Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Ahsoka szukała jeszcze przez długi czas swojego najlepszego przyjaciela Rexa. Znali sie niedługo,bo 3 lata,ale traktowali siebie jakby byli rodziną i ufali sobie bezgranicznie.

-Ahsoka! - Krzyknął uradowany Rex na widok swojej przyjaciolki. - Jesteś cała! Cudownie cię widzieć! Wtedy jak skoczyłaś...Przestraszyłem się. Myślałem,że..- powiedział Rex przytulając dziewczyne do siebie,nie skończył jednak,bo dziewczyna przerwała mu w połowie i wielka gula w gardle bardzo dobrze uniemożliwiała mężczyźnie wypowiedzenie słów.
-Hej Rex,cześć Cody... - przywitała sucho przyjaciół.
-Cos sie stało? - zapytał zaniepokojony stanem przyjaciółki Cody.
-Zanim opowiem,musze sie napić.
-Ej! Nie jestes za mała,smarku? - zaśmiał sie Rex.
-W moim stanie- nie jestem. - odpowiedziała twardo Torgutanka.
Wypiła drinka. Zakręciło jej sie w głowie,ale szybko sie przyzwyczaiła do tego uczucia.
-No wiec? - Zapytał Rex - Co jest?
-Eh...-Westchnęła Ahsoka - Przyszłam sie pożegnać.
-....słucham? - Mężczyźni zastygli. Nie do konca do nich docierało o czym mowi mała Ahsoka.
-Przyszłam sie pożegnać. Nie wiem czy jeszcze sie zobaczymy.
-Nadal nie rozumiem..- Rzekł Cody -Powiedz dokładniej o co chodzi. - Rzucił Rex
-Uh...-Ahsoka wypiła kolejnego drinka i zaczęła - Po ostaniej chwili kiedy mnie widziałeś Rex...Jak skoczyłam na tego śmigacza,tam nad podziemiem..Pamiętasz? Wiem,że potem jeszcze sie widzieliśmy,jak mnie złapałeś. Wiem...No nie wazne,pamiętasz tą sytuacje?
-Trudno zapomnieć - powiedział smutnie Rex
-No wiec...Oskarżyli mnie o cos czego nie zrobilam. W skrócie podobno udusilam więźnia,zabiłam kilku Klonów i rzekomo przyczyniłam sie do zamachu w świątyni..Uciekałam aby mnie nie złapali i tak o to trafiłam przed kanclerza...
-Cholera...-Powiedział zdruzgotanym tonem Cody
-I teraz uwaga - najlepsza część programu-rzuciła sarkastycznie dziewczyna.
-Nadal nie rozumiem.
-Daj mi dokończyć. No wiec sprawa ma sie tak,ze nie należę juz do zakonu Jedi. Nie będę juz walczyć u twojego boku,skończyły sie zawody 'kto zabije wiecej droidów',koniec z naszą historią,skończyła sie moja wojna!-Krzyknęła Ahsoka.
-Ja...Ja nie wiem co powiedzieć. - Powiedział Cody. - Przepraszam,ale chyba musze iść zobaczyć co u moich chłopaków...niepokoi mnie ta cisza w pomieszczeniu obok...przepraszam- powiedział i uściskał Ahsoke na pożegnanie. Widac bylo jak na dłoni,ze Komandor był bardzo zmieszany,że był w szoku.
-No wiec jak jestesmy sami to moze teraz wytłumaczę ci dokładniej. Wiec: Podobno przyczyniłam sie do zabicia kilkunastu osob,w tym jednej niewinnej kobiety. Jest to bzdura! Uciekałam przed wami,bo nie chcialam odpowiadać za cos czego nie zrobilam. Uciekłam w podziemie,tam spotkalam Ventress. Pomogla mi sie schować...Chociaż na chwilę. Chwilę później Republika przysłała Wolffa ,Oddział Foxa i oczywiscie was, aby mnie zgładzić albo zabrać do więzienia...Już nie pamiętam. Fakt,ze jestem tutaj świadczy o tym,że chyba jednak niestety żyje i podobno mam sie świetnie. No nie ważne. Krzyknęłam do Wolffiego aby nie strzelał...Ten nie posłuchał. Obudzilam sie juz w celi. Chwile później byłam juz na sali obrad,gdzie odebrali mi tytuł Padawana.
Spędziłam noc w więzieniu,modląc sie o śmierć . Wolałam umrzeć niż zostać sama. następnego dnia była następna obrada w której starałam sie razem z Senator Amidalą dowieść tego,ze jestem niewinna. Mialam twarde argumenty...Jak dla mnie. Niestety okazały sie za słabe..Ale Anakin przybył mi z pomocą. Przyprowadził sprawcę. Była nia niejaka Bariss. Moja najlepsza przyjaciolka.
-Nie wiem co powiedziec..
-Poczekaj! To nie koniec. Dalej Bariss przyznała sie do winy,a mnie chcieli znowu przydzielić do Zakonu...Heh. Myśleli,ze przeprosiny załatwia wszystko...no blagam.
-Odmowiłas?
-Odmówiłam.
-Dlaczego? Ahsoko...-rzekł Rex przytulając dziewczynę do swojego serca.
-Nikt mi nie wierzył. Co mialam zrobic? - Dziewczyna pokryła sie łzami -No...I tak oto jestem tutaj... Przyszłam sie pożegnać...Dziekuje ci za wszystko. Jesteś cudowny. Miec takiego przyjacila u boku to skarb. Jestem szczęściarą - zaśmiała sie dziewczyna.
-Ahsoko...Nie odchodź! Nie wyobrażam sobie zycia bez ciebie..Wszystko się ułoży! Błagam...nie zostawiaj mnie...-Mówił rozżalonym głosem Rex -Tym bardziej ciągłe służby Republice będą dla mnie katorgą,kiedy z tyłu głowy wiem,ze przyczynili sie do tego co zrobili tobie...że odebrali mi moje słońce...
-Wybacz Rex. Nie wiem czy jeszcze sie zobaczymy...Kocham cię. Naprawdę cie kocham. Jako przyjaciela,jako męża. Jedno twoje słowo i rzuciłabym samowolnie Zakon...Mam nadzieje,że spotkamy sie raz jeszcze...A wiem, że się spotkamy-czuję to.- dziewczyna pocałowała go w policzek i puściła rękę mężczyzny. Ten pozostał w bezruchu i patrzył jak jego kompanka odchodzi do przyszłości. Jakże szarej i smutnej. Chwile później zjawił sie Cody i przytulił Rexa - jak na przyjaciela przystało.

---------
Wrociłam na wattpada. Trochę mi to zajęło,dodaję teraz stare rozdziały,które pisałam rok temu. Przypomniałam sobie o tym ff i będę go prowadzić na bierząco. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Axel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro