Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~~25~~~

Ciemność. Tylko tyle Clove widziała gdy zaczęła się rozbudzać. Czuła że siedzi na czymś, prawdopodobnie na drewnianym krześle, o dziwło miało miękkie oparcie i siedzenie. Próbowała się poruszyć, ale jej ruchy były ograniczone. Jej ręce zostały przywiązane do boków krzesła. Gdy już lepiej kontaktowała, a jej myślenie wystarczająco wróciło do normy zauważyła że ma coś ciemnego na głowie, jakiś worek. I dopiero teraz usłyszała czyjeś głosy, przez worek były one trochę przytłumione, ale wciąż mogła rozpoznać o czym te osoby mówią.

-Myślałam, że porwiecie ją dopiero gdy Jim Gordon będzie sprawiał kłopoty.- to był głos jakiejś kobiety, Clove jednak nie znała go. Później usłyszała kolejny głos, ale ten był męski i również brzmiał dla niej obco.

-Bo taki był początkowy plan. Nie poradziliście sobie zbyt dobrze dzisiaj, ale przynajmniej ty Jerome złagodziłeś moje niezadowolenie.- mężczyzna zwracał się do większej liczby osób. Clove powoli układała sobie wszystko w myślach. Wspomniał o rudowłosym i o dzisiejszej akcji, najwyraźniej to on pomógł szóstce pacjentów uciec z Arkham.

-To była łatwizna. Wystarczyło odciągnąć uwagę Jimbo, a ta urocza istotka straciła swojego wielkiego obrońce i dała się tak łatwo złapać.- to był Jerome, chłopak zaśmiał się głośno najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.

-Może zdejmijcie jej to z głowy bo chyba już się ocknęła.- kolejny kobiecy głos , ale tym razem ciemnowłosa rozpoznała go, to była Barbara. Teraz dziewczyna była już pewna w czyje ręce wpadła i to w tak banalny sposób. Gdy podążyła wtedy za rudowłosym nawet nie pomyślała, że to może być pułapka, tak łatwo dała się mu wykiwać. Była zła na siebie. 

Nagle worek z jej głowy został ściągnięty, a jasność na moment oślepiła ją, nie mogła nawet nic powiedzieć bo miała przyklejoną taśmę na ustach. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do panującej jasności zauważyła, że znajduje się w czyimś apartamencie. Widok przez duże okna uświadomił ją, że są gdzieś na wysokim pietrze bo widać stąd niektóre dachy budynków miasta. W pokoju było siedem osób nie wliczając jej. Rozpoznała piątkę więźniów, którzy uciekli, ale były jeszcze dwie osoby, kobieta w czarnym dopasowanym stroju i mężczyzna w ciemnym garniturze. Wszyscy stali w różnych miejscach albo siedzieli i patrzyli na nią. Wszyscy oprócz Barbary wydawali się zadowoleni z jej pobytu tu. Ale to zadowolenie niczego dobrego jej nie zwiastowało.

-Nie wygląda jakby się bała.- odezwała się kobieta o czarnych włosach związanych w wysoki kucyk. Mierzyła ją przenikliwym spojrzeniem, ale Clove nie odwróciła wzroku. Nie miała zamiaru okazać słabości mimo że właśnie przebywa wśród szaleńców i morderców, a do tego jest związana i skazana na ich łaskę.

-Faktycznie, to zaskakujące.- odezwał się mężczyzna w garniturze i zbliżył się trochę, ale nadal trzymał odpowiedni dystans. Jednak z nich wszystkich najbliżej niej stał Jerome, dosłownie tuż obok i górował nad nią wpatrując się w jej ciało, które teraz przy nim wyglądało tak krucho i bezbronnie.- Rozumiem że możesz być zdezorientowana. Nazywam się Theo Galavan, a to moja siostra Tabitha.- wskazał dłonią kobietę w kucyku.- Resztę pewnie znasz albo kojarzysz. Oh, ale gdzie moje maniery, nie możesz nawet nic powiedzieć.- Theo zbliżył się chcąc odkleić jej taśmę z ust, ale Jerome go powstrzymał gestem dłoni.

-Z nią lepiej uważać. Wydaje się nie groźna, ale to tylko pozory.- powiedział rudowłosy po czym oderwał szybkim ruchem taśmę przez co ciemnowłosa syknęła, nie było to przyjemne. Spojrzała niezadowolona na rudowłosego, który jedynie uśmiechał się.- Jakieś słowa na powitanie?

-Pierdolcie się.- warknęła ciemnowłosa zwracając się do wszystkich.

-No proszę, jaka niegrzeczna.- stwierdziła Tabitha z delikatnym uśmiechem na twarzy.- Już ją lubię.

-To nie ładnie zwracać się tak do nowych przyjaciół.- stwierdził Jerome z grymasem na twarzy. Clove zerknęła na niego trochę tracąc swoją pewność siebie gdy tak na nią patrzył.

-Wygląda smacznie.- powiedział mężczyzna z kręconymi ciemnymi włosami. Patrzył na nią z głodem w oczach. Czytała akta tego faceta, zabijał i jadł kobiety. Wstrętny typ.

-Jest moja Greenwood!- wykrzyknął z zaborczością rudowłosy obracając się w kierunku mężczyzny i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.- Trzymaj te obślizgłe łabska przy sobie.- ponownie obrócił się, a jego wyraz twarzy złagodniał gdy przyglądał się ciemnowłosej.- Ale w jednym ma racje, wyglądasz smakowicie.- rudowłosy pochylił się nad nią zbliżając swoją twarz do niej. Ciemnowłosa odwróciła głowę w bok aby choć trochę odsunąć się od niego przez co odsłoniła bardziej swoją szyje. Jerome wysunął język spomiędzy warg i musnął nim wrażliwe miejsca na szyi. Jadąc językiem w górę zostawił cienki ślad śliny na jej szyi i policzku. Clove zamknęła oczy czując jego język na skórze. Gdyby nie fakt w jakiej sytuacji się znajduje cieszyła by się z jego pieszczoty, ale w tej chwili gdy to robił czuła się z tym źle.

Jerome wdychał jej zapach lekko dysząc przy jej uchu. Samym jej widokiem nakręcił się, a teraz gdy siedziała tu związana i bezbronna korciło go by to wykorzystać, ale musiał się kontrolować. Odsunął się po chwili i wyprostował cofając się o krok do tyłu.

 Clove rozejrzała się po zgromadzonych. Coraz bardziej jej się to nie podobało, czuła się przytłoczona. Gdy przeskakiwała spojrzeniem z jednej osoby na drugą, na dłuższą chwile zatrzymała się na Barbarze. Blondynka miała skrzyżowane ramiona i z wrogością patrzyła na Jerome, a gdy zauważyła spojrzenie ciemnowłosej posłała dziewczynie lekki przepraszający uśmiech, Clove widziała troskę w jej oczach. Ewidentnie nie podobało się blondynce że tu jest, możliwe że nawet nie wiedziała że ją tu ściągną.

-Myślę że możemy rozwiązać naszego gościa.- powiedział Theo zwracając tym uwagę Clove na jego osobę.- Ale zostaje pewien dylemat. Nie ma już wolnych sypialni. Będziesz musiała moja droga dzielić pokój z kimś.

-Ze mną!- wykrzyknął radośnie Jerome prawie podskakując w miejscu.

-Nie bądź taki zachłanny rudzielcu. Dziewczyny powinny trzymać się razem.- stwierdziła Barbara uśmiechając się złośliwie. Valeska spojrzał na nią z gniewem w oczach. Patrzyli sobie w oczy tocząc miedzy sobą walkę na spojrzenia kto pierwszy się podda, ale oboje byli równocześnie zdeterminowani by wygrać wiec nie było mowy że się tak łatwo poddadzą.

-Ja mam duże łóżko. Towarzystwo by mi się przydało.- stwierdziła Tabitha spoglądając na Clove po czym przeniosła swoje spojrzenie na brata, który wyglądał jakby się głęboko zastanawiał nad czymś.

-Tyle chętnych. Masz duże powodzenie moja droga.- stwierdził mężczyzna w garniturze.- Wystarczy sporów. Jesteście drużyną, pamiętajcie o tym.- słowa Theo spowodowały że Barbara i Jerome w końcu przestali mierzyć się spojrzeniami i zwrócili uwagę na mężczyznę.- Wiem Barbaro, że się znacie dlatego nie będzie dzieliła z tobą pokoju.- blondynka naburmuszyła się i już miała zamiar się odezwać, ale mężczyzna gestem reki ją uciszył i kontynuował.- Wolałbym się nie przekonać czy byłabyś skłonna ją wypuścić gdyby cie o to poprosiła. I nie twierdze, że ci nie ufam, ale mogła by cie nakłonić do tego. Albo uśpić twoją czujność gdybyście były same w pokoju i to wykorzystać.- blondynka jedynie w ciszy słuchała co miał do powiedzenia. Jej twarz była wykrzywiona w grymasie, ale wiedziała że w pewnym stopniu miał racje. Bardzo lubiła Clove, czuła pewne przywiązanie do tej dziewczyny i to mogłoby być zgubne.- Wiec Jerome się nią zajmie.

Wzrok Clove przeskoczył z Barbary, która posłała jej współczujące spojrzenie czując jakby ją zawiodła, na Jerome, który słysząc to uśmiechnął się szeroko i radosnym krokiem podszedł do jej krzesełka i kucnął tuż przed nią. Ulżyło jej że będzie dzielić pokój z rudowłosym, ale gdzieś w podświadomości czuła również lekką obawę. Ostatnio gdy się widzieli ich rozmowa nie należała do najmilszych.

-Będziemy się dobrze razem bawić, księżniczko.- nucił radośnie gdy zaczął rozwiązywać jej nogi. Dreszcz przebiegł jej po plecach gdy chłopak dotknął dłońmi jej kostki i przejechał dłonią w górę po jej łydce.- Będzie bardzo fajnie.- powtórzył obdarzając ją krótkim spojrzeniem po czym zaczął rozwiązywać jej dłonie. Zauważyła niebezpieczny błysk w jego zielono niebieskich oczach, które w tej chwili wydawały się mieć ciemniejszą barwę.

-Tylko pamiętaj Jerome, ona ma żyć.- powiedział ostrzegawczo Theo.

-Oczywiście.- przytaknął Jerome z nienaturalnie szerokim uśmiechem wpatrując się w oczy Clove.- Nie zabije jej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Im masz mniej, tym więcej są warci.

Znacie odpowiedź? Zachęcam do zostawienia po sobie jakiegoś śladu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro