Rozdział 5
~trzy miesiące później~
Pochyliłam się nad silnikiem, czując znajomy zapach benzyny i metalu, który zawsze działał na mnie jak narkotyk. Moje dłonie, pobrudzone smarem, przesuwały się precyzyjnie po każdej części, dopracowując ostatnie szczegóły. Tutaj każda drobna poprawka miała znaczenie – silnik musiał brzmieć jak dobrze nastrojony instrument. Praca w garażu to była moja forma medytacji, jedyny moment, kiedy świat zewnętrzny przestawał istnieć. Ale teraz było w tym coś więcej.
Od ponad trzech miesięcy, pustka w mojej głowie ciążyła mi niczym głaz, niewidzialny, ale nieustannie obecny. Czasem budziłam się w nocy, desperacko próbując uchwycić choć jedno wspomnienie, ale zawsze kończyło się to tylko moją frustracją. Gdy zamykałam oczy, widziałam tylko rozmyte obrazy, jakby ktoś zamazał je czarną farbą.
Przez pierwsze tygodnie po wypadku każdy mój poranek zaczynał się od tej samej, wyniszczającej walki. Budziłam się z nadzieją, że tym razem coś się zmieniło. Że otworzę oczy i nagle wszystko wróci – obrazy, twarze, emocje. Próbowałam na siłę wydobyć z umysłu cokolwiek, co mogłoby ułożyć się w logiczną całość, ale w mojej głowie była tylko pustka.
Wpatrywałam się godzinami w sufit, ściany, własne dłonie, jakbym mogła znaleźć na nich odpowiedzi. Stawałam przed lustrem i patrzyłam na siebie, szukając śladów osoby, którą podobno byłam. Kim była Olivia sprzed wypadku? Co lubiła? Co czuła? Jakie miała marzenia?
Czasami przebłyski pojawiały się nagle – zapach palonej gumy, echo śmiechu, migawka jakiegoś miejsca, którego nie potrafiłam nazwać. Ale były jak krople deszczu na rozgrzanym asfalcie – zanim zdążyłam je uchwycić, znikały, pozostawiając po sobie tylko jeszcze większą frustrację.
Każdy dzień był próbą walki z czymś, czego nie mogłam pokonać. Próbowałam zmuszać swój mózg do pracy, wracać do miejsc, które przed wypadkiem miały dla mnie jakieś znaczenie, ale nic nie działało.
Aż w końcu się poddałam. Pewnego dnia po prostu przestałam walczyć.
Nie dlatego, że tego chciałam. Nie dlatego, że było mi łatwiej, ale dlatego, że nie miałam innego wyboru.
Zrozumiałam, że nie mogę dłużej czekać na przeszłość, która może nigdy do mnie nie wróci. Nie mogłam żyć w zawieszeniu, kurczowo trzymając się czegoś, czego już nie było. To nie była już moja rzeczywistość.
Straciłam nadzieję na to, że pewnego dnia obudzę się i wszystko znów będzie takie jak dawniej. Nie mogłam wiecznie patrzeć wstecz. Musiałam skupić się na teraźniejszości. Na tym, co miałam teraz i na tym, kim mogłam się stać.
Przeszłość umknęła mi gdzieś między palcami, a ja nie miałam siły dłużej próbować jej dogonić. Więc pozwoliłam jej odejść.
A mimo to, kiedy pochylałam się nad otwartą maską, czułam nadzieję, ponieważ ta praca, dawała mi namiastkę siebie – tej starej wersji mnie, którą wciąż pamiętałam.
Gdy moje dłonie ślizgały się po zimnym metalu, czułam, że znów mam kontrolę. Tutaj nie musiałam walczyć o wspomnienia, nie musiałam udawać, że jestem kimś, kim może już nie byłam. Tutaj liczyła się tylko precyzja, mechanika, zrozumienie, jak coś działa i jak sprawić, by działało jeszcze lepiej
Przesunęłam palcami po krawędzi pokrywy silnika, upewniając się, że wszystko było na swoim miejscu. Wdech. Wydech. Ostatni obrót klucza. Potem zamknęłam maskę z satysfakcjonującym trzaskiem i odsunęłam się o krok.
Odwróciłam się, opierając biodrem o bok auta. Mężczyzna stał w cieniu, obserwując mnie uważnie. Jego sylwetka była niemal nieruchoma, ale czułam, że analizował każdy mój ruch – nie tylko ten techniczny, ale też to, jak się poruszam, jak się zachowuję.
Podniosłam spojrzenie i skrzyżowałam z nim wzrok.
– Twoje auto jest gotowe – oznajmiłam spokojnie, wycierając dłonie w materiał moich roboczych spodni.
Nie odpowiedział od razu. Oczy miał ciemne, głębokie, pełne czegoś, co trudno było mi rozszyfrować. Zbliżył się, a jego kroki odbijały się cicho od betonowej podłogi.
– Szybko poszło – mruknął niskim, lekko zachrypniętym głosem.
Wzruszyłam ramionami.
– Kiedy wiesz, co robisz, to nie zajmuje dużo czasu.
Uniósł lekko brew, a w kąciku jego ust zatańczył cień uśmiechu.
– A jesteś pewna, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś?
Poczułam ciepło pod skórą, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie lubiłam, gdy ktoś podważał moje umiejętności – zwłaszcza ktoś, kto nie miał pojęcia, ile nocy spędziłam nad silnikami, ucząc się ich na pamięć.
Zrobiłam krok bliżej, skracając dystans między nami.
– Jeśli chcesz, możemy się założyć – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Postaw go na torze i sam się przekonaj.
Jego spojrzenie przesunęło się po mojej twarzy, jakby ważył słowa, zanim je wypowie. Po chwili kiwnął głową.
– Dobrze – powiedział cicho. – Sprawdzimy dzisiaj, jak sobie poradzi.
Gdy się odwracał, kątem oka zauważyłam uśmiech, który ledwo zdołał ukryć. Poczułam, jak w mojej piersi budzi się coś, co nie miało nic wspólnego z silnikami i benzyną. Coś, co było o wiele bardziej skomplikowane. Czułam, że w końcu odnalazłam swoje miejsce. Czułam, że to tu należę, że tu jest mój dom i że ci ludzi, to moi przyjaciele.
Przez długi czas czułam się jak duch we własnym ciele, jak ktoś, kto tylko obserwuje życie z boku, ale nie potrafi w nim naprawdę uczestniczyć. Byłam zagubiona, wyrwana ze swojej własnej historii, jakby ktoś brutalnie wyrwał mi połowę stron z książki, którą kiedyś byłam.
Ale teraz... teraz było inaczej.
Po raz pierwszy od wypadku nie czułam się jak intruz we własnym życiu.
Patrzyłam na ludzi wokół mnie – ich śmiech, ich rozmowy, sposób, w jaki się do mnie zwracali – i czułam, że jestem częścią tego świata. Może nie pamiętałam wszystkiego, może wciąż miałam luki, których nie potrafiłam wypełnić, ale to nie miało już takiego znaczenia.
Garaż pachniał gorącym olejem, benzyną i stalą, a ten zapach nie był mi obcy. Brzmienie narzędzi, śmiech rozbrzmiewający w tle, brud pod moimi paznokciami – wszystko to było częścią mnie. Czułam to w kościach, w dłoniach, w każdym przyspieszonym biciu serca, gdy odpalałam silnik i słyszałam, jak jego pomruk rozchodzi się echem po ścianach.
To było moje miejsce. To tutaj należałam.
Nie znałam wszystkich szczegółów mojej przeszłości, ale znałam ludzi, którzy teraz byli obok mnie. Patrząc na nich, czułam coś, czego tak długo mi brakowało – spokój. Nie byli tylko przypadkowymi twarzami w tłumie. Byli moimi przyjaciółmi, moją rodziną, choć nie pamiętałam, jak to wszystko się zaczęło.
Zaczęłam rozumieć, że dom to nie konkretne miejsce, nie mury, nie wspomnienia, które mogłyby do mnie wrócić albo i nie.
Domem byli ludzie. A ja w końcu byłam u siebie.
– A, i Scott! – zawołałam za nim, zanim zdążył odejść.
Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w moją stronę, unosząc brew w niemym pytaniu. Światło lampy warsztatowej odbiło się od jego twarzy, podkreślając cień uśmiechu, który zaczął igrać w kącikach jego ust.
– Nie zapominaj, co mi obiecałeś. – Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na niego wyczekująco.
Scott nie odpowiedział od razu. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że zastanawia się, czy udawać niewinność, czy jednak podjąć wyzwanie. Ale potem jego uśmiech poszerzył się, a w oczach zatańczyło rozbawienie.
– Myślisz, że jesteś już gotowa? – zapytał, unosząc znacząco brew.
Przyjęłam pewniejszą postawę, wyprostowałam się i lekko uniosłam podbródek.
– Jestem. – Moje słowa były stanowcze, pozbawione wątpliwości.
Scott przyglądał mi się przez chwilę, jakby oceniał, czy naprawdę w to wierzę, czy tylko próbuję się przed nim popisać.
– W takim razie nie zawiedź mnie dzisiaj, Olivio – rzucił, zanim wyszedł z warsztatu.
– Nie zawiodę – pomyślałam.
Sięgnęłam po torbę rzuconą w kącie warsztatu, przewiesiłam ją przez ramię i bez pośpiechu ruszyłam w stronę łazienki.
Weszłam do ciasnego pomieszczenia i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Brudne, robocze ubrania wylądowały na podłodze, a ja od razu wskoczyłam pod prysznic. Gorąca woda spłynęła po moim zmęczonym ciele, zmywając ze mnie kurz, smar i resztki całego dnia spędzonego nad silnikami.
W końcu nadszedł ten dzień. Czekałam na niego miesiącami.
Dzisiaj w końcu miał nadejść moment, w którym oficjalnie stanę się jedną z nich. Pełnoprawnym członkiem Red Shadow. Gangu Scotta. Gangu, do którego należał także mój brat.
Wyszłam spod prysznica. Wytarłam ciało, zarzuciłam na siebie ulubione, dopasowane jeansy i obcisły czarny top, który podkreślał moje ramiona. Przeszłam do lustra, zgarnęłam włosy z karku i rozplątałam ciasny kok, który zrobiłam przed prysznicem. Długie pasma opadły na moje ramiona, lekko wilgotne i pachnące szamponem.
Otworzyłam drzwi i przeszłam przez warsztat, mijając znajome zapachy. Zatrzymałam się na chwilę, patrząc na auto Scotta, nad którym pracowałam od kilku dni. Przez tyle miesięcy właśnie ten warsztat był moim światem. Moim azylem. A teraz? Teraz miał nadejść kolejny etap. Moment w którym stanę się jedną z nich.
Ruszyłam w stronę drzwi, które prowadziły z małego warsztatu, prosto do domu Scotta. Przeszłam przez korytarz i weszłam do salonu, gdzie wszyscy już czekali.
Bez ostrzeżenia, rzuciłam się na kanapę, wciskając się między Jamesa a Lucasa.
– I jak tam, chłopcy? Gotowi na wieczór? – rzuciłam z uśmiechem, splatając dłonie na karku.
Lucas aż podskoczył, pełen energii jak zwykle.
– I to jeszcze jak! – zapiszczał. – Pytanie brzmi: czy ty jesteś gotowa, Olivio?
Jego spojrzenie zawisło na mojej twarzy, uważne i przenikliwe. Uśmiechnęłam się lekko i wzruszyłam ramionami.
– Myślę, że na ten moment byłam gotowa całe moje życie.
Obok mnie James chrząknął znacząco, a kiedy na niego spojrzałam, zobaczyłam, że marszczy brwi.
– Myślę, że to kiepski pomysł.
Spiorunowałam go wzrokiem.
– Co ty wygadujesz?
– A czym niby chcesz jechać? – prychnął, opierając łokieć na oparciu kanapy.
Zmrużyłam oczy, a na moich ustach zatańczył lekki uśmiech.
– Jak to czym? Twoim samochodem.
James parsknął, ale zanim zdążył odpowiedzieć, Scott wszedł do pokoju, trzymając w ręku butelkę piwa. Usiadł naprzeciwko nas, przenosząc spojrzenie między mną a moim bratem.
– W życiu nie dam ci mojego auta! – zaprotestował James, podnosząc się na kanapie.
– Przecież mówiłeś...
– Zmieniłem zdanie.
Odetchnęłam ciężko i gwałtownie wstałam, stając tuż przed nim.
– Co ty odpierdalasz? Obiecałeś mi, że pożyczysz mi swój samochód, a teraz się wycofujesz?!
James wstał, mierząc się ze mną wzrokiem.
– Nie pożyczę ci, bo... – przeciągnął, ale w tym samym momencie uniósł dłoń i złapał coś w locie. Kluczyki. Obrócił je w palcach, a potem otworzył dłoń, prezentując mi je.
– Nie pożyczę ci swojego auta, bo pojedziesz swoim.
Zamarłam.
– Co...? – wykrztusiłam, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
– To prezent od nas dla ciebie. – Głos Scotta był spokojny, ale miał w sobie coś, co sprawiło, że spojrzałam na niego z jeszcze większym niedowierzaniem.
– Prezent? Za co?
Scott uniósł brew.
– Przez trzy miesiące pomagałaś nam w warsztacie i nigdy nie chciałaś nic w zamian. Więc oto zapłata za twoją pracę.
Pokręciłam głową, wciąż nie mogąc tego przetrawić.
– Oszalałeś? Przecież to musiało kosztować fortunę. Nie mogę go przyjąć...
– Możesz. – James chwycił moją dłoń, rozchylił palce i wsunął mi kluczyk do środka. – I go przyjmiesz. A potem wygrasz dzisiejszy pieprzony wyścig.
Nie potrafiłam powstrzymać okrzyku radości. W jednej sekundzie rzuciłam mu się na szyję, ściskając go z całych sił.
– Dziękuję!
– Nie mi dziękuj. To był pomysł Scotta.
Odsunęłam się i spojrzałam na Scotta. Bez zastanowienia podbiegłam do niego i również objęłam go mocno.
– Oszalałeś? Dajesz mi taki samochód?!
– Zasłużyłaś.
– No wiecie... jeśli ona nie chce go przyjąć, to ja z miłą chęcią się nim zaopiekuję! – odezwał się Lucas, ale w odpowiedzi tylko wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
– Myślę, że w moich rękach będzie bardziej bezpieczny. – zaśmiałam się.
Lucas przewrócił oczami i padł z powrotem na kanapę.
– Już wam tłumaczyłem, że rozwaliłem Nissana nie z mojej winy! To ten dupek wjechał we mnie!
– Taa, a ja potem przez tydzień musiałam go składać do kupy!
Scott wstał i spojrzał na mnie uważnie.
– To jak, chcesz zobaczyć swoją nową bestię? – uniósł znacząco brew.
Nie musiał pytać dwa razy.
– I to jeszcze jak! – zapiszczałam.
Scott uśmiechnął się lekko i zrobił krok w tył.
– Czeka na zewnątrz.
Poderwałam się jak oparzona i wybiegłam z domu. I wtedy ją zobaczyłam. Stała tam, piękna i doskonała.
Zamarłam w progu, nie mogąc oderwać wzroku od samochodu przede mną.
Fioletowe Porsche 911 Turbo lśniło w świetle, a jego lakier zdawał się zmieniać odcień w zależności od kąta padania światła. Był to głęboki, hipnotyzujący fiolet, niemal czarny, ale gdy promienie słońca odbijały się od jego idealnie wypolerowanej powierzchni, pojawiały się na nim subtelne refleksy.
Zrobiłam kilka kroków do przodu, powoli, niemal ostrożnie, jakby samochód mógł zniknąć, jeśli poruszę się zbyt gwałtownie. Moje serce waliło w piersi, a dłonie świerzbiły, by dotknąć jego karoserii.
Aerodynamika tego cacka była perfekcyjna – szerokie nadkola podkreślały jego agresywną postawę, a masywny tylny spojler sprawiał, że wyglądał jak bestia gotowa do startu. Nawet z daleka widziałam masywne wloty powietrza, idealnie wkomponowane w karoserię. Czarne, wieloramienne felgi kontrastowały z jaskrawożółtymi zaciskami hamulców, na których widniało logo Porsche.
Podeszłam bliżej i ostrożnie przesunęłam dłonią po masce. Była gładka i chłodna, ale pod palcami czułam potężną moc ukrytą pod nią. To nie był tylko samochód – to była siła, precyzja i szybkość zamknięte w perfekcyjnej formie.
Obeszłam auto dookoła, nie mogąc się nasycić jego wyglądem. Tył był równie imponujący – smukłe światła LED ciągnęły się cienką linią przez całą szerokość auta, a poniżej znajdowały się dwie ogromne końcówki wydechu. Już wyobrażałam sobie, jak dźwięk silnika rozdziera powietrze, jak turbiny świszczą przy każdym dodaniu gazu.
To był samochód stworzony do wygrywania. Q najlepsze, że teraz był mój.
Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam po kluczyk, który wciąż ściskałam w dłoni. Jego waga była przyjemnym przypomnieniem, że to wszystko działo się naprawdę.
Nacisnęłam przycisk odblokowania. Zamek cicho kliknął, a reflektory lekko zamrugały. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi, odsłaniając wnętrze auta.
I wtedy wstrzymałam oddech.
Wnętrze było dopracowane w każdym detalu. Skórzane fotele w jasnym, eleganckim odcieniu kontrastowały z ciemnymi, karbonowymi wstawkami na desce rozdzielczej. Wyglądało to jak połączenie luksusu z surową sportową funkcjonalnością.
Przejechałam palcami po kierownicy – idealnie dopasowanej do dłoni. Przycisk zapłonu znajdował się dokładnie tam, gdzie powinien, gotowy do uruchomienia maszyny.
Zegar obrotomierza dominował nad innymi wskaźnikami, a czerwone podświetlenie przycisków dodawało wnętrzu agresywnego charakteru. Centralny panel dotykowy lśnił w półmroku kabiny, a jego nowoczesny interfejs obiecywał pełną kontrolę nad każdym aspektem jazdy.
Zajęłam miejsce za kierownicą, powoli wsuwając się na fotel. Siedzenie było idealnie dopasowane do mojego ciała – ciasne, sportowe, ale jednocześnie wygodne. To nie było zwykłe auto. To była maszyna, która zdawała się czekać na swojego kierowcę.
Położyłam dłonie na kierownicy, czując, jak skóra pod palcami nagrzewa się od mojego dotyku.
To było to. To był moment, o którym marzyłam. Moje pierwsze, własne auto. I to jeszcze jakie!
– Gotowa na pierwszą jazdę ze mną, bestio? – szepnęłam, głaszcząc kierownicę.
A potem przekręciłam kluczyk w stacyjce.
Silnik zawarczał, a jego pomruk przeszedł mi przez całe ciało.
To była muzyka, na którą czekałam całe życie. Warczenie silnika mojego auta.
Zacisnęłam dłonie na kierownicy, czując, jak adrenalina rozchodzi się po moim ciele niczym impuls elektryczny. Cichy pomruk silnika Porsche 911 Turbo był jak przyspieszone bicie serca – głębokie, rytmiczne, gotowe eksplodować przy pierwszym dodaniu gazu.
Spojrzałam w lusterko wsteczne.
Scott, James i Lucas stali w progu domu, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Patrzyli na mnie z tym charakterystycznym, wyczekującym wyrazem twarzy, który mógł oznaczać tylko jedno – byli ciekawi, jak poradzę sobie za kierownicą tego nowego auta.
James uniósł brew, Lucas posłał mi szeroki, cwaniacki uśmiech, a Scott... Scott po prostu stał tam.
Czas pokazać im, na co mnie stać.
Sięgnęłam do biegów, wrzuciłam pierwszy bieg i nacisnęłam pedał gazu.
Tylne opony natychmiast straciły przyczepność, a w powietrze wzbił się kłąb dymu, gdy Porsche wyrwało do przodu z piskiem opon. Gumy zapiszczały, zostawiając ślady na betonowym podjeździe, a ja poczułam, jak całe moje ciało wbija się w fotel, gdy auto wystrzeliło niczym kula wystrzelona z pistoletu.
Rzuciłam jeszcze szybkie spojrzenie w lusterko – Scott pokręcił głową z lekkim uśmiechem, Lucas śmiał się, a James coś mruknął pod nosem, ale nie usłyszałam co, bo już byłam daleko.
Złapałam mocniej kierownicę i skręciłam gwałtownie, wbijając się na główną ulicę Los Angeles.
Wiatr smagał moje włosy przez lekko uchylone okno, gdy przyspieszałam, sunąc przez miasto jak cień. Silnik mruczał niskim, basowym tonem, a turbiny świstały, gdy zmieniałam biegi.
To było coś zupełnie innego niż jakiekolwiek auto, którym wcześniej jeździłam. Moc, jaką miałam pod stopą, była uzależniająca. Każde dotknięcie gazu było jak rozkaz, a Porsche reagowało natychmiast – posłuszne, ale dzikie, jak bestia, którą trzeba było ujarzmić.
Minęłam kilka samochodów, przemykając między nimi z taką łatwością, jakbym zawsze była częścią tej betonowej dżungli. To była wolność.
To było moje pierwsze własne auto. Moje. Nie pożyczone, nie wygrzebane z warsztatu.
Patrząc na odbijające się w szybach budynków światła reflektorów, uśmiechnęłam się szeroko.
Ten samochód był jak ja. Szybki. Niezależny. Nie do zatrzymania.
Dodałam gazu i poczułam, jak turbiny nabierają powietrza, wciskając mnie jeszcze głębiej w fotel.
– A to jest dopiero początek naszej wspólnej przygody – wyszeptałam i zacisnęłam ręce na kierownicy jeszcze mocniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro