Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8


2 godziny wcześniej

- Eva! - Usłyszałam Iben, która właśnie zmierzała w moją stronę.

- Hej – uśmiechnęłam się, chociaż nie miałam ochoty na rozmowę z nią. Czułam na sobie spojrzenie Chrisa i Eleanor. Ten pierwszy zmarszczył czoło, a moja kuzynka pokręciła z niedowierzaniem głową. Świetnie.

- Pięknie wyglądasz – podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. - Boska sukienka – zachwalała, a ja tylko potakiwałam.

- Dziękuję, ty też świetnie wyglądasz – uśmiechnęłam się, pragnąc ją zbyć. Nie, że jestem wredna, ale wolałabym poznać kogoś nowego, kto nie zaliczył trzech czwartych kolesi, których znam.

- Jesteś nie w sosie – rzuciła, robiąc smutną minę. - Coś się stało? Mam coś, co poprawi ci humor – uśmiechnęła się do mnie, po czym wyciągnęła z kieszeni malutki woreczek z białą zawartością. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Chyba sobie ze mnie żartujesz – pokręciłam głową.

- No co? - Spojrzała na mnie. - Przecież wiem, że to lubisz – zaśmiała się, a ja już podnosiłam rękę, by zdzielić ją w twarz, gdy obok nas pojawił się Chris.

- Iben, musimy pogadać – rzucił, nawet na mnie nie patrząc.

- Skarbie – przechyliła głowę – rozmawiałam z Evą, nie mogłeś poczekać? - Zamrugała, a ja zapragnęłam wbić jej oczy głęboko, głęboko w głowę.

- Nie, chodź – chwycił ją za rękę, a ja odetchnęłam z ulgą.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dotarło do mnie, że nie mam wcale ochoty na imprezę. Każdy z kimś rozmawiał, a ja stałam jak ta ofiara losu. Nigdy nie miałam problemów z nawiązywaniem znajomości, ale teraz, najchętniej wyjechałabym na bezludną wyspę. Do pomieszczenia weszło kilka dziewczyn, na których widok Iben zaczęła piszczeć jak wariatka. Przebiegła przez pokój i zaczęła się z nimi witać. Spojrzałam na Eleanor, która udawała, że wkłada sobie palec do garła i prowokuje wymioty. Zaśmiałam się, bo dokładnie to samo chciałam pokazać. Podeszłam do stołu i nalałam sobie do kieliszka jakiegoś wina.

- Myślałem, że nie możesz pić – usłyszałam głos swojego brata i przewróciłam oczyma.

- Jesteśmy na imprezie, która rzekomo jest na moją cześć – zaśmiałam się. - Chyba mogę się napić, prawda?

- Wolałbym, żebyś tego nie robiła – wzruszył ramionami, uważnie skanując pomieszczenie.

- Noora jest jeszcze w swoim pokoju – rzuciłam, dolewając sobie alkoholu.

- Skąd wiedziałaś, że to jej szukam? - Zaśmiał się.

- A kogo mogłeś szukać? Poza tym jesteś moim bratem, więc trochę cię znam, wiesz? - Szturchnęłam go ręką, a on udał, że go to bolało.

- Myślisz, że mi wybaczy? - Podrapał się po głowie.

- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. - Ja bym ci nie wybaczyła, wiesz? - Spojrzałam na niego uważnie.

- Dobrze, że Noora nie jest tobą – zadrwił, po czym podszedł do swoich przyjaciół.

Poszłam do kuchni, chwytając do ręki butelkę z winem. Usiadłam na podłodze, zastanawiając się, jak mogę stąd uciec. Nagle, do pomieszczenia ktoś wszedł i wybuchnęła fala śmiechów.

- Mam ochotę zabić Chrisa – usłyszałam głos Iben, przez co zmarszczyłam czoło.

- Czemu? - Zapytała jakaś dziewczyna. - Przyłapałaś go z jakąś laską? - Zadrwiła.

- Nie, przeszkodził mi w planie – gwałtownie położyła coś na blat. - Już widziałam, jak świeciły się jej oczy, jak zobaczyła kokę, a ten wszystko zniszczył. Pieprzony kretyn. Gdyby nie był cholernie dobry w łóżku i popularny, to od razu bym go rzuciła.

- Przecież nie jesteście razem – zaśmiała się inna dziewczyna.

- Jesteśmy – w jej głosie pojawiła się złość. - Zapytał mnie, czy chcę być jego pieprzoną dziewczyną i się zgodziłam, więc zamknij się Ingrid, bo nie masz o niczym pojęcia.

- Nieważne. Pytaniem jest, co robimy teraz? Gdzie ona w ogóle jest?

- Nie wiem. Pewnie obciąga komuś w łazience – zadrwiła Iben. - Albo gdzieś ćpie, to potrafi najlepiej.

Tego już za wiele. Odłożyłam butelkę na podłogę i gwałtownie wstałam.

- Wynoś się stąd – rzuciłam, mierząc dziewczynę wzrokiem. Momentalnie jej policzki zrobiły się czerwone, a ona zrobiła krok do tyłu.

- Co? - Próbowała zgrywać niewiniątko, co jeszcze bardziej mnie wkurwiło.

- Wynoś się stąd i to już! - Krzyknęłam, podchodząc najbliżej, jak się da. - Myślałam, że te wszystkie plotki są głupimi wymysłami. Myślałam, że może po prostu ludzie ci czegoś zazdroszczą i zmyślają głupoty, ale ty jesteś dokładnie taka, jak mówią. Jesteś wstrętną zdzirą, wynoś się stąd.

- I kto to mówi – zadrwiła, nie wiadomo kiedy nabierając odwagi. - Pieprzona ćpunka, która rozkłada nogi przed każdym – zaśmiała się. - Jesteś taka sama jak swoja matka, wiesz? Tylko że ona szukała bogatego faceta, a ty już masz pieniądze. Ale jesteś dokładnie taka sama, jak ją opisywali. Burzliwa, zastraszona i niepewna siebie. Skłonna do dramatyzowania – zaśmiała się, a ja zacisnęłam pięści. - Też ćpała, nie? I piła. Zresztą była pod wpływem, jak się zabiła? - Spojrzała na swoje koleżanki, a one się zaśmiały. - Powinnaś wiedzieć, bo zrobiła to na twoich oczach? - Uśmiechnęła się złośliwie. - Pewnie tobie też coś dosypywała od małego i temu jesteś uzależniona – zaśmiała się, a ja ruszyłam w jej stronę. Z całej siły uderzyłam ją w twarz, a gdy wylądowała na swojej koleżance, podeszłam do niej i chwyciłam ją za włosy.

- Nie masz prawa mówić o mojej matce, ty cholerna suko! - Krzyknęłam, zaciskając ręce na jej włosach. - Rozumiesz? Jeszcze raz coś o niej powiesz, a zabiję cię jak najgorszą szuję, ty bezczelna wywłoko.

- Zostaw ją! - Usłyszałam głos Chrisa i zastygłam. Spojrzałam na niego, a chłopak ze złością na twarzy odciągnął ode mnie Iben. - Chryste, ty jesteś jakaś nienormalna – pokręcił głową, wpatrując mi się w oczy. - Gdybyś nie była siostrą Williama, to inaczej bym z tobą rozmawiał. Wszystko w porządku? - Spojrzał na Iben, a ta wybuchnęła płaczem.

- Rzuciła się na mnie bez powodu – powiedziała, a ja uniosłam do góry brwi.

- To prawda – poparły ją jej koleżanki, a ja parsknęłam.

Pokręciłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Czułam, jak wszystko we mnie buzuje, a łzy jak szalone pchały mi się do oczu. Nie miała prawa. Nie miała prawa mówić o mojej mamie i to w taki paskudny sposób. Skierowałam się do swojego pokoju, skąd wzięłam telefon, sweter i pieniądze. Ku mojemu zdziwieniu po drodze nie spotkałam nikogo, kogo zaskoczyłoby moje wyjście. Otworzyłam drzwi i już miałam wychodzić, kiedy w kogoś uderzyłam. Przeklęłam pod nosem i podniosłam do góry głowę. Gdy to zrobiłam, poczułam, jak uginają się pode mną kolana. Chłopak miał ponad dwa metry wzrostu i był cholernie przystojny.

- Przepraszam – rzuciłam, poprawiając sukienkę.

- Nic się nie stało – uśmiechnął się do mnie. - Już wychodzisz? - Spojrzał na mnie pytająco.

- Tak, okropna impreza – parsknęłam.

- To chyba też ją sobie daruję – rzucił.

- Możesz iść ze mną – zaśmiałam się, bo wino zaczęło już robić swoje.

- Mówisz poważnie? - Spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Aha. Jestem Eva – wyciągnęłam do niego rękę.

- Matt – uścisnął moją rękę, a ja poczułam przyjemny prąd, rozchodzący się po moim ciele. - To dokąd idziemy? - Spojrzał na mnie.

- Nie znam Londynu – zaśmiałam się. - Więc zdam się na ciebie Matt.

- Kiepsko trafiłaś – wybuchnął śmiechem. - Przyjechałem ze Stanów – spojrzał na mnie, a ja dopiero teraz usłyszałam, że ma inny akcent, niż otaczający mnie ludzie.

- Więc zdamy się na los – zaśmiałam się, po czym chwyciłam go za rękę i udaliśmy się w kierunku schodów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro