P R E S E N T pt. 2
Wszyscy przenieśli wzrok na zszokowanego Jeongguka, który gwałtownie wstał z miejsca. Przez chwilę myślał, że jego ojciec sobie żartował, żeby rozluźnić atmosferę, jednak zaczynał w to wątpić z każdą kolejną sekundą. Czy to było możliwe? Tak nagle, bez żadnego ostrzeżenia stać się prawdziwym alfą?
— Jak to? — spytał głupio, chcąc w końcu przerwać ciszę panującą w zdemolowanym pomieszczeniu.
— Normalnie — najstarszy wzruszył ramionami, choć wewnętrznie sam nie wiedział, co o tym myśleć. Czy jego syn rzeczywiście był gotowy? — Teraz to ty rządzisz i decydujesz. Nawet teraz.
—Ugryź go, do cholery — ponaglił Hoseok, lekko szturchając przyjaciela w bark. — Później omówimy, jak to się stało, że zostałeś alfą. Teraz nie ma więcej czasu do stracenia.
— A-ale ja nie wiem, jak... — Jeongguk dawno nie był tak zakłopotany i zdezorientowany, jak w tamtym momencie. Patrzył na swojego tatę błagalnym wzrokiem, jednak ten niewiele mu pomógł.
— Po prostu gryziesz. Poczujesz, gdy wbijesz się wystarczająco głęboko i kiedy powinieneś przestać. Ustanie takie specyficzne uczucie zasysania — poinstruował go, odsuwając się kawałek i robiąc młodszemu miejsce. Ten wahał się jeszcze chwilę, będąc świadomym, że prawdopodobnie od niego zależy życie Jimina.
I gdy miał już znów klękać przy nieprzytomnym, do pomieszczenia wparował ubrany już Donghae, trzymając w rękach sporą ilość rzeczy.
— Na miłość boską, odsuń się od niego, Jeon. Po pierwsze, nie będzie żadnego gryzienia, chyba że chcecie odwieźć jego zwłoki rodzinie — zaprotestował szybko, rzucając w ich stronę kupkę niedbale zwiniętych ze sobą ubrań, które rozsypały się wokół ich nóg. — A po drugie, ubierzcie się. Jesteście tacy prymitywni...
— Co ty tutaj robisz?! — Taehyung wciąż patrzył z niedowierzaniem na mężczyznę, który przez ostatnie miesiące go prześladował. W pracy, na studiach, ulicy. Był niemal wszędzie, a do tego zagadywał do niego w dziwny sposób. A w tamtym momencie patrzył w jego oczy i wiedział już, co tak bardzo niezwykłego się w nich kryło. — I nie mogłeś od razu powiedzieć, że jesteś zmiennokształtny?! I do tego zmieniasz się w pumę!
— Wypraszam sobie, jestem czarną panterą — sprostował od razu, otwierając trzymaną w wolnej dłoni teczkę z jakimiś papierami. — Ale o tym będziemy mieli czas porozmawiać później. Najpierw trzeba gdzieś zabrać jego.
Wskazał palcem na nieprzytomnego Jimina i znów na chwilę zaczytał się w nieznanym im papierach, po czym niespodziewanie kucnął tuż przy nim i Taehyungu, zaciągając się zapachem tego młodszego. Cała grupa patrzyła na niego, jak na wariata, jednak zdawał się tym nie przejmować.
— Aktualnie jest mieszanką wybuchową, ale ostatnią dawkę dostał z genami pantery — mruknął, przenosząc wzrok na Jeongguka. — Ma w sobie też DNA wilkołaka i wampira. Wszystko było podawane w całkiem sporych odstępach czasowych, żeby organizm się przyzwyczajał, ale nie na tyle, żeby przeszedł w fazę akceptacji. Jedynie ten dzisiejszy zastrzyk nie był zaplanowany. Skoro Hyungwon nie miał i tak już nic do stracenia, to wykorzystał okazję. To raczej miało być już w ramach zemsty, ale to szczegół. Gdybyś teraz wsadził w niego te swoje niemyte zębiska, to nic dobrego by z tego nie wynikło. Musimy po prostu przeczekać to, co najgorsze. W szpitalu mu nie pomogą, wątpię, czy w ogóle gdziekolwiek by dali radę. Jego organizm musi zaakceptować któryś z genów albo odrzucić wszystkie. To może się skończyć na setki różnych sposobów.
— Ale... — zaczął Hoseok, jednak chłopak uciszył go jednym ruchem ręki.
— Zawieziemy go do Taehyunga i tam wróci do normy. Jest najbliżej — zdecydował, prostując się i patrząc na wszystkich z lekko uniesioną głową. — Błagam, ubierzcie się w końcu. To naprawdę obrzydliwe.
Z jakiegoś powodu to Jeongguk pierwszy zaczął wykonywać jego polecenia, szturchając po chwili Yoongiego, żeby ten też się ruszył. Taehyung pozostawał wciąż w tym samym miejscu, jako jedyny marznąc dalej na szorstkiej podłodze. Spojrzał w stronę miejsca, gdzie jeszcze kilkanaście godzin temu miał wrażenie, jakby spojrzał śmierci w oczy. Miejsca, w którym znów odzyskał więź, choć czuł, że nie była ona tak mocna, jak kiedyś. A jednak mimo wszystko Jeongguk wyczuł, że był w niebezpieczeństwie.
Odruchowo spojrzał w stronę starszego, który nie okazywał żadnych oznak zmęczenia. O wcześniejszej walce świadczyło jedynie rozcięcie na wardze i siniak niemalże na linii szczęki. To był już trzeci tak poważny raz, gdy stanął w jego obronie i znów go uratował.
— Wezmę go — usłyszał nad sobą głos, przez który szybko odwrócił wzrok od bruneta. Spojrzał za to z niezrozumieniem na Hoseoka, który nie powiedział już nic więcej, a jedynie schylił się i delikatnie podniósł ciało Jimina, dając przy okazji możliwość Kimowi na ubranie się.
Szybko to wykorzystał, powoli czując się coraz gorzej ze swoją nagością. Dodatkowo coraz bardziej bolał go spuchnięty nadgarstek, który niestety uniemożliwiał mu sprawne zakładanie ubrań. Z wdzięcznością spojrzał na Jinhwana, który pomógł mu naciągnąć koszulkę, której ani trochę nie kojarzył. Wolał nie wiedzieć skąd Donghae wytrzasnął te ubrania, bo reszta z pewnością miała swoje własne.
— Więc wytłumaczysz mi, o co w tym wszystkim chodzi? Co masz wspólnego z całą sprawą i jak mnie znaleźliście? — spytał, gdy naciągnął jeszcze grubą bluzę i zapiął ją do połowy, zwracając się do tajemniczego mężczyzny. Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia, chcąc jak najszybciej odjechać z tego miejsca.
— Przyjechałem tutaj odkąd w Daegu zniknęło kilka wilkołaków i jeden z moich — zaczął, otwierając przed wszystkimi drzwi. Wymijanie martwych ciał wampirów nie należało do najprzyjemniejszych, jednak gdy Taehyung przez przypadek nadepnął jednemu na dłoń, to nawet mu nie było przykro. Jego nadgarstek cierpiał bardziej. — Zazwyczaj nie trzymamy się w grupach i wolimy samotne życie, ale wciąż mamy dobre kontakty, zwłaszcza pochodząc z tych samych wiosek. Trochę węszyłem w Seulu, bo ślady mnie tutaj doprowadziły, ale nie mogłem zbyt wiele znaleźć. Wiedziałem jedynie, że chodzi o wampiry, a tych w mieście też nie było za dużo. Więc trzymałem się blisko ciebie, bo wydawałeś się mniej ostrożny niż Hyungwon, a myślałem, że może współpracujecie, jeśli tamten rzeczywiście miał coś za uszami.
— Serio? Byłem nieostrożny? Niby że jak? — spytał oburzony, na co usłyszał głośne prychnięcie.
— Wystarczy, że zaufałeś Hyungwonowi, to mówi samo za siebie — sprostował, zatrzymując się, gdy doszli do dwóch samochodów czekających przy polnej drodze. — Kiedy zabrali cię nieprzytomnego z mieszkania śledziłem was, a później wróciłem zebrać większą ekipę. Niestety tutejsze stado nie było zbyt chętne do współpracy, bo nie chodziło o jednego z nich, ale zgodzili się trochę pomóc, jak znajdę jeszcze kogoś. Więc poczekałem, aż pojawi się Jeongguk, bo wasza więź była tak bardzo widoczna, że zastanawiam się, jakim cudem Hyungwon to przeoczył. No, a kiedy się pojawili, to poszło już z górki.
Na chwilę cała grupa zamilkła, patrząc ze zmęczeniem na zupełnie inne rzeczy. Jedynie Hoseok od razu wsiadł na tylne siedzenie samochodu Jeona, żeby Jimin nie marzł i z głośnym trzaskiem zamknął za sobą drzwi. Cała sytuacja widocznie mu się nie podobała. Nienawidził być bezradny.
— I co dalej? Po prostu to wszystko zostawimy? — tym razem odezwał się Yoongi, patrząc za siebie na z pozoru stary i opuszczony budynek.
— Mam znajomych, którzy się tym zajmą. Załatwię to tak, żeby już was w to nie mieszać, możecie być o to spokojni. Trzeba będzie się upewnić, że to było jedyne takie miejsce.
Taehyung westchnął głośno, dalej nie dowierzając w to wszystko, co się stało. Zupełnie, jakby był bohaterem jakiegoś filmu akcji, czy czegoś podobnego. Czuł się coraz gorzej z minuty na minutę, więc zarządził szybki powrót do domu, bez zastanowienia dosiadając się do Hoseoka. Ani trochę nie przemyślał, że będzie musiał przez to spędzić całą drogę z Jeonem, który co chwila spoglądał na niego w lusterku.
W niewielkim mieszkaniu było bardzo tłoczno, gdy wszyscy znaleźli się w środku. Jung od razu ułożył drobnego chłopaka na łóżku Taehyunga, dbając o to, żeby na pewno był odpowiednio grubo przykryty. Reszta za to ochoczo dorwała się do zawartości jego lodówki, umierając po całej nocy aktywności. Nawet Donghae skusił się na nieco przypalone tosty z serem, wcześniej jednak zajmując się kilkoma urazami, jakich doznali.
Nadwyrężony nadgarstek Taehyunga był już odpowiednio obandażowany, gdy chłopak patrzył, jak Jeon jako jedyny odtrącił dłoń mężczyzny, chcącego obejrzeć jego szczękę. Żaden tego nie skomentował, a nikt inny nawet nie zauważył.
Dopiero niemal dwie godziny później usłyszał, jak większość się żegnała, wiedząc, że ich obecność w niczym nie pomoże. Taehyung wraz z Hoseokiem siedział w salonie przy Jiminie, niezbyt zwracając na wszystko inne uwagę. Nawet na to, że z nich wszystkich pozostał Jeongguk, który cicho siedział w kuchni.
— Zadzwonię do babci — mruknął Kim, podnosząc się z niewielkiego krzesła, które po dłuższym czasie siedzenia okazało się wyjątkowo niewygodne. Starszy jedynie skinął lekko głową, całą swoją uwagę poświęcając nieprzytomnemu.
Rozmowa z kobietą nie należała do najłatwiejszych. Musiał opowiedzieć jej niemal wszystko, co się wydarzało, jednak wiedział, że to mogłoby być dla niej zbyt wiele. Dlatego nieco uprościł tę historię, pomijając kilka szczegółów. Starał się bardziej skupić na tym, co dalej będzie z Jiminem.
— Musimy czekać, babciu. Nic nie zrobimy — powtórzył, wchodząc do kuchni, w której czekała na niego niespodzianka w postaci Jeongguka. Na chwilę zatrzymał się zaskoczony, jednak szybko odwrócił wzrok od chłopaka siedzącego przy stole i zapatrzył się przez okno.
— Może przyjedziecie do mnie? Martwię się o ciebie już od miesięcy, a teraz jeszcze to. Żaden z was nie powinien być teraz sam — staruszka mówiła niemal łamiącym się głosem, a Taehyungowi łamało się przez to serce. Nienawidził jej odmawiać.
— Babciu... — westchnął głośno, przecierając zmęczone oczy. — Jestem pewien, że Hoseok będzie teraz u mnie siedział tak dużo, że będę już miał go dość, więc nie będziemy sami, spokojnie. Wiem, że to dla ciebie ciężkie i ja też tak bardzo chciałbym móc się do ciebie przytulić, ale Jimin musi odpoczywać. Nie będę go męczył dodatkową podróżą. Jak tylko będzie czuł się lepiej, to obiecuję, że przyjedziemy. I tak nie chce już dłużej siedzieć w Seulu, to był błąd.
Usłyszał, jak na te słowa Jeongguk poruszył się na krześle, jednak nic nie powiedział. Czekał grzecznie, aż młodszy skończy rozmowę, ale nawet i wtedy nie wiedział jednak do końca, co powinien powiedzieć. Dlatego przez kilka kolejnych minut byli ze sobą po prostu w ciszy, która była wyjątkowo ciężka.
— Zrobiłem ci herbatę. Taką, jak lubisz najbardziej — powiedział w końcu starszy, w zamian otrzymując jedynie obojętne spojrzenie Kima. — Pomyślałem, że powinn...
— Nie, Jeongguk. Nie mam ochoty rozmawiać teraz o tym wszys... — chłopak przerwał brunetowi, jednak sam nie miał możliwości skończyć swojej wypowiedzi.
— Nie, musimy to zrobić. Wiem, że na to nie zasługuje, ale musisz mnie wysłuchać. Ten ostatni raz — jego stanowczy głos zupełnie kłócił się z błagalnym wzrokiem. Nawet nie poczekał na odpowiedź Taehyunga, który właściwie nie miał zamiaru i tak nic mówić.
— Dużo się wydarzyło przez ostatnie miesiące i masz prawo mnie za to wszystko znienawidzić i kazać wypieprzać ze swojego życia, ale musisz wiedzieć, że dla mnie niczego to nie zmieni, bo wciąż będę cię kochał tak samo mocno, jak do tej pory. Nie powinienem się usprawiedliwiać, ale chcę, żebyś miał świadomość, że naprawdę nie byłem sobą już od długiego czasu. Zacząłem się wręcz martwić tym, co się ze mną działo. Miałem tak cholernie głupie myśli, robiłem niektóre rzeczy, samemu nie wiedząc czemu. A teraz, gdy w końcu wyrzuciłem z siebie cały gniew, to mogę odetchnąć z ulgą. Kiedy stałem się alfą, odzyskałem jasność umysłu, jakby coś mnie blokowało wcześniej. Ojciec dopiero po tym doszedł do wniosku, że to mogło być właśnie przez to, że organizm i wilk przygotowywali się do nowej roli w stadzie, ale nie pomyślał o tym wcześniej, bo u niego przebiegło to o wiele spokojniej i dużo później. — Jeongguk wziął głęboki wdech, spoglądając prosto w oczy młodszego. — Odkąd tylko jesteśmy razem, a nawet sięgając pamięcią jeszcze dalej, cholernie się bałem, że cię stracę. Nie ważne, w jaki sposób. Już raz niemal się to stało, gdy czekałem na twoją przemianę ze świadomością, że jeśli nie przeżyjesz, to będzie to tylko i wyłącznie moja wina. I to pieprzone uczucie już zostało, obwiniałem się za każdą złą rzecz, jaka tylko cię spotykała, nieważne z czyjej winy, a jednocześnie byłem najbardziej szczęśliwym człowiekiem, bo miałem cię dla siebie. Zawsze sprawiałeś, że chciałem być swoją lepszą wersją, że pragnąłem się zmienić. I kurwa, przez to, jak bardzo bałem się, że kiedyś cię stracę, bo wiedziałem, że nie zasługiwałem na kogoś tak wspaniałego, jak ty, to sam doprowadziłem do tego, że stoimy w tym miejscu. To wszystko stało się przez moją pieprzoną głupotę i nawet nie potrafiłem cię dobrze ochronić. Kurwa, Tae... Ja nigdy sobie nie wybaczę.
I choć kilka pierwszych łez nie było dla młodszego chłopaka niczym szczególnym, to z niedowierzaniem patrzył na Jeongguka już kilka sekund później, gdy ten nie był już w stanie mówić. Nigdy nie widział go w tak złym stanie. Brunet po prostu trzymał się za głowę, pochylając ją nad blatem, a jego ciało całe się trzęsło. Ledwie był w stanie oddychać, dusząc się własnymi łzami.
A dodatkowo Taehyung czuł jego smutek, złość i bezsilność przez więź. Jego serce w tamtym momencie bolało niemal tak samo mocno, choć właściwie powinien się cieszyć, bo wiedział, że to był w końcu ten jeden raz, gdy Jeongguk wyrzucił z siebie wszystko, co ukrywało się w jego głowie. I widocznie nie potrafił sobie z tym poradzić, bo wciąż dodatkowo miał tę przeklętą myśl, że to był już koniec.
Jednak nie usłyszał w odpowiedzi krzyku Taehyunga, czy polecenia, że ma wyjść z jego mieszkania. Zamiast tego poczuł zgrabną dłoń na swoim ramieniu, delikatnie się na nim zaciskającą. Nie myślał zbyt wiele, gwałtownie odwracając się w stronę młodszego i przyciągając go do siebie. Potrzebował jego bliskości i zapachu, który kojarzył mu się z domem.
Za to Taehyung nie odtrącił go i pozwolił, żeby wiecznie odważny i ratujący go chłopak, po prostu wypłakał się w jego koszulkę. Patrzył w dół, uświadamiając sobie, jak wiele było sytuacji, gdy to on był na jego miejscu i Jeongguk nigdy go od siebie nie odsuwał, tylko pozwalał, żeby najgorsze przeminęło samo. Może Kim powinien nalegać na niego bardziej podczas rozmów i starać się go bardziej zrozumieć? Uświadomił sobie, że zbyt mocno polegał na ich więzi, którą sam przeklinał, a ona jednak nie mogła mu pokazać wszystkiego. Czuł to, co on, jednocześnie nie zdając sobie tak naprawdę sprawy, co się w nim kryło.
Pogładził włosy chłopaka, wciąż wtulającego się w jego brzuch, nie potrafiąc zebrać myśli do kupy. Powinien coś powiedzieć lub zrobić, ale sam nie wiedział, co dokładnie. Wciąż był zły na starszego, to było jasne, jednak nuta współczucia przebijała się tam gdzieś wewnątrz niego.
— Słuchaj — zaczął spokojnym głosem, powoli się odsuwając. — Nie wiem, co ci powiedzieć, okey? To wszystko... To zbyt wiele dla mnie. Potrzebuję czasu, spokoju i odpoczynku. Muszę to przemyśleć, więc byłbym wdzięczny, gdybyś po prostu teraz stąd poszedł. Odezwę się do ciebie, w porządku?
I pomimo ogromnego bólu, który widoczny był w zaczerwienionych i opuchniętych oczach, Jeongguk nie zaprotestował. Pozwolił młodszemu odejść na bezpieczną odległość, choć tak bardzo wciąż potrzebował go przy sobie.
— Rozumiem — powiedział jedynie, kiwając głową ledwie zauważalnie.
***
Kolejnych pięć dni było dla Taehyunga wyjątkowo ciężkich. Zwolnienie lekarskie do pracy załatwił sobie dosyć szybko, choć właściwie wątpił, że jeszcze tam kiedyś wróci. Siedział głównie w mieszkaniu z nieprzytomnym Jiminem, mając w zestawie gburowatego Hoseoka, z którym nie dało się porozmawiać. Jedynie częste odwiedziny Donghae, ku niezadowoleniu Junga, dawały mu trochę rozrywki. Chociaż był dosyć specyficzny, to dało się z nim dogadać, a czasem nawet żartowali, co Kim traktował jako jedno ze swoich większych życiowych osiągnięć.
Dopiero w niedzielny wieczór mógł zadzwonić do wszystkich z dobrą nowiną. Śnieg padał już od kilku godzin, jednak nie przeszkodziło to podekscytowanej dwójce w szybkim przyjeździe. Taehyung nie dziwił się, że Jeongguk też się pojawił. Jemu też mimo wszystko zależało na Jiminie, który ledwie godzinę wcześniej w końcu zaczął kontaktować. Przyjechał nawet Donghae, chcąc porozmawiać z nimi wszystkimi.
Gdy weszli do salonu, Taehyung karmił akurat przyjaciela owsianką, choć i tak niewiele chciał z niej zjeść. Jego żołądek buntował się przy każdej kolejnej łyżce, po tak długim czasie bez żadnego posiłku. Kim całkowicie to rozumiał i nie zmuszał go na siłę, choć liczył na to, że zje więcej.
— Przepraszam za to wszystko, co się przez mnie stało — powiedział słabym głosem, gdy tylko zobaczył wchodzących do pokoju chłopaków. Prawdopodobnie oszczędzał siły na ich przybycie, bo w trakcie przedstawianiu mu Donghae i opowiadania, kim był, chłopak praktycznie się nie odzywał. — Nie chciałem, żeby tak wyszło.
Taehyung w ostatnim momencie powstrzymał Hoseoka, przed zamknięciem kruchego ciała w żelaznym uścisku i odsunął go na bezpieczną odległość od łóżka. Park potrzebował przestrzeni i spokoju, a jako najlepszy przyjaciel miał zamiar dopilnować, żeby nikt mu jej nie zakłócał.
— To, co zrobiłeś, było... Wyjątkowo głupie — zaczął Kim, odstawiając na wpół opróżniony talerz. Czuł się trochę, jak mama pouczająca swoje dziecko, jednak nic nie potrafił na to poradzić. — Nigdy nie będę w stanie zrozumieć, dlaczego posunąłeś się do czegoś takiego, ale w tym momencie najważniejsze jest, że teraz jesteś z nami i wracasz do życia. Cholernie się o ciebie martwiliśmy, a Hoseok przez ostatnie dni prawie w ogóle nie spał.
Smutny uśmiech pojawił się na twarzy Jimina, gdy odwrócił wzrok od reszty. Czuł, że łzy zaczęły mu się zbierać w kącikach oczu, ale nie miał siły się ich pozbyć. Był tak bardzo zmęczony, że żałował, że w ogóle otworzył oczy. Jednak mimo wszystko wciąż pozostawał w nim ten sam żal, co kilka tygodni temu i uczucie, że nigdy nie będzie przez nikogo w pełni zrozumiany.
— Nigdy nie rozumieliście — powiedział cicho, ścierając pierwszą łzę. — Mieliście siebie nawzajem, byliście stadem, a ja? Większość rzeczy mnie omijała albo wciąż powtarzaliście, że i tak nie zrozumiem, o czym mówicie. Wiecie, jak bardzo to było męczące? Chciałem po prostu poczuć choć raz, że naprawdę gdzieś przynależę, że jestem częścią czegoś. Nie przyznaje się do mnie własna rodzina, czy to naprawdę takie złe, że chciałem znaleźć sobie nową?
Taehyung westchnął głośno, przecierając twarz dłonią. Wiedział, że krzyk i wyrzuty były całkowicie zbędne w tej sytuacji, już wystarczająco wiele było ich przed jego zniknięciem. Jednak coś się w nim gotowało od słów młodszego, który po tym wszystkim zdawał się wciąż niczego nie nauczyć.
— Jimin, do cholery — niemal jęknął, łapiąc młodszego za drobną dłoń. — Ja się nie prosiłem o to, żeby zostać jednym z nich, to była konieczność.
— A jednak nigdy nie narzekałeś, nie mówiłeś ciągle o tym, że możesz nie przeżyć przemiany i i tak zawsze dobrze się bawiłeś, biegając razem z resztą, podczas gdy ja siedziałem sam w domu — wtrącił od razu, nie mając siły zabrać swojej ręki.
— Bo nikt mnie nie raczył poinformować, że mogę umrzeć w trakcie! Posłuchaj mnie raz, a uważnie, ty uparty ośle. Nie prosiłem się o cały ten ból związany z przemianą, o zmiany, jakie zaszły w moim życiu i że wiele musiałem ustawić pod to pieprzone stado! Nienawidziłem tego, co się ze mną stało i przez pierwsze miesiące myślałem, że pierdolnę to wszystko i rzucę się z jakiegoś budynku na chodnik. Nie życzę tego nikomu i dlatego tak bardzo byłem przeciwny twojej przemianie razem z resztą. Trudno, stało się kilka rzeczy, rzeczywiście byliśmy dla ciebie za mało wyrozumiali i cholernie tego żałuję, ale czasu nie cofnę. Jednak teraz, bez względu na to, co się stanie, a raczej czym ty się staniesz, chcę, żebyś wiedział, że dla mnie jesteś kimś bliższym niż rodziną. Dla nas wszystkich wiele znaczysz i zależy nam na tobie i nie chcę, żebyś kiedykolwiek pomyślał inaczej.
Przez chwilę w pomieszczeniu nastała cisza, którą przerwał płacz Jimina. Nie wiedział, co powiedzieć, bo to wszystko było dla niego zbyt wiele. W pewnym momencie myślał już, że nie da rady i po prostu umrze w tamtym przeklętym miejscu, jednak ratowała go jedynie myśl, że może mimo wszystko ktoś go szukał. Nie potrafił opisać, co poczuł, gdy zobaczył Taehyunga wraz z resztą po raz pierwszy od tygodni. I w końcu wyrwał się z tamtego piekła, żeby przenieść się do kolejnego, w którym nie miał pojęcia, kim tak naprawdę był.
Poczuł, jak czyjeś ramiona go objęły, od razu rozpoznając w nich Hoseoka. Wiedział, że nie zasługiwał na niego już od pierwszych dni ich znajomości i nie wiedział, dlaczego starszy wciąż przy nim był. Potraktował go w straszny sposób, a on i tak go nie zostawił. Dlatego nie odtrącił go od siebie, a jedynie mocniej wtulił się w ciepłe ciało, czując się w końcu bezpiecznie.
— Fakt, że Jimin się obudził, jest dopiero połową sukcesu — odezwał się w końcu Donghae, choć niechętnie przerywał tę wzruszającą scenę. Od razu poczuł na sobie wzrok wszystkich, więc poprawił jasny sweter, podchodząc bliżej łóżka. — Trzeba zapewnić mu odpowiednie warunki do przemiany, tak naprawdę najgorsze może dopiero nadejść.
— Nawet nie wiemy, w co się przemieni — wtrącił Jeongguk, który do tej pory stał bez słowa za Taehyungiem, przez co tamten niemal zapomniał o jego obecności. — I kiedy to się stanie.
— Naprawdę nie czujecie jeszcze jego zapachu? — najstarszy wyglądał na zaskoczonego, a oni całą trójką, jak na zawołanie zaciągnęli się powietrzem w pobliżu Jimina. — Jest jeszcze bardzo słaby, ale z pewnością nie cuchnie mokrą sierścią, a tym bardziej śmiercią. Dam sobie głowę uciąć, że młody jest panterą.
— A-ale... — Park otworzył szeroko zaczerwienione oczy, kilka razy na zmianę uchylając i zamykając usta. Z nich wszystkich to właśnie on był w największym szoku, bo po raz kolejny coś poszło bardzo nie po jego myśli. Miał cichą nadzieję, że może skoro stało się to wszystko, to chociaż nic nie pójdzie na marne i los uśmiechnie się do niego ten jeden raz. Przeliczył się wyjątkowo mocno.
— Co masz na myśli, przez odpowiednie warunki? — Hoseok zmarszczył brwi, nie puszczając ani przez chwilę drżącej dłoni młodszego.
— Jak już wspominałem kilka dni temu, osobniki mojego gatunku są przeważnie samotnikami. Pierwsze przemiany przechodzimy o wiele wcześniej, niż wy i szybko uczymy się samodzielności. Jiminowi może być bardzo trudno przystosować się do nowego trybu życia, będąc tutaj. Raczej będzie potrzebował spokoju i wyciszenia, musi nauczyć się żyć ze sobą samym, żeby mógł funkcjonować w społeczeństwie. Mam pewną propozycję... — Donghae zawahał się, czując nieprzyjazny wzrok Hoseoka. W pewnym sensie nawet nieco intrygowało go, to ich przywiązanie się do siebie nawzajem. I tyczyło się to wszystkich, a nie tylko tej dwójki. — Moja rodzina mogłaby ci pomóc na początku, poprowadzić. Zabrałabym cię do nich, chociaż do czasu przemiany, żebyś nie zrobił sobie ani nikomu krzywdy. Sam będziesz mógł zdecydować, kiedy będziesz gotowy wrócić do przyjaciół i rodziny.
W pomieszczeniu znów zapanowała cisza, choć tym razem wyjątkowo niezręczna. Taehyung doskonale pamiętał swój okres przed przemianą i to, jak wybuchał gniewem przez głupoty, a Jeongguk musiał go uspokajać siłą woli. Widział jednak też przerażenie na twarzy przyjaciela, gdy ten w głowie miał wizję nagłego wyjazdu, ponownego opuszczenia znajomego miejsca i gniew Hoseoka na samą myśl, że po raz kolejny miałby go stracić.
— Nie ma mowy. Nie zgadzam się — stwierdził stanowczym głosem Jung, zaciskając mocno szczękę. Wyglądał, jakby zaraz miał się rzucić na Donghae, a uspokajał go jedynie delikatny dotyk Jimina.
— Może to nie jest złe wyjście... — mruknął młodszy, od razu spotykając się z kolejnym protestem.
— Oszalałeś? Nawet dobrze nie znasz tego typa, a my możemy pomóc ci równie skutecznie, co on.
— Hoseok, daj spokój — wtrącił się ponownie Jeongguk, mówiąc nieco surowym tonem, jakby chciał go przywołać do porządku w bardziej pokojowy sposób. — Ostatnim razem, gdy wszyscy mu czegoś zabraniali, to postanowił sobie poradzić na własną rękę. Tym razem pozwólmy mu wybrać, to jego życie, a poza tym Donghae chce dla niego dobrze. Pomógł nam ich uratować, możemy mu ufać.
Chłopakowi definitywnie nie podobał się taki obrót sprawy, gdy nie miał po swojej stronie nawet Jeona. Spojrzał jeszcze tylko błagalnym wzrokiem w stronę Taehyunga, jednak on jedynie pokręcił lekko głową, podnosząc się z niewygodnego krzesła.
— Myślę, że powinniście porozmawiać sami w trójkę i to przemyśleć, ale ostateczny wybór i tak należy do Jimina i musimy to uszanować.
Poklepał Hoseoka po ramieniu, choć wiedział, że ten gest pocieszenia niewiele da. Jemu również nie podobała się wizja utraty przyjaciela po raz kolejny i to na okres bliżej nie określony, ale ta decyzja nie należała do nich. To było życie i ciało Jimina, a Jeongguk miał rację. Już raz czegoś mu zabraniali i chociaż było to słuszne, to nie doprowadziło do niczego dobrego.
Skinął do starszego, żeby razem z nim opuścił pokój i zamknął za nimi drzwi, dając tamtym nieco prywatności. Udał się prosto do kuchni, słysząc za sobą kroki chłopaka i coraz bardziej się stresował, wiedząc, co czekało go w następnych minutach.
— Przepraszam, że zniszczyłem ci życie — odezwał się niespodziewanie Jeongguk, psując mu cały plan wypowiedzi, który układał sobie w głowie od kilku dni.
— Co? — spytał głupio, odwracając się w jego stronę po zapaleniu światła. Kuchnia niemal błyszczała od czystości, bo gdy tylko się stresował, to brał się za sprzątanie, co oznaczało, że w ostatnim czasie zużył wszystkie detergenty, jakie tylko miał w mieszkaniu.
— Nie sądziłem, że przemiana wpłynie na ciebie aż tak źle. Myślałem, a raczej miałem nadzieję, że spodoba ci się bycie wilkołakiem, że pokochasz to tak, jak ja.
— Teraz jest dobrze, przyzwyczaiłem się. Ma to jakieś plusy, choć na początku rzeczywiście było chujowo — przyznał szczerze, bawiąc się znalezionym w kieszeni papierkiem.
— A teraz jeszcze to wszystko... Dużo myślałem o tym, co się stało przez ostatnie miesiące i naprawdę zrozumiem, jeśli nigdy więcej nie będziesz chciał mnie zobaczyć, ale chciałbym, żebyś powiedział mi to tu i teraz. Chcę wyjść z tego mieszkania i wiedzieć, że nie mam już po co wracać i nie męczyć się z myślą, że może jest jeszcze nadzieja.
Jego smutny głos po raz kolejny łamał na kawałki serce Taehyunga, przez co jeszcze trudniej było mu powiedzieć to, co chciał. Pomimo całej tej krzywdy, jaką mu wyrządził, pragnął móc go zapewnić, że jest w porządku i nie musi się już o nic martwić. Nie było to jednak takie proste.
— Właśnie odnośnie tego... — zaczął, wzdychając cicho. Uniósł głowę, żeby spojrzeć w te niemal szczenięce oczy i spróbował powiedzieć wszystko tak, żeby było to choć trochę logiczne. — Nasza znajomość zaczęła się beznadziejnie. Od samego początku była zła, oparta na kłamstwach i wzajemnej nienawiści, a później na tej przeklętej więzi, która nie dawała nam żadnego wyjścia. Nasz związek był tak cholernie niezdrowy i toksyczny, że w ostatnich dniach zastanawiałem się, jakim cudem on w ogóle funkcjonował. I chyba właśnie dopiero teraz naprawdę zrozumiałem, że pomimo tej fałszywej otoczki ja pokochałem cię całkowicie szczerze. Cholera, Jeongguk... Ja oddałem ci swoje serce i mam wrażenie, że prędzej bym teraz umarł, niż odzyskał je z powrotem, ale nie zmienia to faktu, że skrzywdziłeś mnie tak bardzo, jak jeszcze nikt nigdy. Straciłem do ciebie zaufanie i wciąż czuję się cholernie dziwnie w twojej obecności, jednak...
Chłopak musiał wziąć głęboki wdech, żeby móc mówić dalej. Czuł, jak coraz więcej łez zbierało mu się pod powiekami, jednak widział, że nie był jedyny, bo również oczy Jeongguka niebezpiecznie lśniły.
— Jednak wydaje mi się, że możemy spróbować jeszcze raz. Wiem, że znów mamy tę pieprzoną więź, ale chcę, żebyśmy ją zignorowali i spróbowali całkowicie od zera. Zbudowali coś, co rzeczywiście będzie oparte na naszych uczuciach, ale tylko tych pozytywnych i tych, które musimy teraz odbudować.
Poczuł niespodziewanie, jak jego ciało zostało przyciągnięte do tego nieco większego, a silne ramiona oplotły go w pasie, zaciskając dłonie na materiale bluzy z tyłu pleców. W pierwszej chwili nie wiedział, co zrobić, jednak nie trwało to długo. Objął niepewnie kark starszego, wtulając twarz w zgłębienie jego szyi i czując, jak nie tylko jego łzy spływały mu po policzku.
— Dziękuję — usłyszał cichy szept tuż przy uchu, przez co przeszedł go dreszcz.
— Wiesz, że nic ci nie obiecuję? Równie dobrze, to może się nie udać, mogę stwierdzić, że jednak nie jestem w stanie zapomnieć i znów ci zaufać.
— Nie musisz zapominać, Tae. Wręcz powinieneś o tym wszystkim pamiętać, a ja postaram się sprawić, żebyś miał pewność, że nigdy więcej cię nie skrzywdzę w ten, czy żaden inny sposób.
— I wiesz też, że to wszystko nie znaczy, że w tym momencie jesteśmy znów razem? — dopytał dla pewności, nie potrafiąc oderwać się znajomego ciała, którego ciepła potrzebował.
—Wiem, ale oznacza to, że znów będę mógł cię zabrać na pierwszą randkę, jeśli tylko się kiedyś zgodzisz.
Ahh no i tym sposobem zbliżamy się do końca...
Nie wiem, jak wasze odczucia, ale ja mimo wszystko cieszę się, że napisałam tę kontynuację, choć w dosyć specyficzny sposób, bo po prostu musiałam jakoś naprawić związek taekooków, który naprawdę nie był zbyt dobry od początku, tak jak zauważył Tae... No i kto patrząc na Jimina nie widzi w nim takiego zwinnego kotka???
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro