Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ch 6

Od razu uprzedzam, że rozdział zawiera wiele, wiele przekleństw.

- Jesteś słaba – siedziałam na podłodze i dyszałam, nie mogąc uspokoić oddechu.

- Dzięki – mruknęłam i opuściłam głowę nie mając siły jej utrzymać. Usłyszałam, jak ruszył się, a chwilę potem zatrzymał się zaraz obok. Podniosłam głowę do góry z grymasem. Wyciągnął w moją stronę rękę, a ja podałam mu swoją. Pociągnął mnie do góry, więc musiałam stanąć w lekkim rozkroku, by zaraz znów nie polecieć na podłogę.

- Nie o to chodzi – popatrzył mi prosto w oczy – uderzasz przyzwoicie, ale jak bym chciał, to i tak obezwładniłbym Cię w kilka sekund. – Odszedł w stronę wnęki po lewej stronie i wyciągnął ze zgrzewki jedną butelkę wody.

- To co niby powinnam zrobić? – Podał mi ją, a ja wdzięczna wzięłam kilka większych łyków.

- Ćwiczyłaś coś wcześniej? – Odebrał ode mnie butelkę i sam się napił.

- Jedynie biegałam – wzruszyłam ramionami.

- To dobrze – kiwnął głową i poprowadził mnie na drugą stronę sali, w kierunku hantli.

Półtorej godziny później nie byłam w stanie choćby ruszyć palcem u ręki. Myślałam, że zaraz umrę, z wątpliwym podejrzeniem, że nawet moje organy straciły jakąkolwiek siłę do wykonywania funkcji życiowych. Leżałam na podłodze mając rozłożone ręce i nogi na boki, a przyjemny chłód wnikał w moje plecy. Moja klatka unosiła się i opadała w gwałtownych spazmach. Wciągnęłam głęboko i głośno jeden haust powietrza, a potem wypuściłam. Usłyszałam jak drzwi się otwierają, a zaraz potem stukot butów o posadzkę. Nie okręciłam głowy choćby o milimetr. Zaraz potem doszedł do moich uszu głośny śmiech Ino.

- Coś Ty jej zrobił? – Chichotała w najlepsze i podeszła obok mnie. Widziałam jej czarne platformy i w przypływie głupiej fascynacji zastanowiłam się, jak ona się w ogóle na nich utrzymuje. Rzuciłam wzrokiem na jej twarz, na której wykwitał wciąż ogromny uśmiech.

- Musi umieć się bronić – usłyszałam jego odpowiedź, która również była zabarwiona minimalnym, wesołym akcentem.

- Nienawidzę was – przeturlałam się na bok i podparłam z wysiłkiem na ramieniu.

- Powiedziałabym bardziej, że macie za sobą rundkę namiętności, będąc tak obydwoje zdyszani – puściła mi oczko i zaśmiała się głośniej z mojego małego rumieńca. Spojrzałam kątem oka na Itachiego, który ku mojemu zdziwieniu rzeczywiście ciężej oddychał. Pokręcił głową i rzucił jedynie:

- Pozbieraj ją – i bez niczego więcej wyszedł z pomieszczenia. Jęknęłam głośno i opadłam z powrotem na podłogę. Jeśli Ino chciała być wredna, ja również potrafiłam.

- Och, no już kochanie. Wstawaj, musisz się zawlec pod prysznic – pochyliła się i włożyła pod moje ramię rękę, starając się pociągnąć mnie w górę. Ja specjalnie się nie wysilałam i byłam bezwładna, przez co wyślizgiwałam się jej z rąk – nie bądź złośliwa, Ty mała morwo.

- Znasz słowo morwa? – Zapytałam w przytyku z małym uśmieszkiem.

- Jak dla mnie idealnie przypominasz teraz ten dojrzewający, czerwony kolor.

- Urocza – mruknęłam i pozwoliłam się podnieść. Ku mojemu zaskoczeniu odczułam, że nie sprawia jej żadnego problemu udźwignięcie mnie. Gdy stanęłam na nogach poczułam jak lekko drżą.

- Co on Ci zrobił? – Zapytała widząc, że ledwo stoję.

- Mały siłowy maraton – wskazałam jej hantle, które leżały już na swoim miejscu. – Nie tylko ręce, ale nogi też. Pokazał mi, jak działają tamte maszyny – mój podbródek odwrócił się w kierunku przyrządów do pracy na uda.

- Całe szczęście, że to Ty, a nie ja – szturchnęłam ją w ramię, a ona jedynie posłała mi uśmiech. Zaczęłyśmy powoli się przemieszczać do wyjścia. Czułam po prostu ogromne zmęczenie i myśl dostania się do swojego pokoju nagle mi ciążyła. Nie ominęło mnie to jednak. Doszłyśmy tam w dziesięć minut, co i tak było zaskakująco szybkim wynikiem. Zaraz potem wśliznęłam się do wanny i kucnęłam. Ukojenie które poczułam, gdy strumień gorącej wody obmył moje ciało było nie do opisania. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tym ciepłem, kierując strumień na plecy. Wszystko co było spięte powoli się rozluźniało. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam bieliznę oraz spodnie. Przepoconą koszulkę rzuciłam na toaletę z myślą, że wieczorem się nią zajmę. Zauważyłam Ino, która rozłożyła się na moim łóżku i przeglądała coś na telefonie. Zatrzymałam się w progu i położyłam rękę na framudze. Ona musiała wyczuć, że nie wyszłam dalej, więc rzuciła mi krótkie spojrzenie. Zaraz potem zaczęła wstukiwać coś szybko na ekranie.

- Hm? – Mruknęła i zmarszczyła nos w ten swój charakterystyczny sposób.

- Masz telefon? – Weszłam do pokoju i zaczęłam podchodzić do szuflady.

- A co w tym dziwnego? – Rozłożyła na moment ręce na boki - halo? Dwudziesty pierwszy wiek? – Uśmiech pojawił się na jej ustach, co dało mi znać, że bardzo dobrze wie, o co mi chodzi.

- Małpa – rzuciłam podkoszulkiem w nią. Ona natomiast odrzuciła ją na bok – możecie mieć komórki?

- Nie każdy – urządzenie zawibrowało, więc zwróciła swoją uwagę ponownie na nie. – Zajmuję się tutaj zaopatrzeniem. Potrzebuje jakiejś formy kontaktu z niektórymi dostawcami.

- Dlatego masz włączoną stronę z jakimiś ciuchami? – Podniosłam brew do góry widząc zdjęcie czerwonej sukienki. Ona natychmiastowo zablokowała telefon.

- Cicho – mruknęła i przyjrzała się mi, gdy zakładałam koszulkę. – Świat jest niesprawiedliwy. Jakim cudem masz taki płaski brzuch i nie jesteś deską? - Wzruszyłam ramionami, ale wymownie spojrzałam na nią. Ona machnęła ręką widząc to.

- Chętna zobaczyć co u Temari? Czy dalej tak się piekli? – Zanim skończyła sama ułożyłam się obok niej, rozprostowując wszystkie kończyny. Wiedziałam, że jutro nie będę mogła chodzić, a cudem będzie, jeśli się ruszę. Jęknęłam sfrustrowana. To niewygodne łóżko zdawało się być teraz największym możliwym dla mnie luksusem. – Nie marudź. Póki jeszcze możesz wstać.

- Daj mi chwilę odetchnąć. Wbrew pozorom nie leżałam ostatnie dwie godziny – mruknęłam i chwyciłam telefon Ino w ręce. – Mogę? – Ona odebrała mi na chwilę urządzenie odblokowując je – jak to w ogóle możliwe, że on działa pod ziemią? Sygnał nie powinien zanikać?

- Zapominasz, że jesteśmy w bazie wojskowej. Mamy swoje własne anteny, które przekierowują sygnał – zaczęła ściągać buty. – Dodatkowo Hinata zablokowała mi usługi lokalizacji permanentnie. Baaa – przeciągnęła się – stłumiła je tak, że nawet jak by ktoś bardzo chciał, to by mnie nie odnalazł. – Ostatecznie ułożyła się obok mnie tak, by widzieć co robię. Ja natomiast weszłam w przeglądarkę i weszłam na portale społecznościowe – tylko nie loguj się. Ta aktywność zostanie odnotowana u nich w serwerze – kiwnęłam głową w zgodzie i wpisałam nazwisko w wyszukiwarce. Uśmiechnięta twarz Yuri pojawiła się na ekranie. Westchnęłam cichutko i przesunęłam palcem do góry. Wiele osób skomentowało post, który opublikowała jakaś dziewczyna na jej tablicy. Był to link do relacji online z wywiadu, który udzieliła. Skrzywiłam się widząc, że w większości były to nieprzychylne uwagi, czy choćby nawet wyzwiska.

Jak możesz bronić morderczyni? Może jesteś taka sama?

Na pewno musiałaś brać w tym udział. Albo pomogłaś się jej ukryć? W końcu, gdyby była niewinna, to by nie uciekła. Kłamca.

Coś Ty kurwa nagadała w tej gazecie? Masz jakieś wtyki? Odkręć to!!!!!!!

Autorem ostatniego komentarza był chłopak, którego nazwisko kojarzyłam z sfałszowanego przez Nagato artykułu. Patrzyłam zraniona i zła na to wszystko. Jakim prawem wyżywali się na niej? Co im niby pozwalało obrażać ją za to, że mnie broniła? Zacisnęłam ręce w pięści czując tak ogromną furię, że nie byłam w stanie jej wyrazić. Warknęłam przez zęby w telefon, który wcześniej rzuciłam przed siebie na pościel i uderzyłam dłońmi o łóżko.

- Co za idioci! – Nie wytrzymałam i krzyknęłam – banda bezmózgich kretynów. Ugh – zaczęłam przewijać ponownie w dół widząc same negatywne opinie. Nie znalazła się choćby jedna osoba, która by jej broniła. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, jak samotna musiała się teraz czuć. Była sama w Tokio, natomiast jedyną jej rodziną była babcia na wsi. Patrząc na odzew ludzi, teraz musiała czuć się cholernie odrzucona. A mnie przy niej nie było. Poczułam dłoń na ramieniu, a potem Ino przycisnęła twarz do mojej ręki.

- Przykro mi – przetarłam policzki uświadamiając sobie, że płaczę zarówno ze złości i smutku.

- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma nikogo przy niej. Nikogo – ostatnie słowo wyszeptałam. Trwałyśmy w ciszy, a ja nie chcąc już więcej widzieć tego co się działo zmieniłam wyszukiwanie na swoje imię. Ku mojemu zaskoczeniu nie odnalazłam niczego. Przysunęłam ekran chcąc widzieć, czy na pewno dobrze wszystko wpisałam. Nie było ani jednego błędu.

- Musieli usunąć. Nie ma się co dziwić. Potencjalny więzień raczej nie ma dostępu do czegoś takiego jak profil społecznościowy – odsunęła się – raczej byś nie robiła sobie selfie przy stole pełnych przestępców. Oczywiście zakładając, że zdobyłabyś w jakiś niemożliwy sposób komórkę – parsknęłam śmiechem przez łzy wyobrażając to sobie. Ona była niemożliwa. Nie wiedziałam, czy mam się złościć, smucić, płakać albo może śmiać. Przy tym czułam ogromne wyrzuty sumienia, że jestem w stanie wykrzesać z siebie trochę wesołości, podczas gdy Yuri cierpiała. Podałam jej telefon i opadłam głową w kołdrę kręcąc nią na boki. Zaraz potem Ino przygniotła mnie swoim ciałem i poczułam lekkie drgania jej śmiechu.

- Chodź. Nie ma sensu się smucić – wstała ze mnie, a ja podniosłam zapłakane, oburzone spojrzenie. – To jej nie pomoże. Mazgając się możesz jedynie pokazać jaka jesteś słaba.

- Nie jestem słaba – zaprotestowałam od razu, ale zaraz potem skrzywiłam się widząc, że moje zachowanie jest dziecinne. Weź się w garść kobieto. Ale z Ciebie smarkacz. Zmiękłaś.

- Nie? – Podniosła brew do góry, a ja zirytowana otarłam policzki i pociągnęłam butnie nosem. – Weźmiemy coś z kuchni i pójdziemy do tej Temari. Chcę zobaczyć jak się płaszczy przed Tobą i dziękuje – podeszła do drzwi otwierając je na oścież. – Oczywiście tego nie zrobi, ale warto mieć złudne nadzieje – pokręciłam z niedowierzaniem głową i ledwo dźwignęłam się z łóżka. Naciągnęłam białą koszulkę w dół, która zwinęła się podczas podnoszenia. To mi przypomniało jedną rzecz.

- Gdzie teraz może być Itachi? – Ino stała wciąż przy otwartych drzwiach poprawiając buty, które założyła parę chwil temu.

- Zapewne w gabinecie z Painem albo w centrum dowodzenia. Czemu pytasz?

- Muszę mu oddać koszulkę – wzruszyłam ramionami, podczas gdy na jej ustach pojawił się mały, cwany uśmieszek. Zignorowałam to i wchodząc do łazienki wzięłam z grzejnika czarny materiał. Wpatrzyłam się dłuższą chwilę w czerwono biały wachlarz. Przetarłam po nim kciukiem w niemej pieszczocie. Nie rozumiałam tej dziwnej, nieuzasadnionej fascynacji. Pojawiła się tam, w celi, a teraz dalej nie mijała. Wręcz się nasilała.

- Wessało Cię tam, czy co?! – Krzyk dziewczyny wyrwał mnie z letargu i weszłam z powrotem do sypialni z materiałem w dłoni. – Wiesz, jeśli tak podoba Ci się ta koszulka, to zostaw ją sobie – powiedziała złośliwie, otwierając jeszcze szerzej drzwi, zapraszając mnie na zewnątrz. – I tak jesteś już przez niego zaklepana.

- Wiesz dobrze czemu – przeszłam przez drzwi i zamknęłam je na klucz, gdy tamta stanęła obok mnie.

- Oh, przestań – szturchnęła mnie, gdy ruszyłyśmy – bo uwierzę, że nie jesteś zainteresowana.

- A jestem? – Rzuciłam swobodnym tonem, nie chcąc być aż tak przewidywalną.

- Widzę jak na niego patrzysz – stukot jej butów odbijał się od ścian tunelu. Stawiała pewnie każdy krok.

- Niby jak?

- Jak na rozkoszny kawałek czekoladowego ciasta, po które nie możesz sięgnąć – parsknęłam słysząc jej porównanie i rzuciłam jej niedowierzające spojrzenie. – No co? Ja tam mam słabość do czekolady.

- I też masz skłonności do gadania głupot – powiedziałam złośliwie, a potem lekko się uśmiechnęłam słysząc jej oburzone sapnięcie.

- Mów co chcesz, a ja i tak swoje wiem – zarzuciła swoje długie blond włosy na ramię i nie odezwała się więcej. Szłyśmy w ciszy. Przyglądając się jej nie widziałam jednak tej wesołości, którą rzucała naokoło. Przygryzała wargę w zdenerwowaniu, natomiast wyraz twarz był poważny. Odwróciła się do mnie widząc, że wpatruję się w nią. Posłała mi szeroki uśmiech, jednak nie dosięgnął on oczu. Odwróciłam się przed siebie. Jej towarzystwo podtrzymało mnie, gdy pojawił się ten wybuch złości, za co byłam jej wdzięczna. Jednak teraz ta zmiana mnie nieco dodatkowo zdezorientowała. Stwierdziłam, że i tak mam już zbyt dużo do myślenia. Tak błaha sprawa nie była warta dodatkowej uwagi. Weszłyśmy do stołówki, która była nieco zaludniona. Do pory obiadu pozostały jeszcze dwie, bądź trzy godziny, jednak nie powstrzymało to niektórych do jedzenia już teraz. Przymknęłam powieki i starałam się upchnąć wszystkie emocje w najdalszy kąt świadomości. Po co komu wiedzieć, że niepokoiłam się będąc tutaj. Udając obojętność szłam za Ino, jednak czułam na sobie ciekawskie wzroki. Zauważyłam, że gdy byłam z nią, to co raz więcej osób przyglądało mi się bardziej otwarcie. Niekiedy otrzymałam pełny kpiny uśmiech, czy pogardliwe spojrzenie, od którego czułam się niczym najgorszy pasożyt. Dreszcz przerażenia przeszedł po moich barkach, gdy zauważyłam grupę sześciu mężczyzn. Czterech z nich mierzyło nas uważnym, oceniającym spojrzeniem. Ino nonszalanckim krokiem podążała przed siebie, jednak z gustownym przekazem gładziła rękojeść noża na swoim pasie. Włosy spięte w wysokiego kucyka falowały za nią, a na ramieniu widziałam lekki zarys wypracowanych mięśni. Sprawiała wrażenie zadziornej dziewczyny, która świergota i dogryza ludziom dookoła, ale czułam, że jest coś więcej. Widziałam, że jest coś więcej. Po naszej małej, cierpiętniczej przechadzce dotarłyśmy do drzwi od kuchni. Przeszłyśmy przez nie i dostrzegłam, że ramiona Ino nieco opadły.

- Zapomniałam, że teraz ludzie z drugich zmian schodzą się coś zjeść. Moje niedopatrzenie – rzuciła mi przepraszający wzrok i ruszyła w stronę blatu. Dopiero gdy podniosłam tam wzrok dostrzegłam, że nie jesteśmy same. Przy kuchence, tej samej, gdzie wcześniej gotowałam jajka, stał mężczyzna. Był nieco przy tuszy (no dobrze, bardzo przy tuszy) i ubrany w biały fartuch. Zręcznie przerzucał na patelni mięso. Odwrócił się jednak, gdy usłyszał głos blondynki. Jego twarz była łagodna i rozkosznie zaokrąglona. Uśmiechnął się szeroko i objął ją ogromnym ramieniem.

- Myślałem, że zobaczymy się później.

- Jakoś tak wyszło. Choji, poznaj Sakurę – kiwnęła w moim kierunku. Podniosłam delikatnie rękę w górę i miałam nadzieje, że nie dostrzegł delikatnego grymasu, jaki pojawił się na mojej twarzy. Ramię już zaczynało boleć.

- A więc to ona, co? – Pokręcił nosem i odwrócił się z powrotem do kuchni – nic dziwnego, że Itachi ją wybrał. Choć się dziwię, że przyprowadził ją tutaj – dolał z dzbanka nieco wody na patelnię, przez co małe syczenie rozeszło się dookoła. – Jest niczym smaczny kąsek, taka bezbronna.

- Jest ze mną – odparła Ino i sięgnęła po kawałek chleba w koszu. Tamten jedynie zaśmiał się, a ogromne cielsko razem z nim. Nie odpowiedział na to nic, za to rzucił mi krótkie spojrzenie.

- Pilnuj się. Jesteś tutaj niczym myszka wśród kotów – jego rozbawiony chichot ponownie rozbrzmiał dookoła. Nie podobało mi się to ostentacyjne zachowanie. Niby mówił do mnie, a równie dobrze mógłby mówić tylko do Ino. Prychnęłam lekko pod nosem i podeszłam do dziewczyny. Wyciągnęłam dłoń po bułkę, podczas gdy tamta wyciągała coś na wierzch z lodówki. Wyszłyśmy stamtąd dziesięć minut później trzymając w rękach jedzenie. Musiała zauważyć moją niechęć do tego całego Chouji'ego oraz innych mężczyzn zgromadzonych w pomieszczeniu obok. Ona sama też nie była zachwycona, gdy przechodziłyśmy przez sale. Cały czas jej ręka błądziła przy pasie. Szłyśmy i jadłyśmy w ciszy. Dopiero, gdy wzięłam kilka kęsów żołądek rozluźnił mi się na tyle, że byłam w stanie przełknąć cokolwiek. Tym bardziej zdziwiłam się, że kończąc kanapkę poczułam lekki głód. Widocznie po tak dużym wysiłku, tak mała porcja nie była wystarczająca.

Weszłyśmy po schodach na górę, a Ino wyciągnęła kartę. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, a za mną ona. Słyszałam stukot narzędzi oraz muzykę rozbrzmiewającą dookoła. Nie zaszłyśmy daleko, gdy przed nami pojawiła się niezadowolona Temari. Założyła ręce na piersi i fuknęła.

- Czego tutaj szukacie?

- Co tam Diablico? – Blondynka luźno rzuciła jedynie i udawała, że jest zainteresowana wnętrzem – możemy wejść dalej?

- Może jeszcze dać wam dostęp do mojego całego warsztatu? – Zapytała chamsko – wynocha mi stąd. – Podniosła rękę i wskazała palcem na drzwi.

- Nie pokazuje się palcem – upomniała ją Ino udając, że jest oburzona jej zachowaniem.

- Powiedziałam: wypierdalać – podniosła okropnie głos, że aż musiałam złapać się za prawe ucho, które było najbliżej. Jak stała w poprzednim miejscu, tak nie ruszyła się o milimetr.

- O co Ci...

- O to, że wlazłyście sobie tutaj jak do siebie – warknęła – jeszcze zniosłabym wałęsanie się dookoła i oglądanie – spojrzała wymownie w moim kierunku, nie oszczędzając na ostrości ani w głosie, ani wzroku. – Położyłaś łapy bez pozwolenia? Świetnie. Pobawiłyście się, a teraz żegnam. – Zacisnęłam usta w wąską linię i obruszyłam się niespokojnie. Poczułam jednak chłodne palce Ino na ramieniu. Spojrzałam na nią, a ona jedynie pokręciła głową.

- Pain się o tym dowie.

- To niech się dowiaduje. Mam to w nosie – prychnęła i odwróciła się do nas plecami. – Albo was tutaj zaraz nie ma, albo będziemy miały poważny kurwa problem. – Palce dziewczyny mocniej zacisnęły się, a ja powstrzymałam syknięcie. Ból jednak przyćmił nieco złość, która ponownie we mnie wezbrała. Miałam ochotę przywalić tej całej Temari, za jej zachowanie. Zachowuje się jak pieprzony pępek świata i nawet nie łaska powiedzieć głupiego, drobnego dziękuję. Wiedziałam, że nie powinnam była się pakować w coś takiego. Co mnie podkusiło, aby... Ah, no tak. Charger. Wypuściłam ze świstem powietrze z ust powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych słów, a co dopiero rzuceniem się na nią. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, bo na pewno rozniosłaby mnie od razu. Teraz jednak miałam ochotę coś zniszczyć. Poczułam szarpnięcie, gdy Ino wyciągnęła mnie z warsztatu i z ogromnym łoskotem trzasnęła drzwiami. Lekkie drgania rozniosły się dookoła.

- Jebana krowa – wysyczała przez zęby i ruszyła przed siebie. Bez słowa, ale nie w mniej paskudnym humorze podążyłam za nią – wiedziałam, że będzie miała problem, ale nie sądziłam, że zamieni się w taką Księżną – prychnęła i kontynuowała swoją tyradę. Przy każdym słowie przyznawałam jej w myślach rację, jednak nie odezwałam się ani słowem. Wiedziałam, że gdybym to zrobiła, to nieograniczona fala nie zakończyłaby się tak szybko.

Do tego całego wachlarza uczuć dołączyło jednak coś jeszcze. Strach. Stanęłam gwałtownie i przylgnęłam do ściany, gdy nagle dwóch barczystych mężczyzn złapało Ino pod barki i podniosło do góry. Przede mną pojawiła się natomiast jeszcze inna sylwetka. Facet chwycił mnie za gardło i przytrzymał przy ścianie. Zaczerpnęłam gwałtownie tchu czując, jak boleśnie wbija mi palce w skórę. Chwyciłam jego owłosione dłonie i zaczęłam się szarpać. Uniosłam kolano chcąc wbić mu je w krocze, jednak on mi na to nie pozwolił. Zablokował mi nogi swoimi i przyparł całym ciałem. Obrzydzenie dołączyło do okropnego strachu, który mogłam wręcz wyczuć dookoła siebie. Zaśmiał się chrapliwie, gdy poczuł, jak paznokciami oram mu skórę. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że zaczyna mu lecieć krew. Owiał mi twarz nieświeżym oddechem, przez co skrzywiłam się okropnie. Jego tłuste włosy przyklejały się do czoła, a niebieskie oczy wpatrywały z pogardą. Śmiał się widząc panikę w moich ochach. Kątem oka zauważyłam, jak Ino sprytnie wykonała obrót do tyłu i wyginając ręce szarpnęła nimi. Spowodowało to, że wyrwała jedno ramię i sięgnęła za pas spodni. Nie zdążyła jednak wyciągnąć noża, gdy ten, któremu się wyrwała przystawił jej pistolet do czoła. Dziewczyna zamarła. Serce dudniło mi mocno w piersi, a mój oddech stawał się co raz bardziej urywany. Dostrzegałam powoli małe mroczki przed oczami.

- Niby taka ochrona, a proszę. Mam Cię w swoich rękach – jego wolna dłoń zacisnęła się na moim prawym biodrze. Koszulka Itachiego dawno leżała na podłodze, jakiś odcinek dalej.

- Zrób cokolwiek Kariko, a pożałujesz nie tylko Ty – warknęła kobieta – już jesteś skończony. – Tamten zaczął powoli przekręcać głowę. Nie odrywał ode mnie wzroku, aż nie odwrócił się do mnie całkowicie profilem. Na moment jego ręka zniknęła z mojego ciała, ale ta, co mnie przyduszała pozostała. Wyciągałam szyję najwyżej jak mogłam, łapiąc każdą, choćby małą dawkę tlenu. Zaczęłam lekko słaniać głową na boki. Widziałam przez powieki tylko jak kręci palcem, niczym karcący dziecko rodzic.

- Patrząc na to w jakiej sytuacji jesteście, nie wypada Ci grozić mi w żaden sposób – zaśmiał się tubalnie, a jego dłoń znów znalazła się na mnie. Tym razem jednak poczułam słaby ślad na biuście. Musiał go ściskać, ale ciemność przed oczami była co raz bardziej wyraźniejsza.

- Co to ma znaczyć? – Dotarło do mnie warknięcie z daleka. Poczułam tylko, jak ktoś odrywa brutalnie ode mnie ręce tego obleśnego mężczyzny, a ja sama upadłam na podłogę. Ktoś przytrzymał mnie ciepłymi dłońmi za ramiona, bym nie opadła całkiem bezwładnie. Chwyciłam się za gardło i zaczęłam rozpaczliwie łapać powietrze z nieprzyjemnym charkotem. Usłyszałam w tle tylko szamotaninę i chrzęst łamanej kości. Skrzywiłam się z bólu, a zaraz po tym nastąpił okropny atak kaszlu. Myślałam, że nie może być gorzej, ale gdy tak dusiłam się, czułam rozrywający ból w krtani. Odsunęłam rękę od twarzy i oparłam się ponownie plecami o ścianę. Spod przymrużonych powiek dostrzegłam na dłoni krew.

- ... wiesz... właśnie popełniłeś.

- ... było... miękkie... – Głosy zaczęły zlewać mi się ze sobą. Straciłam przytomność.

*

- Co to ma znaczyć? – Tylko raz miałem okazję słyszeć taką furię w głosie Paina. Jednak ta, którą ja sam odczuwałem, była zdecydowanie o wiele większa. Podążaliśmy wraz z Hidanem i Shikamaru do zaopatrzenia, gdy dosięgły nas odgłosy szamotaniny i rozmowy zza rogu. Widząc teraz co tu się dzieje, miałem ochotę rozszarpać wszystkich gołymi rękami. Sakura była przyciśnięta do ściany i definitywnie traciła już przytomność. Ten skurwiel ją przyduszał, gdy drugą ręką sobie używał dowoli. Zalała mnie zimna fala żądzy mordu. Chęć roztrzaskania jego głowy o ścianę była obezwładniająca. Ruszyliśmy z Painem w tym samym momencie. On oderwał ręce Kariko od Sakury i rzucił nim o podłogę. Ja natomiast złapałem dziewczynę i ostrożnie pozwoliłem jej opaść na podłogę. Nie zastanawiałem się więcej, podniosłem się i brutalnie przycisnąłem kolano do mostka tego drania. Krew ciekła z jego głowy, a twarz wykrzywiła się w pogardliwym grymasie. Na razie jednak powstrzymałem się od rozmazania go na podłodze. To byłoby zbyt szybkie. Zasługiwał na wiele więcej. Wpatrywałem się z cichą wściekłością w jego zakazaną gębę. W między czasie zarejestrowałem, że Ino wbiła łokieć w twarz faceta, który ją trzymał i podcięła mu nogi, przez co upadł z łoskotem na podłogę. Z premedytacją wbiła mu obcas w rękę, a chrzęst łamanej dłoni rozniósł się echem. Wrzasnął jak opętany. Raz potem zamachnęła się, a ten, który mierzył do niej z broni, stał wgnieciony w ścianę trzymając się za złamany nos. Dobiła go ciosem w brzuch, a on upadł na kolana. Chwyciłem Kariko za gardło, dociskając go mocniej do betonu.

- Nie wiesz, jak wielki błąd właśnie popełniłeś – powiedziałem cichym, lodowatym tonem i z satysfakcją odebrałem to, jak zadrżał pode mną. Och tak, powinieneś się bać.

- Warto było. Ta suka ma miękkie cycki – na tę uwagę moja samokontrola pierwszy raz urwała się na moment. W ułamku sekundy wyciągnąłem broń zza pasa i odblokowałem ją przykładając do jego policzka.

- Stul pysk śmieciu – Hidan z ostrzeżeniem wbił nóż obok jego głowy. Tamten zamilkł widząc z tak bliska ostrze i spluwę.

- Nie pożyjesz długo kolego – Pain zbliżył się spokojnym krokiem do Ino, która właśnie podnosiła swój nóż z podłogi oraz broń tamtych dwóch mężczyzn. Wetknęła to wszystko za pas spodni.

- Przepraszam. To moja wina – powiedziała wściekła i kopnęła w głowę mężczyznę co leżał na podłodze. Zajęczał przeraźliwie kuląc się – byłam wyprowadzona z równowagi i dałam się zaskoczyć.

- Porozmawiamy później – rudowłosy odwrócił się w moim kierunku. – Jest Twój Itachi. Dotykał twojej własności, więc podejrzewam, że Ty masz ochotę się nim zająć – na tę uwagę uśmiechnąłem się przerażająco, a Kariko struchlał pode mną. Z całą pewnością nie zdawał sobie sprawy z tego, co rzeczywiście go czeka.

- Z wielką przyjemnością – odparłem lodowato i jednym pociągnięciem podniosłem tę wywłokę do góry. W myślach już wyliczałem z rozkoszą wszystkie rzeczy, które mu zrobię. Zanim jednak ruszyłem z nim w głąb korytarza, najpierw popatrzyłem na dziewczynę. Była nieprzytomna i oddychała z wyraźnym trudem, będąc wspartą o Hidana. Spojrzałem na niego twardo, czując, że mam ochotę również i jemu przywalić w mordę. Nie mogłem zaakceptować tego, w jakim stanie się znalazła. Byłem wściekły na Ino, że dała się w tak dziecinny sposób podejść. Sakura była zbyt niewinna, zbyt niedoświadczona i słaba, by dać sobie samej radę. Trzeba to zmienić, zanim zginie. Teraz jednak miałem przyjemniejsze rzeczy do zrobienia. Ściskając za kark tego skurwysyna ruszyłem w stronę zachodniego skrzydła.

*

Kiedy obudziłam się w obcym łóżku, widziałam przed sobą sufit w lekkim półmroku. Gardło paliło mnie niemiłosiernie i łapiąc haust powietrza słyszałam cichy skrzek. Nagły atak kaszlu przywołał kolejną falę bólu. Ktoś podniósł mnie do półprzysiadu i przytknął do moich ust szklankę. Skrzywiłam się pijąc wodę, bo podrażniła mi przełyk, ale chwilę później przyszła lekka ulga. Czułam w ustach smak krwi. Przyłożyłam dłoń do gardła i wymasowałam je lekko. Unosząc powieki dotarło do mnie, że osobą, która się mną teraz zajęła był Hidan. Odłożył szklankę na stolik nocny i usiadł z powrotem na pościeli. Rozłożył nogi na boki, a w ręce chwycił nieodpalonego papierosa. Patrzył na mnie roziskrzonymi oczami.

- Widzisz skarbie? – Zapytał cicho – a jednak wylądowałaś w moim łóżku – uśmiechnął się dwuznacznie. Jednak pomimo tego wyrazu, słyszałam lekką wściekłość w jego głosie, pomieszaną ze zmartwieniem. Bawił się nikotyną w papierku. Przewróciłam oczami i przetoczyłam głową dookoła karku. Jęknęłam cicho, gdy odchylając się w tył poczułam pulsujący ból. – Nie rób tak, tylko sobie sama krzywdę robisz – mruknął i przytrzymał mi głowę w miejscu – połóż się.

- Co się...? – Zaczęłam zdezorientowana, ale zaraz potem, niczym prawdziwy flashback, wróciły wspomnienia. Układając się na poduszce, zacisnęłam dłonie na kołdrze. Wypełniła mnie żałość i wściekłość. Nie cierpiałam bezsilności, którą czułam w tamtym momencie. Byłam sparaliżowana gniewem, strachem i własną niemocą. Przecież byłam wolna, gdy zajęli się Ino. Mogłam zrobić coś. Cokolwiek. Zdusiłam warknięcie, gdy poczułam, że gardło nie odpuszcza. Zmarszczyłam czoło rozzłoszczona. Uderzyłam jedną ręką w łóżko, gdy drugą zasłoniłam sobie oczy. Łzy upokorzenia popłynęły po moich policzkach. Drugi raz w życiu pokazałam komuś tę stronę siebie, ale miałam to gdzieś. Jak chciał, mógł sobie patrzeć, ale teraz zbyt dużo emocji czułam. Byłam wykończona psychicznie. Miałam wszystkiego dosyć. Aresztowanie, ta niemoc, gdy zadecydowano za mnie o moim losie, spotkanie chrzestnego, który zniknął, ciągły strach i niepewność, troska o Yuri. Teraz ta sytuacja. Byłam słaba i to mnie irytowało najbardziej. Pozostawałam cały czas zależna od innych, dlatego tak bardzo nienawidziłam siebie.

- I czego ryczysz? – Jego głos przeciął ciszę. Nie wyczułam w nim niczego, żadnej barwy. Przełknęłam z trudem ogromną gulę w gardle i przetarłam policzki – to nie była Twoja wina.

- Może i nie była – mój głos był słaby i chrapliwy, ale mówienie ku mojemu zaskoczeniu nie sprawiało mi problemu. – Ale byłam beznadziejna. Stałam jak ta ostatnia piczka i nie zrobiłam nic. – On w tym czasie wstał i podszedł do fotela po drugiej stronie.

- Nawet jeśli, to nie miałaś żadnych szans.

- No właśnie – odpowiedziałam z goryczą. Usłyszałam brzdęknięcie szkła, gdy nalał sobie whisky do szklanki. Przechylił ją szybko. Nie odezwał się słowem, ale usiadł i wyprostował nogi przed siebie. – Możesz zapalić tu światło? Ten półmrok jest irytujący – parsknął, ale sięgnął do lampki na stoliku. Nie dało to wiele, ale zawsze lepsze takie światło, jak żadne. Z zamyśleniem przerzucał papierosa między palcami i wpatrywał się w ścianę nad moją głową.

- Jak Twoje gardło?

- Boli – odpowiedziałam krótko i znów rozmasowałam szyję. Wiedziałam, że z pewnością będę miała siniaki.

- Przebierz się – skinął głową na ciemny materiał niedaleko mnie. Spojrzałam po sobie i zobaczyłam odcinające się znacząco ślady krwi na bluzce. Wyciągnęłam rękę po koszulkę i zobaczyłam, że jest to ta sama, którą dał mi Itachi. Nie wahając się, sięgnęłam po krańce białego topu. Usłyszałam jak gwałtownie wciągnął powietrze przez nos, ale nie rzucił żadnego komentarza. Narzuciłam na siebie czarny materiał. Przekładając włosy na ramię spojrzałam obojętnie w jego kierunku. Na jego ustach na powrót widniał ten cwany uśmieszek.

- Kto by pomyślał – zakręcił kółeczko w powietrzu petem – że masz takie ładne wdzięki. – Przewróciłam oczami i wbrew jego poprzedniemu nakazowi nie położyłam się z powrotem, a opuściłam nogi na podłogę.

- Mam nadzieje, że się napatrzyłeś – mruknęłam – w końcu życie w celibacie zapewne Ci nie służy, co?

- A kto Ci powiedział, że żyję w celibacie? – Zaśmiał się głośno na moje słowa. Poprawił się w fotelu.

- Wątpię, by którakolwiek z kobiet tutaj skusiłaby się na Ciebie – rzuciłam mu spojrzenie z ukosa. – Więc nie mów, że jesteś zainteresowany też mężczyznami? – Nie odpowiedział, ale za to dalej wpatrywał się tym swoim pewnym siebie wzrokiem prosto we mnie. Ja natomiast rozejrzałam się dokładniej po pokoju. Za moimi plecami znajdowały się drzwi, prawdopodobnie do łazienki. Po drugiej stronie stolika stało dodatkowo jedno krzesło, a ściany były w ciemnym odcieniu. Żadnych ozdób.

- Wiesz maleństwo, zdecydowanie nie pociągają mnie mężczyźni – powiedział spokojnie wkładając sobie papierosa między wargi, ale nie odpalał go. – Ty za to jak najbardziej – ułożył ręce na oparciach fotela i wpatrywał się we mnie chytrze. Poczułam się nieco niepewnie. Wiedziałam, że wbrew temu co cały czas deklaruje nie ruszy mnie. Gdyby miał taki zamiar, to nie rozmawiałby ze mną, tylko działał. Zamiast tego, tylko bawił się ze mną w utarczki słowne. Mimo to, nie wiedziałam jaki w tym jego cel. Rozchyliłam usta chcąc coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły. Ciężkim krokiem wszedł do środka Nagato, a zaraz za nim niebiesko-włosa kobieta. Zamknęli za sobą drzwi. Hidan jedynie podniósł brwi do góry i wyciągnął papierosa z ust.

- Jak się czujesz? – Rudowłosy mierzył mnie stanowczym spojrzeniem. Wzruszyłam ramionami. Poczułam, jak mięśnie napinają mi się, przypominając o poprzednim wysiłku.

- Mogło być lepiej, ale żyję – powiedziałam mocniejszym głosem. Pomimo rozmowy, czułam, że jest nieco lepiej.

- To dobrze - skrzyżował ramiona na piersi – to się więcej nie powtórzy. Nie po tym, co Itachi z nim zrobi.

- Itachi? – Zapytałam zaskoczona. Nie wiedziałam, że był tam wtedy. Jednak teraz nie to było ważne. Wiedziałam, że jestem utrapieniem. Ta sytuacja wyraźnie dała temu dowód. Potrzebowałam niańki cały czas, bo sama nie miałam najmniejszych szans. Albo musiałam nauczyć się walczyć. Ściągnęłam brwi, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Poczułam ból, gdy przełykałam ślinę, ale zignorowałam to.

- O co chodzi? – Zapytał widząc, że coś do mnie dotarło.

- Muszę umieć się bronić – powtórzyłam słowa Itachiego i ścisnęłam dłonie w pięść. Wstałam na proste nogi. Zachwiałam się nieco, ale przygryzając przy okazji wargę utrzymałam pion – to było żałosne. Stałam i pozwoliłam mu, nawet bez żadnego protestu, mnie złapać – wplotłam rękę we włosy i pociągnęłam kosmyk. Dostrzegłam ruch, a chwilę później ręka Nagato podniosła mi podbródek do góry. Miał surowy wyraz twarzy, jednak palce delikatnie trzymały mnie przy policzkach.

- To nie będzie zabawa, nie będę się z Tobą cackał. Jeśli chcesz być niezależna – w porządku. Ale muszę mieć pewność, że będziesz lepsza od innych – ścisnął lekko swoje palce. – Nie będzie mnie obchodzić, że będziesz wymordowana czy coś Cię będzie boleć. Będę wymagać od Ciebie pełnej odpowiedzialności – wyrwałam głowę z jego uścisku i spojrzałam zacięcie w jego oczy. Odsunęłam się o krok i sama założyłam ręce na piersi.

- A czy kiedykolwiek byłam nieodpowiedzialna? – Warknęłam, a potem sapnęłam, gdy podrażniło mi to gardło. Mały uśmieszek pojawił się na ustach Nagato – nawet nie wiesz jakie to irytujące nie móc zrobić nic. Chcesz bym doprowadziła się do skraju wytrzymałości? Proszę Cię bardzo. Chcesz mnie potraktować, jak worek treningowy? Oh, nawet Ci pomogę. Wolę to od stania i patrzenia, co się dzieje w około – stanęłam w rozkroku. – Mam dosyć bycia ofiarą – zakończyłam butnie. On jedynie kiwnął głową, ale widziałam satysfakcję w jego oczach. Rzucił do Hidana:

- Zaprowadź ją do pokoju – drań. Z pełną premedytacją wypowiedział te słowa. Zamachnęłam się i uderzyłam go w pierś oburzona. Zaśmiał się i złapał mój nadgarstek, niewzruszony ciosem – grzeczna dziewczynka – prychnęłam. Spojrzałam na kobietę za nim i ku mojemu zdziwieniu, dostrzegłam mały uśmieszek w kąciku jej ust. Nie powiedziała ani słowa i pozostawała w cieniu za Nagato. Mimo to, jej postawa wyrażała wyraźne rozbawienie. Miała podpartą rękę na biodrze, a jej wzrok wędrował to raz na mnie, to raz na mężczyznę przede mną.

- Dobrze, że nic poważnego Ci się nie stało – musnął ostatni raz mój policzek i odwrócił się do wyjścia. Zanim jednak wyszli, odwrócił się przez ramię – dziękuję za naprawę Chimery.

Minęły kolejne dwa dni, od tamtego momentu na korytarzu. Praktycznie cały czas spędzałam w pokoju sama lub z Ino, która akurat miała okazję by przyjść. Ta samotność nie przeszkadzała mi zbytnio. Kuliłam się na łóżku i myślałam. Cały czas myślałam. Byłam słaba, naiwna i głupia. Słaba, bo nie zrobiłam nic by ochronić siebie, czy chociażby Ino. Nie zapominając o wszystkich tych łzach, które ukazałam przy kimś. Teraz czułam się zażenowana tym. Nikt nie powinien wiedzieć, że aż tak dobitnie niektóre rzeczy się odbijają na mnie. To tylko rujnuje mnie w ich oczach. Oni nie płaczą z byle powodu, a walczą. Widziałam to w każdym z nich. Podziwiałam to, jak bardzo trzeba być silnym psychicznie, by wytrzymać te wszystkie rzeczy. Może za tym stało czasem szaleństwo bądź obłąkanie.

Nagato musiał się bardzo mocno wściec na Ino, bo była u mnie dosłownie przez parę chwil. Z tego co słyszałam, to ma od groma zamówień, które musi zrealizować, a nagle dziwnym trafem została sama. Dziwiło mnie jednak, że tak bardzo przejmowała się mną. Byłam dla niej nikim, a jednak interesowała się tym co się działo. Nie mogłam podejrzewać o to wyrzutów sumienia po tym, co się stało. Owszem – na pewno miały jakąś część udziału w tym, ale zachowywała się również tak wcześniej. Może było to z polecenia Nagato?

On był jedną wielką zagadką. Dalej zachowywał się tak samo opryskliwie jak kiedyś. Pozostawał jednak tajemnicą, jak i całe Akatsuki. Wyjaśnił mi zaledwie kilka rzeczy, które aż tak bardzo nie były istotne. Kto mu zagrażał? Do czego był w takim razie zdolny i czego chciał?

Kim był sam Nagato? Ludzie tutaj nie znają jego przeszłości. Nie trudno mi się dziwić, że nie był wylewny – w końcu to nie jest koło gospodyń wiejskich, a organizacja przestępcza. Tutaj nie możesz liczyć na nikogo. Z zaskoczeniem odebrałam jednak to, że nawet Itachi nie znał nic. Wydawał się być blisko z nim, jeśli chodzi o sprawy Akatsuki. To również on wydawał rozkazy, gdy tak naprawdę ratowali mnie z więzienia. Co mnie zaskoczyło, to również to, że wiedzieli, że nie ma dla mnie innego wyjścia. Bo gdyby było inaczej, dlaczego Nagato miałby ryzykować życiem jego, podejrzewam, najlepszych ludzi? Musiał być już na samym początku pewien końcowego wyniku.

A teraz jestem tutaj. Bezbronna dziewczynka, która musi pozostawać na jego łasce i wszystkim mu podległym. Bardzo nie podobało mi się to. Zawsze pozostawałam niezależna, nawet pomimo zachowania rodziców. Oni nie byli śmiertelnym zagrożeniem. Teraz zostałam zdana na umiejętności innych. Byłam naiwna i głupia, bo łudziłam się, że będę w stanie wytrzymać to. Miałam wrażenie, że to tylko tymczasowy stan i zostanę oddelegowana zaraz na następny dzień, w jakieś inne miejsce. Zbyt idealizowałam całą rzeczywistość i teraz kiedy przyszło do zderzenia z tym kim oni byli, nagle jestem zaskoczona.

Siniaki na szyi zbladły i przybrały żółto-zielony kolor, a ból całkiem odpuścił wczoraj. Lekkie drapnie w gardle było bardziej irytujące. Dostałam jednak lekcję, że to nie jest to, kim chciałabym być. Nie mam ochoty pozostawać czyjąś ofiarą. Zamierzałam zawalczyć o swoje.

Jęknęłam, gdy ktoś zaczął dobijać się do moich drzwi. Skuliłam się bardziej w cieple, mając nadzieje, że ktoś zdecydowanie pomylił korytarz.

- Otwórz drzwi – usłyszałam spokojny, zimny głos, ku mojemu zaskoczeniu, Itachiego. Nie krzyczał, a zaledwie podniósł głos nieco wyżej. Nie potrzebował wiele, bo był on już sam w sobie bardzo mocny. Nie widziałam go od naszego spotkania siłowego. Pytając o niego, dostawałam jedynie odpowiedź, że dostał zadanie. Teraz dobijał się do moich drzwi. Z ogromnym wysiłkiem wstałam z łóżka i podeszłam do nich. Zimno owiało moje gołe nogi, a ja sama naciągnęłam koszulkę w dół. Nie krępowałam się tym, że miałam na sobie jeszcze tylko majtki. W końcu nie jeden z nich już musiał widzieć kobiece ciało, a pół uda to nie było wiele. Nie zamierzałam zachowywać się jak nieśmiała cnotka. Pociągnęłam za klamkę, a w tym czasie drugą ręką zaczęłam przecierać oczy.

Stał przed drzwiami w lekkim rozkroku mając na sobie luźne dresy i bluzę z kapturem. Nie patrzyłam dłużej jak sekundę, gdy na mojej twarzy wylądował czarny materiał.

- Masz pięć minut. Zaraz Cię widzę z powrotem.

- Co...? – Ściągnęłam materiał z głowy i spod różowych włosów spojrzałam na niego. Odgarnęłam je za uszy i zbadałam to co we mnie rzucił. Podniosłam materiał do góry z niemym zapytaniem.

- Pozostały Ci cztery minuty, a potem idziemy – rzucił wymowne spojrzenie na moje nogi – sądzę, że raczej nie chciałabyś pokazywać się z pośladkami na wierzchu.

- Jak bym już tego nie robiła – mruknęłam pod nosem, natomiast on skrzyżował ramiona na piersi i podniósł jedną brew do góry. Wydawał się nie mieć dzisiaj humoru. Nie chciałam naciągać jego cierpliwości jeszcze bardziej i zamknęłam szybko za sobą drzwi. Ubrałam na siebie elastyczne legginsy, które mi dał i zakładając biustonosz zmieniłam pospiesznie koszulkę. Wpadając do łazienki ochlapałam twarz zimną wodą, aby się rozbudzić. Patrząc w lustro widziałam, że ogromne cienie pod oczami odcinają się na bladej skórze. Włosy sterczały mi na wszystkie strony, a czas co raz bardziej mi uciekał. Czułam, że gdybym rzeczywiście nie zjawiła się tam za dokładnie minutę, która pozostała, mogłabym mieć spore nieprzyjemności. Chwyciłam tylko gumkę do włosów i klucze, a chwilę później stałam na korytarzu. Czekał z wciąż założonymi rękami na piersi. Widząc mnie ruszył przed siebie i nawet nie zaczekał, czy rzeczywiście idę za nim. Zamknęłam szybko drzwi i pobiegłam, bo go dogonić. W tym stroju było mi bardzo wygodnie, ale miał jedną wadę. Nie miałam co zrobić z kluczem. Musiał zauważyć, że bawię się nim nieporadnie, więc wyciągnął bez słowa dłoń do mnie. Podałam mu go, natomiast on schował go do kieszeni spodni z suwakiem. Szedł szybkim krokiem nie wykonując żadnych innych niepotrzebnych ruchów. Jego twarz pozostawała obojętna, ale jego oczy wydawały się zamyślone. Prowadził mnie przez korytarze, których zupełnie nie kojarzyłam. W międzyczasie zaplatałam warkocza, aby choć trochę zapanować nad włosami. Poprowadził nas schodami w górę, ale nie spodziewałam się tego, co zastaliśmy na ich końcu.

Stałam w delikatnym świetle wschodzącego słońca, a z moich ust wydobywała się biała mgiełka pary. Dookoła nas znajdował się las, który budził się dopiero do życia. Wspaniały szum drzew koił moje zmysły. Zamknęłam oczy i wysunęła twarz do słońca, napawając się jego delikatnymi promieniami. Chłód, który trącał moje odsłonięte ramiona w żadnym wypadku mi nie przeszkadzał. To było obezwładniająco przyjemne uczucie, znaleźć się znów na świeżym powietrzu. Musiała być bardzo wczesna godzina, jeśli świat wyglądał w ten sposób. Spod przymrużonych powiek spojrzałam na Itachiego. Wpatrywał się we mnie, ale z jego wzroku nie byłam wstanie nic wyczytać. Stał tam i po prostu obserwował co robię. Musiał dostrzec, że mu się przyglądam, bo kiwną głową w stronę ścieżki za nami.

- Mówiłaś, że chcesz nauczyć się bronić. Jednak same umiejętności to nie wszystko – chwycił za gumkę do włosów i rozpuścił je. Zwróciłam uwagę, że zaczął również zaplatać warkocza. Zafascynowana przyglądałam się jego zwinnym palcom, nie mogąc się nadziwić – musisz być w bardzo dobrej kondycji. Od teraz będziemy biegać codziennie rano i nie chcę słyszeć żadnych jęków – kiwnęłam w jego kierunku w zgodzie. Wiedziałam czego chcę, a tego nie otrzymywało się za darmo. Ruszyliśmy wzdłuż ścieżki lekkim truchtem. Była bardzo wąska, więc musieliśmy biec jedno za drugim. Moje mięśnie zaprotestowały, gdy echo naszego poprzedniego treningu dalej gdzieniegdzie się utrzymywało. Był to przyjemny ból, taki, z którego czerpie się satysfakcję. Rozglądałam się w około, chcąc zapamiętać każdy szczegół. Wyszliśmy z podobnego bunkra, którym zostałam wprowadzona do środka. Teraz jednak wieża, którą widziałam za pierwszym razem była bardzo blisko. Znad koron drzew pięła się metalowa konstrukcja. Nie mogłam powstrzymać swojej ciekawości i zapytałam:

- Co to za wieża? – Był przez moment cicho jakby oceniając, czy warto mi zdradzić cokolwiek.

- Kontroli – odwrócił się przez ramię i rzucił mi szybkie spojrzenie – jest tu takich kilka – skinął w lewo i ku mojemu zaskoczeniu rzeczywiście dostrzegłam kolejną. – Musimy wiedzieć, czy ktokolwiek zbliża się do zabezpieczeń. Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe.

- Daleko jest tutaj do drogi?

- Zamierzasz uciec? – Usłyszałam rozbawioną nutkę w jego głosie. Pokręciłam głową. Potem się zreflektowałam, bo przecież nie mógł tego zauważyć.

- Nie – przyspieszyłam, gdy tamten z truchtu przeszedł w bieg. Mój oddech stawał się co raz bardziej nierówny. Mimo wszystko czułam, że brakowało mi tego. Zaniechałam treningów jakieś dwa tygodnie przed aresztowaniem. Nie sadziłam, że będę miała tak wiele energii do powrotu. Przede wszystkim mając na uwadze ostatnie wydarzenia. Przez dłuższą chwilę biegliśmy w ciszy, a w międzyczasie Itachi narzucał co raz to większe tempo. W końcu przeszedł do truchtu. Obok nas otoczenie zmieniło się, a wielkie krzewy kryły nas z obydwu stron.

- Osiem kilometrów do betonowej drogi. Potem potrzeba następnych dziesięciu by dotrzeć do głównej – wciągałam rześkie powietrze i zamknęłam na chwilę powieki. Przestraszona prawie upadłam, gdy zatrzymałam się na jego plecach, gdy stanął. Poczułam dłonie na ramionach, gdy przytrzymał mnie – uważaj.

- Przepraszam – założyłam kosmyk włosów za ucho i spojrzałam w bok zakłopotana. Zaraz jednak się poprawiłam i popatrzyłam prosto w jego oczy. Czemu zachowuję się jak jakaś idiotka? Zabrał ręce, które opadły wzdłuż ciała. Kiwnął głową w prawo, więc podążyłam tam wzrokiem. Sapałam ciężko nie mogąc wyrównać oddechu. Dostrzegłam w oddali ogromną, dwuskrzydłową bramę. Droga, która przez nią przechodziła miała szerokość około sześciu metrów. Od strony zachodniej znikała między pniami drzew. Wewnątrz terenu natomiast ciągnęła się jeszcze jakiś czas a potem... znikała? Popatrzyłam zdziwiona na mężczyznę, wskazując mu zanikającą drogę.

- Tunel podziemny. Wejście otwiera się w momencie, gdy coś wjeżdża lub wyjeżdża – stanął na środku dróżki, która rozwidlała się w trzy strony. – Mam nadzieje, że trochę odpoczęłaś – popatrzył na mnie uważnie i na pewno zwrócił uwagę, że mój oddech wciąż jest ciężki. – Biegniemy dalej – ruszył w prawo i nie mając żadnego wyjścia, podążyłam za nim.

Słońce dawno było wysoko ponad linią horyzontu, gdy stanęliśmy przy wejściu do podziemia. Opierałam się rękoma o kolana i łapałam powietrze ogromnymi haustami. Nie wiedziałam jakim cudem udało mi się wytrzymać ten maraton. Nigdy nie zdarzyło mi się narzucać, aż tak morderczego tempa. Czułam, jak nogi drżą mi od nadmiaru wysiłku. Wyprostowałam się z trudem. Z satysfakcją przyjęłam jednak, że nie ja jedna jestem tak zmachana. Klatka piersiowa Itachiego gwałtownie wznosiła się i opadała. Widać jednak było, że mam zdecydowanie gorszą kondycję od niego. Jego włosy powiewały na wietrze i teraz mogłam w pełni oglądać, jak były długie i gęste. Nie miał dziewczęcych rysów twarzy, wręcz przeciwnie. Ostra linia szczęki, wyrzeźbione odpowiednio kości policzkowe. Te ciemne włosy dodawały mu tylko charakteru. Odwróciłam głowę w bok, nie chcąc zostać przyłapana na tak otwartym przyglądaniu się. Bunkier, przy którym staliśmy był mniejszy od poprzedniego. Miałam już pewność, że znajdowały się tutaj przynajmniej trzy wejścia. Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Skrzywiłam się wchodząc w mrok. Rzuciłam ostatnie tęskne spojrzenie za siebie, w kierunku promieni słonecznych. Z wielkim trudem schodziłam w dół, czując, że nie mam siły.

Weszliśmy chwilę potem do stołówki. Nie obchodziło mnie to, że jestem przepocona i z pewnością przyjemnie nie pachniałam. Picie i jedzenie było w tamtym momencie najważniejsze. Czułam za sobą cały czas obecność Itachiego. Przechodząc między stolikami dostrzegłam z zaskoczeniem, że te pojedyncze osoby, które się tutaj znajdowały, nie zaszczyciły nas ani jednym spojrzeniem. Spotkałam się przez ostatnie dwa dni z mniejszą ilością pogardliwych wzroków. Zmieniły się one niekiedy, nawet w po prostu pełne zobojętnienia. Nigdy jednak nie zdarzyło się, że zostałam w pełni zignorowana. Czułam się z tym nieswojo. Tak, jakby czyhało na mnie jakieś większe niebezpieczeństwo. Zwolniłam nieco kroku, idąc teraz ramię w ramię z mężczyzną. On jednak zdawał się nawet nie zauważyć tego, że wyjątkowo nie wzbudzaliśmy zainteresowania.

Usiedliśmy przy tym samym stoliku co zawsze, ale nikogo przy nim nie było. Zastanowiła mnie jedna rzecz.

- Która jest godzina? – Itachi podciągnął bluzę do góry i spojrzał na pager przy pasie.

- Ósma – podniosłam brwi do góry w zdziwieniu.

- Czemu nikogo nie ma? – Omiotłam ramieniem stolik i resztę pomieszczenia.

- Zlecenia. Pain właśnie rozsyła ludzi – chwycił za talerz i zaczął nakładać sobie z miski sałatkę. – Może teraz wydawać Ci się to dziwne, ale normalnie jest właśnie tak, jak teraz – kiwnął głową wskazując na sale.

- Ale gdzie jest choćby Ino, czy jak mu tam, Naruto? – Spojrzał na mnie dłuższą chwilę. Nie spiesząc się z odpowiedzią uniósł widelec do ust. Połknął i dopiero wyjaśnił:

– Ino z Kibą pojechali gdzieś prywatnie. Wrócą wieczorem z tego, co mi wiadomo. Reszta jest przy swoich obowiązkach. Teraz mają trochę pracy, gdy inni wyruszają – oparłam dłoń na brodzie i przyjrzałam się wszystkiemu dookoła. Nie mogłam przyswoić sobie tego, zaledwie delikatnego szemrania w tle. Dostrzegłam z satysfakcją jednak, że taki spokój jest o wiele bardziej przyjemniejszy.

Jedliśmy w ciszy, a stukot widelców był jedynym dźwiękiem, jaki dochodził od naszej dwójki. Nie odzywałam się, bo nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Nie chciałam zasypywać go ogromem pytań, ale nagle jedno przyszło mi na myśl.

- Gdzie byłeś przez ostatnie dwa dni? – Odwrócił powoli głowę w moim kierunku.

- Aż tak Ci przeszkadzała moja nieobecność? – Podniósł jedną brew do góry. Zmieszałam się lekko, nie wiedząc co powiedzieć. Wzruszyłam ramionami udając, że moją uwagę przyciąga kanapka na talerzu.

- Po prostu zastanawiałam się, gdzie jesteś – mruknęłam.

- Miałem zadanie – chwycił kubek z kawą i dopił ją do końca. Czyli nie powiedział mi nic, czego bym nie wiedziała. Myślałam, że już nie odezwie się w ogóle, jednak mnie zaskoczył – kończmy to śniadanie. Mamy jeszcze sporo rzeczy do zrobienia – nie wiedziałam o co mu chodzi, ale odłożyłam sztućce na talerz i podniosłam się z miejsca.

Zdziwiłam się, gdy nie prowadził mnie do mojego pokoju, a w stronę sali treningowej. Jęknęłam niemo na samą myśl, że czeka mnie dalszy wysiłek, ale ku mojemu zaskoczeniu ominęliśmy ją. Spojrzałam na profil mężczyzny.

- Gdzie idziemy? – Nie opowiedział. Zirytowało mnie to nieco, ale nie skomentowałam tego w żaden sposób. Ścisnęłam jedynie pięści i usta w cienką linię. Wytrzymam. Wyszliśmy za róg i stanęliśmy przed ogromnymi, mosiężnymi drzwiami. Były bardzo podobne do tych, które stały w gabinecie Nagato. Itachi wyciągnął kartę i zeskanował ją na czytniku. Ponownie wpuścił mnie pierwszą do środka.

To była strzelnica. Mały dreszcz przerażenia przeszedł po moich plecach. Przede mną były trzy stanowiska strzeleckie odgrodzone od siebie drewnianą konstrukcją. Taka sama wyznaczała obszar ograniczony do tarczy i tam, gdzie stał strzelający. Na blacie przed, rozłożone były magazynki. Po lewej stronie, w dalszej części pomieszczenia, był osobno oddzielony teren. Jednak nie wiedziałam do czego, bo szare, brudne zasłony całkowicie ograniczały widoczność.

- O proszę – zaskoczona drgnęłam i rzuciłam wzrokiem na prawo. Przy biurku siedział Kisame i widziałam, jak nabija magazynek. Widząc jednak nas wstał i oparł się udem o blat – czyżby Itachi chciał się przed Tobą popisać? – Złośliwy uśmieszek wypłynął na jego usta i bez skrępowania patrzył na naszą dwójkę.

- Raczej ona będzie miała okazję się wykazać – odpowiedział beznamiętnie.

- Słucham? – Osłupiała odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Stał dalej obojętny, dostrzegając moją reakcję.

- Chciałaś nauczyć się bronić, prawda? – Zapytał spokojnie i zaczął podchodzić w kierunku biurka. Gdy minął mnie, owiał mnie delikatnie jego zapach. Nie pachniał źle, a wręcz ta nuta była nieco upajająca. Ugh. Zawarczałam i przymknęłam powieki niezadowolona. Nie takie rzeczy powinny mi zaprzątać teraz głowę. Właśnie miałam wziąć do ręki broń, co niezbyt mi się podobało. Zaczęli coś mówić między sobą i wyciągać określone modele pistoletów z szafy przy ścianie. Skrzyżowałam ramiona na piersi i patrzyłam na to wszystko niepewna. Itachi wybrał ostatecznie jeden z nich i biorąc magazynek od Kisame, stanął przede mną.

- Zajmij stanowisko – wiedząc, że tak naprawdę nie mam zbyt wielkiego wyboru, poszłam do środkowego boksu. Spojrzałam przed siebie. Na drugim końcu pomieszczenia stała tarcza w kształcie człowieka. Przestąpiłam z nogi na nogę.

- Jest pełnowymiarowa, w porównaniu do sylwetki mężczyzny. Masz – wyciągnął w moim kierunku dłoń. Podawał mi średniej wielkości pistolet, który rozmiarowo wydawał się idealny do mojej drobnej dłoni. Zawahałam się przez moment. Nieśmiało chwyciłam ją. Była ciężka, ale idealnie wyważona proporcjonalnie. Ułożyłam ją w dłoni uważając, by nie zahaczyć o spust.

- Jest nienaładowana. Obróć się do tarczy, wyprostuj ręce i przymierz się – poinstruował mnie, podpierając się o blat przed nami. Sztywno odwróciłam się tak, jak kazał i podtrzymując ciężar pistoletu, wyprostowałam przed siebie ramiona. To było dziwne uczucie. Nie czułam tej władzy, o którą wszyscy mogliby posądzać kogoś, kto właśnie był uzbrojony. Nie bałam się, jednak czułam pewien dystans. Podświadomie wiedziałam, że coś jest nie na miejscu. Zacisnęłam mocniej palce. Nie chciałam poddawać się na samym początku. Zmrużyłam jedno oko i starałam się wycelować w głowę.

- Popraw uchwyt – nie wiedziałam o co mu chodzi. Westchnęłam cicho i opuszczając na chwilę broń, ustawiłam się ponownie w poprzedniej pozycji. Starałam się trzymać nieco stabilniej ręce – nie tak. – Drgnęłam, gdy stanął nieco bliżej i chwycił mnie w okolicy prawego łokcia. Poczułam jak jego dłoń nakłada się na moją i dociska – nie bój się jej. – Przygryzłam wargę. Nie było sensu tłumaczyć mu moich odczuć. Poczułam rozczarowanie, gdy szybko się odsunął, ale skupiłam się. Stanęłam pewniej na nogach i wzmocniłam nieco uścisk – dobrze. – Skinęłam głową i chciałam odłożyć spluwę, jednak nie pozwolił mi na to. Wskazał na mały pstryczek od mojej strony – zanim będziesz chciała oddać strzał musisz odbezpieczyć broń. Zrób to jednak dopiero wtedy, gdy będziesz tego pewna.

- Okej – patrzyłam, jak odbiera mi pistolet i wkłada do niego pełny magazynek.

- Celuj w klatkę piersiową. Spróbuj jeszcze raz, ale nie odbezpieczaj broni na razie – przymknęłam na ułamek sekundy oczy i ustawiłam się. Miałam na muszce idealnie mostek. Trwałam w tej pozycji kilka chwil, aż ręce zaczęły nieco mi drętwieć – odbezpiecz i strzel. - Zrobiłam co kazał. To był ułamek sekundy. Głośny huk wystrzału wypełnił mi uszy, a moje ręce odskoczyły do tyłu. Siła odrzutu była mała, ale wyraźnie poczułam mięśnie na ramionach. Odetchnęłam głośno.

- Nie tak źle – kiwnął głową, a ja skrzywiłam się na tę uwagę. Ku mojemu zdziwieniu, dostrzegłam małą dziurę w tarczy. Nie był to mostek co prawda, ale wyraźny przestrzał na wysokości biodra. Poczułam nikły cień satysfakcji – jeszcze raz.

Wystrzeliłam cały magazynek, zanim odważyłam się odezwać.

- To nie dla mnie – powiedziałam wyraźnie. Patrzyłam przed siebie i widziałam kilka trafień w tarczy. Nie chodziło o to, że mi to nie wychodziło. Wręcz przeciwnie – Itachi mówił, że zaskakująco celnie strzelam, jak na osobę, która nigdy nie trzymała w rękach broni. Jednak dzierżąc ją pozostawałam w lekkim napięciu. Nie lubiłam tego uczucia.

Mężczyzna założył ręce na piersi.

- Poddajesz się?

- Nie o to chodzi – warknęłam – co czujesz, gdy trzymasz broń? – Zaskoczyłam go tym pytaniem.

- Nic.

- Nie czujesz pewności siebie?

- Czuję – kiwnęłam głową.

- No właśnie. A ja nie – nie dałam mu dojść do słowa, gdy widziałam, że zamierza coś powiedzieć – nie chodzi o to, że się boję – odłożyłam pistolet. – Cholera, właśnie oddałam całą serię. Jednak czuję dystans do tego. Wystrzał mnie nie przeraża ani to, że kogoś zranię – przymknęłam powieki na samą myśl, że mogłabym kogoś postrzelić. Nie była ona przyjemna – ale... - zawahałam się, nie wiedząc co powiedzieć.

- Wybacz, ale nie rozumiem tego – patrzył na mnie przeszywająco. – Ale nie pozbędziesz się tego, jeśli nie będziesz próbować – nieprzyjemny grymas wypłynął na moją twarz. Wiedziałam, że ma rację, ale nie zmieniało to faktu, że nie miałam ochoty bawić się w to. Wypuściłam powietrze z ust i kontynuowaliśmy.

Gdy wystrzeliłam ostatnią kulę przewidzianą na dzisiaj, moje ręce bolały mnie od utrzymywania ich, a żołądek ściskał mi się z głodu. Opuściłam ramiona, a ostatnia tarcza, do której strzelałam, zaczęła podjeżdżać do przodu. Zablokowałam broń i wyciągnęłam pusty magazynek.

- Jeśli będziemy ćwiczyć codziennie, powinnaś poprawić swój cel w ciągu kilku dni – kiwnęłam głową i spojrzałam na niego. Stał odwrócony do mnie profilem i oceniał każdy osobny strzał. Pięć kul trafiło zaraz obok siebie. Pozostałe pięć było rozstrzelonych w różnych kierunkach. Byłam dumna z tego, co udało mi się osiągnąć. Mimo to, wolałabym jednak nie trzymać broni dłużej, niż to konieczne.

Zapatrzyłam się na niego. Dwudniowy zarost pokrywał jego policzki. Byliśmy sami na strzelnicy, bo Kisame jakąś godzinę temu wyszedł. Po tej długiej sesji pełnej huków, cisza wydawała się wręcz nienaturalna. Odłożył plansze i odwrócił się w moją stronę. Zauważył, że mu się przyglądam, ale nie odwróciłam wzroku. Tym razem nie dam mu tej satysfakcji. Jego wzrok błądził po mojej twarzy, aż nie zjechał na szyję. Wzrok mu pociemniał. Wiedziałam na co patrzy, mimo, że ślady były już prawie niezauważalne. Pokonał dzielącą nas odległość, a chwilę później poczułam jego dłonie na gołej skórze. Dreszcz przeszedł mi po ramionach, gdy odgarnął mi włosy na plecy. Odchylił mi głowę nieco w bok, chwytając za policzek. Jego długie palce śledziły znamiona, a wzrok podążał za nimi.

- Boli?

- Nie – wyszeptałam, a każdy oddech brałam z trudem. Jego dotyk powodował, że reagowałam w każdym dotkniętym miejscu. Spojrzał mi w oczy, dalej gładząc moją szyję. Wstrzymałam oddech.

Sekundę później wszystko się skończyło. Odsunął się ode mnie gwałtownie, chwycił broń i odszedł stanowczym krokiem do biurka. Sprawdził komorę, ponownie zablokował broń i ze szczęknięciem odrzucił ją do metalowej szafy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro