8
2 godziny wcześniej
- Eva! - Usłyszałam Iben, która właśnie zmierzała w moją stronę.
- Hej – uśmiechnęłam się, chociaż nie miałam ochoty na rozmowę z nią. Czułam na sobie spojrzenie Chrisa i Eleanor. Ten pierwszy zmarszczył czoło, a moja kuzynka pokręciła z niedowierzaniem głową. Świetnie.
- Pięknie wyglądasz – podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek. - Boska sukienka – zachwalała, a ja tylko potakiwałam.
- Dziękuję, ty też świetnie wyglądasz – uśmiechnęłam się, pragnąc ją zbyć. Nie, że jestem wredna, ale wolałabym poznać kogoś nowego, kto nie zaliczył trzech czwartych kolesi, których znam.
- Jesteś nie w sosie – rzuciła, robiąc smutną minę. - Coś się stało? Mam coś, co poprawi ci humor – uśmiechnęła się do mnie, po czym wyciągnęła z kieszeni malutki woreczek z białą zawartością. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz – pokręciłam głową.
- No co? - Spojrzała na mnie. - Przecież wiem, że to lubisz – zaśmiała się, a ja już podnosiłam rękę, by zdzielić ją w twarz, gdy obok nas pojawił się Chris.
- Iben, musimy pogadać – rzucił, nawet na mnie nie patrząc.
- Skarbie – przechyliła głowę – rozmawiałam z Evą, nie mogłeś poczekać? - Zamrugała, a ja zapragnęłam wbić jej oczy głęboko, głęboko w głowę.
- Nie, chodź – chwycił ją za rękę, a ja odetchnęłam z ulgą.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dotarło do mnie, że nie mam wcale ochoty na imprezę. Każdy z kimś rozmawiał, a ja stałam jak ta ofiara losu. Nigdy nie miałam problemów z nawiązywaniem znajomości, ale teraz, najchętniej wyjechałabym na bezludną wyspę. Do pomieszczenia weszło kilka dziewczyn, na których widok Iben zaczęła piszczeć jak wariatka. Przebiegła przez pokój i zaczęła się z nimi witać. Spojrzałam na Eleanor, która udawała, że wkłada sobie palec do garła i prowokuje wymioty. Zaśmiałam się, bo dokładnie to samo chciałam pokazać. Podeszłam do stołu i nalałam sobie do kieliszka jakiegoś wina.
- Myślałem, że nie możesz pić – usłyszałam głos swojego brata i przewróciłam oczyma.
- Jesteśmy na imprezie, która rzekomo jest na moją cześć – zaśmiałam się. - Chyba mogę się napić, prawda?
- Wolałbym, żebyś tego nie robiła – wzruszył ramionami, uważnie skanując pomieszczenie.
- Noora jest jeszcze w swoim pokoju – rzuciłam, dolewając sobie alkoholu.
- Skąd wiedziałaś, że to jej szukam? - Zaśmiał się.
- A kogo mogłeś szukać? Poza tym jesteś moim bratem, więc trochę cię znam, wiesz? - Szturchnęłam go ręką, a on udał, że go to bolało.
- Myślisz, że mi wybaczy? - Podrapał się po głowie.
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. - Ja bym ci nie wybaczyła, wiesz? - Spojrzałam na niego uważnie.
- Dobrze, że Noora nie jest tobą – zadrwił, po czym podszedł do swoich przyjaciół.
Poszłam do kuchni, chwytając do ręki butelkę z winem. Usiadłam na podłodze, zastanawiając się, jak mogę stąd uciec. Nagle, do pomieszczenia ktoś wszedł i wybuchnęła fala śmiechów.
- Mam ochotę zabić Chrisa – usłyszałam głos Iben, przez co zmarszczyłam czoło.
- Czemu? - Zapytała jakaś dziewczyna. - Przyłapałaś go z jakąś laską? - Zadrwiła.
- Nie, przeszkodził mi w planie – gwałtownie położyła coś na blat. - Już widziałam, jak świeciły się jej oczy, jak zobaczyła kokę, a ten wszystko zniszczył. Pieprzony kretyn. Gdyby nie był cholernie dobry w łóżku i popularny, to od razu bym go rzuciła.
- Przecież nie jesteście razem – zaśmiała się inna dziewczyna.
- Jesteśmy – w jej głosie pojawiła się złość. - Zapytał mnie, czy chcę być jego pieprzoną dziewczyną i się zgodziłam, więc zamknij się Ingrid, bo nie masz o niczym pojęcia.
- Nieważne. Pytaniem jest, co robimy teraz? Gdzie ona w ogóle jest?
- Nie wiem. Pewnie obciąga komuś w łazience – zadrwiła Iben. - Albo gdzieś ćpie, to potrafi najlepiej.
Tego już za wiele. Odłożyłam butelkę na podłogę i gwałtownie wstałam.
- Wynoś się stąd – rzuciłam, mierząc dziewczynę wzrokiem. Momentalnie jej policzki zrobiły się czerwone, a ona zrobiła krok do tyłu.
- Co? - Próbowała zgrywać niewiniątko, co jeszcze bardziej mnie wkurwiło.
- Wynoś się stąd i to już! - Krzyknęłam, podchodząc najbliżej, jak się da. - Myślałam, że te wszystkie plotki są głupimi wymysłami. Myślałam, że może po prostu ludzie ci czegoś zazdroszczą i zmyślają głupoty, ale ty jesteś dokładnie taka, jak mówią. Jesteś wstrętną zdzirą, wynoś się stąd.
- I kto to mówi – zadrwiła, nie wiadomo kiedy nabierając odwagi. - Pieprzona ćpunka, która rozkłada nogi przed każdym – zaśmiała się. - Jesteś taka sama jak swoja matka, wiesz? Tylko że ona szukała bogatego faceta, a ty już masz pieniądze. Ale jesteś dokładnie taka sama, jak ją opisywali. Burzliwa, zastraszona i niepewna siebie. Skłonna do dramatyzowania – zaśmiała się, a ja zacisnęłam pięści. - Też ćpała, nie? I piła. Zresztą była pod wpływem, jak się zabiła? - Spojrzała na swoje koleżanki, a one się zaśmiały. - Powinnaś wiedzieć, bo zrobiła to na twoich oczach? - Uśmiechnęła się złośliwie. - Pewnie tobie też coś dosypywała od małego i temu jesteś uzależniona – zaśmiała się, a ja ruszyłam w jej stronę. Z całej siły uderzyłam ją w twarz, a gdy wylądowała na swojej koleżance, podeszłam do niej i chwyciłam ją za włosy.
- Nie masz prawa mówić o mojej matce, ty cholerna suko! - Krzyknęłam, zaciskając ręce na jej włosach. - Rozumiesz? Jeszcze raz coś o niej powiesz, a zabiję cię jak najgorszą szuję, ty bezczelna wywłoko.
- Zostaw ją! - Usłyszałam głos Chrisa i zastygłam. Spojrzałam na niego, a chłopak ze złością na twarzy odciągnął ode mnie Iben. - Chryste, ty jesteś jakaś nienormalna – pokręcił głową, wpatrując mi się w oczy. - Gdybyś nie była siostrą Williama, to inaczej bym z tobą rozmawiał. Wszystko w porządku? - Spojrzał na Iben, a ta wybuchnęła płaczem.
- Rzuciła się na mnie bez powodu – powiedziała, a ja uniosłam do góry brwi.
- To prawda – poparły ją jej koleżanki, a ja parsknęłam.
Pokręciłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Czułam, jak wszystko we mnie buzuje, a łzy jak szalone pchały mi się do oczu. Nie miała prawa. Nie miała prawa mówić o mojej mamie i to w taki paskudny sposób. Skierowałam się do swojego pokoju, skąd wzięłam telefon, sweter i pieniądze. Ku mojemu zdziwieniu po drodze nie spotkałam nikogo, kogo zaskoczyłoby moje wyjście. Otworzyłam drzwi i już miałam wychodzić, kiedy w kogoś uderzyłam. Przeklęłam pod nosem i podniosłam do góry głowę. Gdy to zrobiłam, poczułam, jak uginają się pode mną kolana. Chłopak miał ponad dwa metry wzrostu i był cholernie przystojny.
- Przepraszam – rzuciłam, poprawiając sukienkę.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się do mnie. - Już wychodzisz? - Spojrzał na mnie pytająco.
- Tak, okropna impreza – parsknęłam.
- To chyba też ją sobie daruję – rzucił.
- Możesz iść ze mną – zaśmiałam się, bo wino zaczęło już robić swoje.
- Mówisz poważnie? - Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Aha. Jestem Eva – wyciągnęłam do niego rękę.
- Matt – uścisnął moją rękę, a ja poczułam przyjemny prąd, rozchodzący się po moim ciele. - To dokąd idziemy? - Spojrzał na mnie.
- Nie znam Londynu – zaśmiałam się. - Więc zdam się na ciebie Matt.
- Kiepsko trafiłaś – wybuchnął śmiechem. - Przyjechałem ze Stanów – spojrzał na mnie, a ja dopiero teraz usłyszałam, że ma inny akcent, niż otaczający mnie ludzie.
- Więc zdamy się na los – zaśmiałam się, po czym chwyciłam go za rękę i udaliśmy się w kierunku schodów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro