Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

- Evita! - Usłyszałam głos Eleanor, który sprawił, że przewróciłam oczyma. Nienawidzę tego przezwiska.

- Czego chcesz Calder? - Spojrzałam na nią z rozdrażnieniem.

- Bo w sumie dzisiaj miała być impreza, na twoją cześć – uśmiechnęła się – ale Zayn, Gi i Bella nie dojadą – skrzywiła się. - Ich lot jest opóźniony i dopiero jutro będą w Londynie. Więc stwierdziliśmy, że przesuniemy ją na jutro, bo upieczemy na jednym ogniu dwie pieczenie. Przyjazd twój i Belli – uśmiechnęła się.

- A Bella to? - Spojrzałam na nią ze zdezorientowaniem.

- Młodsza siostra Gi – spojrzała na mnie jak na wariatkę. - Ah, bo ty nie wiesz. Okej – zaśmiała się. - Gigi to dziewczyna Zayna, która mieszka z nami, jej pokój jest naprzeciwko mojego. A Bella jest jej młodszą siostrą, która tak jak ty zaczyna studia. Ma pokój obok ciebie.

- To ile osób mieszka w naszym mieszkaniu? - Spojrzałam na nią pytająco.

- Sześć – wzruszyła ramionami – tak jak u chłopaków. - Ty, ja, Sana, Noora, Gi i Bella. No, a teraz już jedziemy. Z tego, co słyszałem, to Horan chce jechać z nami, więc uzbrój się w cierpliwość – puściła do mnie oko.

Wylądowałam na tylnym siedzeniu z Chrisem i Niallem. Obecność blondyna mnie irytowała, bo co chwilę „przypadkowo" dotykał moje kolano.

- Nie mam pojęcia co kupić mojej mamie na urodziny – wyjęczał Harry. - Wracam na tydzień do Bergen, żeby spędzić z rodziną trochę czasu, a wtedy przypadają urodziny mamy. A moja siostra nie chce wspólnego prezentu, więc muszę coś wymyślić.

- Kup jej perfumy – zaproponowała El – Albo torebkę bądź biżuterię. Kobiety kochają takie rzeczy.

- Albo zrób jej laurkę, twoja mama i tak wie, że jesteś upośledzony, więc z pewnością to doceni – zachichotał Niall.

- Bardzo śmieszne Horan. To, że ty swojej mamie kupujesz obrzydliwe figurki, nie znaczy, że wszyscy są ułomni. - Zadrwił Harry.

Kłótnia trwała, więc dla własnej psychiki się wyłączyłam. Podziwiałam widoki, które mijaliśmy wsłuchując się w piosenki Arctic Monkeys. Z błogiego stanu wyrwało mnie szturchanie w ramię. Odwróciłam się w stronę Nialla.

- A ty Eva co kupujesz mamie na urodziny czy tam święta? - Spojrzał na mnie pytająco, a ja poczułam, że umieram.

- Mamo, mogę dzisiaj nie iść na balet? Strasznie boli mnie noga, myślę, że mogłam skręcić kostkę. Pojedziemy do lekarza? - Spoglądam na kobietę, która beznamiętnie wpatruje się w jakiś punkt na ścianie. „Znowu to samo" myślę. - Mamo? - Podchodzę do niej i delikatnie dotykam jej ramię. Kobieta wybudza się ze swojego stanu, patrząc na mnie pytająco.

- Przepraszam skarbie, zamyśliłam się. Co mówiłaś? - Poprawia swoje piękne, rude włosy prostując się na krześle. Przez chwilę na mnie patrzy, jednak potem gwałtownie wstaje. Podchodzi do barku i nalewa sobie pokaźny kieliszek wina.

- Mamo, jeszcze nie ma nawet dziewiątej – szepczę sama do siebie z nadzieją, że jednak moja rodzicielka mnie usłyszy. - Proszę, przestań pić, to nic nie da.

- Eva nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, dobrze? Nie tak cię wychowałam. - Wzdycha i rozsiada się wygodnie na kanapie. - Nie masz jakichś zajęć, szkoły czy czegoś? - Z tonu jej głosu wnioskuję, że chce się mnie stąd pozbyć. Jak tylko wyjdę, wyciągnie niewielkich rozmiarów woreczek z kokainą schowany pod kloszem paskudnej lampy, która znajduje się w naszym salonie. Potem wypije całą butelkę wina i zaśnie w najmniej odpowiednim miejscu. Gdy się obudzi, zadzwoni do mojego ojca, wykrzykując, jak bardzo go nienawidzi, za to, że zniszczył jej życie. Że nim gardzi i ma dość jego zdrad. Tak mniej więcej od dwóch lat wygląda każdy dzień mojej mamy. A ja nie mogę nic z tym zrobić.

Siadam obok niej na kanapie i próbuję ją objąć, jednak ona się ode mnie odsuwa. Spogląda na mnie czekoladowymi oczyma, delikatnie odchylając głowę. Odkłada pusty już kieliszek, po czym odwraca się twarzą do mnie.

- Kiedyś byłam jak ty. Młoda, ładna, niekoniecznie tak bogata – zaśmiała się ironicznie – wszystko było piękne. Chodziłam do szkoły, spotykałam się z przyjaciółmi. Rozwijałam swoje pasje. Gdy byłam trochę młodsza od ciebie, zrozumiałam, że aktorstwo to moje życie. - Wstała i podeszła po butelkę wina. - Zaczęłam chodzić na kółko teatralne w szkole, a po lekcjach przesiadywałam w teatrze, podpatrując zawodowców. Chciałam być jak Eva – spogląda na mnie z uśmiechem – chodzi mi o tą aktorkę nie o ciebie. Eva Peron – westchnęła – była wspaniała, chociaż nie osiągnęła sukcesów w aktorstwie, pokazywała jak walczyć o swoje. Zresztą to na jej cześć cię nazwałam. Z perspektywy czasu dotarło do mnie, że miłość do sztuki mam po twojej babci, która miała fioła na puncie Audrey Hepburn, stąd też moje imię – wywróciła oczami. - Praktycznie cała żeńska linia naszej rodziny nazywa się po wybitnych gwiazdach: Elizabeth, Audrey, Eva, Sophia, mogłabym wymieniać dalej. Jednak nie o tym. Po roli Lady Makbet w szkolnym przedstawieniu dostałam propozycję wystąpienia na deskach teatru. Nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa! - Uśmiechnęła się na to wspomnienie – Co z tego, że była to mała rólka. Mogłam grać drzewo, a i tak byłabym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Po tym wszystkim moja kariera nabrała tempa. Po jednym ze spektakli odbył się bankiet. Młoda, głupiutka Audrey szykowała się dwie godziny, by wypaść idealnie i zwrócić uwagę jakiegoś hollywodzkiego producenta. Tak się jednak nie stało. - Wyraz jej twarzy się zmienia, a ja domyślam się, że za chwilę usłyszę coś, czego bym nie chciała. - Ze wszystkich zebranych osób, przykułam uwagę jednego mężczyzny – prychnęła. - Roman Mohn, wschodzący biznesmen, który przebojem wdarł się w świat biznesu. Młody, przystojny, tajemniczy, mogłabym wymieniać godzinami. Podszedł do mnie, gratulując mi występu. Opowiedział jakiś kiepski żart, swoją łamaną angielszczyzną prawił mi komplementy. I zawrócił mi w głowie. Po dwóch miesiącach oświadczył mi się pod sklepem Tiffany'ego. Wszyscy mówili, że to za szybko. Że się nie znamy, że kariery są przed nami, ale mieliśmy to gdzieś. Nawet nie wiedziałam, jak twój ojciec ma na drugie imię i jak nazywają się jego rodzice. To nie miało znaczenia, liczyliśmy się tylko my. Trzy miesiące po zaręczynach wzięliśmy ślub. Miesiąc miodowy spędziliśmy w Stanach. Chciałam tam zamieszkać, kupić dom w słonecznym Los Angeles, gdzie w sklepie kupując bułki, spotykałabym gwiazdy. Jednak twój ojciec stwierdził, że musimy wracać do Oslo, a potem do Londynu. Z niemal złamanym sercem wróciłam do pracy. Twój ojciec po znajomości załatwił mi rolę w jakiejś sztuce o prostytutkach – jej głos zaczyna drżeć, a to nie zapowiada niczego dobrego. Nie wiem, dlaczego mi to wszystko opowiada. - Tam poznał Beatrice, swoją pierwszą zdzirę, z którą mnie zdradził. - słowa, które wypowiada, sprawiają, że przestaję oddychać. - Przyłapałam ich w jej garderobie. Twój ojciec tłumaczył, że to nie tak jak myślę, że on tylko jej pomagał. Że mnie kocha i tak dalej. Byłam na tyle głupia, że mu uwierzyłam. A przynajmniej to sobie wmawiałam. Przed świętami bożego narodzenia, Roman wrócił pijany do domu. Jak każdy Rosjanin po alkoholu robił się drażliwy i agresywny, dlatego zamknęłam się w sypialni, licząc, że zaśnie na kanapie lub zdąży wytrzeźwieć. Byłam w błędzie. - Zamilkła, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą nerwowo starła dłonią. - Wparował do sypialni, bełkocząc coś pod nosem. Gdy mnie zobaczył, na jego ustach pojawił się głupkowaty uśmieszek. Powiedział, że jestem beznadziejną żoną. Powinnam siedzieć w domu i urodzić mu syna, bo przecież ktoś musi odziedziczyć jego majątek. Miałam wtedy dwadzieścia lat i całe życie przed sobą. Nie chciałam mieć dziecka, wystarczyło, że byłam już po ślubie. Wtedy popełniłam drugi co do wielkości błąd w swoim życiu, zaraz po poślubieniu twojego ojca. Odpyskowałam mu. Powiedziałam mu, że nie chcę dziecka, a jeżeli on tak bardzo go pragnie, to niech zapłodni, którąś ze swoich dziwek. Gdy to usłyszał wściekł się. Zaczął rzucać książkami, wyzywając mnie. Stwierdził, że żadna pseudo aktoreczka nie będzie mu mówiła, co ma robić. I jak on chce dziecka, to będzie je miał. - Przerwała, a ja widziałam, jak walczy ze sobą. Obawiałam się, co zaraz usłyszę i poczułam, że po moich policzkach zaczynają spływać łzy. - Zgwałcił mnie. - powiedziała niemal beznamiętnie. Jakby mówiła o pogodzie czy o tym, że zupa jest za słona. - Swoją żonę. Zgwałcił swoją żonę, bo ta była nieposłuszna. Po wszystkim nawet na mnie nie spojrzał. Zostawił mnie poniżoną, obolałą i obdartą z człowieczeństwa. - spojrzała na mnie takim wzrokiem i od razu zrozumiałam. Grudzień, ja urodziłam się we wrześniu. Poczułam, że brakuje mi powietrza. Zsunęłam się z kanapy na podłogę, czując, że za chwilę się uduszę. Moja mama usiadła obok mnie, chwytając moją dłoń. - Uspokój się. Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mi się trafiła w życiu Eva. Słyszysz?

Pokiwałam niepewnie głową, czując, że za chwilę zwymiotuję.

- Pewnie zastanawiasz się, czemu ci to mówię. Otóż masz piętnaście lat i w dzisiejszych czasach praktycznie jesteś już dorosła. Jesteś mądra i zdolna. Od małego pozapisywałam cię na te wszystkie dodatkowe zajęcia nie po to, by uprzykrzyć ci życie i okraść z dzieciństwa. Zrobiłam to, bo cię kocham. Zrobiłam to, żebyś była, kim chcesz. Żebyś za kilkanaście lat powiedziała, że sama na wszystko zapracowałaś. Co z tego, że twój ojciec ma pieniądze, za które mogłabyś wszystko kupić? Masz piękny głos, cudownie tańczysz i grasz na instrumentach. W aktorstwie też sobie radzisz. Widzisz, możesz wybierać, w czym chcesz. I wybierz między tymi rzeczami. Nie pozwól, by ktokolwiek okradł cię z marzeń, z bycia sobą czy szczęścia. Nie pozwól, żeby chłopak, nieważne jak przystojny, młody, bogaty czy zdolny namieszał ci w głowie. Nie bądź mną. Spełnij swoje marzenia i bądź szczęśliwa. Rób to, co kochasz. Zrozumiałaś?

- Cz..czemu mi to mówisz? - Wyszeptałam. Nie mogłam nawet na nią spojrzeć.

- Bo chcę, żebyś była kobietą sukcesu, a nie ladacznicą, która sypia, z kim popadnie. Nie chcę, byś była typem kobiety, z którymi zdradza mnie twój ojciec. Jesteś Evą Mohn, a nie pierwszą lepszą dziwką, która pozwoli obmacać się w zaułku czy przelecieć na imprezie. Zapamiętaj to i obiecaj mi, że będziesz kobietą, z której będę dumna.

- Obiecuję.

Pocałowała mnie w czoło i powoli wstała. Poprawiła swoją białą sukienkę, której jej zazdrościłam. Przeczesała włosy i udała się do kuchni. Na moment przystanęła i spojrzała na mnie, uśmiechając się smutno. Usłyszałam, jak otwiera szafkę. Po tym wyznaniu nie chciałam, żeby była sama. Wstałam i poszłam za nią. Gdy weszłam do kuchni, zobaczyłam moją mamę stojącą naprzeciwko mnie. W rękach trzymała pistolet, który skierowany był w kierunku jej głowy. Krzyknęłam i zaczęłam do niej biec, błagając, by odłożyła broń. Gdy byłam już blisko, usłyszałam strzał, a na moją twarz prysnęła krew. Kobieta upadła na podłogę, a ja zorientowałam się, że stoję w kałuży krwi. Jej idealnie biała sukienka już była różowa, upadłam na kolana, chwytając mamę w ramiona.

- Mamo? Mamo, odezwij się, słyszysz, mamo!

- Eva, odezwij się, słyszysz? Eva proszę – usłyszałam głos Eleanor. Potrząsnęłam głową i zorientowałam się, że samochód stoi na poboczu, a wzrok wszystkich skierowany jest na mnie. To znowu się stało. To wszystko wróciło. Poczułam, jak ktoś dotyka moją dłoń. Spojrzałam na Chrisa, który delikatnie muskał moją rękę. Jego czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie z troską, a ja nie mogłam w nie patrzeć. Takie same oczy miała moja mama.

- Moja mama nie żyje. - Odpowiadam i wyrywam rękę z uścisku Chrisa. - Możemy już jechać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro