Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


Gabinet doktora Whitmore'a pachniał drewnem i starymi książkami, jakby każda rozmowa, jaka tu się odbyła, zostawiała po sobie ślad w tych ścianach. Pokój był urządzony minimalistycznie – ciemne, skórzane fotele, mahoniowe biurko, regał wypełniony grubymi tomami o psychologii i ludzkim umyśle. Okna zasłaniały ciężkie zasłony w odcieniu grafitu, wpuszczając do środka tylko tyle światła, ile było konieczne.

Doktor Whitmore siedział naprzeciwko mnie, jak zawsze perfekcyjnie ubrany – szary, dopasowany garnitur, śnieżnobiała koszula i cienki krawat. Miał w sobie coś z klasycznego gentlemana – nienaganne maniery, głos spokojny, lecz pewny. Nie przytłaczał mnie, ale też nie dawał mi zapomnieć o swojej obecności.

– Jak się dziś czujesz, Olivio? – zapytał, splatając dłonie na kolanach.

Westchnęłam, wygładzając materiał swoich jeansów.

– Nadal... dziwnie. Wciąż mam wrażenie, jakbym była zawieszona gdzieś pomiędzy dwiema wersjami siebie. – Uniosłam wzrok na niego. – To trochę tak, jakbym stała przed lustrem, ale odbicie nie do końca było moje.

Skinął głową, przyswajając moje słowa.

– To naturalne, biorąc pod uwagę twoją sytuację. – Jego ton był ciepły, ale jednocześnie nie pozostawiał wątpliwości, że dokładnie analizuje każde moje słowo. – Czy od naszego ostatniego spotkania przypomniałaś sobie coś nowego?

Wzięłam głębszy oddech, próbując poukładać myśli.

– Nic konkretnego... – zawahałam się, a jego spojrzenie natychmiast się wyostrzyło. – Chociaż... miałam coś w rodzaju przebłysku.

Nachylił się lekko do przodu.

– Opowiedz mi o tym.

Przełknęłam ślinę, a w mojej głowie znów pojawił się tamten obraz – Lucas, niebieski lakier jego samochodu, znajoma linia maski, dotyk metalu pod opuszkami palców.

– Spotkałam pewnego mężczyznę, kolegę mojego brata – zaczęłam cicho. – I przez ułamek sekundy wiedziałam, że już go wcześniej spotkałam, choć tego nie pamiętałam. Nie potrafię wyjaśnić. – Zmarszczyłam brwi, próbując uporządkować to wspomnienie. – Pracowałam nad jego samochodem. Nie wiem kiedy, ale byłam tego pewna.

Jego brwi uniosły się nieznacznie.

– Pracowałaś?

Kiwnęłam głową, a w mojej głowie ożyły obrazy – narzędzia, zapach oleju, znajome kontury silnika pod moimi dłońmi.

– Tak. Kiedy spojrzałam na silnik jego auta, od razu wiedziałam, że to moja robota.

Na twarzy doktora pojawił się lekki uśmiech.

– To bardzo dobry znak, Olivio. Oznacza, że twój mózg zaczyna łączyć brakujące elementy. A skoro masz pierwsze przebłyski, istnieje duża szansa, że zaczniesz odzyskiwać więcej wspomnień.

Zacisnęłam dłonie na podłokietnikach fotela.

– A jeśli nie chcę sobie wszystkiego przypominać? – wyrzuciłam z siebie zanim zdążyłam pomyśleć.

Wyraz twarzy doktora, mówił mi, że nie spodziewał się tych słów, z moich ust.

– Dlaczego miałabyś nie chcieć?

Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, czując, jak napięcie rośnie w moim ciele.

– Bo jeśli zapomniałam... może był ku temu powód.

Przez moment panowała cisza. Wreszcie dr Whitmore westchnął.

– Ludzki umysł czasem blokuje wspomnienia, które uznaje za zbyt bolesne. Ale to nie znaczy, że one zniknęły. Są tam, głęboko i prędzej czy później znajdą sposób, by wypłynąć na powierzchnię.

Odwróciłam wzrok. Nie byłam pewna, czy chcę, by miał rację.

– Ostatnio coraz częściej się nad tym zastanawiam – wyznałam. – Może lepiej dla mnie będzie, jeśli jednak nie odzyskam tych wspomnień?

– Dlaczego tak myślisz?

– Bo się boję. Boję się co tam znajdę.

– Nie powinnaś się bać, Olivio. Te wspomnienia to część ciebie.

– Część mnie, której nie pamiętam – westchnęłam. – A co jeśli w ciągu tych kilku miesięcy, których nie pamiętam, nie byłam dobrą osobą?

– Uważasz, że mogłabyś się stać złą osobą?

– Tego nie wiem, ale... – urwałam.

– Co cię dręczy, Olivio?

Przełknęłam ślinę, ściskając dłonie na kolanach. Wiedziałam, że jeśli teraz zacznę mówić, nie będzie już odwrotu.

Doktor Whitmore czekał cierpliwie, jego spojrzenie było przenikliwe, ale nie oceniające. Po prostu czekał, aż zbiorę myśli.

– Istnieje szansa, że... – wzięłam głęboki oddech. – Że w tym czasie, którego nie pamiętam, dołączyłam do gangu.

Wypowiedzenie tych słów na głos sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze. Były ciężkie, obce, jakby nie należały do mnie, ale gdy tylko wydostały się z moich ust, poczułam, że to, co do tej pory było tylko mglistą hipotezą w mojej głowie, stało się czymś realnym.

Doktor Whitmore nie wyglądał na zaskoczonego. Nie uniósł brwi, nie zmienił pozycji, nie zareagował impulsywnie. Po prostu patrzył na mnie z tą samą spokojną, niemal badawczą cierpliwością.

– Skąd ten pomysł? – zapytał łagodnie.

Zacisnęłam palce na podłokietniku fotela, starając się zebrać myśli.

– Pewne rzeczy po prostu... układają się w całość. – Zawahałam się, ale potem dodałam, zanim zdążyłam się rozmyślić: – Mój brat jest w tym świecie.

– W świecie gangów?

– Nie tylko gangów – odparłam cicho. – To coś więcej. On zawsze był w to wciągnięty, ale trzymał mnie z dala. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ale teraz... nie jestem już tego taka pewna.

Doktor skinął głową, jakby przyjmował do wiadomości każdą moją myśl i układał je w swoim umyśle w logiczne struktury.

– Zastanawiałaś się nad tym, bo ktoś ci coś zasugerował? Czy to twoje przeczucie?

Przeczucie. To było zbyt słabe słowo.

– Zbyt wiele rzeczy wskazuje na to, że jednak mogłam w tym uczestniczyć. – Przetarłam twarz dłońmi. – Niektóre osoby, które pojawiły się wokół mnie... sposób, w jaki na mnie patrzą, jak do mnie mówią... jakbym powinna ich znać.

Zatrzymałam się na chwilę, ale potem dodałam cicho:

– I sposób, w jaki patrzy na mnie mój brat.

Doktor Whitmore przyjął moje słowa bez mrugnięcia okiem.

– Jaki to sposób?

– Jakbym była częścią tego, czego on nigdy nie chciał, żebym dotknęła. Ale teraz już jest za późno.

Przygryzłam wargę, czując ścisk w żołądku.

– A może to po prostu moja paranoia? Może wmawiam to sobie, bo nie mam innego punktu zaczepienia?

– Możliwe – przyznał spokojnie. – Ale możliwe też, że twój umysł próbuje znaleźć odpowiedzi, które już tam są, tylko ukryte.

Pokręciłam głową.

– Jeśli tak jest... to co, jeśli nie polubię tej odpowiedzi?

Teraz on westchnął i spojrzał na mnie z czymś, co mogło być troską, albo po prostu empatią, którą wypracował przez lata w tym gabinecie.

– Myślisz, że to, co zrobiłaś w tych miesiącach, których nie pamiętasz, definiuje to kim jesteś?

Zawahałam się.

– Nie wiem. Ale boję się, że jeśli sobie przypomnę, to nie będę w stanie już tego zmienić.

– Przeszłość nie definiuje nas tak bardzo, jak to, co robimy z nią, kiedy już ją znamy – powiedział spokojnie. – Jeśli kiedyś podjęłaś decyzję, której teraz byś nie podjęła, to nie znaczy, że jesteś tą samą osobą.

Zamilkłam, czując, że słowa doktora powinny przynieść mi ulgę. Ale nie przyniosły.

– Może – powiedziałam cicho. – Ale może niektórzy ludzie po prostu są skazani na bycie częścią tego świata, czy tego chcą, czy nie.

– A ty tego chcesz?

Nie odpowiedziałam.

– Więc powiedz mi – kontynuował, zmieniając temat – czy w twoim życiu wydarzyło się ostatnio coś jeszcze, co uznałabyś za istotne?

Zawahałam się, ale potem coś we mnie pękło. Oparłam się mocniej o fotel, bawiąc się pierścionkiem na palcu.

– Przełamałam swój strach i wsiadłam za kółko.

– To duży krok naprzód, Olivio.

– Tak, ale to wcale nie było typowym przełamaniem strachu. Czułam, jakbym już dawno go przełamała, ale o tym nie wiedziała.

Dr Whitmore uważnie przyjrzał mi się zza swoich splecionych dłoni.

– Co masz na myśli?

Oparłam łokcie na kolanach, pochylając się lekko do przodu.

– To nie było tak, że pokonałam lęk i nagle nauczyłam się prowadzić. To było jak... jakby moje ciało pamiętało, nawet jeśli moja głowa nie. Jakbym już to robiła dziesiątki, setki razy wcześniej.

– Mówisz o samym prowadzeniu?

Zawahałam się na ułamek sekundy, a potem spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie. Wzięłam też udział w wyścigu.

Nie poruszył się, ale zauważyłam subtelną zmianę w jego wyrazie twarzy. Może to był cień zaskoczenia, może po prostu kalkulacja ryzyka, jakie ze sobą niosła ta informacja.

– W wyścigu? – powtórzył powoli, ważąc słowa.

Pokiwałam głową.

– I jak się z tym czułaś?

Przymknęłam oczy na moment. Powinnam była się wstydzić, czuć się winna, żałować tego. Ale jedyne, co pamiętałam, to dreszcz ekscytacji.

– Czułam się... dobrze – powiedziałam w końcu, otwierając oczy.

– Co znaczy „dobrze"?

Wypuściłam powietrze, próbując ubrać w słowa coś, co wydawało się bardziej doznaniem niż konkretną myślą.

– Czułam się... wolna. Jakby nic innego się nie liczyło. Jakbym zostawiła za sobą wszystkie pytania, wszystkie wątpliwości i po prostu była sobą. Czułam adrenalinę, ale nie taką, która paraliżuje. To było coś innego. Jak narkotyk, który sprawia, że każda komórka w ciele budzi się do życia.

Zrobiłam krótką pauzę, starając się znaleźć jeszcze jedno słowo, które to opisałoby najlepiej.

– Byłam na swoim miejscu.

Doktor Whitmore nie skomentował od razu. Pozwolił, żebym sama wsłuchała się w swoje słowa i myśli.

– To interesujące – powiedział w końcu. – Mówisz o tym w sposób, który sugeruje, że to nie była nowa emocja.

– Bo tak właśnie było – przyznałam mu rację. – Czułam się tak, jakbym nigdy tego nie porzuciła, jakbym zawsze była częścią tego świata.

Patrzył na mnie długo, z tym swoim charakterystycznym spokojem.

– A skoro czułaś się na swoim miejscu...

Dokończyłam za niego:

– To znaczy, że wcześniej musiałam do nich należeć.

Przez chwilę panowała cisza. Ciężka, ale nie niewygodna.

– Co cię w tym najbardziej niepokoi? – zapytał w końcu.

Zacisnęłam usta, odwracając wzrok.

– Że to mi się podobało. Że nie czułam się jak ktoś zagubiony, kto popełnia błąd. Wręcz przeciwnie. Byłam pewna siebie, instynktownie wiedziałam, co robić. Jakbym od dłuższego czasu była częścią tej gry.

– I to sprawia, że boisz się prawdy?

Pokiwałam głową.

– Bo jeśli kiedyś to było moje życie, a teraz uważam, że pomimo tego, że wzbudza to we mnie takie emocje, to jest to coś niebezpiecznego... to jak mam zdecydować, czy chcę do niego wrócić?

Doktor Whitmore westchnął, opuszczając dłonie na podłokietniki swojego fotela.

– To, że czujesz się gdzieś dobrze, nie oznacza, że musisz tam zostać. To, że coś wydaje się znajome, nie oznacza, że jest dla ciebie dobre.

– A co jeśli to właśnie jestem ja. Co jeśli to właśnie jest moja natura?

– A może to tylko jedna z twoich wersji – odparł. – Masz wybór, Olivio. Niezależnie od tego, kim byłaś, to ty decydujesz, kim będziesz teraz.

Nie odpowiedziałam. Bo właśnie tego bałam się najbardziej.

Czułam się rozdarta w sposób, który był niemal bolesny. Jakby dwie wersje mnie samej trzymały mnie za ręce i ciągnęły w przeciwne strony, każda równie silna, każda przekonana, że to ona ma rację.

Kiedy zamykałam oczy, wciąż czułam tamten moment. Palce zaciskające się na kierownicy, pulsowanie adrenaliny w skroniach, ciężar własnego oddechu, kiedy silnik ryczał pod moimi stopami. Było w tym coś absolutnego. Coś czystego, instynktownego. Przez ułamek sekundy nie myślałam o tym, kim byłam, kim powinnam być, ani co straciłam. Po prostu byłam.

I to uczucie było wszystkim.

Było jak odnalezienie melodii, którą kiedyś znałam na pamięć, choć zapomniałam, jak się jej nauczyłam. A w dodatku pragnęłam więcej.

Mój oddech przyspieszał na samo wspomnienie prędkości, ciało pamiętało napięcie, mięśnie instynktownie chciały wrócić do tamtego momentu. Nie było w tym strachu. Tylko ekscytacja.

Ale potem przychodziła druga myśl.

To nie jest świat, do którego chcę należeć.

To nie jest świat, w którym można pozostać i nie ponieść konsekwencji.

To nie jest świat, w którym ludzie wychodzą cało.

Rozsądek krzyczał we mnie, ostrzegał, próbował przekonać mnie, że to, co czuję, to tylko echo dawnej wersji siebie, której nie powinnam ufać.

Ale co, jeśli to właśnie ja wybrałam tę drogę?

Co, jeśli kiedyś już to wszystko wiedziałam i mimo to zdecydowałam, że chcę do nich należeć?

Byłam rozdarta.

Między tym, co podpowiadało mi serce, a tym, co szeptał rozsądek.

Między tym, co czułam, a tym, co wiedziałam, że powinnam czuć.

Ale najbardziej bolało mnie jedno: jeśli ta adrenalina, ten świat, ta prędkość naprawdę były częścią mnie...

...to kim byłam, kiedy ich nie miałam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro