Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Gdy samolot wylądował, siedziałam nieruchomo.

Wpatrywałam się w swoje dłonie, które były ubrudzone zaschniętą krwią po tym, jak z całej siły wbiłam paznokcie w oprawcę, który mnie wciągnął i uniemożliwił ucieczkę. Poharatałam mu ręce i ramiona niczym dziki kot. Jego pozbawiona emocji twarz na przeciwko mnie powinna mi dać choć cień satysfakcji, ale tak nie było. Byłam wciąż oszołomiona uderzeniem, które mi wymierzył w twarz. Straciłam przytomność, a gdy się obudziłam w trakcie lotu, miałam tak ciasno związane nadgarstki, że lina wżynała mi się w skórę. 

To wszystko stało się tak szybko. Przed sobą dalej miałam twarz Raphael'a, który rzucił się w moim kierunku, ale nie zdążył. Drzwi samolotu zamknęły się nim cokolwiek zdołał zrobić.

Na ramionach czułam siniaki po wielu nieudanych próbach wyswobodzenia się z uchwytu tego goryla...

Na dźwięk otwierających się drzwi samolotu, zamknęłam oczy.


***


Kontrola.

To jedyne, co sobie powtarzałam odkąd nałożono mi ciemny worek na oczy. Pierwsze minuty znajdowania się w ich rękach utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie byłam już maskotką Raphael'a mogącą poznawać zasady pod jego czujnym okiem. Teraz byłam więźniem Bratvy, a to oznaczało niebezpieczeństwo w każdym tego słowa znaczeniu. Mógł ze mną zrobić, co chciał; zgwałcić, obedrzeć ze skóry, powiesić, poćwiartować...

Gdy tylko wyszłam z samolotu poczułam przeszywające zimno, a po zejściu po stopniach chrzęszczący śnieg pod nogami. Gdzie oni mnie zabrali?

Kontrola.

Liczyłam głosy osób, które słyszałam.
Liczyłam stopnie, po których schodziłam.
Liczyłam kroki, które wykonałam, aby zostać wsadzoną do samochodu. Minuty jazdy, ilość zakrętów, zatrzymań...

4 głosy.
12 stopni.
10 kroków.
58 minut.
16 zakrętów. 
20 zatrzymań.

Zapamiętaj.
Zbieraj informacje.
Kontroluj.

Zostałam wyciągnięta z samochodu tak brutalnie, że mało nie upadłam na chodnik. Mężczyzna szarpnął mnie do góry w ostatniej chwili. Jęknęłam cicho z bólu na mocniej wżynającą się linę, gdy zostałam popchnięta na przód. Byłam prowadzona przez jednego, ale za nami szło ich więcej.

Bóg jeden wiedział, jak bardzo miałam ochotę się odezwać i zapytać, gdzie jestem. Ale w środku zdawałam sobie sprawę z tego, że gdziekolwiek bym nie była, nie ma to znaczenia. Byłam w rękach ludzi Mikhail'a, a to znaczyło jedną wielką niewiadomą. Równie dobrze moje ciało mogło być zakopywane w przeciągu następnej godziny.

Szłam posłusznie, nie wyrywałam się. Próbowałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów wokół siebie. Może któregoś razu mi się to jakoś przyda, może uda mi się nawiązać kontakt z Raphael'em.

Vedi sebya prilichno, myshka — powiedział do mnie w którymś momencie jeden z nich.

Zachowuj się, myszko.

Nim zdołałam mu odpowiedzieć usłyszałam pukanie do jakiś drzwi. W odpowiedzi dobiegł cichy pomruk. Weszliśmy do środka i nagle stanęliśmy. Rozcięli linę na moich nadgarstkach. Było tak cicho, że słyszałam tylko swój oddech dopóki uścisk na moim ramieniu nie zniknął i znów rozległo się trzaśnięcie drzwiami. 

Potarłam obolałe ręce, w których ból wydawał się tylko nasilać.

Zostałam sama?

Otworzyłam usta, aby się odezwać, ale miałam tak ściśnięte gardło, że jedyne co z nich wyszło to drżący oddech.

— Witaj, Malio. Długo na ciebie czekałem.

Zamarłam w miejscu, nie ośmielając się nawet drgnąć. Zupełnie, jak ofiara stojąca przed drapieżnikiem gotowym do ataku. 

— Możesz zdjąć worek. Przepraszam cię, za te niedogodności. Kwestie bezpieczeństwa. 

W pomieszczeniu panowała napięta cisza, przerwana jedynie odgłosami kroków za drzwiami. 

Nie poruszyłam się.
Nie byłam w stanie.

Usłyszałam za to, jak się do mnie zbliża, a chwile potem poczułam jego palce muskające moje policzki, gdy zdejmował ciemny materiał. Światło z lampy oślepiło mnie na moment. Gdy tylko mój wzrok się przyzwyczaił, miałam ochotę się uszczypnąć. Miałam wrażenie, że to jakiś sen. Koszmar. Jego twarz była tak blisko mojej... Stałam na przeciwko najniebezpieczniejszego człowieka na świecie i nie byłam w stanie nic zrobić. Patrzyłam w jego chłodne oczy, analizując możliwe scenariusze tego, co mógł mi zrobić.

— Mam nadzieję, że lot przebiegł spokojnie?

Czułam jego oddech. Jego zapach. Widziałam, jak jego smukłe usta poruszają się wraz z mięśniami jego szczęki. Ten wzrok... tak podobny do tego u Aleksandry, a jednak inny. Z jednej strony zimny, z drugiej strony drapieżny. Jednak u niej była kalkulacja i rozwaga, a u niego była nieprzewidywalność niczym u rekina.

— Porwałeś mnie.

— To trudne do zrozumienia, prawda? — Przekrzywił głowę niczym kot. — Ale wiesz, życie czasem rzuca nam wyzwania, którym musimy sprostać.

— Nie widzę, jak porwanie kogoś może być rozwiązaniem problemu — odparowałam, na co momentalnie się uśmiechnął. 

— Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać. Wszystko, co robię, ma swoje uzasadnienie.

Nie odpowiedziałam.

Mikhail spojrzał na mnie z pewną refleksją.

— Jesteś niezwykle milcząca. Nie wiem, jakie zasady narzucił ci Raphael, ale...

— Czego ode mnie chcesz? 

Wiedziałam, że ta iskierka odwagi mogła mnie kosztować wiele, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Dręczyła mnie myśl, po co tutaj jestem i co zamierzał ze mną zrobić. Bo na kartę przetargową się nie nadawałam.

— Od ciebie nic — powiedział i spokojnie zrobił kilka kroków w tył. Obszedł biurko, którego wcześniej nie zauważyłam. — Usiądź, Malio.

Zajął miejsce za biurkiem, a ja przed nim. Te kilkanaście sekund pozwoliło mi lepiej obejrzeć pomieszczenie, w którym się znalazłam. Kafelki na podłodze, betonowe ściany, zwykłe biurko, kilka szafek... czułam się, jak na komisariacie policji. 

— Napijesz się czegoś? — spytał i sięgnął po dwie szklanki stojące obok karafki z wodą.

— Nie.

Byłam spragniona wody. Wypiłabym całe wiadro.

— Przykro mi z powodu zerwania zaręczyn — wypalił nagle. Spojrzałam na niego zaskoczona, na co posłał mi rozbawiony uśmiech. — Ale powinnaś mi podziękować. Nic nie straciłaś. Fontaine nie jest dobrym kandydatem na męża. 

— Ty o tym decydujesz?

— To on zadecydował za ciebie — odparł i popatrzył na moje splecione dłonie. — Po braku pierścionka wnioskuję, że nawet cię nie zapytał.

Spuściłam wzrok, zastanawiając się, jak na to odpowiedzieć. Nie było mnie tutaj godziny, a Mikhail wydawał się przejrzeć mnie na wskroś. Czułam się przy nim naga, zupełnie jakby był w stanie zobaczyć wszystko co mam do ukrycia zarówno wewnątrz, jak i z zewnątrz. Czuł moje zakłopotanie, ostrożność i frustracje. Widział to.

Mikhail to nie był Raphael. Przy nim nie mogłam sobie pozwolić na niesubordynację wyskokami czy co rusz zmianą stylu komunikacji. Tutaj musiałam obrać jedną. Mogłam się wycofać i być posłuszna albo stać się jego lustrzanym odbiciem i opierać się. Szczerze mówiąc, żadna z tych opcji nie gwarantowała mi sukcesu. Nie byłam w stanie przewidzieć, jak Mikhail zareaguje na którekolwiek z tych zachowań. Jeśli ulegnę, wykorzysta mnie. Jeśli się zbuntuję, złamie mnie.

— Ty również nie dałeś mi prawa wyboru — podjęłam. — Jestem tutaj, a ja dalej nie wiem po co. Jeśli liczysz, że Raphael się ugnie i będziesz mu dyktował warunki, grożąc mu moją śmiercią, to cię zawiodę. Raphael mnie nie kocha. Nie zależy mu na mnie. 

To była najdłuższa wypowiedź, odkąd tu weszłam. Coś w jego oku błysnęło, zupełnie, jakby mój głos go ożywił.

— Gdybyś nic dla niego nie znaczyła, nie zmuszałby cię do małżeństwa.

— Między mną a Raphael'em wynikła... pewna różnica zdań. To była moja kara.

Kącik jego ust drgnął.

— Raphael jest zbyt spokojny i doświadczony, aby dać się ponieść taką decyzją. W tym świecie małżeństwa są polityczne i rozważnie zawierane — powiedział, nie spuszczając ze mnie świdrującego wzroku. — Co takiego zrobiłaś, że tak zalazłaś mu za skórę, Malio?

Moje imię w jego ustach brzmiało niczym spływająca, słodka trucizna.

— Nie wykonywałam rozkazów.

— I przez to zamknął cię na tydzień w pokoju? Przez to się wtedy głodziłaś? Przez to Lucas prawie wyciągał cię z wanny?

Wiedział wszystko. Wiedział, co robiłam, co było mówione. Jego szpieg przekazał mu wszystko. Więc jaki był sens kłamać? Czy wiedział też o moim sercu? 

— Niesubordynację kara się śmiercią — oznajmił, wygodniej rozsiadając się na krześle. — A nie aranżowanym małżeństwem. Nie jesteś dla Raphael'a wyłącznie tłumaczką. Zbyt blisko cię trzyma... za bardzo cię pilnował na balu.

Na wspomnienie tamtego wieczoru przeszły mnie ciarki. Momentalnie zobaczyłam przed oczami zakrwawioną twarz swojego oprawcy, którego postrzeliłam. 

Przełknęłam ślinę.

Mikhail zupełnie, jakby czytał moje myśli, spoważniał jeszcze bardziej.

— Wiem, co próbował zrobić ci mój człowiek. Widziałem zdjęcia jego ciała. Nie miał prawa cię dotykać, nie taki dostał rozkaz. 

— Masz racje, nie miał prawa — zgodziłam się i popatrzyłam na niego. — Dlatego zarobił kulkę.

Na jego twarzy pojawił się cień zaskoczenia. 

— Ty go postrzeliłaś?

— Nie miałam wyboru.

— Zawsze mamy wybór. Też go dokonałaś. I okazał sie słuszny. 

Nie odpowiedziałam. 

— Nie dziwię się, że Raphael jest tobą zaintrygowany. To nie lada wyczyn postrzelić mojego człowieka. Wrócimy do tego jeszcze — obiecał. — A teraz pozwól, że zapytam po raz ostatni; co takiego zrobiłaś, że Raphael cię ukarał?

Przełknęłam ślinę. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Nawet nie musiałam tego robić, aby wiedzieć, że on doskonale wiedział. Był świadom tego, co zrobiłam. Było to wielokrotnie omawiane przy stole czy w gabinecie Stefano. Jego szpieg byłby idiotą, gdyby tego nie wyłapał. 

To był test. Mikhail sprawdzał moją szczerość i lojalność. Tylko wobec kogo?

— Okłamałam go — wychrypiałam. — A on uznał to za zdradę.

Patrzyłam na swoje splecione palce. Tak blade od zaciskania i dalej brudne od zaschniętej krwi.

— Szpiegowałaś?

— Nie.

— Nie wykonałaś rozkazu?

— Nie.

— W jaki sposób go okłamałaś?

— Przecież wiesz. 

— Chcę to usłyszeć od ciebie — powiedział ze stoickim spokojem.

Nie mów mu.
Nie mów.
Nie mów.

— Potrzebowałam jego usług — zaczęłam, czując łzy na wspomnienie pierwszego spotkania z Raphael'em. — Potrzebowałam dawcy serca dla ojca, a on jako jedyny mógł mi to dać. Nie miałam pieniędzy. Więc zaoferowałam siebie wzamian. Miałam pracować dla niego tak długo, aż spłacę dług.

— Przystał na to, co więc go tak rozwścieczyło?

— Nie powiedziałam mu prawdy — szepnęłam. — To nie mój ojciec potrzebował serca. Tylko ja.

Robiłam wszystko, aby łza zbierająca się w kąciku oka nie spłynęła, wstrzymywałam oddech, siedziałam nieruchomo. Ale nie udało mi się. Nieszczęsna spłynęła mimo to.

Zastanawiałam się, co takiego musiałam zrobić i jakie decyzje podjąć, aby znaleźć się w tej sytuacji. Wszystko wydawało się być tak nierealne, zupełnie, jakby był to niekończący się sen. Może zaraz się obudzę i znów będę w swoim mieszkaniu w Stanach? Znów będę chodziła po lekarzach i szukała studiów, które zajmą moje czarne myśli. 

Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła, a następnie jego kroki. Zatrzymał się przede mną, ale ja usilnie patrzyłam, w dół, aby tylko nie widział mojej twarzy. Kucnął, aby spojrzeć mi w oczy. Nie dotknął mnie, nie otarł łzy, nie zrobił nic.

— Twoje serce jest w drodze. Dam ci je.

Nie wiedziałam, czy parsknąć śmiechem czy spaść z krzesła. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, przekonana, że się przesłyszałam. Ale powaga w jego oczach i coś, co skojarzyło mi się z bezwzględnością, tylko potwierdziły jego wersję.

Czyżbym zdała jego test, a to miała być nagroda? Nie, to niemożliwe. Nie mogło być z bardzo prostego powodu.

— Nic nie jest za darmo. Jaka jest twoja cena? — szepnęłam.

— Ty.

Pokręciłam głową.

— Nie podpiszę kolejnego cyrografu tylko po to, aby znowu skończyć...

— Nic nie podpisujesz. Wystarczy, że jesteś. 

Zmarszczyłam brwi.

— Nie mam ci nic do zaoferowania. Nawet jeśli Raphael żywi do mnie cień sympatii, nie poświęci dla mnie wszystkiego.

Mikhail wyszczerzył zęby niczym drapieżnik.

— Masz racje, nie poświęci. Wręcz przeciwnie. On to odda i jeszcze pozwoli mi ze sobą zrobić co tylko zechcę.

— O czym ty...

— Jesteś cenniejsza niż ci się wydaje, a Raphael mimo całego śledztwa jakie przeprowadził na twój temat i tak do tego nie doszedł, prawda? Nie ma pojęcia, kim naprawdę jesteś. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ty też nie masz pojęcia.



***



Nie tak sobie wyobrażałam bycie zakładnikiem Mikhail'a. Bez względu na to, jak wiele rzeczy o nim słyszałam i jak wyprzedzały go wszystkie okrutności, których się dopuścił, w ogóle nie przypominał osoby, którą jeszcze niedawno widziałam na szczycie schodów. Stojącego przed rozłożonymi trumnami dla jego wrogów. Zmienił swoje zachowanie niczym kameleon. Nie byłam naiwna, wiedziałam, że to urodzony manipulator i morderca. Wiedział, jak wabić swoje ofiary. Najgorsze w tym wszystkim było po prostu to, że sieć, którą na mnie zostawił była niezwykle kusząca. Serce, tajemnica mojej osoby, iluzja, że nie jest jak Raphael...

To nie mogło tak działać. 

Mikhail miał konkretny powód, aby mnie tutaj ściągnąć. Nie chciał mi go wyjawić, więc musiałam czekać. Naciskanie jedynie mi się odbije. Musiałam być cierpliwa.

Kontrola.

Czekaj.
Słuchaj.
Obserwuj.
Zapamiętaj.

Zostałam odprowadzona do swojego nowego więzienia. Spodziewałam się zimnej celi w podziemiach i w pierwszym momencie sądziłam, że się w nich znajdujemy. Jednak gdy jeden z jego ludzi mnie prowadził, tym razem bez worka na oczach, okazało się inaczej.

Otaczały nas betonowe ściany. Raz wąskie korytarze, raz ogromne hale ze starym, już dawno nieużywanym sprzętem. Zajęło mi chwilę nim sobie uświadomiłam, gdzie się znajdujemy. Ale widząc wysokie okna i kominy nie miałam już wątpliwości, że za siedzibę Mikhail obrał sobie teren opuszczonej fabryki.

Była ogromna i wyposażona w tyle pomieszczeń i korytarzy, że przypominała labirynt. Tylko cudem można byłoby się z stąd wydostać. A na zewnątrz? Śnieg, a była już wiosna...

W którymś momencie mignęła mi tabliczka, stara i pożarta rdzą. Była jednak czytelna.

Huta Miedzi 
Syberia 1949

Syberia? Czyżby Mikhail zmienił całą siedzibę Bratvy i przerzucił ją na totalne odludzie? Na myśl, że znajdowałam się tysiące kilometrów od cywilizacji w opuszczonym zakładzie, przyprawiał mnie o ból głowy. Zrobiło mi się słabo.

Weź się w garść.
Oddychaj, Malia.

Co wiesz? Jesteś na Syberii, w opuszczonej fabryce z 1949, na zewnątrz nie widać nic prócz lasów i śniegu. 

Gdy doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, zastanawiałam się, co mnie w nim czeka. Nie spodziewałam się luksusów. Ale to, co zastałam w środku też mnie zaskoczyło. Nie było idealnie, przypominało to bardziej pokój dla pracownika, ale miał wszystko czego było mi trzeba i był posprzątany. Było łóżko, ewidentnie świeżo pościelone z dwoma dodatkowymi kocami u nóg, stolik, lampka zbyt nowa aby była z tej fabryki, komoda i łazienka. Okno było jedno i niewielkie, niemal zasłonięte kratami przytwierdzonymi do ściany. Na stoliku stała woda i miska z orzechami. Podłoga choć ze starych płyt, uprzątnięta i przykryta najzwyklejszym dywanem. Również zbyt czystym i nowym, aby mógł pochodzić stąd.

O proszę, nawet grzejnik w rogu pokoju.

Mikhail najwyraźniej przygotował pokój nie w charakterze celi, a pokoju dla gościa. Kolejna próba przekupstwa.

— Skoro kto-to prineset vam yedu — powiedział mężczyzna i zamknął za mną drzwi. Nie umknął mi dźwięk przekręcanego w nich klucza.

Niedługo ktoś przyniesie ci jedzenie.

Cudownie. 

Rozejrzałam się niepewnie po pokoju, wyszukując możliwych kamer, ale nic nie znalazłam. Sprawdziłam zawartość komody, znajdując w niej trochę ciepłych swetrów, spodni, bielizna, podstawowych kosmetyków, ręcznik i kilka książek. Ich tytuły nie uszły mojej uwadze. 

Mafia Sołncewska: historia, Portret Doriana Graya, Wielkie Nadzieje.

Równie dobrze mogłam się za nie zabrać teraz. Spróbuję poddać się zasadom Sorokina i zobaczę, gdzie mnie to doprowadzi. Skoro byłam dla niego tak ważna, to nie zrobi mi krzywdy, czyż nie? Z drugiej strony Raphael też mi to obiecywał, a wiadomo czym się skończyła jego furia, gdy zrzucił maskę. Nie chciałam wiedzieć, co się kryje pod maską Mikhaila. Wolałam sobie tego oszczędzić.

Byłam sama gdzieś na Syberii otoczona ludźmi, którzy specjalizują się w torturowaniu i zabijaniu innych. Ja mogłam tylko grać według ich zasad, ich gry. Obserwować i się uczyć. Tak samo, jak u Raphael'a. Tylko Bratva była poziom wyżej, a sympatia Mikhaila była inna niż u mojego poprzedniego oprawcy. Aby go przechytrzyć, musiałam wykorzystać wiedzę, którą zebrałam w ciągu ostatnich miesięcy we Francji i we Włoszech. 

Miałam asa w rękawie? Pewnie tak, ale żeby go wykorzystać, muszę się najpierw dowiedzieć, co jest we mnie takiego wyjątkowego, że Mikhail porwał mnie wręcz w samolocie. Czyżby miało to związek z moim ojcem? To, że dla Bratvy wydawał oryginalne dokumenty z fałszywymi informacjami? To, że znał się z ojcem Mikhaila i Aleksandry?

Zawsze, gdy myślałam, że wszystko się łączy w jedną kropkę, w rzeczywistości było na odwrót. A teraz nie było przy mnie Raphael'a, Aleksandry, Lucasa ani Stefano, aby pomóc mi w szukaniu. Teraz byłam sama.

Mikhail nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że porywając mnie, wpuścił do swojego gniazda kreta. Zabawa się dopiero zaczyna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro