Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

P A S T

    Leżąc w ciemnym pomieszczeniu Taehyung miał dużo czasu, żeby rozmyślać. Czuł dziwne odrętwienie całego ciała, jednak nie to było najgorsze. Tak naprawdę to psychiczne zmęczenie powodowało, że nawet nie chciał spróbować zrobić czegokolwiek. Było mu chwilowo obojętne, co się z nim stanie.

Czasem miewał wrażenie, że nigdy nie wyzbędzie się traumy po nieprzyjemnych przeżyciach w seulskiej szkole, że twarze tych wszystkich fałszywych ludzi już zawsze będą pojawiać mu się przed oczami, a w snach wciąż będzie bezradnie przyglądał się tafli lustra rozbijającą się nad jego ciałem.

Jednak przekonał się, że mogły w jego życiu stać się rzeczy jeszcze gorsze. Rzeczy, które nie tylko jego tygodniami psychicznie wyniszczały, ale też wszystkich ludzi otaczających go. Gdyby mógł cofnąć czas, to może nad kilkoma decyzjami zastanowiłby się jeszcze raz, ale czy to by cokolwiek zmieniło? Nie doprowadziło go do tego momentu, w którym bezradnie leżał na zimnej podłodze, marząc o tym, żeby się po prostu rozpłynąć w powietrzu? A może stałoby się przez to coś o wiele gorszego?

Czasem dochodził do wniosku, że chyba punktem zapalnym tego wszystkiego był wyjazd Dahyun wraz z Namjoonem do Daegu i ich decyzja o zamieszkaniu tam na stałe. Oboje mieli w sobie coś takiego, co łączyło całą ich grupę wilkołako-ludzi razem. Oni powstrzymywali kłótnie i rozwiązywali konflikty.

A może to jego decyzja o studiach w Seulu była tym, co uruchomiło lawinę zdarzeń? Choć jego babcia przyjęła to z bolącym sercem, to zaakceptowała tę decyzję, jedynie od czasu do czasu wciąż dając mu jakieś sugestie, że lepiej by mu było, gdyby został. Wiele razy żałował, że jej jednak nie posłuchał, nawet jeśli rezygnowałby przez to z realizacji swoich marzeń.

Jednak to reakcja Jeongguka było o wiele bardziej bolesna. W ciągu dwóch tygodni pokłócili się więcej razy niż na początku ich znajomości. Mimo wszystko za każdym razem Taehyung nie potrafił być na niego zły przez zbyt długi czas. Wiedział, że starszy kochał go tak mocno, jak to tylko było możliwe i bał się tej rozłąki, nie potrafiąc jednocześnie zrozumieć, że w ich małym miasteczku nie miał szansy na rozwijanie się w kierunku sztuki. Sam jednak miał tam zbyt wiele obowiązków, żeby wyjechać razem z nim do Seulu.

Stado było jedną z najważniejszych rzeczy w jego życiu i Taehyung potrafił to zrozumieć. Choć sam nie był wilkołakiem od długiego czasu, to miewał też tę dziwną potrzebę zjednoczenia się z resztą, a Jeongguk urodził się z tym uczuciem i dorastał, będąc otoczonym przez stado. W przyszłości miał również zostać alfą i po prostu nie mógł ich wszystkich opuścić.

I choć również dla młodszego było to bolesne, to wciąż powtarzał, że przecież dadzą radę i wciąż będą mogli być razem na odległość, w końcu nie wyjeżdżał do obcego kraju. Nie łączyła ich jedynie miłość, ale również ta przeklęta więź, przez którą musiał zostać przemieniony, ale dzięki której nawet w innym mieście mógł czasem poczuć obecność Jeongguka i to, co chłopak czuł w danym momencie.

Nawet przez chwilę wydawało mu się, że kryzys został zażegnany i się dogadali albo przynajmniej starszy postanowił zacząć zachowywać się doroślej, jednak mylił się. Już pierwszego dnia wyprowadzki wszystko runęło, gdy jego współlokator okazał się wampirem. Całkowita normalność w życiu Taehyunga, przecież często ot, tak spotyka się tyle nadnaturalnych istot.

I o ile on sam nic do Hyungwona nie miał ani jego jagnięcej krwi w lodówce, tak Jeongguk wciąż powtarzał, że wampiry to chuje i nie wolno im ufać, bo ileś tam setek lat temu nawzajem na siebie polowali. Dla Kima był to czysty absurd i skoro do wilkołaków się przekonał, a wręcz się stał, to nie widział przeszkód w mieszkaniu z wampirem. I w ten sposób zyskał całkiem niezłego przyjaciela w Seulu, który wbrew oczekiwaniom Jeongguka nie próbował go podrywać. Wręcz przeciwnie, pomagał mu przy niektórych sprzeczkach ze starszym i w każdych innym sytuacjach.

Czuł, że czarne chmury bezustannie zbierały się nad jego życiem, jednak starał się ten fakt ignorować. Liczył na to, że cudem ta krucha bańka złudnego szczęścia nie pryśnie i dalej będzie mógł udawać, że nie boli go za każdym razem widok matki, usilnie próbującej odnowić z nim kontakt, bo „znalazła sobie typa, co ją wyciągnął z prostytucji i się zmieniła" ani to, jak jego babcia coraz bardziej podupadała na zdrowiu.

Wiążąc się z Jeonggukiem zdawał sobie sprawę z wszystkich jego zalet i wad. Wiedział, że starszy obroni go przed niemal wszystkim, że będzie starał się okazywać mu miłość na wszystkie możliwe sposoby i będzie pieścił jego ciało w sposób, jaki lubił najbardziej. Jeongguk znał jego słabe punkty i wymyślił sposoby, jak go rozczulić lub udobruchać, które działały w większości przypadków. Niemal zawsze czuł się przy nim po prostu szczęśliwy, tak jakby był w najbardziej odpowiednim miejscu na świecie, którym były jego ramiona.

Niestety wciąż były te momenty, w których bardziej lub mniej świadomie był dupkiem. Zachowywał się w ten swój dziecinny sposób, nie potrafiąc zaakceptować niektórych rzeczy i obrażając się, gdy tylko coś szło nie po jego myśli. A do tego miał te dziwne autodestrukcyjne zapędy, które sprawiały, że w największym gniewie Taehyung zaczynał się martwić.

Jeszcze przed związkiem zauważył, że Jeon wbrew pozorom lubił trzymać wiele rzeczy w sobie. Bardziej od rozmowy wolał zniknąć gdzieś i odciąć się od najbliższych, najlepiej z papierosami i alkoholem u boku. Wystarczało czasem tak niewiele, żeby momentalnie sprowadzał samego siebie na dno. A te nagłe odskoki od rzeczywistości powodowały jedynie kolejne sprzeczki z jego ojcem, który coraz bardziej zaczynał wątpić w słuszność przekazania stada Jeonowi.

I Taehyung naprawdę czuł się cholernie źle z samym sobą, bo zdawał sobie sprawę, że również był jednym z powodów, przez które starszy powoli opadał na dno. Czuł te wszystkie jego emocje, które w sobie trzymał, wszystkie niewypowiedziane myśli i stłumione słowa, które powoli niszczyły go od środka z każdym kolejnym razem coraz mocniej. A Kim nie miał pojęcia, jak mu pomóc nawet pomimo więzi i cierpiał razem z nim, jednocześnie wciąż dokładając mu jeszcze więcej i dobijając go coraz bardziej.

Dlatego powoli przestawał wracać z Seulu, szukał każdej możliwej wymówki, żeby tylko zostać i pogrążać się w rozmyślaniach. Nie jeden raz dochodził do wniosku, że to wszystko musiało być cholernie głupią pomyłką, a nie jakimś przeznaczeniem. Może przez to, jak źle zaczęli swoją znajomość, teraz nie mogli zbudować zdrowej relacji? A może przez te głęboko skrywane pretensje do Jeongguka za wywrócenie jego życia do góry nogami i pozostawienia go tak naprawdę bez wyboru, bo głupia więź decydowała za nich?

I choć czuł się już wystarczająco samotny, to nadszedł ten dzień, w którym nagle z jego życia zniknął też Jimin. Również w jego życiu nie działo się dobrze, bo rodzice wciąż nie chcieli go widzieć, a spięcia między nim, a Hoseokiem stawały się coraz częstsze.

 I choć Kim całkowicie rozumiał starszego, który po prostu nie mógł dopuścić choćby do próby przemienienia Jimina, to do samego chłopaka to nie docierało. Głównie o tym mówił przed nagłym zerwaniem z Jungiem i zniknięciem niemal bez śladu. Jedynie wiadomość wysłana do Taehyunga pozostało mu po przyjacielu, gdy wyjechał, żeby przemyśleć kilka spraw na nie wiadomo, jak długo. Kim obwiniał się o to, że wykazywał może zbyt mało zrozumienia dla wrażliwego chłopaka i przez miesiąc starali się go wraz z resztą odnaleźć, jednak bezskutecznie.

A wśród tych wszystkich ponurych dni zdarzył się tylko jeden, podczas którego Taehyung znów choć przez chwilę poczuł się całkowicie beztrosko i jakby nic złego nie mogło mu się przydarzyć.

Znużony siedział z butelką alkoholu w dłoni, chcąc wraz z nim spędzić swoją drugą rocznicę związku z Jeonggukiem, gdy ten z przeprosinami i bukietem kwiatów znalazł się w progu jego mieszkania. Jedynie, o co prosił, to żeby dał mu szansę wszystko naprawić i mu zaufał, więc postanowił zrobić to ten ostatni raz, przez co ostatecznie wylądował w jakimś miejscu z przepaską na oczach.

— Mogę już? — mruknął zniecierpliwiony, będąc prowadzonym przez starszego przez jakiś budynek. — Gdzie jesteśmy?

— Pamiętasz naszą pierwszą randkę? — Jeongguk w końcu się zatrzymał z rękoma na jego ramionach.

— Tę oficjalną czy nieoficjalną?

— Nieoficjalną.

— Oczywiście, że tak. Bałem się, że przez tamte burgery dostanę jakiegoś zatrucia.

Usłyszał cichy śmiech chłopaka i poczuł, jak przepaska powoli się rozluźniała, a jego oczy przyzwyczajały się do półmroku. Z każdą kolejną sekundą otwierał coraz szerzej usta, rozglądając się dookoła. 

W sali, w której kiedyś podziwiali dzieła sztuki nie będąc jeszcze razem, w tamtym momencie wisiały jego zdjęcia, o których istnieniu nie miał pojęcia. Rozglądał się dookoła z niedowierzaniem, w końcu zatrzymując wzrok na zadowolonym Jeongguku, a do jego uszu dobiegły pierwsze nuty ich wspólnej piosenki.

— J-jak? — spytał, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co widział. Nie protestował, gdy starszy objął go delikatnie w pasie i zaczął kołysać w rytm Cata Stevens'a.

—Hoseok pomógł mi załatwić, bo ten jego instruktor tańca zna się z dyrektorem muzeum. Na jeden wieczór udostępnili mi salę, którą mają wykorzystać dopiero za miesiąc — wyjaśnił, niespiesznie gładząc jego plecy tuż nad pośladkami. — A po prostu chciałem, żebyś zobaczył się w taki sposób, w jaki ja cię widzę. Jesteś tak cholernie idealny Tae, że zasługujesz na miejsce w każdym muzeum sztuki. Kocham cię.

Młodszy uśmiechnął się nieśmiało, czując w oczach zbierające się łzy i nic już nie powiedział, a jedynie mocno objął Jeongguka, wsłuchując się w piosenkę, którą kiedyś zawsze śpiewał mu podczas burzy.

Niestety to szczęście nie trwało zbyt długo, bo tydzień wystarczył, żeby mydlana bańka prysła, a on wparował do domu chłopaka z oczami pociemniałymi od gniewu. Cudem powstrzymywał się od przemiany albo krzyczenia od samego progu. Zaczął, dopiero gdy z rozmachem otworzył drzwi do jego pokoju.

— Jak mogłeś to zrobić?! — zaczął, nie przejmując się zdezorientowaną miną Jeona. Był pewien, że to była jedynie jego gra i dobrze wiedział, o co chodziło. — Myślałeś, że to się nie wyda?! Jesteś jakiś popieprzony Jeon! Nie sądziłem, że będziesz zdolny do czegoś takiego.

— Tae, uspokój się. O co chodzi? — spytał, wstając ze swojego miejsca, na co w pierwszym momencie usłyszał głośne prychnięcie.

— O co mi, kurwa, chodzi? Już ty dobrze wiesz! O ten pieprzony referat składający się z samych obraźliwych głupstw, który wysłałeś mojemu profesorowi zamiast mojej pracy, gdy cię o to poprosiłem w weekend! Przez ciebie wyrzucili mnie z uczelni, ty... Głupi... Ty debilu!

Uderzył chłopaka w klatkę piersiową, sprawiając, że lekko się zachwiał, jednak jego nadgarstki zostały dosyć szybko unieruchomione. Szybko wyrwał je z uścisku starszego, cofając się o krok i patrząc mu prosto w oczy, które zdawały się dziwnie nieznajome.

— Co ty sobie wyobrażałeś?! — zaczął znów, gdy złość wcale nie mijała wraz z kolejnymi sekundami. — Że skoro mnie wyjebali, to wrócę tu nagle z powrotem i będzie, jak dawniej?

— A nie wrócisz? — zapytał spokojnie, jeszcze bardziej rozwścieczając Kima.

— Popierdoliło cię? Nawet jeśli tak, to myślisz, że będę się zachowywał, jakby nic się nie stało i będziemy żyli długo i szczęśliwie?!

— A co ci w tym przeszkadza? — kolejne głupie pytanie padło z jego ust, wcale niczego nie polepszając. — Kochamy się, Tae. Nasze wilki są związane, musimy być razem, rozumiesz? Tylko razem jesteśmy pełni.

— Nie wierzę... — mruknął cicho, widząc w jego oczach jakiś wcześniej niedostrzegalny obłęd. — Czy ty siebie słyszysz? Byliśmy razem, a ty postanowiłeś zniszczyć mi życie i to nie pierwszy raz. A ja zawsze starałem się to jakoś tłumaczyć samemu sobie, szukać powodów, dla których mógłbyś tak postąpić i ci wybaczałem. Ale to, Jeongguk? Przegięcie.

I choć starszy początkowo wydawał się dziwnie spokojny, to szybko się to zmieniło. Kim był niemal pewien, że ich krzyki słyszała cała ulica. A z pewnością wszyscy, którzy byli w domu. Nie było tak, jak podczas wielu wcześniejszych kłótni. Tym razem czuł, że pewna granica została przekroczona i po prostu nie miał już więcej siły udawać, że da się to cofnąć.

— Jesteś dupkiem i pieprzonym egoistą, Jeon! — wtrącił się w jego zdanie, znów się cofając. —To, że umarła ci matka nie sprawia, że teraz wszyscy muszą skakać wokół ciebie, jakbyś był z porcelany! Nie robić tego, bo Jeongguk, nie robić tamtego. Pierdole to. Dwa lata wytrzymywałem twoje dziwne wahania nastrojów, robiłem, co mogłem, żeby wynagradzać ci moje złośliwe zachowania i zawsze byłem dla ciebie, gdy tego potrzebowałeś! A ty? Jedno marzenie, które chciałem spełnić, postanowiłeś wyjebać do kosza i mi je uniemożliwić, bo sam jesteś pieprzonym zerem, które siedzi w domu na dupie i chuja robi, poza lekką pomocą tacie w warsztacie! Brawo, szczyt ambicji! Ale nie no, najważniejsze, że jesteś alfą, dzięki temu twoja przyszłość będzie świetlana!

Wiedział, że przegiął. Że pewnych tematów nie powinien poruszyć, a na pewno nie w taki sposób, jednak nie potrafił się powstrzymać. Nie bał się nawet wilka, który zdawał się wariować w Jeongguku, który mógłby w tamtym momencie po prostu rozszarpać go na kawałki i nie miałby z nim żadnych szans. Po prostu wyrzucił to z siebie i dysząc głośno, wybiegł z domu bruneta, czując coraz więcej łez zbierających się w kącikach jego oczu.

Nie wiedział jednak, że najgorsze miało dopiero nadejść, gdy następnego dnia szedł powoli tą samą drogą, chcąc tym razem na spokojnie omówić kilka rzeczy. Mieli za sobą burzliwą przeszłość i bez względu na to, jak bardzo zły był, to nie mógł tego tak zostawić. Chciał zdecydować, czy jest jakakolwiek możliwość, żeby to się mogło dalej udać, bo wciąż coś wewnątrz niego krzyczało, że kochał tego przerośniętego dupka wbrew wszystkim racjonalnym sprzeciwom.

Niestety coraz bardziej czuł, że coś było nie w porządku, a dziwny zapach w domu Joeongguka coraz bardziej utwierdzał go w tym przekonaniu. Wchodził nerwowo po schodach, bojąc się tego, co zobaczy za zamkniętymi drzwiami, modląc się, aby to jednak nie była ta rzecz, którą przeczuwał.

A jednak nie mylił się.

Momentalnie poczuł nieopisanie ogromny ból gdzieś w okolicach serca i nie tylko. Miał wrażenie, jakby ktoś kopnął go w brzuch i co chwila powtarzał tę czynność.

— Nic, kurwa, nie mów — wyszeptał, ledwie słyszalnie, gdy spojrzenia jego i bruneta się spotykały, a starszy odskoczył od nagiej Seulgi, która zdążyła już rozłożyć przed nim nogi. — Jeden dzień, Jeon. Jeden. Naprawdę tylko tyle dla ciebie znaczyłem? Mogłeś chociaż poczekać, aż wyjadę.

Choć słowa niemal więzły mu w gardle, a oddech stawał się coraz bardziej urywany, wciąż miał siłę, żeby po raz kolejny opuścić tamto miejsce w biegu. Sam nie był do końca pewien, gdzie chciał dotrzeć. Po prostu biegł, mając przed sobą coraz bardziej zamazaną drogę i co chwila ślizgając się na lodzie. Nie spodziewał się, że coś takiego będzie aż tak bolesne, jednak było jeszcze gorzej, gdy na obrzeżach lasu przemienił się w wilka.

Wtedy jeszcze bardziej miał ochotę po prostu umrzeć i choć ledwie już dawał radę biec, to wciąż brnął przed siebie, chcąc znaleźć się jak najdalej od Jeongguka. Był niemal pewien, że to delikatne nici ich więzi rozrywały się jedna po drugiej z każdym kolejnym metrem i każdą sekundą z obrazem zdradzającego go bruneta przed oczami.

Cudem powstrzymał się przed głośnym, żałosnym wyciem, gdy w końcu po prostu padł na zimną ziemię pokrytą grubą warstwą śniegu. Nie potrafił myśleć ani czuć. Był jedynie ten dziwny ból, jakby ktoś odrywał od niego kawałki ciała. Nie przeszkadzał mu padający śnieg, wtapiający się w jego białe futro. Potrafił jedynie cicho skomleć, gdy nieprzyjemna substancja moczyła mu sierść tuż pod przymkniętymi ślepiami.

I właśnie w ten sposób znalazł się trzy tygodnie później na kanapie w swoim mieszkaniu z kolejnym opakowaniem ciastek od swojej babci i bladą twarzą. Nie przejmował się tym, że w przeciągu tych kilkunastu dni przybyło mu więcej ciałka niż przez ostatnie lata, a wilk przez cały czas rozpaczliwie chciał się z niego wyrwać, mając dość tego bezczynnego siedzenie. Zresztą nie tylko on, bo również Hyungwon starał się go namawiać na wyjście lub chociaż większe zadbanie o siebie, ale Taehyung po prostu nie potrafił.

Pasowało mu leżenie i spokojne, wewnętrzne przeżywanie tego, jak najbliższa mu osoba stała się kimś zupełnie obcym. Nawet zakazał wymawianie jego imienia w obawie, że znów zacznie płakać, gdy tylko je usłyszy. Czasem wystarczał sam jego głos słyszany zza drzwi, gdy Hyungwon w miarę delikatnie kazał mu spierdalać i odpuścić, żeby jednak uronić kilka łez. Nie mógł nic poradzić na to, jak się czuł. Wręcz nie chciał, bo po prostu nie miał sił. Takie zawieszenie w czasoprzestrzeni mu odpowiadało.

Niestety jednak nie trwało ono aż tak długo, jak by tego potrzebował, bo pewnego czwartkowego wieczoru w ich mieszkaniu pojawił się ktoś, kto cały był przesiąknięty zapachem jego przyjaciela i to dość świeżym.

— Przepraszam, że przeszkadzam — powiedział, wpadając gwałtownie do przedpokoju, gdzie Hyungwon stał ze swoim kolegą, którego kiedyś widział już przez kilka minut. — Znasz może Park Jimina? Widziałeś się z nim dzisiaj?

Jego pytanie zostało przyjęte lekko spanikowanym spojrzeniem gościa i głośnym westchnięciem Hyungwona, który przetarł zmęczoną twarz dłoniami.

— Wiedziałem, że w końcu to zjebiesz, debilu — warknął jego współlokator, po chwili odwracając się do zdezorientowanego Kima. — Przepraszam, ale to zaboli.

Nim Taehyung zdążył w ogóle zareagować, poczuł mocne uderzenie w tył głowy, czymś twardym. Tyle wystarczyło, żeby powalić go na ziemię i sprawić, żeby przed oczami zrobiło mu się czarno.

Niestety, gdy je otworzył, niewiele się zmieniło. Wciąż otaczała go całkowita ciemność, jednak czuł, że był w zupełnie obcym miejscu z czymś obwiązanym wokół kostek. I wiedział, że powinien zacząć panikować, próbować rozwikłać, co tak właściwie się stało lub spróbować się uwolnić, jednak coś go powstrzymywało.

Taka cicha myśl, że to i tak nie miało sensu. Jego życie stało się przecież jednym wielkim żartem i powoli odechciewało mu się w nim robić cokolwiek. Żałował jedynie swojej babci, której przecież mógł już więcej nie zobaczyć, ale reszta? Innym ostatecznie będzie lepiej bez jego złośliwych uwag i zgryźliwego charakteru.

Więc leżał po prostu bezczynnie z drętwiejącymi nogami, coraz dalej sięgając myślami i rozpamiętując niektóre zdarzenia. Nie wiedział, czy mijały minuty, czy godziny, a może dni? Ciemność była po prostu nieprzerwana i pozbawiona czasu.

A przynajmniej do momentu, aż usłyszał czyjeś kroki i w chłodnym pomieszczeniu nagle zrobiło się jasno.

***

Dobra, jestem trochę podekscytowana tym, że jednak wracam z Dark side i tym razem je skończę :') 
Mam tylko nadzieję, że cieszycie się razem ze mną i jesteście gotowi na kolejną część, która jak już wspominałam, będzie miała więcej akcji i dialogów ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro