Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Rozglądam się po niemalże pustym pokoju i dopiero teraz dochodzi do mnie, że za kilkanaście godzin już mnie tutaj nie będzie. Niechcący kopię w karton z książkami i cicho przeklinam. Siadam na swoim ukochanym parapecie, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Po raz kolejny zastanawiam się, dlaczego zdecydowałam się na studia w Londynie, skoro w Oslo jest kilka dobrych uczelni. Mogłabym mieszkać w domu i dojeżdżać na zajęcia a tak będę w deszczowym Londynie.

- Przestań tyle myśleć, bo ci głowa eksploduje – z rozmyślań wyrwał mnie surowy głos ojca, a ja czuję, jak śniadanie podchodzi mi do gardła. Żart z eksplozją głowy jest tak cholernie nie na miejscu, ale mój ojciec ma to gdzieś.

- Nie myślę – wzruszam ramionami.

- Wcale mnie to nie dziwi – parska, a ja zaciskam pięści. Nienawidzę go z całych sił. - Jestem szczerze zdziwiony, że dostałaś się do jakiejś dobrej szkoły w Londynie – patrzy na mnie z kpiną. - Potrzebujesz zmiany otoczenia. To nie tak, że wywalamy cię z Annabell z domu, ale w sumie tak właśnie jest – zakpił.

- Potrzebuję zmiany otoczenia? - Spoglądam na niego z rozbawieniem. - To jest pieprzona ucieczka ojcze. - Karzesz zostawić mi przyjaciół i wszystko – kręcę głową.

- Przyjaciół? - Parska. - Ładnych masz przyjaciół, którzy zostawili cię pijaną w trupa w obcym domu. Mam ci przypomnieć, że o mały włos i wąchałabyś kwiatki od spodu? - Spogląda na mnie ze złością i wstydem. - Wylądowałaś na pieprzonym odwyku Eva! - Krzyczy, a ja czuję ciarki na całym ciele.

- Nie krzycz po niej Roman – moich uszu dochodzi głos Annabell, która patrzy na mnie z pewnie udawaną troską. - Za dziesięć minut Marco ma być na dole, więc byłoby dobrze, jakbyś zniósł bagaże Evy.

- Nie jestem jej pieprzonym chłopcem na posyłki – mężczyzna przewraca oczyma, ale spełnia prośbę swojej nowej żony.

To nie tak, że jej nie lubię. Annabell na swój sposób jest w porządku, ale od pewnego momentu boję się z nią przebywać sam na sam. Jestem jej wdzięczna, że nie powiedziała ojcu o mojej aborcji, bo śmiem twierdzić, że zamiast studiów w Londynie dostałabym zakon w Mongolii. Siada obok mnie i delikatnie dotyka mnie po ramieniu.

- Muszę strzelić ci pogadankę, chociaż bardzo nie chcę, bo na dziewięćdziesiąt dziewięć procent skończy się na tym, że obie się rozpłaczemy i rozmażemy, bo tusze Chanel są drogie, ale strasznie nietrwałe – nerwowo się śmieje. - Ten rok był ciężki jak mało co, zresztą odczułaś to na własnej skórze. Chcę, żebyś zrozumiała, że te studia to nie kara za to, co robiłaś a szansa na to, żebyś odcięła się od tej toksycznej otoczki. Twój ojciec robi dobrą minę do złej gry, twój pobyt w szpitalu obiegł media i rozniosła się informacja, że córka czołowego biznesmena przedawkowała na imprezie. Ucierpiał jego wizerunek, wybroniłaś się ocenami i tym, że skończyłaś szkołę z wyróżnieniem, to trochę naprawiło sytuację. Jeśli mam być szczera, to cholernie się boję cię tam puszczać – po jej policzku spływa łza – bo mając cię na oku, dopuściłam do sytuacji, gdy moja córka zachodzi w ciążę, z nie wiadomo kim, usuwa ją w szemranej klinice i przez to mogła umrzeć. To był cios, nie tylko ta ciąża, ale głównie to, że mi o niej nie powiedziałaś. A potem wszystko działo się tak szybko, że nawet się nie obejrzałam, a ty miałaś płukanie żołądka. Więc to nie tak, że ci nie ufam, ale kompletnie nie wiem czego mam się spodziewać po tym, że będziesz żyła tak daleko od nas.

- Nie jestem twoją córką – wtrącam, bo są pewne granice.

- Nie urodziłam cię, ale traktuję cię jak własne dziecko Eva – kręci głową. - A teraz będziesz sama w Londynie.

- Będzie El – wtrącam cicho. - I Noora czy Sana.

- Ale Eleanor to nie twoja niańka. Proszę cię tylko o to, żebyś w Londynie wykorzystała to, że możesz zacząć wszystko od nowa. Nie każę ci się zmieniać bądź sobą, ale nie rób głupot.

Moich uszu dobiega dźwięk trąbienia, co sprowadza mnie na ziemię.

- Chryste Annabell czy ty na serio musiałaś się rozryczeć? - Mój ojciec spogląda na swoją żonę. - Przecież Eva nawet nie jest twoim dzieckiem, więc o co ci chodzi – mężczyzna przewraca oczyma, a ja mam ochotę dać mu w twarz. - Zbierajcie się, bo spóźnimy się na ten przeklęty samolot. Jeszcze raz Eva, dlaczego nie chciałaś lecieć moim prywatnym samolotem? - Patrzy na mnie z wyrzutem.

Bo pewnie majstrowałeś w silniku, licząc, że wybuchnie w powietrzu ze mną na pokładzie, mówię w myślach i wzruszam ramionami. Ojciec i Annabell opuszczają mój pokój, a ja po raz ostatni spoglądam na puste pomieszczenie. Spędziłam tu osiemnaście lat życia, swoje wzloty i upadki, a nie ma tu po mnie śladu. Zabieram torebkę i zamykam za sobą drzwi. Oby naprawa własnego życia też była taka prosta. Po sztucznych pożegnaniach i łzach Annabell wylądowałam na pokładzie między pięcioletnim potworem i starym chrapiącym dziadem, którego nie potrafiła zagłuszyć nawet głośna muzyka. Zamknęłam się w łazience i chyba za chwilę dostanę klaustrofobii. Włączyłam telefon, mając nadzieję, że nie przyczynię się do katastrofy lotniczej. Dostałam jakiś miliard wiadomości od Noory i Eleanor, która już czeka na mnie na lotnisku. Oparłam głowę o ścianę, chcąc pozbierać myśli, jednak za bardzo mi to nie wychodzi. Ojciec ciągle mi powtarzał, że Londyn to szansa na świeży start jednak skoro informacje na mój temat dalej są w internecie to szansa na normalność i anonimowość jest nikła. Chyba jednak najbardziej bolesna jest świadomość, że nikt z moich znajomych nie przyszedł się ze mną pożegnać. Nikt nawet nie wysłał smsa, snapa czy cholera wie czego. Przyjaźniliśmy się odkąd, pamiętam, szkoła, zajęcia pozaszkolne, sztywne imprezy naszych rodziców, nasze szalone imprezy to wszystko wytworzyło więź, a przynajmniej tak myślałam. Wciąż za wiele nie pamiętam z imprezy u Roberta, ale wiem, że byli tam wszyscy, a mnie znalazła sprzątaczka, która miała ogarnąć burdel, który stworzyliśmy. Pamiętam, że przez cały czas była ze mną Emma więc czemu mnie zostawiła? W dodatku ktoś dał cynk mediom, co rozwścieczyło ojca. Budował swoje imperium od lat, a wyskok córki mógł wszystko zniszczyć. Byłam taka głupia. Dzieci prawników, lekarzy, piosenkarzy i aktorów trzymają się razem, bo łączą ich pieniądze. Można wspólnie pić, ćpać i się puszczać i wszystko zostanie w tym gronie, no, chyba że odstajesz, bo masz o jedno zero na koncie za mało. Albo dlatego, że wpadłaś z chłopakiem przyjaciółki. Gdyby samolot został uprowadzony albo mielibyśmy wypadek, wypadałoby zrobić rachunek sumienia. Nigdy święta nie byłam, ale wydaje mi się, że za bardzo oberwałam po dupie. Jakby na to nie spojrzeć, to Alice miała Roberta gdzieś, spała z kim popadnie, a gdy ja przespałam się z Robertem, to prawie mnie zabiła. To ona znalazła klinikę i zarzekała się, że są tam najlepsi specjaliści, a koniec końców wylądowałam w szpitalu i wyszło na jaw, że miałam spartoloną aborcję. Najadłam się takiego wstydu jak nigdy. Dobrze, że Annabell nie powiedziała nic ojcu, bo tego bym chyba nie przeżyła. Gdy doszłam do siebie Robert i reszta wyprawili na moją cześć imprezę, na której się przećpałam. Cudowna historia. Z moich rozmyślań wyrywa mnie walenie w drzwi. Wyłączam telefon, poprawiam włosy i przekręcam zamek.

- No nareszcie, ileż można siedzieć w łazience – oburza się starsza kobieta – wstydu nie masz dziewucho.

- Gdybym wiedziała, że za mną czeka kobieta, która pilnie musi poprawić makijaż, to wyszłabym szybciej. Lewy górny kącik ust – pokazuję – wyjechała pani szminką, którą dodatkowo ma pani na zębach. Oczy rozmazane, no tragedia temu nie zajmuję już pani czasu, adieu.

- Bezczelna...

Nie słyszę, co mówi, bo kieruję się do swojego miejsca. Do moich uszu dochodzi głos stewardesy informujący, że pora zapiąć pasy, bo za chwilę lądujemy. Nienawidzę tego uczucia, jakby wszystko we mnie pękało. Zapinam się szczelnie pasami, próbując się uspokoić, ale to nic nie daje. Zamykam oczy i nie wiedzieć czemu, widzę swoją mamę leżącą na podłodze w kuchni. Próbuję ją obudzić, ale ona się nie rusza. Krew jest wszędzie. Biegnę po telefon i dzwonię po pogotowie, które i tak jej nie pomoże. Dwie godziny później w naszym domu roi się od policji, lekarzy, strażaków i chyba wszystkich możliwych służb. Nikt nie potrafił dodzwonić się do mojego ojca, a ja otulona kocem bujałam się w przód i w tył, modląc się, by ten koszmar się skończył. By moja mama wyszła z czarnego worka i spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami. Nagle wszystko robi się czarne, a ja czuję się, jakbym spadała.

- Eva? Eva?! - Słyszę czyjś krzyk i czuję ręce na swoich ramionach. Otwieram oczy i dostrzegam, że leżę na podłodze, zwinięta w kłębek. Policzki mam mokre od łez a czekoladowe oczy Chrisa wpatrują się we mnie z przerażeniem. - Już wszystko w porządku, to tylko zły sen – mówi cicho, gładząc moje ramiona, jakby próbował mnie uspokoić.

- Co się stało? - Patrzę na niego ze zdezorientowaniem.

- Nie wiem – spojrzał na mnie z zawahaniem się. - Usłyszałem krzyk i szloch, więc do ciebie przyszedłem. Gdy cię zobaczyłem, leżałaś na podłodze i krzyczałaś.

Byłam tak zażenowana tą sytuacją, że nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Szybko wstałam z podłogi i weszłam na łóżko Louisa.

- Przepraszam – powiedziałam, okrywając się kołdrą. - Nie chciałam cię obudzić.

- Wszystko w porządku? - Wpatruje się we mnie uważnie, a ja silę się na słaby uśmiech.

- Tak, to tylko był zły sen – mówię. A w myślach dodaję, że to wcale nie był sen, tylko moje pieprzone życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro