Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

-No więc? - Zapytał znacząco Cody.
-Odeszła. - Westchnął Rex. - Wyrzucili ją z zakonu..
-I jak to chcesz przekazać swoim?
-Zobaczę. Nie mają 5 lat. I w ogóle kto powiedział, że muszą o tym wiedzieć...Może zrozumieją...-zastanawiał sie Rex,przełykając słony posmak łez.
-Jakoś sie ułoży...-Cody starał sie pocieszyć kumpla,jak widac na nic.
-Cody...Czy ty rozumiesz co to znaczy? Dopóki wojna sie nie skonczy ona nie ma prawa sie ze mna widzieć...Rozumiesz to? To, że zakon wie, że ona jest niewinna,nie znaczy, że reszta księżyca również. Podejrzewam, że dalej ją ścigają. Nie może się narażać.
-Ale...Przecież ona jest tylko twoją przyjaciółką...dobrze wiesz,że...
-Słuchaj - Rex przerwał Codiemu w środku zdania - Ahsoka jest dla mnie jak rodzina. Kocham ja jak siostrę,a ostatnio nawet coś więcej....dziwne uczucie. Powiedziała,że gdybym powiedział jedno słowo zostawiłaby dla mnie zakon...i vice versa zresztą.
-Chyba nie myślisz,że ona i ty...-Cody popatrzył na kumpla ze zdziwieniem
-Mysle,ze by nam sie udało.-powiedział dumnie Rex
-Karabast. Koleś...-westchnął Cody - Mam złe przeczucia...Poza tym nie zostawiłbyś zakonu. Jesteś KLONEM. Twój obowiązek to walka.
-O co ci znowu chodzi?!
-Mi? O nic. Po prostu się o ciebie martwię,Rex. - powiedział Cody.
-Przecież do niczego nie doszło..
-Ale mnie to nie interesuje czy do czegoś doszło czy nie. Nie będziesz-
Nagle do pokoju wparadowali żołnierze ARC - 501 legion i 212 batalion i przerwali gorzki dialog mężczyzn.
-Kapitanie! -Krzyknął Fives - Wiadomość od generała Kenobiego. - położył holoprojektor na stole. Po chwili wszystkim żołnierzom ukazała sie sylwetka generała.
-Żołnierze! W tej chwili wracajcie do bazy,nagła sytuacja na Lothall. Separatyści przejęli kontrole nad rządami tamtejszych obywateli. W tej chwili sie zbierajcie,wyruszamy jutro z samego rana.
-Cholera..-westchnął Fives - jestem jedyny trzeźwy. Przeciez oni tam leżą,nie wstaną aby teraz walczyć..Nie wytrzeźwieją do jutra.
-Fives ma racje - Powiedział Rex.
-Musimy poinformować generałów o sytuacji. - podsumował Cody - może wtedy cos zwalczymy. Cholera! Mówiłem, że to zły pomysł aby iść do pubu.
-Właściwie...to ja to powiedziałem - poprawił go Rex.

Mężczyźni ustawili się i zadzwonili do Generała Kenobiego aby przekazać mu wiadomość. Obi Wan nie ukrywał swojego zdenerwowania,ale co mógł poradzić - w koncu klony to tez ludzie. Przeciez mieli prawo sie rozerwać. Tylko szkoda,że w środku tygodnia.
-No nic. Pojde uzgodnić z radą aby przenieśli termin wyprawy na jutro. Może to i lepiej - teraz,w nocy i tak byśmy mało zdziałali. Ale pamiętajcie, że macie na sumieniu miliony ludzkich żyć. Tam ciągle giną ludzie. Ale jutro WSZYSCY mają być w stanie odpowiednim do walki.
-Tak jest -powiedzieli chórem.

Chwile pozniej Cody i Rex dostali kolejna wiadomość. Tym razem nie od Generała,a od Fivesa,ktory nie wiadomo po co używał holoprojektoru,mimo,ze był w pokoju obok...W kazdym razie tak myśleli dowódcy.
-Kapitanie! Przepraszam,żeniepokoje,ale melduje,ze Kix wlasnie pojedynkuje sie z jednym z żołnierzy 212' i...
Nie skończył bo dostał krzesłem w głowę. Holoprojektor się wyłączył,a mężczyźni ruszyli zwartym krokiem przed pub.

Rex i Cody wybiegli z knajpy i ujrzeli kółeczko, w którym, w samym środku trwał pojedynek. Dookoła stał tłum klonów,ktorzy zagrzewali do walki pozostałych.

-HEJ! Co tu sie dzieje?! - Krzyknął wkurzony jak nigdy Rex
-W morde mu zaraz przywalę!- uniósł się jeden z żołnierzy 212 - pijany tak,że ledwo co się trzymał na nogach,najwidoczniej nie poznał dowódcy,albo nie obchodziło go kto stoi przed nim.
-Żołnierzu! W jakimkolwiek stanie cię znajdujemy musisz zachowywać sie z szacunkiem do swojego dowódcy! Co za absurd... - powiedział Cody.
-Komandorze...Wydaje mi sie,ze oni w tym momencie maja w głębokim poważaniu szacunek i rozkazy...-jęknął nieśmiało Fives.
-Niestety Fives ma racje. - poparł przyjaciela,Rex.
-Hm..to co mamy robic? To znaczy,chrzanić rozkazy ale nie możemy ich tu zostawić.- zapytał sie Cody
-Mam pewien pomysł - zaczął Rex - jest trochę nierozsądny,ale moze sie udać.
-Jaki?
-Wezwiemy kanonierki. Spakujemy obydwa odzialy w takim stanie w jakim są i zawieziemy do bazy. Bo chyba ktoś jest w bazie,prawda?
-Powinien być WolfPack. Może oni nam pomogą...Ale to bedzie mega dużo roboty. Nie lepiej ich zostawić niech wytrzeźwieją do rana? - spytał leniwie Fives
-Potrzebujemy ich na rano - warknął Cody - nieważne czy będą mieli kaca jak stad do Naboo czy nie. Maja byc gotowi do akcji.
-Tak jest Komandorze.....-niechętnie zgodził sie Fives.
-Zajmij się wezwaniem Wolfa,Cody. Ja z Fivesem spróbuję ich uspokoić.

Z dobrą godzine zajęło im spakowanie pijanych przyjaciół. Mieli troche z tym zabawy,ale koniec końców udało sie.
Śmiali się głównie chlopaki z batalionu WolfPack. Nigdy nie odbiegali od reszty poziomem żartów,najbardziej śmiał się dowódca,a biedni Cody i Rex zrobili się czerwoni jak miecz Ventress. Było im głupio,bo przecież ich bataliony należały do najlepszych.
Dolecieli do bazy kilka minut po północy i posprowadzali żołnierzy do łóżek.
W koncu Rex i Cody trafili do swoich łóżek,a ze mieli wspólny pokój, zanim położyli sie spać postanowili porozmawiać jeszcze chwile:
-No wiec....Mówisz,ze chciałbyś żeby Ahsoka była dla ciebie kimś więcej niż tylko przyjaciółką? - Zaczął Cody
-Daj spokój....Znaczy,tak - chciałbym. Ale wiem,ze dopóki wojna sie nie skonczy nie ma szans. -Odpowiedział smutno Rex
-Hej...Glowa do góry!
-Łatwo ci mowic. Straciłem moja ukochana przyjaciółkę. W dodatku nie z jej własnej winy,tylko za sprawa jej "przyjaciół" - Jedi. Znasz historię,więc nie będę ci jej opowiadał jeszcze raz. Uważam,że to niepoważne i smutne..Nie uwierzyli Ahsoce - dziewczynie,która była z nimi odkąd pamietają,od bobasa,dobrze wiedzieli,ze ona nigdy by czegos takiego nie zrobiła! - krzyknął zdenerwowany Rex
-No... masz rację z tym,ze postąpili niesprawiedliwie.
-Niesprawiedliwie? Bardzo łagodnie powiedziane. Jak dla mnie złamali kodeks Jedi. Na pewno jakaś zasada dotycząca wyciągania pochopnych wniosków w śledztwie musi być! Jest milion zasad,na pewno cos takiego jest! Jestem pewien,cholera!
-Nawet gdyby bylo...To co? Złożysz pismo o natychmiastowe przydzielenie Ahsoki z powrotem do Zakonu? Rex...Ona miała wybór. Właściwie to ma go dalej - może wrócić kiedy chce. Moze kiedy ja przekonasz,ze warto wrócić....
-Cody...Ona pewnie krąży gdzies po podziemiu,nie znajdziemy jej. Jest sprytna. Poza tym Generał Kenobi i Skywalker nie pozwoliliby mi na samodzielna podróż tam- pod ziemie. Nieskromnie powiem,ze jestem Kapitanem - druga najważniejsza osoba w odziale zaraz po Generale. Nie moge sobie pozwolić na takie wypady...Gdyby w sytuacji, gdy ja będę tam w tej szczurzej norze działoby się coś tam na górze to kto pokieruje moim oddziałem?
-Mhm,rozumiem...No trudno. Wrócimy do tej rozmowy rano...Dobranoc Rex.
-Dobranoc. - Powiedział Kapitan i położył sie na drugim boku. Nie mógł zasnąć przez następne kilka godzin. Miał natłok myśli. Ciągle zastanawiał sie co bedzie z Ahsoka i czy jest bezpieczna. Martwił sie o nia - to normalne. W koncu niewiadomo gdzie jest i co sie z nia dzieje. W koncu po wielu godzinach udało mu sie zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro