11
Jin zerkał co chwilę we wsteczne lusterko, sprawdzając, co robi Namjoon na tylnym siedzeniu samochodu. Póki co siedział grzecznie. Zapiął pasy, położył na siedzeniu obok swoją torbę, jego szalik nie zatrzasnął się we framudze drzwi i nie rozlał na siebie wody z butelki, którą popijał od czasu do czasu. Powiedzieć, że Jin był tym zdziwiony to było mało. Po raz pierwszy widział też, że ręce chłopaka były stabilne i nie trzęsły się wcale.
- To...- zaczął, przeciągając ostatnią samogłoskę. - Jak to się właściwie stało, że dostałeś pracę w naszej kawiarni?
- Hyung - syknął z fotela pasażera Jimin. Jin uniósł tylko brew i spojrzał na niego z udawanym oburzeniem. Skoro Jimin nie chce mówić, zmusi Namjoona do zwierzeń.
- To w sumie zabawna historia - odparł dryblas ochoczo, pochylając się. Trochę wody wylało się z jego niezakręconej butelki, ale Jin łaskawie postanowił to zignorować. - Pamiętasz, kiedy przyniosłem ci Holly?
- Jak mógłbym zapomnieć... takich pięknych chwil się nie zapomina - mruknął pod nosem Jin. - No, pamiętam - dodał już głośniej i przejechał palcem po komórce zamontowanej niedaleko wywietrznika klimatyzacji. Sygnał GPS był tu dość słaby i ich pozycja na mapie spóźniała się. Zjazd na autostradę, który pokazywała im nawigacja minęli jakieś pięćdziesiąt metrów temu i Jin coraz bardziej bał się, że się zgubią. Muszą niedługo gdzieś skręcić. Ta droga prowadziła prosto na obwodnicę, a na taką wycieczkę nie miał paliwa.
- No to Jiminnie...
- Jiminnie - powtórzył za nim jak papuga Jin, uśmiechając się lekko. Kolejny syk, który wydał z siebie Jimin, nie zrobił już na nim żadnego wrażenia. Namjoon zamilkł, patrząc się na nich zdziwiony. - No dajesz Namjoon, dajesz - zaczął popędzać go starszy chłopak. - Już ci nie przerywam.
- No spieszył się na uczelnię - Jin pokiwał głową. GPS pokazał wreszcie strzałkę skrętu, więc zaczął rozglądać się za zjazdem. Według urządzenia miał być za sto metrów, więc już dawno powinien go widzieć.
- I tyle, spieszyłem się i tyle - wtrącił Jimin, wykorzystując chwilową nieuwagę Jina. - A potem zacząłem gadać z Namjoonem na przejściu dla pieszych i zauważyłem, że Joon ma w torbie plik wydrukowanych CV i powiedziałem mu o tym, że szukamy osoby do ogarniania sali. Koniec historii - zakończył szybko. Podejrzanie szybko, ale Jin nie zamierzał tego komentować.
- Ale poczekaj, ominąłeś najlepsze - Namjoon znów pochylił się, machając butelką niebezpiecznie blisko jego głowy. - Jimin biegł przez cały czas i nie zauważył mnie. Dopiero jak wylał na mnie kawę, się zatrzymał i zaczęliśmy gadać - Jin zagryzł mocno wargi i spojrzał ukradkiem na Jimina. To był gorszy podryw niż te w fikach o NCT, które Taehyung i Jungkook czytali czasem na głosy.
- Wow - powiedział tylko, patrząc na Jimina i włączył kierunkowskaz. - Faktycznie, zabawne - mówił dalej pozbawionym emocji tonem. - Taki niesamowity zbieg okoliczności, że akurat wpadł na ciebie. Niesamowite - Jimin miał coraz kwaśniejszą minę. - I właśnie szukaliśmy kogoś na salę. Szczęście w nieszczęściu, Namjoon. No prawie przeznaczenie...
- Dokładnie - chłopak siedzący z tyłu, zaśmiał się na głos. Jin uśmiechnął się do niego życzliwie i wrócił do obserwowania drogi przed sobą. Po co tak kasiastemu facetowi jak Namjoon praca, nie stykało mu do końca wyobraźni, ale nie zamierzał pytać. Jimin sam tego chciał, więc teraz Namjoon i jego brak koordynacji był tylko i wyłącznie jego problemem. Jin miał ich aż za dużo i nie zamierzał adoptować w najbliższym czasie kolejnych. Wystarczy mu Jungkook i Holly, i Yoongi. Zwłaszcza Yoongi. I jego demon. A w dodatku nawigacja wciąż odmawiała współpracy.
- Daleko jeszcze? - spytał Namjoona. Osiedle niskich domków, z okalającymi je wysokimi płotami, wyrosło im raptem przed oczami i nie wyglądało na miejsce, w którym mógł mieszkać ktoś młody. Raczej ktoś po czterdziestce albo jakiś emeryt, ewentualnie korpo rodzina z małymi, wkurwiającymi bąbelkami.
Chociaż z drugiej strony Yoongi nigdy nie mówił, ile ten cały Hoseok ma lat, a po głosie często trudno ocenić, czy ktoś jest młody, czy nie. Jin zwolnił nieco, wjeżdżając na muldę.
- Nie, to ten dom na rogu - Namjoon machnął ręką, pokazując na piętrowy budynek stojący na niewielkim wzgórzu. Było ledwie widoczny wśród otaczającej go z każdej strony roślinności, ale nawet mimo tego można było stwierdzić, że jest to dość stary i dość... luksusowy. Jimin gwizdnął w podziwie przez zęby. - Seok mieszka teraz z rodzicami - wyjaśnił od razu Namjoon, widząc ich reakcję. Jin zerknął na niego w lusterku i zaparkował samochód przed bramą.
- Dobra, Namjoon. Idziesz ze mną - rozkazał, odpinając pasy. Dryblas skinął mu głową i wysiadł z samochodu. - Jimin, siedź...
- Ale...- zaczął protestować chłopak. Tak naprawdę to nawet miało go tu nie być, a Jin wziął go tylko dlatego, że młodszy chłopak obiecał mu, że weźmie za niego weekendową zmianę. - Ale dlaczego? Nie chcę siedzieć tu sam. Hyung, no weeeź...- Jin westchnął cicho. - A jak samochód się za bardzo nagrzeje od słońca i umrę? Nie można zostawiać nikogo w nagrzanym samochodzie, to pewna śmierć. Widziałeś tę kampanię...
- Dobra - Jin przerwał mu szybko. - Ale nie odzywaj się, nie pokazuj... jakby cię nie było - Jimin ochoczo skinął głową i wybiegł za Namjoonem, który stał przed domofonem, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Jin szybko zamknął samochód i dołączył do nich.
- To... co mam mu właściwie powiedzieć? - spytał Namjoon. - Że Yoongi mnie wysłał?
- Po prostu mu powiedz, żeby wyszedł. Resztę zostaw mnie - odparł Jin i odsunął się od kamery domofonu. - Gotowy? - spytał i nacisnął na guzik na panelu, nie czekając na odpowiedź chłopaka.
- Hoseok? To ty? - powiedział Namjoon zaskoczonym tonem, gdy domofon prawie natychmiast zaświecił się na zielono.
- Namjoon? Co ty tu robisz? - padło od razu pytanie. - Stało się coś? - i kolejne, ale dryblas dalej milczał jak zaklęty, nerwowo ściskając ramiączko swojej torby. Jin pokazywał mu gestem ręki, żeby mówił dalej, ale nie działało to za bardzo. Zwłaszcza, że za jego plecami stał Jimin, który pokazywał właśnie Namjoonowi kciuki w górę, skutecznie go rozpraszając.
- Eee...- Namjoon uśmiechnął się nerwowo, wciąż patrząc na Jimina. - Chyba tak - dodał i znów spojrzał w stronę kamery. Wyglądał, jakby dostał raptem jakiejś gorączki. Wydawał się dziwnie pobudzony i z jakiegoś powodu zrobił się czerwony na twarzy i karku, chociaż Jin przez cały dzień obserwował go uważnie i nie widział u niego żadnych symptomów przeziębienia albo grypy. Zirytowany, znów zaczął go popędzać gestem dłoni.
- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej - Hoseok też musiał zauważyć, że coś jest nie tak. - Chcesz wejść? - pytał dalej. Jin pokręcił gwałtownie głową.
- Nieeee...- odparł wolno Namjoon. - Nie - powtórzył i spojrzał na Jina z prośbą w oczach. Starszy chłopak znów westchnął cicho. Spokojny, musi być spokojny.
Na szczęście Hoseok był równie niecierpliwą osobą jak on sam i zamiast czekać, aż Namjoon wreszcie się wysłowi, zszedł na dół i wyszedł przed dom. Gdy tylko przestąpił próg bramy, serce Jina podskoczyło raptownie. Nie wiedział, czego się spodziewać i musiał sam przed sobą przyznać, że trochę się stresował. Jeśli jego teoria o tym, że Hoseok miał prawdziwe, czarodziejskie moce (a nie takie jak on na taśmę i brokat) była prawdziwa, to robienie takiej zasadzki było głupotą.
On sam skończy z prywatnym demonem pod koniec tej nocy. Poza tym, oto przed nim stał słynny ex Yoongiego. Nie było widać jego twarzy, bo miał założony kaptur bluzy i tylko kilka czarnych kosmyków włosów wydostawało się z jego wnętrza, ale Jin nawet bez widzenia jej mógł przyznać, że nie tak go sobie wyobrażał. Ten w jego wyobrażeniu był o wiele niższy i mniej umięśniony i Jin coraz bardziej bał się tego co się stanie, gdy odwróci się w jego stronę. Miał niebezpieczne przeczucie, że będzie przystojny.
- Hej - Hoseok złapał Namjoona ostrożnie za ramiona. Obchodził się z nim łagodnie i mówił do niego cicho jak do przestraszonego dzieciaka, a Jinowi nawet na chwilę zrobiło się nawet go szkoda, bo chłopak naprawdę wydawał się przejmować dziwnym zachowaniem Namjoona. - Mam zadzwonić po kogoś? - Jin odchrząknął głośno i dopiero, gdy Hoseok odwrócił się w jego stronę z krzykiem, mógł wreszcie zobaczyć jego twarz. Cholera, był przystojny. Musiał to przyznać i nawet miał to na końcu języka i naprawdę chciał powiedzieć o tym na głos, ale zamiast tego wymamrotał.
- Yoongimademona - Hoseok spojrzał przestraszony na Namjoona, a potem znów na niego samego. Jimin pomachał do niego.
- Cześć - powiedział wesoło, co w jakiś dziwny sposób zmieniło od razu atmosferę i po chwili Hoseok stał już wyprostowany i patrzył się na nich obu morderczym wzrokiem. - Jestem Jimin? - mówił dalej Jimin już mniej pewnym siebie tonem. - A to...
- RJ - przerwał mu szybko Jin, zbierając się w sobie. - Wróż RJ - dodał mocniejszym tonem, który miał nadzieję brzmiał profesjonalnie, ale Hoseok nie wydawał się tego kupować.
- Serio? Znowu ty? - powiedział, kładąc ręce na biodrach. - Ty też bierzesz udział w tym żarcie? - spytał Namjoona zawiedzionym tonem.
- Hoseok, to nie żart - zaczął tłumaczyć chłopak słabym tonem. - Raczej...
- Nie pomagasz, ani trochę - mruknął Jin pod nosem. - Słuchaj, Hoseok - zwrócił się do niego. - Musimy pogadać - spojrzał szybko na Jimina, który bez słów zrozumiał, że powinien zabrać Namjoona i zostawić ich samych. Hoseok próbował wykorzystać ten moment i wrócić do domu, ale Jin zaszedł mu drogę. - Wiem, że to wygląda i brzmi dziwnie...
- Nie obchodzi mnie to - warknął Hoseok, próbując go wyminąć. - Puść mnie - powiedział sfrustrowany, zatrzymując się przed Jinem, który sam miał ochotę uciec do samochodu.
- Yoongi wynajął mnie, żeby wyegzorcyzmować demona, który za nim łazi i mam podstawy...- Hoseok parsknął. - Wiem, jak to brzmi, ale poczekaj. Daj mi wyjaśnić.
- Na nic nie muszę czekać - odparł chłopak i złapał Jina za przedramię. - I jeśli zaraz mnie nie puścisz to zadzwonię po policję. Nie żartuję - warknął i przesunął go w bok.
- Ale Yoongi...- próbował dalej Jin. - On naprawdę go widzi, ja też go widziałem i mogę cię zapewnić, że to nie jest dowcip - zaczął mówić coraz szybciej, bo Hoseok był coraz bliżej bramki. - On istnieje, jest prawdziwy!
- Prawdziwy to zaraz będzie patrol policji - odparł Hoseok, wbijając szybko kod do mieszkania i odwrócił się w jego stronę. - I serio Namjoon. Po kim jak po kim, ale po tobie się tego nie spodziewałem - dodał zawiedzionym tonem, zwracając się w stronę chłopaka, który stał z Jiminem w pewnej odległości.
- Yoongi...- Jin nie poddawał się.
- ...to wyrachowany, egoistyczny, parszywy, niedojrzały gnojek - dokończył za niego Hoseok. Słowa protestu ugrzęzły Jinowi w gardle, gdy metalowa brama zatrzasnęła się za Hoseokiem z hukiem.
***
Kiedy Jin otworzył mieszkanie, przywitał go paskudny piesek Yoongiego, dźwięki dobiegające z salonu podejrzanie brzmiały jak jakaś gra komputerowa i mieszały się z cichymi głosami, na szczęście żaden z nich nie brzmiał jak Taehyung. To był już jakiś plus. Kolejnym plusem byłby jakiś obiad, fakt, że Jungkook odrobił lekcje i zaczął przygotowywać talizmany do sklepu, których zapas powoli zaczynał się kończyć.
Wchodząc głębiej do mieszkania, Jin jednak nie miał już żadnych wątpliwości, że brak Taehyunga był jedynym plusem tego dnia. W przeciwieństwie do jego brata i Yoongiego, Holly jako jedyna, żywa istota w domu cieszyła się z jego obecności, więc wziął go na ręce.
- Dostaniesz ode mnie całe mięso z kanapki - powiedział cicho, tak żeby Yoongi go nie usłyszał. - Bez względu na to, co na ten temat mówi twój parszywy właściciel - dodał, usprawiedliwiając się przed psiakiem.
Do tej pory Jin właściwie nie uznawał Yoongiego za parszywego człowieka. Był co prawda irytujący i uparty, ale nie wydawał się złem wcielonym za jakie uważał go Hoseok.
Oczywiście, Jin nie znał Yoongiego tak długo i tak dobrze, więc mógł się mylić. Do tego jeśli chodziło o poważne, długotrwałe związki to nie mógł uznać się za eksperta.
Zanim został sam z Jungkookiem, nie był jeszcze zainteresowany budowaniem jakiś szczególnie poważnych relacji. Uważał, że jeszcze będzie na to właściwy moment później.
A teraz, kiedy było już to "później", w swojej obecnej sytuacji trudno by mu było znaleźć czas na stałego partnera, zwłaszcza takiego, który zaakceptowałby Jina z całym pakietem. Pocieszał się, że za kilka lat sytuacja się zmieni, chyba że Jungkook nie zaliczy matmy, nie skończy liceum i do końca życia zostanie na jego utrzymaniu.
- Jungkook odrobiłeś lekcje? - zapytał na wszelki wypadek, kładąc siatkę z kanapkami z kawiarni na stole w salonie.
Od razu przygryzł wargę, powstrzymując się od wybuchu. Nie chciał być zawsze w domu tą osobą, która jest niefajna i prawi kazania. Też wolałby być fajnym bratem, z którym można przez cały dzień grać na konsoli i pożerać pizzę, ale nie mógł. Ktoś musiał dopilnować odrabiania lekcji, regularnych, w miarę zdrowych posiłków, terminów, rachunków, ubrań i wszystkich tych rzeczy, których Jin kompletnie nie chciał pilnować w wieku dwudziestu trzech lat. Nie miał jednak innego wyjścia.
- Jungkook, pytałem cię o coś - westchnął, nalewając wodę do czajnika. Czuł, że za chwilę straci cierpliwość, a to nigdy nie kończyło się dobrze.
- Zaraz odrobię - powiedział automatycznie Jungkook, nie odrywając nawet wzroku od ekranu. Jin wiedzial, że za chwilę coś go trafi. Nienawidził krzyczeć na brata. Nienawidził, kiedy musiał wcielać się w rolę hyunga i kazać mu coś zrobić. To było nie fair, bo teraz musiał powiedzieć coś równie chujowego jak "najpierw lekcje, a dopiero później granie" albo "dostaniesz bana na komputer jak nie poprawisz matematyki", a nie chciał tego robić. W dodatku miał nadzieję, że Jungkook pomoże mu składać te cholerne talizmany, a teraz zamiast tego będzie siedzieć do nocy przy lekcjach (lekcje i Jungkook to zawsze było tragiczne połączenie i długotrwała męka), Jin będzie musiał siedzieć razem z nim, a potem dostanie kurwicy przy nawlekaniu tych jebanych koralików na nitkę. A to wszystko po kilkugodzinnej jeździe do i od Hoseoka, która była równie owocna, co jinowe składanie cv do korpo. Jin wiedział, że na pewno dostanie dziś kurwicy.
Oczywiście, za to, tak jak za wszystko ostatnio, odpowiedzialny był Yoongi. Być może Hoseok jednak wiedział, co mówi, a Jin był po prostu głupi i naiwny, wierząc, że chłopak nie jest kompletnym skurwielem. Na pewno nim był. Jeśli nawet wcześniej Jin był sceptyczny to teraz, czując na sobie spojrzenie jego małych, lisich, świdrujący oczek, coraz bardziej się do tego przekonywał. Hoseok mógł mieć rację.
Tak nie patrzy ktoś, kto ma dobre intencje. Co prawda podejrzewał, że może to być tylko wina jego zmęczenia i rosnącej irytacji na Jungkooka, ale zwalenie tego na Yoongiego, było po prostu łatwiejsze.
- Zjedz i siadaj do lekcji - Jin powtórzył jeszcze raz, rozkładając na stole kanapki. Udało mu się nawet ukryć przed klientami kilka tych z pastrami, więc był z siebie dosyć dumny.
- Już, już hyung... - Jungkook nie wyglądał jednak, jakby miał skończyć grać w ciągu najbliższej godziny.
- Ok, ale jak zostaną ci same z serem, to nie masz prawa nawet jęknąć - warknął Jin, wpychając w siebie jedną z najlepszych, jego zdaniem, kanapek. - I nie przychodź do mnie z płaczem, jak znowu nie ogarniesz równań - dodał dość bełkotliwie. Prawdopodobnie nikt go nie zrozumiał, ale nie zamierzał się powtarzać. Dyskretnie podsunął trochę mięsa Holly. Niech ma z życia trochę radości; brzydkim pieskom też się coś z niego należy.
- Mogę mu pomóc - odezwał się zupełnie niespodziewanie Yoongi. - Z matmą mogę mu pomóc - dodał, bo Jin nic nie powiedział i to nie dlatego, że właśnie przeżuwał.
Min Yoongi do tej pory nie przydał mu się absolutnie do niczego. Od kiedy się wprowadził, nie umył po sobie nawet jednego kubka ( szczęście w nieszczęściu - przestał w końcu używać tego z Ironmanem), nie mówiąc już o ogarnianiu pokoju czy łazienki, która zawsze po tym jak z niej wyszedł, wyglądała jakby przeszła przez nią powódź stulecia (Jin był naprawdę ciekawy, co on właściwie w niej robił).
- Z matmą? - upewnił się Jin, co było zupełnie kretyńskie, bo Yoongi powiedział do kilka sekund wcześniej. Problem Jina polegał trochę na tym, że nie wiedział, o czym rozmawiać z ludźmi, o ile nie dotyczyło to porad duchowych czy kawy.
- No tak... - Yoongi przytaknął, zabierając ze stołu jedną z kanapek. - Studiuję informatykę - wyjaśnił, otwierając opakowanie. - Czemu zawsze tyle ich kupujesz? - wskazał głową na kanapki.
- Nie kupuję, zabieram z kawiarni - odparł Jin, był z tego procederu trochę dumny. Po skończonym dniu mógł zabrać całe jedzenie, które zostało, bo według kawiarnianych zasad i tak nie mogliby go sprzedać następnego dnia. I to nie tak, ze Jin i Jimin zamawiali go od czasu do czasu za dużo (to prawie nigdy się nie zdarzało). Co prawda czasem, zwłaszcza pod koniec miesiąca, ich dieta była dość monotonna, ale nie zamierzał narzekać, a Jungkook zjadał wszystko. - To zupełnie legalne - dodał na wszelki wypadek, żeby Yoongi nie pomyślał sobie o nim czegoś niewłaściwego.
Jin miał całe mnóstwo lifehacków, które pomagały im przetrwać finansowe kryzysy bez większych poświęceń. Jeśli miałby być zupełnie szczery, na oszczędzaniu znał się znacznie lepiej niż na życiu duchowym, tylko że nikt nie lubi słuchać ludzi, którzy mówią o tym, jak nie wydawać pieniędzy. Taki kanał by się po prostu nie sprzedał.
- Kawiarni? - zdziwił się Yoongi. - Jak to z kawiarni?
- Pracuję w kawiarni - odparł szybko Jin, zerkając na monitor. Postaci Jungkooka zostało tylko jedno życie, co oznaczało, że zaraz zginie na dobre. Chłopak nie był wybitnym strategiem i właził w każdą możliwą zasadzkę.
- Takiej magicznej? - Jin westchnął cicho.
- Normalnej, z kawą i herbatą. - odparł zrezygnowany. Naprawdę nie chciał kontynuować tego tematu - To moja dzienna praca - dodał. Yoongi chyba zrozumiał, że nie miał ochoty o tym rozmawiać i tylko pokiwał lekko głową.
Przez chwilę jedli w milczeniu, patrząc na poczynania Jungkooka. Gry strategiczne zdecydowanie nie były jego mocną stroną.
- Jeszcze... jeszcze wyjdę z psem - Jungkook odłożył pada, gdy jego postać wreszcie zginęła. Wsunął, balansującą do tej pory na krawędzi kawowego stolika, komórkę do kieszeni i stanął niepewnie przy niego. - Zjem po drodze - dodał.
Jin już nabierał powietrza, żeby mu powiedzieć, co myśli o tym wszystkim, bo wiedział, wiedział po prostu, że JK nie zamierza tylko wyprowadzić psa, ale przy okazji zabunkrować się u Taehyunga, wrócić na tyle późno, że już będzie za późno na odrabianie lekcji, więc ich zwyczajnie nie zrobi, a cały proceder nakłaniania go do nauki trzeba będzie powtórzyć rano, ale nie zdążył nawet nabrać powietrza, bo Yoongi odezwał się pierwszy.
- To nie jest pies zaprzęgowy, on nie potrzebuje tylu spacerów - podniósł głowę, powoli przeżuwając bułkę. - Siadaj - odsunął nogą krzesło do stołu. Jungkook usiadł przy nim niepewnie, bez żadnych protestów. - Jedz, potem odrobisz lekcje - dzieciak tylko przytaknął niepewnie, szukając wzrokiem Jina, który postanowił go zignorować. Nie, nic z tego. Nie pomoże mu. Szansa na zagonienie brata do nauki bez długich negocjacji i nakreślania czarnej wizji jego przyszłości, nie trafiała się często.
- Jak to możliwe, że masz problem z demonem? - zapytał zamiast tego Yoongiego, który skrzywił się na samo wspomnienie o jego nadnaturalnym problemie.
- Nie rozumiem - zdziwił się chłopak, szukając wzrokiem Holly, który nadal koczował koło Jina, czekając na kawałki kanapki
- Powinieneś być ich trenerem. Co najmniej - Yoongi zaśmiał się cicho. - Słuchają cię nastolatki, to bardzo rzadki dar - dodał z uśmiechem.
Jin chyba jednak nie potrafił uwierzyć Hoseokowi, który mówił, że Yoongi jest tak złym i egoistycznym człowiekiem. Yoongi był całkiem w porządku, jednak to już zostawił dla siebie.
a/n: Wiem, że to nie jest do końca walentynkowy rozdział... ale też się liczy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro