Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~~~18~~~

Clove obudziła się z krzykiem na ustach. To był tylko koszmar. Gwałtownie usiadła próbując złapać oddech, zaczęła dotykać się aby upewnić że faktycznie nic jej nie jest. Ale to wydawało się jej takie prawdziwe, jakby na prawdę się wydarzyło. Czuła ten ból, wydawał się tak bardzo rzeczywisty. Podwinęła kolana pod brodę i owinęła je ramionami próbując dojść do siebie. Było już widno. Miała na sobie koszule Jerome'a, tą samą jak we śnie. Ale miejsce obok niej na łóżku było puste. Nie było go. Pozwoliła by emocje wzięły górę i rozpłakała się. Cokolwiek to było, nie chciała by się powtórzyło. Ten koszmar mącił jej w głowie. Miała wrażenie jak coś w jej podświadomości chce przekazać jej że to może stać się rzeczywistością, ale szybko jednak udało jej się te myśli odgonić  w najciemniejszy kąt umysłu.

-Clove, co się... - do pokoju wszedł Jerome zaniepokojony gdy chwile temu usłyszał niewyraźny krzyk z jej pokoju. Ustał w progu skołowany i przez chwile się jej przyglądał po czym szybkim ruchem znalazł się tuż obok niej siadając na łóżku. Objął ją przyciągając do siebie, a dziewczyna od razu wtuliła się w jego klatkę piersiową. Zaczął gładzić ją po włosach, a ona powoli zaczęła się uspokajać czując się w jego objęciach tak dobrze i bezpiecznie mimo tego snu, w którym ją skrzywdził. Rudowłosy pozwolił by całkowicie uspokoiła się, a gdy tak się stało Clove puściła go i odsunęła się ale nadal byli blisko siebie. Chłopak otarł dłonią łzy na jej policzku. Bolał go widok jej w takim stanie. Nie rozumiał co się stało, ale nie ważne co to by było chciał pomóc, zrobić coś by więcej nie widzieć jej cierpienia. Była jedyną osobą której zależało na nim i jemu zależało na niej. Nikt inny się tak nie liczył jak ona.- Powiesz co się stało?- zapytał łagodnie, nie chciał naciskać skoro to sprawiło jej cierpienie to wolał być cierpliwy i poczekać aż sama to z siebie wyrzuci. Dziewczyna zrobiła kilka głębszych oddechów by uspokoić drżący oddech po czym spojrzała rudowłosemu w oczy przybierając poważny wyraz twarzy.

-Czy zabiłbyś mnie?- zapytała z niepewnością w głosie. Jerome zmarszczył brwi i nieznacznie pochylił głowę w bok przyglądając się jej twarzy by upewnić się że nie jest to żart, a po chwili lekko się uśmiechnął, ale to był przyjazny i czuły uśmiech.

-Oczywiście że nie. Jesteś ostatnią osobą na świecie, którą mógłbym zabić. Jesteś zbyt ważna, potrzebna... Na prawdę myślisz że zrobiłbym to?

-Przyśniło mi się, że... - zacięła się, ale po chwili kontynuowała.-... że dźgnąłeś mnie nożem. To wydawało się takie prawdziwe.

-A dlaczego to zrobiłem?

-Czy to istotne?- zapytała, ale jego wzrok mówił by odpowiedziała na pytanie.- Myślałeś że cie oszukałam, że wydałam cie choć nie zrobiłam tego.

-To tylko koszmar. Nie masz się czym martwić. Nie skrzywdziłbym cie księżniczko.- pochylił się w jej stronę i złożył na jej wargach krótki, ale czuły pocałunek, którego nie zdążyła odwzajemnić.- Chodź, zrobiłem śniadanie.

-Ty i śniadanie? Pewnie spaliłeś przy tym kuchnie.- stwierdziła z rozbawieniem, a humor zaczął się jej powoli polepszać.

-Chodź, to się przekonasz.- uśmiechnął się wstając z łóżka i wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą przyjęła i poszła razem z nim.

Jerome przygotował naleśniki z kawałkami owoców i był w sklepie aby kupił kilka rzeczy by wypełnić jej prawie pustą lodówkę. Jakoś specjalnie nie dbała o zakupy bo zwykle jadła na mieście. Była zaskoczona tym, ale bardzo doceniła jego gest. Zrobiło jej się przyjemnie na sercu. A gdy jedli cały czas uśmiechali się do siebie. Na koniec rudowłosy stwierdził że sam pozmywa choć dziewczyna sprzeciwiała się temu, ale ostatecznie zgodziła się. W którymś momencie gdy była już ubrana i gotowa do wyjścia do pracy w salonie usłyszała, że radio zostało włączone. Skoczna muzyka wypełniła całe pomieszczeni niosąc echo po całym domu. Ciemnowłosa weszła do salonu rozglądając się za rudowłosym, a wtedy poczuła jak ktoś kładzie dłonie na jaj tali po czym obrócił ją przodem do siebie. Młoda Gordon nie zdążyła zareagować gdy Valeska wbił się w jej wargi. Clove objęła jego twarz przyciągając go jeszcze bliżej siebie rozchylając usta by dać mu większy dostęp. Gdy w końcu się oderwali od siebie aby złapać oddech Jerome obrócił dziewczynę wokół jej własnej osi po czym złapał ją w tali i zaczął z nią tańczyć. Clove zaczęła chichotać zaskoczona i rozbawiona jego zachowaniem. Uśmiech, który gościł na jego twarzy całkowicie ją rozbrajał, czuła się przy nim tak dobrze. Nie potrafiła nie odwzajemnić jego uśmiechu. Tańczyli w rytmie skocznej muzyki dopóki się nie skończyła.

-Dziękuję za taniec, wspaniała.- chłopak zrobił teatralny ukłon szczerząc się, na co ciemnowłosa zaśmiała się.

-Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.- stwierdziła dziewczyna przybliżając się do niego aż stykali się klatkami piersiowymi. Objęła jego szyje wpatrując się mu w oczy, a on położył swoje dłonie na jej tali. Mogła by godzinami wpatrywać się w jego zielononiebieskie oczy. Czuła przyjemne ciepło gdy tkwili w tej błogiej ciszy. Tak bardzo jest dla niej ważny, pokochała go. Nawet po tym jak zabił matkę, nie zmieniło się to uczucie, wciąż jest silne i nigdy nie zniknie.

-Jesteś moja i nigdy nie pozwolę ci odejść... - zbliżył swoją twarz do niej aż czuła jego oddech na swoich ustach. To była jego obietnica i cokolwiek miałoby się stać dotrzyma jej, nic go przed tym nie powstrzyma. Nawet jeśli miałby zrobić coś złego. Clove poczuła dreszcz spowodowany jego słowami. Komuś mogłoby wydawać się że to co usłyszała jest niepokojące, ale jej dawało nadzieje i ukojenie, że jest ktoś komu tak bardzo na niej zależy.

Nagle jej telefon w kieszeni marynarki zaczął wibrować. Dziewczyna mruknęła niezadowolona że ktoś im przeszkadza i nadal będąc w objęciach chłopaka sięgnęła po urządzenie po czym odebrała połączenie.

-Cześć, coś się stało Jim?- zapytała przykładając komórkę do ucha.

-Cześć. Zastanawiałem się nad czymś. Jest po 9 rano, a ciebie jeszcze nie ma, to raczej w nie twoim stylu.- głos Gordona brzmiał jakby jeszcze chwile temu był zmartwiony, ale teraz gdy ciemnowłosa odebrała połączenie był weselszy i mówił z lekką ulgą.

-To był początek mojej pracy, musiałam pokazać się z lepszej strony. I nie martw się, będę za jakieś pół godziny na komisariacie. Wiec do zobaczenia.- rozłączyła się nie czekając na odpowiedz po drugiej stronie po czym schowała urządzenie do kieszeni.

-A było tak miło.- westchnął rudowłosy.

-No niestety, muszę jechać.- Clove pocałowała chłopaka w policzek po czym wyswobodziła się z jego objęć i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych po drodze zdejmując z wieszaka płaszcz i zakładając go. Jerome ruszył za nią i oparł się ramieniem o ścianę korytarza przyglądając się jak ciemnowłosa się ubierała.- Postaram się dziś wcześniej wrócić.- obróciła się by spojrzeć na chłopaka, który ani na moment nie przestał jej obserwować.- Lepiej zostań tu. W razie gdyby Jim znalazł jakieś dowody na ciebie, tu cie nie znajdzie.

-Wiec mam się chować jak tchórz?- zapytał z oburzeniem. Ciemnowłosa westchnęła smętnie i zbliżyła się o dwa kroki w stronę rudowłosego.

-Przez to co zrobiłeś policja będzie cie szukać.

-I co z tego? Gdybym mógł zrobiłbym to jeszcze raz. 

-Wiesz... myślałam trochę nad tym i... może powinieneś wyjechać z Gotham. Wtedy cie nie znajdą, będziesz bezpieczny... - Jerome prychnął przerywając jej.

-Mam uciekać? - zakpił, a jego brwi zwęziły się z złości.- Nigdzie się nie wybieram, nie obchodzi mnie gdzie trafie.  I na pewno nie ucieknę.- zrobił dwa kroki w przód zmniejszając tym odległość miedzy nimi do zaledwie kilku centymetrów.- A nawet gdybym zdecydował się to zrobić, ty nie wyjechałabyś ze mną. Nie zostawiłabyś Gotham wiec ja również. Zamordowałem moją matkę toporem, to było fascynujące i przyjemne! I Zrobiłbym to jeszcze raz. Nie mam zamiaru przed tym uciekać, ani tym bardziej przed tym kim się stałem.

-Dobrze, zrób jak chcesz.- była zła na niego. W pewnym sensie zachowywał się samolubnie bo było tylko kwestią czasu zanim Jim dowie się, że to Jerome zabił matkę. A nie chciała by cokolwiek ich rozdzieliło.- Ale masz zostać w domu, nawet jeśli zostaniesz wezwany na komendę. Nie chce by cie zamknęli.

-To raczej jest nieuniknione.- powiedział to z taką łatwością i obojętnością w głosie. Nie przejmował się gdzie trafi i co z nim będzie.

-Jesteś egoistą. I wiesz co? Nie będę cie odwiedzać gdy cie zamkną.

-Haha, wątpię księżniczko. Zbyt długo beze mnie nie wytrzymasz.- i miał racje. Nie potrafiła znieść myśli o ich rozłące. Teraz gdy go odzyskała znowu ma go stracić? To była okrutna rzeczywistość. Ale co mogła zrobić skoro on nie chciał wyjechać? Zostało jej jedynie próbowanie by przeszkodzić Jim'owi w znalezieniu sprawcy, a to samo w sobie jest trudne. Jim słynie z upartości i łatwo nie dałby się wykiwać.- Nie martw się księżniczko, będzie dobrze...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Część oszukuje, część się ukrywa
Lecz nasze spotkanie zawsze się odbywa.

Czym jestem?
Śmiało możecie komentować, zostawcie po sobie jakiś ślad.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro