, że twoja noga ma się całkiem nieźle.

Na każdym posiłku byliśmy nierozłączni, Kais naprawdę dbał o to, bym dobrze czuła się w bazie i by nikt nie sprawił mi więcej przykrości. Nawiązaliśmy nić porozumienia, która w przyszłości miała pleść się jeszcze grubsza.

— Z wielką chęcią, tak! — Stawiając pewne kroki nawet nie musiałam kryć się z radością, która mnie ogarnęła.

— W takim razie widzimy się po obiedzie. W międzyczasie odnajdź Leie, chciała z tobą o czymś porozmawiać. Zapewne jest w centrum dowodzenia, ale ręki sobie nie dam uciąć.

Kierując się w stronę centrum dowodzenia trochę ściskało mnie w żołądku na myśl o temacie, na który chciała porozmawiać ze mną Pani Generał. Przed wielkimi stalowymi drzwiami nie wiedziałam co mam począć, ponieważ prawie na pewno mój odcisk dłoni nie pasowałby do klucza, który je otwierał. Koniec końców w rogu znalazłam kamerę, w której stronę niepewnie pomachałam i tak otworzyłam sobie drzwi.

W środku był jedynie Poe. Odwrócił się w moją stronę na obrotowym krześle i założył ręce na piersi, uważnie mi się przypatrując.

— No proszę, kogo my tu mamy? Przyszłaś spotkać się z Leią?

— Tak. — Przytaknęłam, przestępując z nogi na nogę. — Kais mówił, że chciała ze mną porozmawiać.

— Będzie niedługo — Poe westchnął, wskazując ruchem dłoni na krzesło obok niego. — Usiądź, twoja noga nadal wymaga wypoczynku.

Z rezerwą przystałam na propozycje mężczyzny i usiadłam obok niego, nie za bardzo wiedząc o czym mogłabym z nim rozmawiać. Czułam się bardzo niezręcznie zważywszy na fakt, że Poe był przeciwko mnie bardziej niż wszyscy w bazie razem wzięci i nie wiedziałam jak mogłabym temu zapobiec.

Odpowiedź na to pytanie przyszła do mnie niespodziewanie, gdy mężczyzna spojrzał na mnie, zmarszczył brwi i westchnął.

— Atlas? — zaczął, tym samym zaskarbiając sobie moją uwagę. — Naprawdę chcesz nam pomóc, prawda?

— Niczego nie pragnę bardziej. — Przytaknęłam, będąc lekko zbitą z tropu. — Nawet nie wiesz ile poświęciłam, by wyruszyć w podróż i was odnaleźć. Wiem, Poe, że poznaliśmy się w nieciekawych okolicznościach i po takich przejściach, jakie miała ostatnimi czasy wasza Rebelia, niełatwo było wam uwierzyć w przypadek, jaki mnie do was pokierował, ale...

— Dobrze, nie tłumacz się — przerwał mi, podnosząc lekko dłoń. — Powiedzmy, że ci wierzę. Ale dlaczego dopiero po czterech latach postanowiłaś nas odszukać?

— Nie łatwo porzucić swoje życie, nawet jeżeli niczego innego się tak nie pragnie, nie sądzisz? Potrzebowałam dużo czasu by przekonać się, że nie mogę nie postąpić w ten sposób. Widmo mocy Luke'a ukazało mi się znienacka i jedyne, co mi wtedy powiedział, to to, że już czas. Ale on już odszedł, prawda? Luke. Mam takie dziwne przeczucie, że zmarł i że już go nie ma.

Poe powoli przytaknął, potwierdzając moje słowa. Samo to pytanie odnośnie „zmarłego" Luke'a wyszło mi dość naturalnie, w zasadzie nawet zdziwiłam się, że o tym wspomniałam. Jednak skoro Poe na nie zareagował, musiałam trafić w dziesiątkę.

— Och tak, odszedł — znikąd usłyszeliśmy głos Lei, orientując się zawczasu, że stoi niedaleko, podpierając się o blat przeszklonego biurka roboczego. — Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Witaj, Atlas, dobrze, że już jesteś. Komandorze Poe, zostawisz nas same?

— Tak — Poe przytaknął, wstając z obrotowego krzesła. Posłał mi dziwne spojrzenie, którego w ogóle bym się u niego nie spodziewała, bo towarzyszył mu lekki uśmiech. — Do zobaczenia.

Leia dość szybko zajęła jego miejsce, wzdychając ze zmęczenia. Siadając wygodnie rozejrzała się po pomieszczeniu dowództwa i dodając mi tym samym otuchy i odwagi, lekko się uśmiechnęła.

— Starość — westchnęła prawie od razu, robiąc zbolałą minę. — Człowiek robi się mniej sprawny niż by kiedykolwiek przypuszczał... Ale nie chciałam się z tobą spotkać by narzekać na moje zbolałe kości... Widzisz, Atlas, mam takie dziwne przeczucie, że nie mówisz mam wszystkiego.

Momentalnie zamarłam. Serce dosłownie na parę sekund przestało bić w mojej piersi, a mózg zaczął pracować na milionach neuronów, coraz szybciej i szybciej, analizując w ułamkach sekundy każdą moją dotychczasową wypowiedź. Czy coś ze sobą nie współgrało? Czy powiedziałam coś nie tak?

— Ale...

To było jedyne, co mogłam powiedzieć. Zacięłam się, przestraszona wpatrując w niezmienną przez te sekundy twarz Lei i próbowałam wymyślić sposób, by wyjść z tej konfrontacji cało.

— Ale ja...

— Znałaś Luke'a dłużej, niż nam mówisz, prawda? — powiedziała, ku mojemu zdziwieniu rozpoczynając całkowicie inny temat. — Sposób, w jaki na mnie spojrzałaś, gdy się poznałyśmy... Jakbyś dostrzegła ducha, którym na pewno nie jestem; miałaś złamane serce widoczne w spojrzeniu, Atlas. Dlatego o to pytam. Luke był twoim mentorem, tak?

Kolejne kłamstwa. Nie spodziewałam się takiego obrotu tej rozmowy, ale postanowiłam brnąć w tę wersję wydarzeń, bo kobieta miała racje — gdy pierwszy raz ją spotkałam, moje serce rozprysło się na kawałki za sprawą jej podobieństwa, lecz nie do Luke'a... A do Anakina, jej ojca.

— Dużo z nim rozmawiałam — nawet nie skłamałam. Luke, jeszcze na Syzygy, opowiadał mi o rebeliantach i ich poczynaniach. Opowiedział mi też poniekąd o jego siostrzeńcu, który za bardzo brnął w ciemną stronę i o tym momencie, w którym chciał to powstrzymać, ale się zawahał. Wiedziałam o nim więcej niż oni wszyscy i był to kolejny powód, przez który musiałam kłamać. — W sensie z twoim bratem. To był mądry i bardzo zamknięty w sobie człowiek, który musiał coś we mnie dostrzec, bo inaczej nie wysłałby mnie na te misję. Wiedział, skądś wiedział, że w pewnym momencie będziecie potrzebowali pomocy. Nie wiem czemu wybrał mnie, nigdy mi tego nie powiedział, ale podejrzewam... Podejrzewam że musiał dostrzec we mnie tą narastającą niechęć do Najwyższego Porządku.

Leia przytaknęła. Przez całość mojego monologu przypatrywała mi się z lekkim uśmiechem, czasami kiwała głową i widać było po niej, że nie oceniała mnie pochopnie. Ponad to widziałam w jej oczach tęsknotę — nie tylko za bratem czy synem, ale za mężem, którego straciła. Słyszałam opowieści Obi Wana i Yody odnośnie tej niesamowitej trójki przyjaciół i zazdrościłam im poniekąd tej chęci do działania i odwagi, jaka szła z nią w parze.

Leia miała ciężkiego w obyciu ojca, chociaż nawet nie wiedziałam, czy mogę nazywać go jej ojcem. Przecież zarówno ona, jak i Luke wychowywali się bez nich, bez Anakina i Padme Amidali. Anakin wybrał złą drogę, a Padme zmarła przy ich porodzie i dzieci były pozostawione w rękach Obi Wana, który zatroszczył się o nie najlepiej jak tylko mógł.

— Poniekąd ci zazdroszczę, Atlas — starsza kobieta odezwała się w końcu, przerywając panującą między nami ciszę. — Nie zrozum mnie źle, potrafiłam wyczytać ze wzroku Luke'a wszystko, co leżało mu na sercu, ale ostatnimi latami wolał zaszyć się na odludziu, niż z nami przebywać. To był już przed latami złamany człowiek, który, możliwe, potrzebował kogoś takiego jak ty. Gdy byliśmy młodzi, on poczuwał obowiązek ratowania galaktyki, co wcale nikogo nie dziwiło, zważywszy na to kim był nasz ojciec.

Ukłucie bólu ścisnęło moim żołądkiem. Anakin Skywalker. Tak dobrze mi znany i tak bardzo przeze mnie kochany mistrz Jedi. Przymykając oczy widziałam jego szczery, radosny uśmiech, a zaraz potem poczułam dotyk jego ust na moich własnych. Nie słuchałam już dalej Lei, wyłapywałam jedynie słowa klucze z jej monologu, w którym ze smutkiem opowiadała o niej, Luku i Hanie Solo.

— ...ale dość opowieści starszej kobiety — otrząsnęła się z letargu, uderzając lekko otwartymi dłońmi w kolana. — Widziałam, że rozmawiałaś z Poe? Wszystko w porządku?

— Chyba do tego zmierza — uśmiechnęłam się ciepło, wdzięczna za to, że ta starsza, przecież zupełnie dla mnie obca kobieta, martwiła się moim samopoczuciem. — Jeszcze daleko nam do zaufania, ale przeskoczyliśmy dzisiaj kawał muru, który między nami wyrósł.

— To dobrze — Leia przytaknęła. — Jest nas zbyt mało, by prowadzić między sobą kłótnie. Ale za to... — Uśmiechnęła się przyjaźnie, podnosząc brwi do góry. — ...za to widzę dokładnie, że komandor Aylo bardzo cię polubił?

— Kais? To bardzo miły człowiek, dużo dla mnie zrobił, łącznie z zaaklimatyzowaniem w bazie. Poza tym opiekuje się mną. Ale jeżeli już o nim rozmawiamy, to mogę zadać ci dość niedyskretne pytanie?

Gdy Leia przytaknęła, przypomniałam sobie swoją rozmowę z Kaisem, który powiedział mi pewną zastanawiającą rzecz...

— Kais powiedział kiedyś w rozmowie, że ludzie, w sensie Rebelianci, dziwią się, że ze mną przebywa, bo on nie z każdym rozmawia. I bardzo mnie to zastanowiło, bo przecież to taki przyjazny i otwarty człowiek.

Leia westchnęła, spoglądając na mnie takim wzrokiem, jakby to, co chciała mi powiedzieć, sprawiało jej ból.

— Ktoś opowiadał ci, co dokładnie stało się dość niedawno, gdy Najwyższy Porządek zamordował setki naszych ludzi?

— Nie...

— Widzisz, Najwyższy Porządek jakimś cudem wyśledził nasz statek w nadświetlnej, co nigdy nikomu się nie udało. Gdy kończyło nam się paliwo, zaczęliśmy uciekać w szalupach. Admirał Holdo, matka Kaisa, została na statku-matce, bo ktoś musiał odwrócić ich uwagę. Użyła statku by zniszczyć krążownik, który nas atakował. Jednak zrobiła to aktem ostatniej desperacji, gdy jedna po drugiej, nasze szalupy, zestrzeliwano. Zginęła od razu, na miejscu i to właśnie sprawiło, że przez te tygodnie, które Kais spędził najpierw w bazie na Crait, a później tutaj, nie odzywał się prawie do nikogo.

— Och... — Udało mi się powiedzieć. Szukałam w głowie odpowiednich słów, by skomentować poświęcenie matki Kaisa, gdy panel obok nas zamigotał, a Leia drgnęła.

— Niedobrze... Atlas, muszę cię przeprosić, wzywają mnie ważne sprawy. Dokończymy naszą rozmowę kiedy indziej, dobrze?

— Dobrze, pani generał — odpowiedziałam, wstając.

Wychodząc, rzuciłam jeszcze spojrzenie za ramię, dostrzegając kręcącą głową Leie. Nie wyglądała za dobrze, jakby nasza rozmowa przyprawiła ją o niezmierzony ból. Nawet nie mogłam się jej dziwić, bo bezsensowna strata tak wielu ludzi, na barkach tak przecież odważnej kobiety musiała w końcu odbić na niej jakieś piętno.

Na korytarzu, ku mojemu zdziwieniu, czekał na mnie Poe. Siedział spokojnie na wielkiej rurze i wstał, gdy wyszłam z centrum dowodzenia. Co jeszcze dziwniejsze, uśmiechnął się do mnie i zrównał swój krok z moim, gdy szłam na stołówkę.

— Zapomniałem powiedzieć ci jednej rzeczy, więc na ciebie poczekałem — zaczął, rzucając mi ukradkowe spojrzenie, które dostrzegłam tylko dlatego, że sama na niego spojrzałam. — Zapomniałem cię przeprosić, Atlas. Szalałem te parę pierwszych dni, gdy się pojawiłaś, bo chyba sam nie otrząsnąłem się z wydarzeń, które jeszcze niedawno miały miejsce.

— Nie musisz mnie przepraszać, Poe — powiedziałam, chociaż w środku zrobiło mi się naprawdę miło, że poczekał i przeprosił. — Doskonale rozumiem pobudki, które tobą kierowały.

— W ramach przeprosin... — kontynuował, nie reagując na moje słowa. — Pomyślałem, może wybierzesz się ze mną na patrol dzisiaj po obiedzie? Chyba nigdy nie byłaś na Zewnętrznych Rubieżach? Pokażę ci okolice... Na tej planecie wychowywał się Luke i Anakin Skywalker... W sensie... Wychowywał się Darth Vader.

Planeta Anakina. Dom Anakina. Nie mogłam przepuścić takiej okazji i od razu się zgodziłam, chociaż wiedziałam, z czym to się wiąże... Ze wspomnieniami. I z okropnym bólem.

Ale co mogłam zrobić, gdy tak bardzo mi go brakowało?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro