Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 - 02


Przez cały dzień czułam się dziwnie i nie potrafiłam określić dlaczego. Siedziałam w uczelnianej kawiarni, ignorując to, co z wielkim entuzjazmem opowiadała Bella. Kątem oka widziałam, że Gigi robi dokładnie to samo co ja i szczerze mnie to zaintrygowało. Chciałam z nią pogadać, bo od kilku dni zachowywała się dziwnie, ale za każdym razem, gdy miałyśmy rozmawiać, ktoś musiał nam przeszkodzić.

- Ekscytujecie się? - Usłyszałam głos Noory, która włożyła do ust pomidorka koktajlowego.

- Czym? - Zapytałam, bo nie miałam zielonego pojęcia, o co jej chodzi. Tak to jest, jak się nie słucha rozmów, które toczą się przy wspólnym stole.

- Tym, że dzisiaj ogłoszą, kto jest czyją cheerleaderką – pokręciła głową.

- Nie sądziłam, że cię to interesuje – Gigi zmierzyła ją wzrokiem, a Noora parsknęła pod nosem.

- Biorąc pod uwagę to, że połowa naszego mieszkania to cheerleaderki, a większość naszych sąsiadów to zawodnicy, to chcąc czy nie chcą, się tym interesuję – zadrwiła, a Gigi z impetem odłożyła na stół butelkę z wodą.

- Czyżby? - Zaśmiała się sztucznie. - Pewnie interesuje cię to, kto będzie cheerleaderką Williama, no, chyba że nie chodzi ci o niego – spojrzała na nią ze złością, a ja, by uniknąć bycia świadkiem morderstwa, przeciągnęłam się i jęknęłam tak, by usłyszało mnie pół budynku.

- Ale jestem niewyspana – rzuciłam, chociaż to wcale nie była prawda.

- Matt nie daje ci spać? - Bella uniosła do góry brew, po czym się zaśmiała. - Mam to samo z Chrisem – dodała, a ja nie potrafiłam nic zrobić z tym, że przewróciłam oczyma.

- My tu jemy – wtrąciła Sana, a ja z uśmiechem na nią spojrzałam.

- Jak twój test z anatomii? - Spojrzałam na dziewczynę z zainteresowaniem.

- Dopiero jutro będą wyniki – wzruszyła ramionami. - Ale powinno być dobrze.

- I będzie – poklepałam ją po plecach. - Gi – spojrzałam na dziewczynę, która namiętnie przeglądała coś w telefonie.

- Tak? - Podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się do mnie. Dobrze wiedzieć, że to nie ja jej coś zrobiłam.

- O której mniej więcej będzie ogłoszenie drużyny i tak dalej?

- Po treningu – zmrużyła oczy. - Pewnie koło osiemnastej albo i dziewiętnastej. Zależy od tego, jak szybko się uwiniemy z układem i całą resztą, a dlaczego?

- Bo o osiemnastej Matt ma mecz – skrzywiłam się. - I chciałabym na niego zdążyć – przygryzłam wargę.

- Nie wiem, czy dasz radę – posmutniała. - Uwierz mi, gdyby to zależało ode mnie, to po prostu wywiesiłoby się listę i tyle – wzruszyła ramionami. - Ale od lat to jakaś chora tradycja i niemal wydarzenie roku, więc wybacz, ale nie będziesz mogła się zerwać Ev – westchnęła.

- Rozumiem – pokręciłam głową, chociaż czułam, jak po moim ciele przechodzi fala irytacji. Dlaczego to musiało być takie ważne? Mecz mojego chłopaka jest ważny, a nie to, przed kim będę machać pomponami.

- Masz już jakieś przecieki? - Bella szturchnęła swoją siostrę łokciem. - Gi! Na pewno masz, jesteś pieprzonym kapitanem – pokręciła głową. - Siostrze nie powiesz? - Zamrugała, a Gigi parsknęła.

- Chciałam ci przypomnieć, że to ty zażyczyłaś sobie, by tutaj nikt nas ze sobą nie łączył, więc wybacz Bells, ale nie będzie specjalnego traktowania – zaśmiała się, po czym wróciła do przeglądania czegoś w telefonie.

Dziewczyny wróciły do rozmowy, a ja nie potrafiłam się na niczym skoncentrować. Wyciągnęłam swój telefon i niechętnie napisałam do Matta, że prawdopodobieństwo, że zdążę na dzisiejszy mecz, niemal nie istnieje. Podniosłam głowę i zauważyłam, że do pomieszczenia weszła Iben ze swoimi koleżankami. Gdy tylko mnie zobaczyła, od razu odwróciła głowę i niemal wybiegła z kawiarni, co szczerze mnie rozbawiło, bo od tego wszystkiego, co się wydarzyło, właśnie tak na mnie reagowała.

- Chris ją nastraszył – usłyszałam Sanę i spojrzałam na nią.

- Co? - Pokręciłam głową i zauważyłam, że przy naszym stoliku zostałyśmy z trójkę z Gi i Saną.

- Po całej akcji na naszej imprezie, gdy wyszło co się stało Chris zjechał Iben z góry na dół. Był tak wkurzony, że na serio myślałam, że ją uderzy – wtrąciła Gigi.

- Powiedział jej, że ma się trzymać od ciebie z daleka, a jak się dowie, że czegoś próbowała, to zadba o to, by była skończona na tej uczelni i w całym mieście – zadrwiła Sana, a ja oparłam się o oparcie krzesła.

- I niby po co to zrobił? - Podniosłam do góry brew. - O ile się nie mylę, to twierdził, że jestem psychiczna i to ja na nią napadłam. Zresztą, nie potrzebuję niańki – pokręciłam głową.

- Chris nie jest taki zły – rzuciła Sana, a Gigi parsknęła. - Z czego się śmiejesz? - Spojrzała na blondynkę.

- Zabrzmiałaś jak Bells – spojrzała na nas uważnie. - I zastanawiam się, czy to żart, czy wy na serio w to wierzycie.

- O co ci chodzi? - Tym razem to ja wtrąciłam się do rozmowy, bo jeśli mam być szczera, już jakiś czas temu zauważyłam, że stosunki między Gigi i Chrisem się ochłodziły.

- Nieważne – pokręciła głową, po czym wstała. - Widzimy się na treningu? - Spojrzała na mnie, po czym pocałowała każdą z nas w policzek i sobie poszła.

- Gdyby nie miała Zayna, to powiedziałabym, że jest zazdrosna o Chrisa – Sana się roześmiała, a ja na nią spojrzała.

- Mieli coś kiedyś ze sobą? - Nie wiem, czemu o to spytałam.

- Nie – pokręciła głową. - Ale sposób, w jaki Gi reaguje na Chrisa, jest komiczny. - Okej, spadam na zajęcia. Przyjdę na wasz trening, bo jestem ciekawa, kogo dostaniesz – zaśmiała się, po czym odeszła od naszego stolika.

*

Nie czułam własnych kończyn, a po moim ciele spływał wodospad potu. Nie wiedziałam, kto wkurzył Gigi i trenerkę, ale już dawno nie dały nam takiego wycisku. Rozglądałam się po boisku i zauważyłam, że część trybun już jest zapełniona. Wszyscy z zapartym tchem czekali na to, aż ogłoszą skład zespołu, a ja marzyłam już tylko o tym, by znaleźć się we własnym łóżku, a wcześniej wziąć prysznic.

- W porządku! - Usłyszałam, jak przez megafon wydzierała się trenerka. - Dziewczyny! Ustawić się w szeregu, a ty Gigi podejdź do mnie.

Spełniłyśmy polecenie kobiety, zauważając, że na boisku pojawiła się drużyna, która już czekała na przydział. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się denerwować. W myślach łudziłam się, że zostanę przydzielona do Williama, ale z każdą chwilą ta myśl się ode mnie oddalała.

- Chłopaki, podejdźcie tutaj! I ustawicie się w szeregu – ponownie wykrzyczała trenerka, a ja się skrzywiłam.

Spojrzałam na Bellę, która uśmiechała się do Chrisa, przez co ponownie przewróciłam oczyma.

- Skoro wszyscy są, to możemy zaczynać. Gotowi? - Kobieta rozejrzała się po wszystkich zgromadzonych, po czym otworzyła kopertę.

Zachciało mi się śmiać, bo to wszystko było tak żenujące, że coraz to bardziej żałowałam, że w ogóle brałam w tym udział. To głupia zabawa, a ludzie traktują to, jak pieprzone rozdanie Oscarów.

- Gigi Hadid! - Wyczytała kobieta, a dziewczyna wybiegła entuzjastycznie na środek. - Twoim zawodnikiem jest William Magnusson! - Na trybunach rozległy się okrzyki i brawa, a ja poczułam, jak rzednie mi mina. Myślałam, że Gigi uda się być cheerleaderką Zayna, bo wiem, że o to walczyła. Co najgorsze, świadomość, że nie będę przypasowana z Williamem, zaczęła mnie strasznie stresować, bo co jeśli to, co mówił Matt, to prawda?

- Eleanor Calder! Marsz do Louisa Tomlinsona! - Przynajmniej Eleanor się udało. Uśmiechnęłam się do dziewczyny, która już biegła do swojego chłopaka.

- Megan Thompson! Twoim zawodnikiem jest Zayn Malik – usłyszałam i rozejrzałam się po tłumie ludzi, którzy coś między sobą szeptał.

W ciągu kilku następnych minut dziewczyny poznawały swoich zawodników, a ja uważnie przyglądałam się temu, kto jeszcze został. Ze znajomych mi osób widziałam jedynie Nialla i Chrisa i nie ma co ukrywać, na żadnego z nich nie chciałam trafić, bo byłoby to cholernie niezręczne.

- Bella Hadid! - Usłyszałam i zobaczyłam, jak dziewczyna przygryza wargę. - Twoim zawodnikiem jest

- Błagam o Chrisa, błagam o Chrisa – usłyszałam, jak Bella powtarza pod nosem.

- Niall Horan! - Rozległo się przez megafon, a uśmiech z twarzy Belli zszedł.

- Co? - Usłyszałam, ale zobaczyłam, że dziewczyna szybko zorientowała się, że nie może się krzywić i z udawanym entuzjazmem podbiegła do chłopaka, który wyglądał na równie zdezorientowanego.

- Eva Mohn! - Poczułam, jak wszystko, co dzisiaj zjadłam, podchodzi mi do gardła. - Twoim zawodnikiem będzie Christoffer Schistad – usłyszałam i nie wiedziałam, czy mam się roześmiać, czy może rozpłakać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro