5
— Chyba nie sądziłaś, że zostawię cię bez nadzoru?
Patrzyłam na niego, niedowierzając jego słowom. Poczułam się, jak nastolatka, której złożono niemoralną propozycję. Problem w tym, że teraz robił to ktoś znacznie bardziej nieprzewidywalny i zły, a nie pierwszy lepszy chłopak z klasy licealnej.
Celowo to zaplanował. Jeśli choć odrobinę przeszło mu przez myśl, aby pchnąć mnie w kierunku czegoś więcej niż tylko relacji czysto... Każdej, tylko nie cielesnej.
— Przecież mógłbyś podstawić kogoś pod drzwi — przekonywałam. — Jesteśmy za wysoko, nie wyskoczę przez okno.
— Wolę nie sprowadzać na siebie zbędnej uwagi. Nie martw się, Malio. Ta decyzja ma wyłącznie związek z naszym bezpieczeństwem. Niczym więcej — odparł, nie kryjąc rozbawienia.
Nie wierzyłam mu i on zapewne się tego domyślił. Kompletnie jednak to zignorował i zmienił temat.
— Zaraz przyjdzie tutaj stylistka i fryzjerka. Zajmą się twoim wyglądem, a następnie pójdziemy coś zjeść.
Na to drugie ucieszyłam się najbardziej. Mimo, że zdołałam zjeść coś w samolocie, mój żołądek i tak domagał się już jedzenia. Niestety wiedziałam, że wizyta która miała mnie odmienić i doprowadzić do porządku, potrwa długo.
***
Zarówno stylistka, jak i fryzjerka, to uprzejme kobiety w średnim wieku. Nie były zbytnio rozmowne, co nawet uznałam za stosowne, bo sama również nie miałam ochotę na pogawędki. W duchu byłam wdzięczna, że Mikhail wyszedł załatwić swoje sprawy, a nas zostawił same. Nie zdzierżyłabym dłużej jego obecności ani jego spojrzenia, które jeszcze przed chwilą śledziło każdy mój ruch.
— Niedawno farbowane — powiedziała fryzjerka, gdy odsączała z nich nadmiar wody ręcznikiem. — Tylko końcówki trochę wysuszone.
— A tak, byłam niedawno na cięciu, ale trochę podróżowaliśmy i zmiana temperatury zrobiła swoje — przyznałam.
— Proponuję abyśmy odświeżyły refleksy i podcięły końcówki. Nałożymy coś nawilżającego dla dodania błysku.
Pokiwałam głową. Szczerze mówiąc nie interesowało mnie, co zamierzała zrobić z moimi włosami. Moje myśli wypełniały scenariusze tego, co miało się wydarzyć dzisiaj w nocy w jednym łóżku z Mikhail'em, a także na jutrzejszym spotkaniu "targu niewolników". Handel żywym towarem wydawał się odległą kwestią. Nie mówi się o tym na co dzień, jak o kradzieżach czy napadach. To był temat tabu.
— Na życzenie pana Sorokina przygotowałam pani zestaw ubrań, w tym komplety na następne dni — powiedziała stylistka, prezentując jeden z nich na wieszaku, a następnie zawiesiła go na drzwiach od łazienki. Była to wiązana, jasna bluzka z jeansami i sandałkami na obcasie.
— Dziękuję — odpowiedziałam, posyłając jej lekki uśmiech. Zastanawiałam się gdzie mieliśmy się dziś wybrać. Nie byłam w najlepszym stanie psychicznym, ale nowy, obcy teren, którym w dodatku był Las Vegas, ciekawił mnie. Co takiego się tutaj kryło, że akurat w tym miejscu zbierali się ludzie przewodzący jednemu z największych biznesów mafijnych? Coś czułam, że ta wizyta miała nauczyć mnie więcej niż jakiekolwiek inne spotkanie w jakim miałam okazję uczestniczyć.
***
Po mniej więcej dwóch godzinach, kobiety zakończyły swoją pracę, a poczułam się, jak odmieniona osoba. Widząc się w lustrze w tej jakże kobiecej stylizacji, a także lekkim makijażem, który ewidentnie miał na celu nadanie mi kolorów na twarzy. Wyglądałam, niczym normalna kobieta, idąca na spacer ze swoim narzeczonym w piękną pogodę w walentynki. Zbyt dziewczęco, zbyt ś l i c z n i e.
Nie czekały, aż cokolwiek im powiem, tylko wyszły, a zaraz po nich wszedł Mikhail. Momentalnie napięłam się jak struna, z milczeniem znosząc jego mierzący wzrok. O dziwo ja również nie pozostałam mu dłużna i pozwoliłam sobie obejrzeć jego strój. Miał na sobie jeansy, białą koszulkę i skórzaną kurtkę. Tak normalnie chyba żadne z nas już dawno nie wyglądało.
— Pójdziemy na obiad, a potem cię oprowadzę — oznajmił łagodniej niż się spodziewałam.
Jeśli coś zdradziło moje zaskoczenie, to najprawdopodobniej moje milczenie. Nie byłam na tyle głupia, aby się cieszyć z jego jakże hojnej oferty, ponieważ żadna poprzednia nie kończyła się dobrze. Nic nie było za darmo. Wszystko miało swoją cenę.
— Dobrze — mruknęłam tylko i pozwoliłam się przepuścić w drzwiach.
Oboje zeszliśmy na dół, gdzie następnie poszliśmy do restauracji hotelowej. Widząc przepyszne dania na stołach innych, poczułam, jak czarna dziura w moim żołądku narasta. Gdy tylko zajęliśmy miejsce, a ja dostałam kartę dań, miałam ochotę zamówić wszystko na raz.
— Zamów cokolwiek chcesz i ile chcesz, bylebyś się najadła — powiedział. — Mamy dziś dużo do zobaczenia.
— Nie sądziłam, że będziesz chciał mi pokazać Las Vegas — przyznałam, nie odrywając wzroku od karty. — Byłam pewna, że spędzę dzisiejszy dzień na spamiętywaniu informacji o osobach, które jutro widzimy.
— Na to będziesz miała jeszcze czas jutro. A to, co chcę ci dzisiaj pokazać, również ma związek z jutrzejszymi negocjacjami.
Wiedziałam, że ten spacer nie był bezinteresowny. To po prostu było do przewidzenia.
— Powinnam się jakoś na to przygotować? — spytałam.
— Co masz na myśli?
Ukradkiem na niego zerknęłam. Patrzył na mnie. W pierwszej chwili miałam ochotę się schować pod stołem, ale obrałam odwrotną taktykę i uniosłam wyżej brodę.
— Mam się spodziewać rozlewu krwi?
Przez jego twarz przemknął tajemniczy uśmiech.
— Raczej potworów, Malio. Tych, których tak bardzo obawiasz się pod swoim łóżkiem.
Przełknęłam ślinę.
— Nauczyłam się już dostrzegać je w ludziach wokół mnie.
Długie tygodnie u boku Raphael'a tego dopilnowały. Uświadomiłam sobie, że wszystko, co widzę jest iluzją, za którą kryją się obłuda, niebezpieczeństwo i chytrość.
— Ja ci pokażę, jak działają i jakie mają metody wabienia — obiecał i nie odrywając ode mnie wzroku, zamknął kartę. Nawet nie zauważyłam, że podszedł do nas kelner. Młody mężczyzna posłał nam miły uśmiech.
— Czy mogę już przyjąć państwa zamówienie?
— Poproszę kaczkę w sosie własnym i wodę do picia — powiedział Mikhail, wciąż na mnie patrząc. Starałam się nie speszyć, ale średnio mi się to udawało.
— Świetny wybór — powiedział mężczyzna i przeniósł swoją uwagę na mnie. — A dla Pani?
Potrzebowałam chwili, aby dojść do siebie i otrząsnąć się z przytłaczającej konfrontacji Mikhail'em. Próbowałam przypomnieć sobie, co dokładnie chciałam zamówić, aż w końcu zrezygnowałam i rzuciłam pierwsze lepsze danie włoskie.
Po obiedzie wybraliśmy się na zapowiedziany spacer. Wyjątkowy klimat tego miejsca wciągnął mnie bez reszty, a mój towarzysz o dziwo nie próbował mnie z tego stanu zachwytu wyciągać.
Mikhail nas w kierunku słynnej Alei Sławy, gdzie tłumy turystów i mieszkańców rozśpiewanych hałasem miasta tworzyły niekończący się ruch. Gdy słońce powoli zachodziło za horyzontem, Las Vegas nabierało jeszcze większego uroku i blasku. Znaleźliśmy się na ulicach pełnych nocnego życia, gdzie muzyka, śmiech i radość wypełniały powietrze, tak samo jak zapach alkoholu, papierosów i potu.
Wpatrywałam się oczarowana w fontanny tańczące przy dźwiękach muzyki i przechadzaliśmy się po parkach pełnych radośnie rozmawiających ludzi. Chwilami pozwalałam sobie zanurzyć się w tej iluzji i sobie wyobrazić, że faktycznie jestem tu w celach turystycznych. Jednak po jakimś czasie mroczna rzeczywistość i tak to przekonanie miażdżyła pozostawiając niesmak. Las Vegas było jak wielka scena, na której każdy mógł odgrywać swoją rolę. Poczułam, że jestem częścią tego niekończącego, jakże mrocznego spektaklu.
Gdy zrobiło się już całkowicie ciemno, Mikhail który praktycznie się do mnie nie odzywał nie licząc rzucania ciekawostek podczas zwiedzania, teraz wziął mnie pod ramię. Nie spojrzałam na niego, tylko pozwoliłam się prowadzić wzdłuż ulicy z klubami i kasynami. Jego dłoń paliła mnie niczym żywym ogniem.
— Noc i miejsca, w których ludzie tracą zarówno pieniądze, jak i rozum, są najlepszymi do pozyskiwania nowych ofiar — odezwał się.
Mentalnie starałam się przygotować na to, co miał mi pokazać i czego miałam się dowiedzieć. I choć podświadomie wiedziałam, że największe zagrożenie stanowił on sam, tak nagle przestałam się czuć bezpiecznie idąc ulicą.
— Sutenerzy, znani też jako alfonsi, przebywają czasami cały dzień i całą noc w jednym miejscu. Mogą to być galerie handlowe, parki, kluby, kasyna. Obserwują i szukają potencjalnego towaru — wyjaśniał Mikhail. — Najłatwiejszym łupem są osoby, które przejawiają uległość. Wtedy mają pewność, że będzie łatwo je złamać i wyszkolić.
Zrobiło mi się niedobrze, ale powstrzymałam się od komentarza.
— Osoby idące skulone, z pochyloną głową. Szurające stopami, z dłońmi w kieszeni. Jeśli siedzą, zazwyczaj chowają nogi pod siedzenie, aby wydawać się mniejszymi. Tak samo, jeśli pochylają się do przodu. Rozejrzyj się, Malio, widzisz takie osoby?
Zrobiłam to mimowolnie. Przesunęłam wzrokiem po ulicy, którą szliśmy wypatrując osób pasujących do jego opisu. Takich osób było wiele.
— Każda osoba, na którą patrzysz zapewne jest teraz obserwowana przez przynajmniej kilku sutenerów. Jeśli któraś wpadnie im w oko, zostanie za nią wysłana osoba, która będzie ją śledzić przez kolejne dni i rozezna się, czy jest sama, czy jest daleko od domu. I czy jest z zagranicy.
— Takich osób jest wiele — odezwałam się w końcu, choć miałam zaciśnięte gardło. — Zamierzają uprowadzić wszystkie?
— Te najbiedniejsze są najłatwiejsze. Ich nikt nie szuka i najszybciej się poddają. Chyba, że szuka się dziewcząt dla bogatych klientów. Wtedy szuka się kobiet z klasy średniej, ładnych i zdrowych. Ich wartość jest wtedy wyższa i warta ryzyka.
Pokręciłam głową.
— Nie pojmuję tego. Uprowadzają je w biały dzień?
— Najłatwiej w nocy, ale tak, w dzień też się to zdarza — przyznał i nieznacznie zepchnął nas w kierunku parkingu. — Możesz rozpoznać, czy ofiara została wyznaczona do obserwacji chociażby po pewnych znakach na jej samochodzie. Naklejki, wstążki, plamy, symbole... to wszystko ułatwia komunikację między grupą.
Niesamowite było, jak ta siatka działała. Robiła to wszystko niemal na widoku. Działa niemal jak pajęczyna, w którą każdy mógł wpaść i nawet o tym nie wiedział. Ile dziewczyn, ile kobiet padło już tego ofiarą? Ile kobiet zaważyło dzisiaj nad swoim losem, wybierając się na zwykły spacer?
— To tylko biznes, Malio. Stary, jak świat. Jest popyt, jest podaż. Tak to działało od wielu lat i żadne służby nie są w stanie tego zatrzymać.
Kroczyliśmy powoli obok parkingu, a ja usilnie starałam się wypatrzeć wspomniane przez niego symbole na autach. Serce mi się ściskało przy każdym, przy którym taki znalazłam.
— Sposób parkowania też nie jest przypadkowy pod różnymi budynkami. Kluczem do sukcesywnego uprowadzenia, jest czas. Im szybciej tym lepiej. Po to parkuje się jak najbliżej drzwi kierowcy, aby ofiara nie miała szansy uciec. Nim zdoła otworzyć drzwi, znika.
— Ile dziewcząt tak porywacie? — spytałam szeptem.
— Ponad pięćdziesiąt tysięcy rocznie w samych Stanach — odpowiedział tonem, jakby rozmawiał ze mną o pogodzie. — Oczywiście wliczają się w to również dzieci.
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Momentalnie się zatrzymałam, nie będąc w stanie dalej iść. Coś w środku we mnie pękło. Jakby mała cząsteczka człowieczeństwa, którą mało co jest w stanie poruszyć. Dużo zaczynałam pojmować w tym świecie, ale dzieci?
— Moje buty... — wydukałam, z całej siły nie dając po sobie poznać, że mnie to ruszyło. — Muszę usiąść.
Mikhail'a ciężko było oszukać. Potrafił rozpoznać emocje drugiej osoby lepiej niż ona sama. Jeśli domyślił się, co spowodowało moje nagłe zatrzymanie, nie zdradził tego. Zrobił za to coś, co mnie niezwykle zaskoczyło. Wziął mnie na ręce i zaczął nieść. Momentalnie objęłam go za szyję, bojąc się, że mnie upuści.
— Nie musisz... dziękuję — powiedziałam zakłopotana.
— Nigdy nie zatrzymuj się w obcym miejscu, a już w szczególności tak otwartym, jak parking. Naucz się analizować teren i poziom możliwego niebezpieczeństwa — odpowiedział spokojnie.
— Już mi lepiej, możesz mnie postawić — powiedziałam po chwili. Przez cały czas, jak mnie niósł, wstrzymywałam oddech. Jego ramiona trzymające mnie wpinały mi w ciało, a jego twarz... jego oddech były zdecydowanie za blisko. Nie tak to miało wyglądać. Nie mogło. Ciarki oblały każdy centymetr mojej skóry. Bałam się drgnąć, mając wrażenie, że zaraz eksploduję. Mieszanka strachu z poczuciem bezpieczeństwa były rozbrajające. Byłam rozdarta między wrogością a tajemniczym przyciąganiem.
— Co właśnie powiedziałem? — Spojrzał na mnie kątem oka.
— Abym przeanalizowała teren?
Kiwnął głową.
Zrobiłam to niechętnie, byleby mnie postawił. Schodziliśmy właśnie z parkingu, wracając na główny chodnik.
— Jest bezpiecznie, znów jesteśmy wśród ludzi. Możesz mnie puścić.
— Po co miałbym to robić?
To był moment, w którym bardzo chciałam go uderzyć, ale resztki rozumu mnie przed tym powstrzymywały.
— Mikhail, proszę...
— Poćwicz negocjacje. Przekonaj mnie.
Westchnęłam. Widząc, że kilka osób zwróciło na nas uwagę i zaczęło się podśmiewać, spaliłam rumieńca.
— Plecy będą cię boleć.
Parsknął śmiechem.
— Próbuj dalej.
— Nie ma już potrzeby, abyś mnie dalej niósł. Czuję się już dobrze. Postaw mnie i możesz dalej udzielać mi lekcji.
— Tylko tyle? — sprowokował.
— Im więcej mnie nauczysz, tym mniej wstydu się najem na jutrzejszym spotkaniu — tłumaczyłam. — No i ludzie na nas patrzą.
— Przeszkadza ci to?
— Tak, bo zwracamy na siebie uwagę.
— Niech ci będzie — odpowiedział spokojnie i powoli mnie odstawił. Nie puścił mnie jednak całkowicie, tylko wziął pod ramię. Odetchnęłam, wreszcie uwolniona z jego uścisku. — Nigdy nie daj po sobie poznać, że tracisz cierpliwość. Twój przeciwnik wyczuje, że wygrywa i jeszcze mocniej cię przyciśnie, a ty się potkniesz na czymś błahym.
Chłonęłam każde jego słowo, ale wciąż starałam się uspokoić oddech. Moje serce dalej waliło niczym wściekły bęben. Jeszcze nigdy nie byłam fizycznie tak blisko Mikhail'a i zdecydowanie nie zaliczało się to komfortowych doświadczeń. Wręcz przeciwnie; pobudzało cały mój układ współczulny, uaktywniając tym mój instynkt przetrwania.
— Opowiedz mi więcej o ich metodach — poprosiłam. Potrzebowałam oderwać myśli od tego, co się dopiero wydarzyło, a temat uprowadzeń chyba najmocniej był w stanie pochłonąć moje myśli.
— Lotniska — przeszedł bez wahania. — Idealne miejsca na upatrzenie sobie naiwnych turystek. Nie ciężko je namówić na imprezę, która w rzeczywistości nie istnieje lub załapać się z nimi na wspólną podróż pociągiem, aby je śledzić i zobaczyć w jakim miejscu się zatrzymały.
— Gdzie jeszcze?
— Kluby i plaże... Im więcej ludzi i chaosu, tym lepiej tak naprawdę.
— Co się z nimi potem dzieje? Porywają je i po prostu sprzedają?
— Odurzają — poprawił. — Narkotykami lub lekami. Aby nie stawiały oporu i nie hałasowały w trakcie transportu, a także badania i szkolenia.
Badania? Szkolenia?
— Muszą zostać zbadane, aby była pewność, że są zdrowe i czy mają za sobą doświadczenie we współżyciu. Potem takie kobiety trzeba odpowiednio przygotować. Najważniejsze jest ich złamanie, muszą być w pełni uległe i podatne na rozkazy i preferencje swoich przyszłych właścicieli.
Jak zwierzęta.
Znów zrobiło mi się niedobrze.
— Kto... kto kupuje drugiego człowieka? — wyszeptałam.
— Bogaci. To właśnie dzięki nim, ten biznes jest opłacalny. Są gotowi zapłacić niebotyczne sumy za posiadanie drugiej osoby na własność niczym psa. — Zachowywał spokój i opanowanie, ale poczułam, jak jeden z jego mięśni drgnął. — Dla przyjemności seksualnej, do znęcania się, do eksperymentowania, do zabicia... Ile ludzi tyle preferencji.
Jest popyt, jest podaż.
— To nie pojęte — zaczęłam.
— To jest na porządku dziennym. A jutro dowiesz się, jak to działa od środka — przerwał mi. — Zrozumiesz, że wystarczy jedno słowo i jedno kiwnięcie palcem, aby zadecydować o losie dziesiątek.
Jak miałam się na to przygotować? Czy naprawdę wiedza, którą przekazywał mi Mikhail, miała mi jakkolwiek pomóc to przebrnąć? Tak jak nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek zechcę wrócić do posiadłości Stefano, tak teraz uświadomiłam sobie, jakie luksusowe życie tam prowadziłam. Z drugiej jednak strony, coś w środku sprawiało mi niewyobrażalną satysfakcję z uczestnictwa w tak sekretnym, a zarazem tak decydującym nad życiem tylu osób.
— Jutro będziesz miała szansę udowodnić, czy naprawdę ci zależy na życiu i czy jesteś gotowa zrobić wszystko, aby je zatrzymać.
Co miał przez to na myśli? Z pewnością nic dobrego ani łatwego.
— Wracajmy do hotelu, już późno.
Czy chciałam wracać do hotelu, gdzie będę leżała jak na szpilkach nie tylko przez dzisiejszą rozmowę, ale i jedno łóżko, na którym będziemy spać oboje? Nim zdołałam samej sobie odpowiedzieć, przeniosłam wzrok na jeden z klubów.
— Pójdziemy tam? — Wskazałam na kolorowy szyld z napisem Marquee. Już w wejściu dało się dostrzec bijące po oczach kolorowe światła ze środka. Jeśli istniało cokolwiek, co było w stanie ostudzić moje emocje tego wieczoru, to zdecydowanie głośna muzyka i alkohol. Mikhail znów napiął mięśnie.
— Myślałem, że mnie słuchałaś.
— Z tobą nic mi nie grozi. — Byłam bezpośrednia. Uznałam, że pójdę w odwrotną radę niż ta, którą Aleksandra dała mi o niszczeniu ego mężczyzn. I po prostu mu je podniosę. — Jestem wdzięczna, że zabrałeś mnie na spacer, ale nie dam rady zasnąć. Poza tym, nigdy nie byłam w Vegas. Ty też na Syberii nie doświadczyłeś za wiele rozrywki. Co nam szkodzi?
— Będę coś z tego miał? — Spojrzał na mnie niczym drapieżnik na możliwą ofiarę.
— Spełnię jedno twoje życzenie, tylko zabierz mnie tam.
Igrałam z ogniem. Wiedziałam o tym. Ale musiałam tam iść, bo inaczej bym eksplodowała na miejscu. Potrzebowałam oczyścić myśli. Mikhail'owi spodobała się moja oferta, było to widać w jego oczach. Zaoferowałam mu coś w zamian.
— Chodźmy.
Czy miałam żałować tej nocy?
Zdecydowanie tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro