~~~27~~~
Clove zaczęła się rozbudzać czując jak ktoś obejmuje ją od tyłu i składa delikatne pocałunki na jej szyi łaskocząc jej wrażliwą skórę przez co zachichotała. Usłyszała tuż przy swoim uchu cichy i radosny śmiech.
-Dzień dobry, księżniczko.
-Mmm, dobry.- mruknęła rozbudzając się i obróciła się na drugi bok aby teraz móc spojrzeć rudowłosemu w oczy. Chłopak uśmiechnął się radośnie, a jedna z jego dłoni zjechała wzdłuż ciała ciemnowłosej i zatrzymała się na pośladku, który ścisnął przez co dziewczyna jęknęła i przymknęła oczy. Była pewna że teraz ma tam siniaki.
-Oh, nadal boli, co?- mruknął przyglądając się jej, dziewczyna kiwnęła głową.- Pora wstać, śniadanie czeka.
Rudowłosy wstał z łóżka i założył wiszący na krześle obok bordowy szlafrok.
-Masz pięć minut, później przyjdź do salonu.- powiedział po czym ruszył w stronę drzwi, ale zatrzymał się na chwile i odwrócił przodem do dziewczyny.- Tam masz ciuchy, Tabitha zadbała byś miała w czym chodzić choć dla mnie mogłabyś nie nosić niczego. I jeszcze jedno, jeśli za te parę minut nie przyjdziesz, przyjdę po ciebie. Lepiej nie psuj mi humoru księżniczko.- pogroził palcem, ale uśmiech wciąż błądził na jego twarzy, następnie skocznym krokiem wyszedł z pomieszczenia zostawiając ją samą.
Ciemnowłosa wzięła sobie na poważnie jego słowa. A zwłaszcza po tym co powiedział jej przed snem. W sumie czego oczekiwała, ktoś taki jak on nie miałby skrupułów aby zabić. Jednak nadal cześć jej nie potrafiła zrozumieć kim tak na prawdę jest Jerome. Morderca i psychopata, te określenia jakiś cichy głosik w jej głowie powtarzał coraz częściej co zaczęło ją trochę niepokoić. Znowu czuła jakby w jej ciele mieściły się dwie świadomości, która jedna z nich nadal jest uśpiona.
Dziewczyna szybko się ogarnęła by wyglądać w miarę przyzwoicie. W dużej czarnej torbie znalazła ubrania, które Tabitha dla niej załatwiła. I o dziwo były one dość zwyczajne. Przez chwile obawiała się, że jeszcze będą kazać jej chodzić w dziwnych ciuchach. Szybko narzuciła na siebie bordową bluzkę oraz czarne spodnie po czym wyszła z pokoju. Szła powoli korytarzem. Dojście do salonu było proste ponieważ korytarz nie posiadał innych dołączonych przejść, po drodze mijała jedynie kilka zamkniętych drzwi.
Clove przystanęła w miejscu gdzie kończył się korytarz a był już przestronny salon. Przy stole gdzie było przygotowane jedzenie siedziały Barbara oraz Tabitha, chichotały i rozmawiały o czymś. Theo stał przy dużym oknie z widokiem na miasto i czytał gazetę. A reszta plątała się po pomieszczeniu biorąc w ręce to co im się podoba i bawiąc się tym niczym małe dzieci. Zauważyła rudowłosego, który grzebał z zainteresowaniem w jakiejś drewnianej skrzyni.
-Jak miło, że postanowiłaś do nas dołączyć. Już zacząłem się martwić o twój stan gdy Jerome przyszedł sam.- powiedział Galavan gdy zauważył ciemnowłosą.- Nie wstydź się, śmiało. Pewnie jesteś głodna.- mężczyzna gestem reki pokazał by usiadła do stołu. Clove ruszyła w kierunku mebla gdy nagle na jej drodze stanął wysoki i łysy mężczyzna, Aaron Helzinger, gołymi dłońmi zabił całą swoją rodzinę. Lekko spanikowała i uniosła głowę do góry by móc na niego spojrzeć.
-Mógłbyś mnie przepuścić, proszę?- zapytała miłym tonem i uśmiechnęła się przyjaźnie próbując ukryć swoje zdenerwowanie. Ten facet bez problemu jednym silnym uderzeniem zwaliłby ją z nóg, że nie wstałaby już. Mężczyzna przyglądał się jej w milczeniu przez co serce zaczęło bić jej szybciej, był niezrównoważony psychicznie, właściwie jak cała reszta tutaj obecnych, ale tylko on mógłby bez nawet spocenia się zmiażdżyć ją niczym robaka. Po paru chwilach Aron odsunął się w bok robiąc jej przejście. Dziewczyna mruknęła ciche dziękuje i szybko usiadła przy stole. Westchnęła głęboko. Sama z szaleńcami, co może pójść nie tak?, zapytała w myślach sama siebie.
-Aron cie polubił.- odezwała się Barbara, która razem z Tabithą siedzą na przeciw ciemnowłosej. Clove spojrzała na nie.
-To chyba dobrze.- uśmiechnęła się niepewnie po czym postanowiła że coś zje. Jednak cały czas miała wrażenie, że na zmianę każdy z nich ją obserwuje przez co czuła się nieswojo i odechciewało się jej jeść, ale starała się wypełnić żołądek bo nie wiadomo czy jeszcze będzie jej dane zjeść normalny posiłek.
Skupienie wszystkich padło nagle na Jerome i Greenwood'a, którzy zaczęli się sprzeczać. Rudowłosy rozkazał kanibalowi by oddał katanę, którą on pierwszy znalazł, ale tamten nie miał zamiaru tego zrobić. Dopiero gdy Valeska odpalił piłę maszynową i chciał rzucić się z nią na Greenwood'a, który wymachiwał ostrzem Theo postanowił interweniować.
-Wystarczy! Chłopcy, jesteśmy drużyną. Nie walczymy ze sobą.- powiedział mężczyzna w garniturze spokojnym i zdecydowanym tonem. Rudowłosy niechętnie i wywracając oczami odłożył piłę łańcuchową.
-A ja jestem kapitanem.- powiedział dumnie Greenwood posyłając w stronę rudowłosego cwany uśmiech jakby na prawdę był przekonany w swoich słowach.
-Dupa, nie kapitan.- zakpił Jerome.
-Zabiłem dwanaście kobiet.- zaczął chwalić się Greenwood.- Sterroryzowałem miasto. A co ty zrobiłeś? Pozbyłeś się mamuśki?
-Każdy od czegoś zaczyna. Ja mam wizje, ambicje, rozum. Ty jesteś tylko walniętym kanibalem. Ile osób jeszcze zjesz zanim ten numer się zestarzeje?
-Mogę zjeść jeszcze jedną.- paskudny uśmiech wpłynął na twarz Greenwooda gdy na krótką chwile spojrzał na Clove. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok nie chcą patrzeć na jego wyraz twarzy. Czuła się okropnie gdy przez myśl przeszło jej że może ją dotknąć, aż odczuła mdłości.
Jerome zrozumiał aluzje Greenwooda. Zacisnął mocno pieści robiąc krok w stronę mężczyzny, a na jego twarzy zagościł wymuszony i nienaturalnie wykrzywiony uśmiech.
-Nie wydaje mi się.- warknął, na co kanibal parsknął.
-Widzę że jednak będziemy musieli rozwiązać to raz na zawsze.- odezwał się Theo gdy rudowłosy i Greenwood mierzyli się niezawistnymi spojrzeniami. Mężczyzny wyjął colta i opróżnił go zostawiając w nim tylko jeden nabój.- Znacie te grę?
-Uwielbiam ją.- wyznał Jerome.
-Kto chce być szefem?- Theo wystawił broń miedzy nimi. Greenwood wziął ją jako pierwszy. Przystawił do głowy broń i pociągnął za spust, ale nic się nie stało. Następnie Jerome wziął pistolet. Clove czuła jak puls jej przyspiesza gdy przyglądała się chłopakowi jak przykładał sobie broń do skroni. Chciała coś zrobić, powstrzymać, cokolwiek. Ale wiedziała że nie może i że to nie zadziała. Była bezsilna, mogła tylko się przyglądać. Jako jedyna nie ekscytowała się tym, reszta miała z tego ubaw.
-Hej Greenwood, w czym tkwi sekret dobrej komedii?- zapytał rudowłosy uśmiechając się. Pociągnął za spust, ale nic się nie stało.- W wyczuciu czasu.- ciemnowłosa odetchnęła z lekką ulgą, ale Jerome nie oddał colta tamtemu. Zamiast tego przyłożył sobie lufę do policzka. Atmosfera zrobiła się bardziej napięta. Dziewczyna szybkim spojrzeniem rozejrzała się po wszystkich. Przez moment liczyła że Theo odezwie się że teraz kolej Greenwooda, ale tego nie zrobił.- A czym jest odwaga?- pociągnął za spust, ale nabój nie wystrzelił.- To wdzięk pod presją.- rudowłosy następnie przyłożył lufę pod podbródek, a szeroki szaleńczy uśmiech zakwitł na jego twarzy. Teraz Clove czuła że zaraz nie wytrzyma, serce łomotało jej z zdenerwowania. Mocno zacisnęła dłonie na krześle. Nie chciała tego oglądać, ale nie potrafiła odwrócić wzroku, a zwłaszcza jeżeli to była ostatnia chwila jeśli widziała go żywego.- I kto jest szefem?- trzeci strzał. Ciemnowłosa miała wrażenie w chwili wystrzału serce jej stanęło.- Ja jestem szefem.- powiedział dumnie rudowłosy.
Greenwood skrzywił się gdy rudowłosy chciał podać mu broń. Nie chciał jej przyjąć co oznaczało, że się poddaje.
-Też tak sądzę.- Theo zabrał im broń. A Jerome odebrał katanę od Greenwooda po czym radośnie zaczął machać nią jakby udawał, że coś przecina.
Clove spuściła wzrok przyglądając się nieskończonemu jedzeniu na jej talerzu. Teraz z pewnością nie miała ochoty już jeść. Dopiero co nastał nowy dzień, a już miała dość po takich emocjach. Odetchnęła starając się być cicho by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Bo gdyby ktoś teraz zapytałby ją o coś to prawdopodobnie jej głos by zadrżał gdyby się odezwała. A wolała nie okazywać przy nich jakiejkolwiek słabości. Są jak rekiny, które gdy wyczują choćby krople krwi dostają szału i atakują.
~~~~~~~~~~
Mogę wypełnić pokój lub jedno serce.
Inni mogę mnie mieć, ale nie mogą się mną podzielić.
Czym jestem?
Śmiało komentujcie, jestem ciekawa waszych odpowiedzi i co myślicie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro