Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~~6~~~

Gdy Jerome już prawie dotarł do stołu z przekąskami gdzie miał poczekać na Clove drogę zagrodziło mu parę osób zatrzymując go w miejscu. Spojrzał na nich mrużąc oczy.

-Czyli to z tobą przyszła panienka Gordon?- zapytał dość wysoki i przystojny szatyn z krótko ściętymi włosami. Lecz jego pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie, z lekką kpiną w tonie jego głosu. Jerome nie odezwał się tylko skinął głową.

-Ile ci zapłaciła byś z nią przyszedł?- odezwała się blondynka w bordowej sukience, która trzymała ramie tamtego szatyna i uśmiechała się z wyższością. 

-Nie zapłaciła, przyszedłem bo chciałem.- powiedział Jerome próbując trzymać nerwy na wodzy. Ci ludzie samym wyglądem burzyli jego spokój. Aż przez chwile pomyślał jak ta wredny blondynka wyglądała by nie tylko z tą czerwoną sukienką na ciele. Gdy zauważyła jak się na nią patrzy aż poczuła się dziwnie nieswojo.

-W takim razie musisz być zwykłym prostakiem. Właściwie widać to od razu. Żaden nawet najdroższy garnitur tego nie zmieni.- zakpił inny chłopak o ciemnych blond włosach. Reszta jego towarzyszy zaśmiała się.

-Przynajmniej nie jestem tak obślizgłym ścierwem jak wy.- powiedział z jadem Jerome po czym minął ich trącając jednego z nich ramieniem.

Był wściekły aż poczuł jak pistolet, który zabrał ze sobą ciąży mu. Miał schowany go za pasek spodni i przykryty marynarką. Podszedł do stołu z przekąskami i zcisnął krawędź stołu aż palce zaczęły mu bieleć. Mógłby ich po prostu wystrzelać jak kaczki, ale zniszczył by tym wieczór Clove, a nie chciał tego wiec musiał ochłonąć. Ale gdy odwrócił się i zauważył te samą grupkę, która go zaczepiła nie potrafił się opanować. I wpadł mu pewien pomysł do głowy gdy odwrócił wzrok od nich, a jego spojrzenie padło na stół z napojami. Odciągnąć ich od pozostałych, pomyślał. Podszedł do stołu i nalał sobie kubeczek kolorowego napoju. Zrobił mały łyk próbując jego smaku, ale nie przypadł mu do gustu wiec nie będzie mu szkoda gdy zmarnuje ten napój. Ruszył w kierunku grupki. Gdy był wystarczająco blisko udał że się potyka i puścił kubeczek, a jego zawartość poleciała prosto na garnitur tamtego parszywego szatyna. Rudowłosy z udawaną skruchą zaczął przepraszać, tamten chłopak wściekł się mówiąc że ten garnitur był bardzo drogi. Jerome szybko odszedł od nich  gdy tak bardzo przejęli się plamą na ubraniu, że przestali zwracać na niego uwagę. Tak bardzo uważał ich za żałosnych. Stał z boku i czekał przyglądając się co zrobią. A gdy szatyn z blondynką i swoim kumplem ruszyli gdzieś Jerome uśmiechnął się zadowolony, że na razie idzie po jego myśli. Trzymając dystans wyszedł za nimi z sali.

Clove po odniesieniu rzeczy wróciła na sale i bezpośrednio ruszyła w stronę stołu z przekąskami, ale gdy dotarła zmarszczyła brwi zauważając, że Jerome na nią nie czeka. Nie było go. Zaczęła wiec szybkim spojrzeniem rozglądać się po sali, ale nigdzie w tłumie nie mogła odnaleźć rudej czupryny dlatego zaczęła się niepokoić choć przecież mógł pójść tylko do toalety, a ona niepotrzebnie dramatyzuje. Już chciała ruszyć by go poszukać gdy przed nią pojawił się chłopiec na około dziesięć lat.

-Witaj, nazywam się Bruce Wayne.- czarnowłosy chłopiec wyciągnął w jej stronę dłoń, którą uścisnęła.

-Syn słynnych Wayne'ów?- czarnowłosy przytaknął.- Clove Gordon. Miło cie poznać.- przedstawiła się uśmiechając się delikatnie.

-Niech zgadnę, krewna prokuratora okręgowego Petera Gordona? 

-Zgadza się.- dziewczyna była trochę zaskoczona, że skojarzył ją z jej wujem, który w sumie nie raz odnosił duże sukcesy w swojej pracy wiec czasami mówiono o nim w mediach. Ale nie sądziła że tak młody chłopiec interesuje się takimi sprawami.- Zawód wujka nie należy do łatwych.

-Też tak uważam, ściganie przestępców za ich zbrodnie i szukanie dowodów ich przestępstwa jest trudne. Wymaga przenikliwego oraz pojętego umysłu, którego tobie na pewno nie brakuje panienko Gordon. Dowodem jest dzisiejsze wyróżnienie na tle całej szkoły.- ten chłopiec na prawdę jest bardzo mądry i dojrzały jak na swój wiek aż Clove zmieszała się nie wiedząc jak za reagować. Jego rodzice na prawdę zadbali o jego wychowanie.

-Cieszą mnie twoje słowa. Ale mów mi po prostu Clove, tak jest bardziej swobodnie.

-Dobrze Clove.- czarnowłosy uśmiechnął się.- Wyglądasz na prawdę pięknie w tej sukni, podkreśla twoją wyjątkową urodę.- chłopiec wydał się onieśmielony gdy to mówił, ale nie odwrócił wzroku. Clove aż na chwile rozchyliła lekko usta ponownie będąc zaskoczona przez niego, takiego komentarza się nie spodziewała. Był na prawdę miły i uroczy.

-Dziękuję Bruce.- uśmiechała się do niego.

Wciągnęła ją rozmowa z młodym Wayne, przyjemnie się z nim rozmawiało co ją rozproszyło i na kilka minut zapomniała, że miała przecież kogoś poszukać. Przypomniała sobie dopiero gdy kątem oka zauważyła, że gdzieś pośród tłumu mknął rudy odcień włosów. Przez co mniej skupiła się na rozmowie z Bruce, a bardziej na poszukiwaniu czupryny ognistych włosów, którą w końcu zobaczyła. Szedł w jej kierunku.

-... Na prawdę miło mi się z tobą rozmawiało Bruce, ale muszę iść.- przerwała temat na który akurat rozmawiali i posyłając przepraszający uśmiech odeszła zostawiając czarnowłosego samego.

-Mi również miło się rozmawiało panienko Gordon.- powiedział ściszonym głosem chłopiec patrząc jak odchodzi i znika miedzy ludźmi.

Może to nie było ładne, że tak nagle zakończyła rozmowę, ale gdy zdała sobie sprawę jak długo Jerome nie przychodził obawiała się najgorszego. A to z jakim wyrazem twarzy zmierzał w jej kierunku świadczyło, że coś było nie tak. 

-Jerome gdzie byłeś?- zapytała gdy dotarła do niego, ale on od razu złapał ją za rękę obracając ją wokół jej własnej osi, czego się nie spodziewała, po czym wpadła mu w ramiona, a on zaczął prowadzić ją do tańca. To ją przez moment zdezorientowało.- Gdzie byłeś?- zapytała ponownie.

-Załatwiałem coś. Teraz już ci nie będą dokuczać.- szalony uśmiech wpłynął mu na twarz i odsłonił krawędź swojej marynarki by pokazać jej schowaną broń po czym szybko ją zakrył. Clove czuła jak krew odpływa z jej twarzy.

-C-co zrobiłeś?- zająkała się. Uśmiechnął się diabelnie przyciągając ją bliżej siebie.

-Sama sprawdź, wejdź w moje myśli.

-Wolała bym nie.

Chłopak westchnął przybierając normalny wyraz twarzy. Chciał ją trochę nastraszyć, ale stwierdził że raczej nie był to dobry pomysł.

-Nic im nie jest. Nastraszyłem ich, nawet ich nie tknąłem. Jeśli mi nie wierzysz, jak mówiłem, możesz sprawdzić moje myśli.- wzruszył z obojętnością ramionami.

-Wierze ci. I dziękuje - na słowa podziękowania uśmiech zawitał na jego twarzy, ale zmalał gdy kontynuowała- choć nie powinieneś tego robić. A zwłaszcza zabierać ze sobą broń. Co by było gdyby ktoś ją zauważył? Jest nielegalna.

-Dobra, dobra. Wyluzuj, księżniczko. Złość piękności szkodzi.- uśmiechnął się bezczelnie na co ciemnowłosa wywróciła oczami.

Skoczna muzyka skończyła się, a z głośników wydobyły się dźwięki spokojnej ballady. Clove chciała zejść z parkietu słysząc ją, ale Jerome nie pozwolił jej na to. Objął ją rękoma wokół tali, a ona położyła swoje dłonie na jego ramionach. Tańczyli dopasowując ruch swoich ciał do wolnej muzyki oraz wpatrując się w siebie na wzajem milcząc.

-Pewna rzecz od jakiegoś czasu dręczyła moje myśli.- zaczął mówić spokojnym i zniżonym głosem rudowłosy zbliżając swoją twarz do twarzy dziewczyny.- Jak miękkie są twoje usta?

Clove nie miała nawet szansy na zastanowienie się nad tym co przed chwilą powiedział ponieważ Jerome całkowicie zniwelował odległość miedzy nimi i złączył ich usta w na początku trochę niedoświadczony i krepujący pocałunek, który przerodził się w bardziej namiętny i pełen pożądania. Przestali tańczyć skupiając się tylko na pocałunku, który musieli przerwać gdy zbrakowało im powietrza w płucach. Clove oddychała niespokojnie czując jak bardzo jej policzki muszą być czerwone. Za to Jerome zachichotał wpatrując się w nią. Moja... 

~~~~~~~~~~~~~~~~

Woda go nie zmoczy, ogień nie spali

uderzenia pieścią nie poczuje,

podepczesz a nie zwróci żadnej uwagi,

żadna siła nie jest go wstanie podnieść.

Wiecie o czym mowa? Komentujcie, śmiało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro