8
W Las Vegas byliśmy jeszcze jeden dzień. Mikhail miał jeszcze kilka spotkań, na których musieliśmy być. Każde z nich dotyczyło w jakiś sposób stale kwitnącego biznesu z handlu ludźmi. Po incydencie między mną, a Mikhailem, po tym, jak przyśnił mi się terror, założyłam apaszkę. Ślady wciąż były widoczne na mojej szyi. Jak nie po ugryzieniu Raphael'a, tak teraz po duszeniu.
Na każdym ze spotkań robiłam wszystko, aby zapamiętać każdy szczegół jaki padał przy stole. Starałam się zachować kamienną twarz i spokojny wyraz oczu, mimo że w środku czułam się jak na rozżarzonych węglach. Każde słowo, każdy gest, każdy ukradkowy uśmiech mógł znaczyć coś więcej, niż się wydawało. Musiałam być czujna.
Wiedza mogła być nie tylko moim ratunkiem, ale i kluczem do zaskarbienia sobie pozycji. Zamierzałam wykorzystać tą wiedzę w przyszłości. Mikhail nauczył mnie, że informacje są najcenniejszą walutą w naszym świecie, a ja zamierzałam to wykorzystać na swoją korzyść.
Ostatnie spotkanie dnia odbyło się w eleganckim apartamencie na szczycie jednego z luksusowych hoteli. W powietrzu unosił się zapach drogich cygar i wykwintnych perfum. Wokół stołu zebrało się kilku wpływowych mężczyzn, a ich rozmowy krążyły wokół ogromnych sum pieniędzy i umów, które przyprawiały mnie o zawroty głowy.
Mikhail siedział obok mnie, jego obecność była dla mnie, jak kotwica ciągnąca mnie na dno oceanu. Wstrzymywałam przy nim oddech, bojąc się poruszyć. Nie mogłam znieść jego spojrzenia na sobie. Przez cały czas trzymał rękę na moim kolanie, dając mi do zrozumienia, że czuwa. Jednak w pewnym momencie rozmowa zeszła na temat Indii, do których mieliśmy lecieć następnego dnia.
— Doszły nas słuchy o rzekomym sojuszu Bratvy z Indiami — podjął jeden z mężczyzn przy stole. Z tego co udało mi się o nim wyłapać, odpowiadał za zabezpieczenia podczas transportu ludźmi. Był z Bratvy, ale nadzorował syndykaturę w Ameryce. — Odbije się to w jakikolwiek sposób na nas?
— Indie słyną z narkotyków pokroju krokodyla*. Nie chcemy tego samego świństwa tutaj. Za dużo ludzi zabija, a to zwraca uwagę służb i mediów — dodał kolejny.
— Jeszcze nic nie jest pewne — powiedział Mikhail. — Jeśli coś z tego będzie, nie planuję im oddawać terenów w Ameryce. Sojusz ma się rozciągać wyłącznie na Rosję i same Indie. Nikt wam się nie będzie mieszać, gwarantuję.
Mężczyźni nie wydawali się przekonani i zasypywali go coraz to większymi argumentami i wątpliwościami. Rozmowa przy stole była coraz bardziej napięta. Mikhail, mimo pewności siebie i opanowania, próbował przekonać pozostałych do swoich racji. Jednak w ich oczach widziałam nieufność. Mężczyźni zaczęli szeptać między sobą, analizując każde słowo, które padło z jego ust.
W końcu jeden z nich, starszy mężczyzna o surowym wyrazie twarzy, wstał i odezwał się:
— Twoje zapewnienia są cenne, ale potrzebujemy czegoś więcej. Sojusz z Indiami to poważna sprawa. Chcemy konkretów i gwarancji.
Mikhail zmrużył oczy, jakby kalkulował, czy lepiej wpakować mu kulkę w łeb, czy też sam się opamięta i usiądzie.
— Wasze obawy są bezpodstawne. Przypominam, że my również jesteśmy sojusznikami — powiedział powoli. — Pamiętajcie, że wchodząc w ten sojusz, wy także zyskujecie potężnego sprzymierzeńca. Nasze wpływy i zyski mogą się podwoić. Ryzyko jest częścią gry.
Cisza, która zapadła, była niemal namacalna. Mężczyźni spojrzeli po sobie, niektórzy przytaknęli, inni wciąż wyglądali na niezdecydowanych. Nie dziwiłam im się. To był największy sojusz w historii, który obejmował największą powierzchnię na świecie.
— Obyś się nie mylił — odezwał się w końcu starszy mężczyzna. — Będziemy monitorować sytuację.
Spotkanie zakończyło się, a ja wstałam z ulgą, choć moje serce wciąż biło jak szalone. Mikhail puścił moje kolano i podszedł do jednego z mężczyzn, wymieniając z nim kilka szeptów. Obserwowałam uważnie ich ruchy, tak jak pozostali obecni, ale byli to zbyt doświadczeni drapieżcy, aby dać po sobie cokolwiek poznać.
Gdy wróciliśmy do naszego pokoju, czułam ciężar całego dnia.
Kiedy Mikhail odwrócił się, by zadzwonić do swoich ludzi, ja skorzystałam z chwili wytchnienia. Usiadłam na łóżku, analizując wszystkie informacje, które udało mi się zebrać. Wiedziałam, że muszę działać ostrożnie, aby nie wzbudzić podejrzeń.
Wieczorem, gdy Mikhail zasnął, usiadłam przy oknie, wpatrując się w migoczące światła miasta. Myśli przelatywały przez moją głowę jak burza. Zrozumiałam, że muszę zacząć budować swoje własne kontakty i zabezpieczenia. Każdy krok musiał być przemyślany i precyzyjny.
Zaczęłam planować, jak wykorzystać nadchodzące spotkania w Indiach. Każda rozmowa mogła być okazją do zdobycia nowych sojuszników. Wiedziałam, że Mikhail uważa mnie za swoją własność, ale zamierzałam mu pokazać, że jestem kimś więcej.
Przed snem przysięgłam sobie, że nie pozwolę, aby ktokolwiek kontrolował moje życie. Byłam gotowa na wszystko, co przyniesie przyszłość. Nadszedł czas, aby zagrać w tę grę na własnych zasadach. Może niekoniecznie teraz, ale w odpowiedniej chwili. Zaczekam cierpliwie. Dostanę swoje serce. A potem dostanę wszystko.
***
Następnego dnia wyruszyliśmy do Indii. Lot był długi i pełen napięcia. Przemykały mi przez głowę wszystkie informacje, które zdobyłam w Las Vegas. Wiedziałam, że czeka nas kolejna seria spotkań, kolejna gra o najwyższą stawkę. Tym razem jednak byłam gotowa, by odegrać swoją rolę.
— Z kim się widzimy w Indiach? — odważyłam się spytać. Siedziałam w samolocie na przeciwko Mikhail'a i obserwowałam, jak stuka coś w swoim laptopie. Po tamtym incydencie, gdy wymierzył mi policzek i zaczął mnie dusić, zachowywał dystans.
Raczej nie był zaskoczony tym, że się odezwałam, ale jego oczy błysnęły niczym błyskawice.
— A jak myślisz, moya sladkaya? Czyżbyś nie słuchała wystarczająco uważnie na ostatnich spotkaniach? — spytał, jak zwykle ze stoickim, ale niebezpiecznym spokojem.
— Wiem, że widzimy się z szefem tamtejszego biznesu. Pytanie, jak się nazywa i jakim terenem zarządza? Wcześniej kazałeś mi się uczyć takich informacji na pamięć. — Starałam się zachować równie spokojny ton, ale w środku wciąż byłam nieco rozdygotana, po jego ostatnim wybuchu.
Mikhail spojrzał na mnie, niczym drapieżca na ofiarę.
— To nie jest tylko kwestia nauki na pamięć. To kwestia rozumienia gry. — Zmierzył mnie wzrokiem. — Spotkamy się z Rajivem Malhotrą, szefem północnoindyjskiego syndykatu. Zarządza nie tylko handlem ludźmi, ale również narkotykami i bronią. To człowiek, z którym nie można igrać. Ma ogromne wpływy w całych Indiach, a nawet w Bangladeszu i Nepalu.
Pokiwałam głową, starając się zapamiętać każde jego słowo. Rajiv. To imię musiało pozostać w mojej pamięci, tak samo jak wszystkie inne informacje, które Mikhail miał mi zamiar zdradzić.
— Rozumiem — odpowiedziałam spokojnie, mimo że serce mi waliło. — Czy są jakieś szczegóły, które powinnam o nim wiedzieć? Jakieś jego słabości, preferencje, coś co mogłoby dać nam przewagę?
Mikhail uniósł brew, jakby zaskoczony moim pytaniem, które niewątpliwie zrobiło na nim wrażenie.
— Spostrzegawczość, w końcu — mruknął, opierając się wygodniej w fotelu. — Rajiv jest człowiekiem, który ceni lojalność i dyskrecję. Jego największą słabością jest ambicja. Chce rozszerzyć swoje wpływy poza Indie, a ja mogę mu w tym pomóc. Dlatego ten sojusz jest dla niego tak ważny.
— A co z jego przeciwnikami? — zapytałam. — Czy są tacy, którzy mogą próbować go osłabić, a przez to także i nas?
Mikhail zmrużył oczy, jakby kalkulował, czy powinien mi udzielić tej informacji.
— Owszem, ma wielu przeciwników — odpowiedział po chwili. — Najważniejsi z nich to południowoindyjskie kartele, którym marzy się zajęcie fotela w Nowym Delhi, a tym samym terenów Rajivego. Ale nie martw się o to. Nasza współpraca z Rajivem jest zabezpieczona. Twoim zadaniem jest obserwować i notować wszystko, co może być przydatne.
— Niech będzie — mruknęłam, starając się ukryć frustrację. — A co z naszymi spotkaniami w Las Vegas? Jakie są nasze główne cele?
— Chcemy upewnić się, że nasze interesy są dobrze zabezpieczone — odpowiedział Mikhail. — Chodzi o transporty, zabezpieczenie granic, relacje z lokalnymi władzami. Każdy szczegół jest ważny.
— Czy to znaczy, że będziemy negocjować nowe trasy przerzutowe? — zapytałam, próbując wyciągnąć więcej informacji i lepiej zrozumieć jego plan. — Czy może macie je już wstępnie ustalone?
Mikhail spojrzał na mnie podejrzliwie.
— Skup się na swoim zadaniu, a na pewno wszystkiego się dowiesz. Nowe trasy, nowe kontakty, nowe możliwości. Indie to ogromny rynek, a my zamierzamy go w pełni wykorzystać.
Czułam, jak jego słowa przenikają przez moją głowę, zmuszając do przemyślenia wszystkiego jeszcze raz. Było jasne, że Mikhail miał wszystko zaplanowane, ale ja również musiałam mieć swój własny plan. Tylko jaki i po co? Komu mogłam sprzedać te informacje w zamian za pomoc? Osoby, którym zależało na nich najbardziej nie żyją. A ja wciąż nie mogłam w pełni pogrążyć się w żałobie. Nie teraz. Wspomnienia o Raphael'u, Aleksandrze i pozostałych zamykałam w osobnym pudle. Obecnie to ono stanowiło moją największą słabość wraz z sercem.
— A co, jeśli Rajiv okaże się niewystarczająco lojalny? — zaryzykowałam kolejne pytanie. — Czy mamy jakieś zabezpieczenia?
Kącik ust Mikhaila drgnął, ale jego oczy pozostały zimne.
— Zawsze mamy zabezpieczenie. Nigdy nie wchodzimy w interesy bez planu awaryjnego. Ale to nie jest coś, czym powinnaś się martwić. Twoim zadaniem jest być moimi oczami i uszami. Zrozumiano?
Pokiwałam głową, choć wewnętrznie czułam narastający niepokój. Musiałam być ostrożna, ale jednocześnie wykorzystać każdą okazję, by zdobyć informacje, a wraz z tym przewagę.
***
Kiedy samolot zaczął przymierzać się do lądowania, spojrzałam przez okno na rozciągający się krajobraz. Indie miały być nowym rozdziałem, zarówno dla imperium Mikhail'a, jak i dla mnie. Zastanawiałam się tylko, jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić, jeśli coś nie wyjdzie?
Indie przywitały nas intensywnym, dusznym powietrzem, które od razu poczułam na skórze po wyjściu z samolotu. Był to zupełnie inny świat niż Las Vegas, czy jakiekolwiek inne miejsce, w którym dotychczas byłam. Ale równie pełen tajemnic i niebezpieczeństw. Wylądowaliśmy w Delhi, gdzie czekała na nas czarna limuzyna. Szofer, mężczyzna o surowym wyrazie twarzy, zabrał nasze bagaże i otworzył nam drzwi. Mikhail wszedł pierwszy, a ja zaraz za nim, czując ciężar jego spojrzenia.
Podczas jazdy obserwowałam krajobrazy za oknem. Indie były mieszanką nowoczesności i tradycji. Wszędzie widziałam kontrasty – luksusowe wieżowce obok biednych slumsów, eleganckie kobiety w sari mijające śmieci na ulicach. To miejsce miało swoje własne zasady i musiałam je jak najszybciej zrozumieć, aby lepiej się w nim odnaleźć.
Jechaliśmy długo. Po znakach, które udało mi się wyłapać, widziałam, że wylądowaliśmy z Nowym Delhi, ale równie szybko z niego wyjechaliśmy, będąc niemal na odludziu. Było ono przede wszystkim spokojne i ciche, mimo co chwile przejeżdżających pojazdów.
Nim się zorientowałam, a w końcu limuzyna zatrzymała się przed ogromną bramą otwierającą się na dziedziniec imponującego pałacu. Ściany budowli zdobiły kolorowe mozaiki, a dach pokrywały złote kopuły. To musiał być dom kogoś znanego, wpływowego i zdecydowanie bogatego. Z pewnością to tutaj mieliśmy się spotkać z Rajivem Malhotrą. Byłam zaskoczona, że przyjechaliśmy tu tak szybko. Dałabym sobie rękę uciąć, że Mikhail będzie chciał się najpierw przygotować. On natomiast wysiadł z samochodu, a ja podążyłam za nim. Szofer wrócił na miejsce kierowcy, a my przeszliśmy przez bramę, gdzie już na nas czekał człowiek w eleganckim garniturze.
— Witam. Pan Malhotra czeka na państwa w swoim gabinecie — powiedział, kiedy się zbliżyliśmy. — Wasze rzeczy zostaną przetransportowane do państwa pokoi.
Mikhail skinął głową i po czym ruszyliśmy w głąb pałacu, mijając zdobione korytarze i pomieszczenia. Ludzie mijający nasze drogi patrzyli na nas z zainteresowaniem, ale uciekali wzrokiem, gdy tylko napotykali moje spojrzenie. Starałam się zachować spokój i pewność siebie. Miałam jednak wrażenie, jakby zza rogu miał zaraz wyskoczyć tygrys. Coś było nie tak. Usilnie wmawiałam sobie, że to tylko zdenerwowanie, ale nie podobało mi się to, jak wiele uzbrojonych ludzi stało przed każdymi korytarzami i wejściami.
W końcu dotarliśmy do wielkich drzwi, przed którymi stało dwóch strażników z karabinkami. Kiedy nas zobaczyli, otworzyli je bez słowa, wpuszczając nas do środka.
— Mikhail — zaczęłam, gdy drzwi się za nami zamknęły, ale przerwał mi unosząc dłoń. Staliśmy na środku pokoju wpatrując się w stojący przed biurkiem fotel obrócony do nas plecami. Po jego bokach widać było tylko odstające łokcie, ale żadnego ruchu.
— Rajivie? — odezwał się, ale odpowiedziała mu cisza. Fotel ani drgnął.
Mikhail niespodziewanie złapał mnie za łokieć i brutalnie pociągnął do biurka.
— Odwróć go — nakazał, niemal mnie na nie rzucając.
Poczułam, jak moje serce waliło jak dzwon, kiedy podeszłam do fotela i drżącymi dłońmi zaczęłam go obracać. Nie mogłam odwrócić się, obawiając się tego, co zobaczę. Ale w końcu, pod wpływem jego nacisku, obróciłam go i spojrzałam na fotel. Na skórzanej powierzchni, leżało ciało mężczyzny, którego nie musiałam wcześniej widzieć, aby rozpoznać jako Rajiva Malhotrę. Leżał zgięty w niezgrabnej pozycji. Jego ubranie było zakrwawione, a plamy krwi rozprzestrzeniały się na materiałach, tworząc makabryczny kontrast z bogatym wystrojem pomieszczenia, które nie miało po sobie śladów tego co go spotkało. W okolicy klatki piersiowej widać było kilka widocznych ran, których głębokość sugerowała, że zostały zadane z dużą siłą. Na twarzy zastygł wyraz przerażenia, jakby w ostatnich chwilach doznał szoku, zdumienia i bezsilności wobec tego, czego padł ofiarą.
Na mój nagły ruch fotelem, jego dłonie opadły bezwładnie na boki, a palce były lekko zgięte, jakby w ostatnim geście próbowały się bronić przed atakiem. Wokół niego unosił się zapach śmierci i strachu. Od samego ciała niewiele jeszcze było czuć. Było świeże.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to musiała być pułapka. Ktoś postanowił wykorzystać naszą obecność. A my wpadliśmy w sidła.
— Coś nie tak... — szepnęłam, ale Mikhail przerwał mi, wyciągając broń. Nie wiedziałam, że miał ją przy sobie.
— Musimy stąd wyjść. Teraz! — jego głos był niski i pełen napięcia. Wiedział, że sytuacja wymknęła się spod kontroli i usilnie próbował ją jakkolwiek odzyskać. Znów poczułam brutalny uścisk jego dłoni na swoim ramieniu, gdy oderwał mnie od fotela. Byłam na tyle wstrząśnięta, że ciężko mi było ruszyć się z miejsca, gdyby nie Mikhail potknęła bym się o własne nogi. Byliśmy już niemal przy drzwiach, kiedy te z impetem się otworzyły, a naszą drogę zaszli liczni uzbrojeni strażnicy. Ci sami, których widzieliśmy wcześniej.
— Mikhail — zaczęłam niemal z piskiem, widząc, że celują w nas z broni. Zostałam jednak uciszona, gwałtownie będąc pociągnięta w tył.
— Zamknij się i stań za mną — warknął do mnie i stanął przede mną, jakby chciał mnie zasłonić własnym ciałem.
Znieruchomiałam za jego plecami, wpatrując się w mężczyzn celujących do nas z długiej broni. Te sekundy wydawały się trwać wieczność, dopóki powoli nie zaczęli się rozstępować, robiąc przejście. Byłam pewna, że mam halucynacje, że śnię... Że nie żyję.
To niemożliwe.
To nie była prawda.
To kolejna i l u z j a.
Zamrugałam kilka razy, ale obraz postaci idących utworzonym dla nich przejściem, nie znikał. Szli w naszą stronę i stanęli, jak żywi przed nami i uzbrojonymi strażnikami. Mogłabym przysiąc, że gdybym tylko podeszła, mogłabym dotknąć ich twarzy.
— Raphael — szepnęłam, czując łzy spływające po moich policzkach. — Aleksandra.
Żadne z nich się do mnie nie uśmiechnęło, ale ich oczy przejawiały cień ulgi, gdy tylko przenieśli na mnie swój wzrok.
— Wy żyjecie — zakwiliłam. Z otępiennego stanu wyrwał mnie dopiero dźwięk przeładowywanej broni. Mikhail wycelował ją prosto w Raphael'a. Byłam pewna, że moje serce zaraz stanie.
— Myślisz, że udało ci się nas zaskoczyć? — spytał, celując w jego głowę.
— Ja nie myślę. Ja to wiem — odpowiedział mu Raphael. Wyglądał inaczej, niż go zapamiętałam. Nie miał na sobie marynarki, tak jak zazwyczaj. Tylko spodnie od garnituru i białą koszulę, która była pogięta. Jego włosy były zmierzwione i lekko przydługie. Oczy podkrążone, jakby postarzał się o wiele lat. — Nie trudno było się domyślić twoich zamiarów wobec Indii. Choć sądziłem, że spróbujesz je przejąć, a nie bawić się w sojusze, w które i tak nie jesteś dobry.
— Zrobiliśmy to za ciebie — odezwała się nagle Aleksandra i także się zbliżyła. Jej włosy także zdążyły urosnąć. Przypominały bałagan fal aniżeli wymodelowaną fryzurę. Odrosty i wypłukany, płomienny kolor, tylko potwierdził moje spostrzeżenie. Nawet strój, który składał się z wiązanej koszuli i podziurawionych spodni, nie pasował do niej. Oboje wyglądali, jakby sami przeszli ciężkie chwile.
— Mam informacje z pierwszej ręki. Wiem doskonale, że nic nie wskóraliście prócz wojny przeciwko samym sobie, gdy reszta Indii dowie się, że wyeliminowaliście Malhotrę — powiedział spokojnie Mikhail i bez odwracania się w moim kierunku złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. A raczej przed siebie, przylegając do moich pleców. Ledwo zdążyłam wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, a poczułam, jak chłodna lufa jego broni przylega do mojej skroni. Moje serce zabiło mocniej.
Nie, nie zrobi tego.
Raphael widząc to, próbował pozostać niewzruszony, ale nie wyszło mu to. Ruszył powoli naprzód, ignorując broń skierowaną w moją stronę. Jego krok był pewny, a spojrzenie skupione na Mikhailu tak intensywne, że aż mogłam poczuć napięcie w powietrzu.
— Nie zrobisz tego — powiedział.
— Założysz się?
— Mikhail? — szepnęłam. — Proszę...
— Przeżyłaś ich wykreowaną śmierć dokładnie tak, jak pragnąłem — wysyczał mi do ucha. — Przyszłaś do mnie, skosztowałaś władzy i stałaś się moja. Taka już pozostaniesz.
— Nie — powiedziałam ochryple. — Nie masz szans. Jesteś sam.
Jeszcze nigdy nie czułam tak wielkiej nadziei i radości, jak teraz, wiedząc, że Raphael i Aleksandra stoją cali i żywi w tym pokoju. Przyszli po mnie. Żyją. A Raphael... Raphael...
— To koniec, Mikhail — powiedział. — Zostałeś sam.
— Doprawdy? — zaśmiał się. Jego klatka piersiowa zawibrowała na moich plecach. — Powiedz im, moya sladkaya. Czy naprawdę zostałem sam?
Czy naprawdę został sam?
W tym pomieszczeniu tak. Ale nie w Indiach. Nie w tym pałacu. On zawsze miał plan awaryjny. Dodatkowe zabezpieczenie. Pytanie tylko, czym one było.
Spojrzałam na Raphael'a, próbując dać mu do zrozumienia, że coś jest na rzeczy, ale wydawał się to zignorować.
Aleksandra także się odezwała, jej głos zimny i pewny. Jej oczy, pełne determinacji, przeszywały Mikhaila na wskroś.
— Twoje plany nie mają już znaczenia, braciszku — oznajmiła. — Przejęliśmy kontrolę nad północnoindyjskim syndykatem. Rajiv był tylko przeszkodą, którą musieliśmy usunąć, by wprowadzić nasze własne zasady gry. Nie masz już nic. Zostałeś sam. Bratva należy do mnie.
Mikhail, wciąż trzymając mnie za ramię, wyraźnie starał się zachować zimną krew, choć wyczuwałam po jego ciele, że zdradzało narastający gniew. Jego palec drżał lekko na spuście pistoletu, wymierzonym w moją głowę, ale momentalnie wycelował nim w Aleksandrę.
— Wystarczy jedna kulka, a jedynym dziedzicem Bratvy pozostanę ja. Jeśli on — wskazał bronią na Raphael'a — zabije mnie, to cała Bratva nie zatrzyma się dopóki mnie nie pomści.
Aleksandra zaśmiała się bez krzty wesołości.
— Wszyscy wiemy, że to nieprawda — powiedziała i nieśpiesznie się do nas zbliżyła, zatrzymując się ramię w ramię z Raphael'em. Popatrzyła na mnie uważnie, a potem znów na Mikhail'a. — Lecz czy, aby na pewno wszyscy?
— Sądzisz, że jesteś, aż tak bystra? — odpowiedział spokojnie, tym razem zaciskając dłoń na moim gardle.
— Sądzę, że tak — pokazała zęby. — Inaczej nie stałbyś teraz na muszce kilkunastu karabinów i nie blefowałbyś zastrzeleniem swojej najpilniej strzeżonej zdobyczy. Jest twoim upadkiem lub wygraną, czyż nie?
— O co chodzi? — wychrypiałam. Spojrzałam pytająco na Raphael'a, ale ten milczał, uważnie obserwując Mikhail'a.
— Zdradziłeś skąd ta twoja obsesja na jej punkcie? — drążyła Aleksandra. — Czemu tak bardzo zależało ci na zwykłej tłumaczce twojego przeciwnika, że aż zorganizowałeś cały ten teatrzyk we Francji? Wszystko dla niej, czyż nie? Bo ona jest kluczem do twojej chorej fantazji...
— Doprawdy, siostrzyczko, myślałem, że stać cię na więcej niż tylko na nagłe wyznania. Czegokolwiek byś jej teraz nie powiedziała, ona i tak już wybrała. — Poczułam, jak jego ucisk na moim gardle się rozluźnia. Nachylił się, aby ugryźć mnie w ucho. Dostałam dreszczy. — Wybierz, kochanie. Pozwalam ci. Ja albo oni.
Ku mojemu zaskoczeniu odsunął się, pozostawiając mnie samą na środku pokoju. Stałam między nim, a Raphael'em i Aleksandrą. Czy doprawdy sądził, że wybiorę jego? Teraz, gdy część mnie odżyła i pragnie oddać się Raphael'owi i Aleksandrze?
Czy naprawdę sądził...
Czy naprawdę sądził, że...
że naprawdę wybiorę ich?
Popatrzyłam na nich, widząc, jak czekają na mój ruch, który według nich jest jasny. Ale czy na pewno? Przeniosłam wzrok na Mikhail'a, który z szyderczym uśmiechem i ciemnymi oczami patrzył na mnie, momentalnie przypominając mi wszystko... wszystko co mi zrobił, czego mnie nauczył, co mi wpoił. Jego słowa, lekcje — tamte lekcje na Syberii, podczas których kazał mi oglądać torturowanych jeńców...
— Nic cię już nie będzie rozpraszać ani przytrzymywać w miejscu. Zostaniesz przy mnie, dostaniesz nowe serce i nowe życie. Dam ci je, Malio. Za zaufanie. Ani razu nie wyobrażałaś sobie, jak mogłabyś wyglądać, będąc ze mną na równi? Myślałaś, że nie zauważyłem tego spojrzenia, gdy po raz pierwszy się zobaczyliśmy? Tej ambicji i pożądania do bycia na równi? Irytacji, że siedzisz obok Raphael'a zamiast z nim? — Tak powiedział. Tak obiecał.
Dusiłam się. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi, a ja nie mogłam złapać oddechu.
Stałam tu, w samym środku koszmaru, który nie miał końca, zmuszona do wyboru między potworem, który mnie zniewolił, a dwiema osobami, które próbowały mnie uratować. Mój umysł płonął od przemyśleń i emocji. Czy rzeczywiście miałam wybór?
Raphael i Aleksandra patrzyli na mnie z nadzieją w oczach, wierząc, że podejmę właściwą decyzję. Jednak ich spojrzenia, choć czujne i skupione na mnie, przestawały być mi ostoją bezpieczeństwa. Obiecywałam sobie, że ich wybiorę, ale nie czułam już takiego przekonania.
Mikhail wciąż stał w cieniu, jego uśmiech był mroczny i triumfujący. Wiedział, że to on miał nade mną władzę. Wiedział, że jestem rozbita, rozbita na tyle, by móc wykorzystać moją słabość. Jego słowa wciąż brzmiały w mojej głowie, przypominając mi o obietnicach, które mi składał – o potędze, o równowadze, o nowym życiu. Ale za jaką cenę? Za zaufanie. Za oddanie mu się. Tak samo, jak oddałam się Raphael'owi, który potem chciał się mnie pozbyć.
Raphael... chciałam go wybrać.
Chciałam do niego iść.
A jednak moje nogi poniosły mnie w odwrotnym kierunku. Cel uświęcał środki. A moim celem, stał się Mikhail i jego tron. A także Aleksandry.
*krokodyl - potoczna nazwa dezomorfiny otrzymywanej domowym sposobem. Dezomorfina jest natomiast pochodną morfiny. Ze względu na zanieczyszczenia i toksyczne związki powstałe w procesie produkcji, nieodwracalnie uszkadza organizm zażywającego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro