Rozdział 4
Ziewnęłam, przysłaniając usta dłonią, choć przecież dopiero co się obudziłam. Odkąd wróciłam do domu ze szpitala, sen przychodził mi z trudnością. Gdy leżałam w tamtych białych, sterylnych ścianach, spałam jak dziecko – nie wiem czy to za sprawą leków, czy zwykłego wyczerpania – ale tutaj, we własnym łóżku, choć powinnam czuć się bezpiecznie, sen przychodził mi z trudnością, a gdy już udawało mi się zasnąć, nie potrafiłam przespać więcej niż kilka godzin. A dzisiejsza noc była dla mnie wyjątkowo ciężka - wszystko za sprawą mojej wczorajszej kłótni z Lily, ale nie miałam ochoty ani siły, aby o tym teraz myśleć.
Przetarłam oczy, zrzucając koc i z trudem zwlekłam się z łóżka. Leniwie zeszłam po schodach, jedną ręką opierając się o poręcz, drugą poprawiając luźny rękaw mojego szarego swetra. Marzyłam o filiżance kawy – mocnej, gorącej, może z odrobiną mleka, choć nie byłam pewna, czy cokolwiek mogłoby mnie naprawdę obudzić, ale w połowie drogi do kuchni zatrzymał mnie głos. Nie jeden, a dwa. Jeden należał do mojego brata, ale drugi był zupełnie mi obcy.
– Wszystko musi pójść zgodnie z planem – usłyszałam słowa Jamesa. – Nie ma tu miejsca na błędy.
Pochyliłam się nieco, zerkając w stronę salonu, skąd dobiegała rozmowa, ale szybko jednak się wyprostowałam. Zdecydowałam się wrócić na górę i udawać, że nic nie widziałam, ani nie słyszałam. Obróciłam się na pięcie, gotowa zniknąć, ale nagle podłoga zaskrzypiała pod moimi stopami.
– Olivia! – James podniósł głos, gdy zauważył mnie stojącą w progu. – Dobrze, że już wstałaś.
Wzięłam głęboki oddech i nieśmiało weszłam do salonu. James siedział na fotelu, wyprostowany i pełen skupienia, jakby rozmowa, którą właśnie przerwałam, była znacznie bardziej poważna, niż przypuszczałam, ale to nie on, najbardziej przykuł moją uwagę. Był tam ktoś jeszcze. Mężczyzna, który stał obok fotela, nieco bokiem do mnie. Wysoki, z szerokimi ramionami, które wydawały się napięte pod materiałem czarnej koszulki. Odwrócił się w moją stronę, a moje serce na moment zamarło.
Jego włosy były jasne, jakby rozjaśnione słońcem. Ich niesforność dodawała mu uroku, ale to jego oczy sprawiły, że po mojej skórze przeszedł dreszcz. Były niesamowicie jasne, niemal lodowato błękitne, jak przejrzyste niebo w środku zimy, a jednocześnie przeszywająco głębokie. Spojrzenie, którym mnie obdarzył, było intensywne, jakby próbował mnie prześwietlić na wskroś.
Na jego szyi widniały tatuaże – skomplikowane, symetryczne wzory pełne detali, które zdawały się niemal żyć na jego skórze. Jeden z jego tatuaży, biegł w dół, znikając pod kołnierzem jego koszulki, ale byłam pewna, że rozciągał się znacznie dalej. W jego uchu błyszczał niewielki czarny kolczyk, prosty, ale w jakiś sposób pasujący do jego wizerunku.
– Witaj, Olivio – powiedział spokojnym, niskim głosem.
Przełknęłam ślinę. Coś we mnie zadrżało. Było w tym mężczyźnie coś dziwnie znajomego, choć nie mogłam określić, co dokładnie. Przez krótką chwilę czułam, jakbyśmy już kiedyś się spotkali, ale ta myśl była zbyt ulotna i niewyraźna, bym mogła się jej chwycić.
– Kim jesteś? – zapytałam, marszcząc brwi.
– Lucas – odparł i zrobił krok w moją stronę, wyciągając dłoń.
Spojrzałam na jego rękę, smukłą, ale silną, z długimi palcami i lekkimi zgrubieniami, które zdradzały, że nie obce mu były narzędzia czy ciężka praca. Zawahałam się na moment, zanim uniosłam swoją dłoń i uścisnęłam jego. Było w tym dotyku coś elektryzującego, coś, co wywołało we mnie nagły przypływ obrazów. Widok silnika, nad którym pochylałam się z wyrazem determinacji na twarzy. Smar na dłoniach, błękitny lakier błyszczący w słońcu. A obok mnie on z tym samym pewnym siebie spojrzeniem i cieniem uśmiechu, który i teraz dostrzegałam na jego twarzy. Puściłam jego dłoń jak oparzona, robiąc krok do tyłu a w mojej głowie pojawił się chaos.
– Olivia? – James podniósł się z fotela, a jego ton głosu zdradzał jego zaniepokojenie. – Wszystko w porządku?
– Chyba tak – wyjąkałam, choć mój głos zdradził coś zupełnie innego. Spojrzałam na Lucasa, próbując połączyć wątki. – Ja... chyba cię pamiętam – powiedziałam szeptem.
Lucas uniósł brew, a kącik jego ust drgnął w delikatnym uśmiechu.
– Naprawdę? – James i Lucas powiedzieli to w tym samym momencie.
– To tobie pomagałam przy silniku auta, prawda? – musiałam się upewnić czy odzyskałam choć część wspomnień czy to wyobraźnia płata mi figle.
Lucas skinął głową, uśmiechając się delikatnie.
– Mogę go zobaczyć? – zapytałam, czując dziwną potrzebę, by upewnić się, że moje wspomnienia, te fragmenty, które wydawały się do mnie wracać, były prawdziwe.
Mężczyźni wymienili spojrzenia. James wyglądał na zdezorientowanego, ale blondyn wydawał się jakby rozbawiony.
– Chcesz zobaczyć moje auto? – zapytał.
– Chcę zobaczyć jego silnik – odparłam stanowczo.
– W takim razie chodźmy – powiedział, a w jego oczach błysnęło coś, co trudno było mi zinterpretować.
Oboje ruszyli w stronę drzwi, a ja podążyłam za nimi, czując, jak moje serce bije szybciej. Czułam, że zbliżam się do czegoś ważnego – być może do prawdy o tym, kim naprawdę jestem. Jeśli to co mówił, okaże się prawdą, oznacza to, że moje wspomnienia powoli do mnie wracają, a to daje mi nadzieję, że nie utraciłam ich na zawsze.
Poranne światło rozlewało się po podjeździe, kąpiąc wszystko w delikatnym odcieniu złota. Powietrze było chłodne, jeszcze rześkie po nocnej rosie.
Przede mną stał samochód – niebieski Nissan, który od razu przyciągnął mój wzrok. Lakier mienił się w słońcu, przypominając mi coś, czego nie potrafiłam uchwycić. To było znajome, niemal namacalne wspomnienie, które uparcie unosiło się na granicy mojej świadomości.
Zrobiłam kilka kroków w stronę auta, a jego widok, ponownie wywołał w mojej głowie przebłysk wspomnień. Zobaczyłam siebie, pochyloną nad maską tego samochodu, z narzędziami w dłoniach, a obok mnie... Lucas.
– Otworzysz maskę? – zapytałam cicho, zbliżając się do auta.
Lucas skinął głową, nie odzywając się i otworzył maskę jednym płynnym ruchem. Metaliczny dźwięk zatrzasku odbił się echem w porannej ciszy. Zatrzymałam się na chwilę, biorąc głęboki oddech, zanim podeszłam bliżej.
Pochyliłam się nad silnikiem i poczułam coś dziwnego – mieszaninę dumy i przerażenia. Moje oczy przelatywały po znajomych detalach, które zdradzały jedno: to było moje dzieło. Modyfikacje, które widziałam, były tak charakterystyczne, że nikt inny nie mógł ich zrobić. Znałam swoje metody – były unikalne, niemal jak podpis artysty na obrazie.
Przełknęłam ślinę, czując, jak fala emocji wzbiera we mnie z siłą, której nie potrafiłam powstrzymać.
– A więc to prawda... – wyszeptałam, cofając się o krok. Moje ręce opadły wzdłuż ciała, a ja westchnęłam, spoglądając to na Lucasa, to na Jamesa. – To prawda, że dołączyłam do was?
Lucas uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony moim pytaniem i spojrzał na Jamesa, a ten gwałtownie położył dłoń na ramieniu Lucasa, jakby chciał go uciszyć, zanim zdąży cokolwiek powiedzieć.
– Tak, Olivio – zaczął James, a jego głos był spokojny, niemal łagodny. – Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale tak... Dołączyłaś do nas. Pomagałaś nam przy samochodach, pracowałaś nad ulepszeniami i byłaś w tym świetna.
Zrobiłam kolejny krok w tył, jakby słowa Jamesa były zbyt ciężkie, bym mogła je unieść. Ja? Olivia Parker? Dołączyłam do gangu? To brzmiało jak coś niemożliwego, coś zupełnie sprzecznego z tym, kim zawsze myślałam, że jestem.
Zamknęłam oczy, próbując uspokoić chaos w mojej głowie. Ale zamiast tego, zobaczyłam obraz – swoje dłonie, czarne od smaru, trzymające klucz. Ujrzałam Lucasa, jego rozczochrane blond włosy i rozbawiony uśmiech, kiedy wspólnie pochylaliśmy się nad tym samym silnikiem. Obrazy były rozmyte, fragmentaryczne, ale wystarczająco wyraźne, by wywołać we mnie niepokój.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na samochód. Zamiast strachu, zaczęłam czuć coś innego – dziwną dumę. Silnik, który widziałam przed sobą, był perfekcyjny. Przemyślany, precyzyjny, niemal artystyczny. Niezależnie od tego, co się wydarzyło w moim życiu, to było dowodem na to, że wróciłam do swojej pasji, że znów tworzyłam.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, patrząc na swoje dzieło. Było moje. Nie dało się tego podważyć.
– Chcesz się nim przejechać? – zapytał nagle Lucas.
Odwróciłam się w jego stronę, a moje serce znów przyspieszyło. W jego dłoni błyszczały kluczyki, którymi lekko wymachiwał, jakby rzucał mi wyzwanie. Przełknęłam ślinę, a moje dłonie zaczęły lekko się pocić.
– To chyba nie jest dobry pomysł – zaczęłam niepewnie. – Ja... boję się.
– Nie, Olivio – przerwał mi James stanowczo. – Już się nie boisz.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– To niemożliwe. Od wypadku Nicolasa nie wsiadłam za kierownicę.
James potrząsnął głową.
– Nieprawda. Wsiadłaś, tylko tego nie pamiętasz.
James sięgnął po kluczyki z rąk Lucasa i podszedł do mnie. Wyciągnął je w moją stronę, a jego spojrzenie było intensywne, jakby próbował przekonać mnie siłą swojej woli.
– Jeśli chcesz, możesz się sama przekonać – powiedział spokojnie. – Twój umysł może tego nie pamiętać, ale ciało z pewnością tak.
Patrzyłam na kluczyki, zamrożona w miejscu. Wszystkie wątpliwości, cały strach, wszystko to ścierało się w mojej głowie. Ale jednocześnie czułam coś jeszcze – ciekawość. Czy rzeczywiście mogłam to zrobić? Czy byłam w stanie przezwyciężyć swój strach?
W końcu, niemal mechanicznie, wyciągnęłam rękę i chwyciłam kluczyki. Bez słowa wyminęłam obu mężczyzn i otworzyłam drzwi do auta. Zasiadłam za kierownicą, a znajome uczucie spłynęło na mnie niczym fala. Moje dłonie instynktownie chwyciły kierownicę, jakbym nigdy nie przestała tego robić. Lucas i James wymienili między sobą spojrzenia, ale żaden z nich się nie odezwał, kiedy wsiadali do środka – James na miejsce pasażera, Lucas z tyłu.
– To jak? Jesteś gotowa, aby po raz drugi rzucić wyzwanie swoim lękom? – zapytał James, ale ja milczałam. W odpowiedzi tylko przekręciłam kluczyk w stacyjce. Silnik zagrzmiał, a wibracje przeszyły mnie od stóp do głów. Było w tym coś dzikiego, coś niesamowitego.
Wycofałam z podjazdu, a potem, stojąc na drodze, wzięłam głęboki oddech. Z piskiem opon ruszyłam przed siebie, a adrenalina natychmiast zalała moje żyły. Nie było lęku. Nie było wahania. Była tylko prędkość i poczucie kontroli, które tak dawno utraciłam.
Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech.
Siedząc za kierownicą, czułam, jak moje serce waliło w piersi niczym młot. Powietrze wewnątrz samochodu było ciężkie, jakby cały świat zatrzymał się w oczekiwaniu na mój kolejny ruch. Dłonie zaciskały się na kierownicy, a chłodna skóra pod palcami przypominała mi, że to się dzieje naprawdę. Od dawna nie siedziałam w tym miejscu. Od wypadku Nicolasa – od tamtej nocy, która zmieniła wszystko – kierownica była dla mnie czymś więcej niż narzędziem. Była symbolem strachu.
Wzięłam głęboki oddech, czując, jak moje płuca wypełnia chłodne, poranne powietrze, które wlewało się do wnętrza przez uchylone okno. Los Angeles dopiero budziło się do życia. Ulice były ciche, niemal puste, a słońce, wznosząc się nad horyzontem, malowało miasto w ciepłych odcieniach złota i różu. Świat zdawał się szeptać: To jest ten moment. Twoja chwila.
Mocniej nacisnęłam pedał gazu, a samochód szybciej ruszył do przodu. Z początku ostrożnie, niemal niezauważalnie, ale z każdym metrem moje ruchy stawały się bardziej pewne. Droga przed nami prowadziła wprost do serca miasta – szeroka, otoczona smukłymi palmami, które łagodnie kołysały się na wietrze. W lusterku dostrzegłam Lucasa, który siedział z tyłu, spokojny, jakby cała sytuacja była dla niego czymś zwyczajnym. James, obok mnie, rzucił mi ukradkowe spojrzenie, jego twarz wyrażała coś pomiędzy troską a dumą.
Przejeżdżając przez opustoszałe ulice, czułam, jak napięcie powoli ustępuje miejsca czemuś innemu – emocji, której dawno nie czułam. Wolności.
Wiatr wpadał przez uchylone okno, rozwiewając moje włosy, a w moich żyłach zaczęła krążyć adrenalina. To uczucie było jak uderzenie prądu, jak przypomnienie, że życie nie składa się tylko z lęków i ograniczeń.
Ja to robię. Te słowa powtarzały się w mojej głowie jak mantra. Prawa stopa naciskała na gaz coraz odważniej, a silnik odpowiadał głębokim pomrukiem, który niósł się echem po mojej duszy.
Wjechałam na Sunset Boulevard, gdzie światła miasta zaczynały budzić się do życia. Reklamy neonowe, choć wciąż przygaszone, odbijały się w witrynach pustych sklepów. Wszystko zdawało się większe, bardziej intensywne, jakby świat chciał przypomnieć mi, jak wiele traciłam, tkwiąc w strachu.
Jednak mimo tej ekscytacji, w głębi serca czułam coś więcej. Każdy dźwięk silnika, każdy zakręt przypominał mi o Nicolasie. O tamtej nocy, której fragmenty wciąż tkwiły w mojej głowie jak drzazgi. Ale w tym momencie, zamiast mnie paraliżować, wspomnienie stało się motorem napędowym. Pomyślałam o tym, jak bardzo by mnie teraz wspierał, jak zachęcałby mnie, żebym nie przestawała. Żebym przestała żyć w lęku.
Na moment oderwałam jedną rękę od kierownicy i zacisnęłam ją gałce od zmiany biegów. To była ja. To była część mnie, którą porzuciłam dawno temu. Przez te kilka miesięcy żyłam jak cień samej siebie, zamknięta w świecie ograniczeń, które narzuciłam sobie przez strach. Teraz jednak wszystko wydawało się inne.
– Jak się czujesz? – zapytał James, a jego głos spokojny, niemal zbyt lekki w porównaniu z emocjami, które we mnie szalały.
Nie odpowiedziałam od razu. Zamiast tego uśmiechnęłam się lekko, patrząc przed siebie na szeroką drogę.
– Dziwnie – przyznałam w końcu, nie spuszczając wzroku z asfaltu. – Jakbym była zupełnie nową wersją siebie.
James zaśmiał się cicho, ale nie powiedział nic więcej. A ja wcisnęłam pedał gazu trochę mocniej, czując, jak prędkość staje się dla mnie czymś znajomym, jakbym zawsze tego potrzebowała.
Poranek rozciągał się przede mną, pełen obietnic i nowych początków. A ja wiedziałam jedno – już nigdy nie pozwolę, by strach mnie zatrzymał.
– Jesteś gotowa, aby poznać swoich nowych, starych przyjaciół? – zapytał James, a jego głos był pełen ekscytacji.
Spojrzałam na niego kątem oka, a moje dłonie pewnie trzymały kierownicę.
– Nowych przyjaciół? – zapytałam, unosząc brew.
James pokiwał głową z uśmiechem, a ja przeniosłam wzrok na drogę przed sobą. Czy byłam gotowa? Nie miałam pojęcia. Ale jeśli chciałam odkryć, kim naprawdę byłam, nie mogłam się teraz cofnąć.
– To dokąd mam jechać? – zapytałam z uśmiechem pełnym determinacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro