Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~~23~~~

Od tamtej pamiętnej rozmowy z Rachel minęło ponad dwa tygodnie. Ciężko jej było zapomnieć o tamtym pocałunku przez co znacznie rzadziej odwiedzała Jerome. Obawiała się że chłopak się czegoś domyśli. Właściwie w tym czasie odwiedziła go tylko trzy razy. Ale dodatkowymi powodami przez które nie mogła częściej się z nim widywać był natłok pracy oraz ryzyko że ktoś zacznie coś podejrzewać z powodu jej częstych odwiedzin  w Arkham. Jim raz zainteresował się czemu czasami urywa się w trakcie pracy, ale dziewczyna łatwo go zbyła i jak na razie więcej już się nie dopytywał.

W tej chwili pewnym krokiem Clove szła przez jeden z korytarzy w Arkham. Jednak tym razem jej wizyta nie była jakoś specjalnie tajna. I tym razem nie przyszła odwiedzić tu Jerome. Niedawno trafiła tu pewna blondynka. Barbara Kane. Była narzeczona Jima. Gdy kobieta była jeszcze z Jimem Clove zdążyła się z nią zaprzyjaźnić i stworzyć bliską wieź. Wiec gdy usłyszała o ich zerwaniu było jej żal blondynki, a zwłaszcza że wciąż coś czuła do Jima, ale on już nie chciał z nią być, był teraz z Lee. Jim jest dorosły wiec nie miała zamiaru jakoś szczególnie interesować się jego związkami, a tym bardziej wtrącać się w jego osobiste sprawy. Barbara cierpiała z powodu ich rozstania, a życie postanowiło zadać jej kolejny cios. Została porwana przez seryjnego morderce, który w ten sposób chciał zadać cios Jim'owi. Przez te wydarzenia kobieta zabiła swoich rodziców, ten szaleniec coś w niej obudził. Oszalała, próbowała zabić Lee, a teraz trafiła do Arkham. Oczywiście nikt nie wiedział o jej wizycie Clove w tym miejscu, tak jak o poprzednich, a w szczególności ukrywała to przed Jim'em bo on na pewno zabroniłby Clove przyjście tu.

Clove minęła kolejnych strażników przechodząc przez cześć gdzie znajduje się pomieszczanie które służy pacjentom do integracji z innymi. Inaczej mówiąc spędzają tu czas dla siebie z dala od swoich cel i dostają jakieś rzeczy by zająć się czymś.

-Hej wspaniała!

Clove już chciała jak najszybciej przejść dalej, ale rudowłosy chłopak przyczepił się do krat i wyciągnął rękę próbując ją złapać. Jeden z strażników chciał zainterweniować, ale Clove gestem reki go zatrzymała mówiąc że sobie poradzi. Zatrzymała się przy kratach za którymi stał Jerome z szerokim uśmiechem na ustach i iskierkami szalonej radości w jego niebiesko zielonych oczach.

-Już myślałem że nie przyjdziesz. Stęskniłem się, bardzo. Mam ochotę na buziaka.- szepnął namiętnie mocniej przyciskając się do krat jakby to pomogło mu w zbliżeniu się do niej.

-Minęło tylko cztery dni odkąd się widzieliśmy. I niestety, ale nie przyszłam dziś do ciebie.

-Co? Ej, kogo niby tu odwiedzasz?!- zapytał zły, mocniej ściskając kraty. Clove westchnęła przyglądając się mu.

-Uspokój się. Musze iść.- dziewczyna chciała odejść, ale rudowłosy złapał ją za nadgarstek zatrzymując w miejscu, ściskając go mocno przez co syknęła i spojrzała na niego gniewnie.- Puść. 

Jeden z strażników ruszył w ich kierunku, ale ciemnowłosa ponownie machnęła że nie potrzebuje pomocy. 

Jerome w końcu puścił ją. W milczeniu patrzył jak odchodzi i znika w głębi budynku. Już wcześniej zauważył, że coś jest nie tak. Ale nie miał okazji tego z niej wydobyć. A teraz zachowała się tak oschle w stosunku do niego, denerwowało go to.

Clove siedziała już przy stoliku w pomieszczeniu przeznaczonym do odwiedzin gdy po drugiej stronie pomieszczenia przez drzwi wszedł strażnik razem z Barbarą. Mężczyzna wprowadził blondynkę po czym wyszedł. Kobieta rozejrzała się po pokoju, a gdy jej wzrok spoczął na ciemnowłosej grymas niezadowolenia zmienił się w radosny uśmiech, który rozpromienił się na jej twarzy i ruszyła w jej kierunku. Clove wstała z miejsca by po chwili zostać mocno przytulona przez kobietę. Trochę niezręcznie odwzajemniła uścisk po czym usiadły przy stole.

-Miło że mnie odwiedziłaś w przeciwieństwie do Jima.- w jej słodkim głosie dało się wyczuć lekką złość i ból gdy wspomniała James'a. Ale szybko się otrząsnęła jakby próbowała wyrzucić z głowy niechciane myśli i uśmiechnęła się.

-To dla ciebie.- ciemnowłosa wyciągnęła z torby papierowe pudełeczko i położyła je na stole przysuwając je w stronę kobiety.

-Co to?

-Pomyślałam że w takim miejscu raczej nie serwują na co dzień wykwintnych dań. Twoje ulubione ciasto.

Barbara otworzyła pudełeczko i zaśmiała się zadowolona widząc jej ulubiony deser. Spojrzała na siedzącą na przeciw niej dziewczynę, a uśmiech nie opuszczał jej twarzy.

-Nie sądziłam, że zapamiętałaś co uwielbiam. Dziękuję, kochana.

-Nie ma za co. Chociaż tyle mogę umilić ci pobyt tu.

Blondynka palcem spróbowała ciasta po czym wydała z siebie zadowolony westchnienie jakby wieki nie miała w ustach czegoś tak dobrego.

-Dziwne że po tym co zrobiłam chcesz w ogóle utrzymywać ze mną kontakt. Przecież oszalałam, każdy się ode mnie odsunął. Czemu ty nie?- zapytała, w jej oczach widać było smutek, który próbowała zamaskować. Clove nie do końca wiedziała jak powinna jej to wytłumaczyć. Przecież nie powie "Hej, mój chłopak też jest szalony i kogoś zabił wiec nie przeszkadza mi to co zrobiłaś. I nie martw się ze mną też jest coś nie tak skoro akceptuje takich ludzi." W sumie to to właśnie byłoby idealnym wytłumaczeniem, ale nie chciała zdradzać nic o sobie.

-Zostałaś sama. Wiem jak to jest. Nie chciałam by to jeszcze bardziej cie zniszczyło. I przyjaźnimy się, a przynajmniej tak było wcześniej.

-Nadal jesteśmy przyjaciółkami.- powiedziała słodko.- A przyjaciółki zwierzają się sekretami.- lekko pochyliła się nad stołem opierając się przedramionami o blat.- Czego tamten rudzielec od ciebie chciał?- była wtedy tam i widziała jak Jerome zaczepia Clove. Nie słyszała o czym rozmawiają, ale widziała jak usilnie próbował ją zatrzymać. A później gdy odeszła widziała złość wymalowaną na jego twarzy. Coś było na rzeczy i chciała się tego dowiedzieć. 

Clove trochę zmieszała się tym pytaniem. Nie była świadoma że Barbara również tam była i mogła wszystko widzieć. A wolała jej się nie zwierzać i nigdy tego nie robiła. Wystarczająco dobrze ją znała i wiedziała że blondynkę czasami ponoszą emocje, a pod ich wpływem zawsze mówi za dużo i mogłaby się łatwo wygadać. A zwłaszcza Jim'owi, on zawsze miał na nią duży wpływ i teraz nadal ma, a to może stworzyć zagrożenie. Wiec wylanie swoich żali jej nie wchodziło w grę. 

-Jim prowadził sprawę zabójstwa jego matki. Byłam na jego przesłuchaniu gdy przyznał się do jej zabicia. Można powiedzieć, że zainteresował się wtedy mną wiec dlatego mnie zaczepił.- jakoś łatwo było jej skłamać, a blondynka wydawała się że łyknęła to. Clove wiedziała że kłamstwa mają krótkie nogi i z czasem wszystko może się wydać, ale wolała jak najdłużej odwlekać to niż stanąć prawdzie w oczy. Bo tak było łatwiej i wygodniej. Nie potrafiła być na tyle ufna, wiedziała że ludzie są zawodni i wolała nie przekonać się o tym na własnej skórze. 

-Cóż, na pewno jest tobą zainteresowany. Było widać to w jego oczach. Uważaj lepiej. Ten rudzielec to istny szakal w chłopięcej skórze. Uroczy, ale zabójczy.

-Wiem. Nie musisz mi tego mówić. Brzmisz trochę jak Jim.- zanim ciemnowłosa zdążyła się ugryźć w język słowa opuściły jej usta. Nie powinna była wspominać o blondynie, a tym bardziej porównywać ich ze sobą. Ale niestety nie pomyślała dwa razy zanim powiedziała. Zauważyła grymas niezadowolenia na twarzy kobiety i niebezpieczny błysk w jej oczach.- Wybacz Barb.

-W porządku.- powiedziała o dziwo spokojnie.- Faceci, potrafią omamić, a później niszczą ci życie. Ale i tak jak ich tu nie kochać?

-Masz racje. 

W końcu czas wizyty się skończył. Pożegnały się, a Barbara ponownie ją uścisnęła co tym razem ciemnowłosa bardziej umiejętnie odwzajemniła po czym strażnik wyprowadził blondynkę. Gdy Clove przechodziła przez korytarz zerknęła w kierunku krat gdzie w pomieszczeniu przy jednym z stolików razem z innymi pacjentami siedział Jerome. Opierał się na przedramionach garbiąc się lekko nad stołem przypominał trochę zdziczałe zwierzę gotowe do ataku, a jego wzrok spoczął bezpośrednio na niej gdy mu się przyglądała. Jego niebiesko zielone oczy były wręcz puste, niczego nie mogła z nich wyczytać, ale jego usta wykrzywione były w bardzo szerokim uśmiechu, który niczego dobrego nie zwiastował. Ciemnowłosa szybko odwróciła wzrok i przeszła przez korytarz kierując się bezpośrednio do wyjścia. Gdy wychodziła czuła jego spojrzenie na sobie, było takie intensywne i niepokojące przez co czuła się nieswojo.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Co nie ma rąk, ale może zapukać do twych drzwi, a ty lepiej otwórz jeśli tak jest.

Czym jestem?
Śmiało zgadujcie. Jak wam podobał się rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro