Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4



  W tym samym czasie Ahsoka szukała bezpiecznego kąta w podziemiu - w miejscu do którego nie chciałby trafić nikt. Mieści się ono pod dzielnicami Courussantt,zamieszkuje tam wiele bandytów,kryminalistów,Łowców Głów,upadłych Rycerzy,a nawet wyznawców Ciemnej Strony.
Od tej pory była zdana na siebie. Przypomniała sobie jak dużo straciła i czuła sie jeszce gorzej niz przedtem. Przygniatała ją świadomość, że jest samotna. Ta pustka była nie do zniesienia.
    Dziewczyna krążyła po mieście. Bała sie jak jeszcze nigdy,ale był to dziwny strach...Nie bała sie o swoje życie,tylko o życie kogoś bliskiego...Czuła narastający ciężar na jej barkach,czuła smutek i złość. Nie chciała tak skończyć,chciała służyć u boku jej przyjaciół,aż do konca jej dni. Wiedziała,że może wrócić,ale to nie to samo. Jej reputacja jest skończona. Bała sie co o niej pomyślą. W końcu to, że Rada Jedi zrozumiała, że jest niewinna nie znaczy, że inni myślą tak samo. Ostatecznie wolała zostać tutaj - w Podziemiu.
Weszła do ciemnej uliczki,słyszała pijackie przyśpiewki,płacz i krzyki. Nie przejęła sie za bardzo,w końcu to normalne tutaj.
W pewnym momencie poczuła,ze ktos ja śledzi. Przyśpieszyła kroku,a gdy poczuła, że postać jest coraz bliżej niej zaczęła biec,czuła oddech tej persony na swoich plecach,wspinała się to w gore,to zaskakiwała na dół,coraz niżej i niżej...
W którymś momencie wyciągnęła miecze świetlne,włączyła je i czekała. Zmęczyła się i było jej już wszystko obojętne. W głowie miala głos mistrza Kenobiego,tak jakby mówił jej przez moc "Ahsoko,cierpliwości". Uśmiechnęła się do siebie,bo Obi Wan zawsze zachowywał zimną krew.
Czekała. Serce biło jej jak nigdy.                          
        Coś huknęło.Ahsoka odskoczyła. Nagle ktoś złapał ja od tyłu i przytrzymując za usta zaciągnął w ciemny kąt. Dziewczyna miotała sie,krzyczała ale nikt jej nie słyszał. W końcu gdy postać puściła  Torgutanka odskoczyła,włączyła miecze świetlne i czekała aż osoba wyjdzie z ukrycia.
      Z cienia wyszedł mężczyzna. Młody. Ahsoka wiedziała kim on jest. Nie wierzyła własnym oczom,może dlatego, że było ciemno i nie mogła dojrzeć kto to jest dokładnie. Czuła,że może wszystko,nie wiedząc czemu ogarnęła ją niesamowita radość. Poczuła bijące ciepło od tej osoby. Chciała na niego skoczyć. Objąć tak jakby świat sie miał zaraz skończyć. Juz miala to zrobic kiedy powiedziała sobie.. -Rex...Czy to ty?
  W końcu schowała miecze i rzuciła mu się na szyję,a chłopak ucieszył się jak nigdy i przytulił ja do siebie. Niestety dziewczyna zawiodła się,bo tym mężczyzną nie był Rex. To był Lux Bonteri - syn separatystki  Miny Bonteri i nawet bliska jej osoba. Dlaczego nawet? Bo mimo, że chłopak ją irytował,dziewczyna przez pewien czas była w nim zauroczona i poczuła w nim bratnią duszę.
-Lux?! - wrzasnęła - co ty tutaj robisz!?
-Ciiii...Hej Ahsoko. Słyszałem co cię spotkało. Przybyłem ci na pomoc. Proszę,weź je i uciekaj stąd. Przydadzą ci się bardziej niż mi. - Chlopak uśmiechnął się i podał dziewczynie sakiewkę po brzegi wypełniona kredytkami.
-Lux...Ja nie moge tego przyjąć. Mam swoje pieniądze. Jeszcze z Zakonu...Wystarczy abym udała się na najbliższy księżyc.
-Ahsoko - zaczął młodzieniec - rozumiem,ale uwiez mi,że naprawdę potrzebujesz tych pieniędzy. Weź je - nalegam. Moja matka chciałaby abym postąpił w ten sposób
-No dobrze. - niechętnie się zgodziła- Ale tylko raz. I nigdy więcej. I nie myśl sobie, że robie to bo mi karzesz,robię to dla twojej matki!
-Przyrzekam,że więcej nie będę Ci się narzucać.-chłopak podszedł i pocałował dziewczyne w czoło - żegnaj Ahsoka. Miło cie widzieć całą i zdrową.
-Ale,chwilkę! Wytłumacz mi o co chodzi! I poza tym ja jestem wolna...To znaczy....Nie należę już do zakonu! Mogę...Znaczy..Eh. Możemy być...możemy...możemy zacząć współpracować.- wydukała dziewczyna. -  Razem. Mogę ci pomów w czym chcesz. Przyda ci się silna kobieca dłoń. Lux zatrzymał sie tyłem do dziewczyny,westchnął i zaczął:
-Rozumiem. Dziekuje za propozycje. Niestety mam inne obowiązki. Jak dobrze pójdzie już mnie więcej nie zobaczysz...Interesują sie mną. Uważają mnie za zdrajce. Senat wyznaczył sporą cenę za mój łeb. Nic więcej nie mogę zdradzić. Niech moc będzie z tobą,Ahsoko. - Lux podszedł do krawędzi budynku i zeskoczył w dół do ścigacza.
-Lux..!- Ahsoka pobiegła za nim krzycząc. To na nic,chlopak był juz daleko.
"Cholera jasna...O czym on gadał?! "- zachodziła w głowę. Zaczęła sie martwić.
   Noc powoli sie kończyła. Dziewczyna zaczęła szukać miejsca do ucięcia sobie drzemki. Była wyczerpana.
Znalazła miejsce w ciemnej,ciasnej alejce. Pod ściana. Spała w kartonie - jak Lotaahński kot. Czuła sie z tym koszmarnie, ale sama sobie taki los zgotowała. Myślała, że mogla w ogóle zagrać wszystko inaczej. Nie wchodzić do celi z Anakinem,zrobić wszystko inaczej. Miała łzy w oczach,trzęsła się z zimna. W końcu zasnęła.
    Śniły jej się dziwne rzeczy. Krzyki...Płacz dzieci...Padmé? Obi Wan? Klony...Rex!I...ANAKIN?! Nagle wszystko ucichło.  Tak jakby ktos uciął mieczem. Ale nagle jej wyobraźnia przestawiła jej czarną postać. Miała charakterystyczny hełm na głowie,pelerynę,cały czarny strój...I oddychała tak...ciężko. Dziwnie. Jakby ta istota miała zamontowany inhalator. W dłoni trzymała miecz świetlny...Z czerwonym ostrzem.
    Nie miała pojecia co to mogło znaczyć. Kim była ta osoba? Bała sie przyszłości,bała sie,że straci swoich bliskich już na zawsze. Nie miała pojęcia co ją czeka...Co czeka cała Republikę.

_____________
Dzisij krótko,ale ten rozdział dedykuję ZapomnianyRen ,dzięki któremu przybyło mi obserwatorów i dostałam porządnego kopa w tyłek do dalszego pisania. :) Dziękuje wszystkim,którzy są na bierząco i wciąż czytają moje wypociny.
Zaczęła się szkoła i nie mam zbytnio weny na pisanie,bo szkoła bierze ze mnie 210%,ale jak tylko wyjdzie nowy sezon Rebeliantów mam nadzieję, że będziecie mogli się spodziewać nowych rozdziałów.
-Axie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro