8
Marina
Wracaliśmy do domu w ciszy, ale oboje byliśmy bardzo szczęśliwi. Widziałam to po nim, kiedy co jakiś czas zerkałam w jego kierunku. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie przypisywałam sobie zasług, ale cieszył mnie fakt, że spędziliśmy ten wieczór razem. Najbardziej jednak cieszyło mnie to, że miałam możliwość poznać go takiego. Na scenie odważny, pewny siebie, prywatnie spokojny, wrażliwy i taki...samotny.
Zaparkowałam samochód bod bramą. Wysiadł od razu, zmierzając w kierunku moich drzwi.
- Mike, muszę już jechać - powiedziałam, kiedy je otworzył - jutro muszę być w pracy. Ponadto spójrz na nas. Oboje powinniśmy jak najszybciej wziąć kąpiel, wszędzie czuję piasek.
- Więc nie wejdziesz nawet na chwilę? - zapytał, a ja zaczęłam żałować, że nie mogę tego zrobić.
- Innym razem - odpowiedziałam, na co lekko się rozchmurzył.
- A więc będzie kolejny raz?
Wysiadłam z samochodu, podchodząc do niego na odległość wyciągniętej ręki. Stał w bezruchu z rękami założonymi z tyłu.
- Jeśli kiedyś nadarzy się taka okazja.
- Myślę, że się nadarzy - powiedział, wyciągając dłoń w moim kierunku - czyli umowa stoi?
Uścisnęłam jego rękę na znak zgody. W tym momencie przypomniałam sobie scenariusz, jaki miał miejsce w bibliotece. Scenariusz, w którym niespodziewanie znalazłam się w jego objęciach. Z jego inicjatywy. Był to zwyczajny, przyjacielski uścisk, choć nie wiem, czy po tak krótkim czasie możemy nazywać się przyjaciółmi. Ufaliśmy sobie i dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. To było wystarczające.
Pomyślałam,że to nie najgorszy pomysł, by zrobić to samo. Pomimo ciemności widziałam dobrze jego twarz. Miała ten sam wyraz, co wtedy, to samo spojrzenie. Gdyby tylko nie moja nieśmiałość... Nie mogłam zrobić żadnego kroku. Stałam jak posąg.
- Dziękuję za wszystko - przerwał tę ciszę, a ja myślami zeszłam na ziemię - dobrej nocy.
- Do zobaczenia - pożegnałam się, łapiąc za klamkę. Nie wsiadłam od razu. Czekałam, aż odejdzie. Kiedy w końcu zniknął za drzwiami domu, ruszyłam w drogę.
W domu od razu weszłam pod strumień ciepłej wody, pozbywając się resztek piasku. Pozbyć się wszystkich kotłujących się w mojej głowie myśli będzie znacznie trudniej.
***
Michael
Nie mogłem spać. Nienawidziłem bezsenności, a ta dręczyła mnie od dwóch dni, a raczej dwóch nocy. Dni upływały mi w studio i na próbach. Po kolejnym ciężkim dniu leżałem w swoim łóżku, wgapiając się w sufit. Nuciłem pod nosem melodię do "You rock my world". Lubiłem tę piosenkę. Często ktoś pytał mnie, do kogo kierowałem te słowa. Sięgając pamięcią wstecz... do nikogo. Nie byłem wtedy zakochany, zauroczony. Ten tekst po prostu pojawił się w mojej głowie. Miłość to popularny i uniwersalny temat na piosenkę. Lubiłem pisać o miłości, o uczuciach mimo tego, że w życiu nie miałem do tego szczęścia. Wszystkie relacje, domniemane związki - żadne nie były prawdziwe. Ja chciałem kogoś, kto zaakceptuje moją nieśmiałość, wrażliwość, kto będzie umiał dzielić ze mną czas, życie - nie tylko to na pokaz.Pragnąłem kogoś, kto chciałby zamknąć się ze mną w czterech ścianach, by patrzeć sobie w oczy. Dostawałem kogoś, kto chciał pozować ze mną do zdjęć i pokazywać się na przyjęciach. Wszystko było sztuczne. Z czasem przestałem się łudzić. I mimo, że spod moich skrzydeł wyfruwały romantyczne kawałki przepełnione emocjami, w moim życiu nic takiego nie istniało.
Jeszcze kilka lat temu o takiej porze - w piątkowy wieczór - wychodziłbym na jakieś duże przyjęcie pełne gwiazd. Nie przeczę, wciąż jestem na nie zapraszany, ale chyba z tego wyrosłem. Może dojrzałem na tyle, by zobaczyć w tym fałsz i obłudę.
Są dni, kiedy lubię swoją samotnię. Mogę o wielu sprawach spokojnie pomyśleć. Ale czasami myślę za dużo i wtedy dopada mnie zły nastrój. Wszystko ma swój umiar.
"My life will never be the same
'Cause girl, you came and changed
The way I walk
The way I talk"
Zacząłem podśpiewywać pod nosem. Zbliżała się dziewiętnasta. Słońce powoli zmierzało ku zachodowi. O takiej porze dwa dni temu jechałem z Mariną na plażę...Gdyby tylko mogła się tu pojawić i zabrać mnie w kolejne niesamowite miejsce...
Ale skoro jej nie ma tutaj, to czemu ja nie mógłbym pójść do niej? Chwyciłem za telefon, wybierając numer Crisa, który miał wobec mnie dług wdzięczności. Wystarczyło zaledwie dziesięć minut i już miałem jej adres.
Ogarnąłem na szybko całkiem nowy kamuflaż, który - miałem nadzieję, uchroni mnie przed rozpoznaniem na mieście. Wezwałem kierowcę i po kilku minutach byłem w drodze do jednej z dzielnic LA. Jak się później okazało, była to dość spokojna dzielnica złożona z kilkupiętrowych budynków mieszkalnych. Nie przypominałem sobie, czy kiedykolwiek tu byłem. Na całe szczęście na ulicach było pusto. Bez problemu odnalazłem właściwy budynek, udało mi się również dotrzeć do środka niezauważonym.
Dopiero, kiedy stałem, czekając na windę, ogarnął mnie stres i zwątpienie. Co ja robię? Wsiadłem do windy, powtarzając sobie słowa
- Już za późno, nie ma odwrotu.
Odwrót oczywiście był. Zawsze jest jakieś wyjście. Miałem jeszcze okazję by wziąć nogi za pas i uciec. Jednak zbyt mocno trzymałem się swojej wersji, i mimo nerwów znalazłem drzwi z numerem 40. Stanąłem przed nimi zastanawiając się, co mam powiedzieć. Tego nie przemyślałem. Zostało mi tylko improwizować.
Marina
Projekt domu Michaela wciągnął mnie tak mocno, że poświęcałam mu swój wolny czas prawie w całości. Przez to nie zwróciłam uwagi na swój stan. Miałam coraz mocniejsze dreszcze i bolała mnie głowa. Wyglądało to na przeziębienie. Wstałam w końcu od laptopa, człapiąc do kuchni. Tam wyjęłam miód i mleko, z których zamierzałam przygotować uzdrawiającą mieszankę. Wszystko było prawie gotowe, kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Mleko zamiast do garnka, trafiło na blat stołu,a następnie na podłogę, którą niewiele wcześniej myłam.
- Do jasnej cholery! - syknęłam przez zęby - kogo diabli niosą?
Mocno podenerwowana skierowałam się w stronę drzwi, po drodze zerkając w lustro. Może dwuczęściowa piżama to nie najlepszy strój na przyjmowanie gości, ale późny wieczór to także nie najlepsza pora na odwiedziny. Kiedy przekręcałam klucz, przyszła mi na myśl jedna rzecz- muszę zamontować wizjer.
- Mój Boże - zdołałam wydusić, otwierając drzwi. Za nimi stała zamaskowana postać, której widać było tylko kawałek nosa. Serce podeszło mi do gardła.
- Przestraszyłem cię, wybacz - dopiero wtedy uświadomiłam sobie, kto przede mną stoi.
- Michael?! To ty?
- Tak. Przepraszam, nie powinienem przychodzić bez zapowiedzi.
- Wejdź - zaprosiłam go do środka, starając się ochłonąć - przerażający kamuflaż, naprawdę.
- Starałem się - w jego głosie było słychać nutkę śmiechu.
- To widać. Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję.
Wskazałam mu miejsce na kanapie, a sama usiałam naprzeciwko, patrząc badawczym wzrokiem.
- Możesz już zdjąć maskę, tu jesteś bezpieczny - jak powiedziałam, tak zrobił. Tuż po masce zdjął czarny kapelusz, pod którym całkowicie pomierzwiły mu się włosy. Wyglądał na prawdę śmiesznie. - Więc teraz możesz powiedzieć, co się stało - na te słowa zrobił zdziwiona minę - na pewno nie przyjechałeś tu bez powodu.
- A jeśli powiem, że tak właśnie jest? Że jestem tu bez powodu? Uwierzysz mi? Czy muszę szukać wymówki na poczekaniu?
- Powinnam ci uwierzyć?
- Powinnaś. Mówię najbardziej szczerze.
To było miłe. Bardzo miłe. Nie chciałam pytać, w jaki sposób zdobył mój adres. Był gwiazdą, mógł wszystko. Zeszły ze mnie całe nerwy. Cieszyłam się, że przyjechał. Nie miałam pojęcia, jak długo planował zostać, więc po prostu postanowiłam uwzględnić go w moich planach. Nie znałam go zbyt długo, ale byłam przekonana, że zechce w nich uczestniczyć.
- Więc? - spojrzałam na niego z uśmiechem - Król Lew, czy Zakochany Kundel?
- Mówisz poważnie?! - poderwał się z miejsca - Możemy obejrzeć i to, i to?
Jego reakcja była tak słodka, że miałam ochotę go przytulić. Szybko jednak się otrząsnęłam i zaprowadziłam go do sypialni, gdzie na ścianie wisiał telewizor. Przygotowałam dwa siedzące miejsca na łóżku, układając u wezgłowia kolumnę z poduszek. Ułożyliśmy się wygodnie blisko siebie, a Zakochany Kundel właśnie się zaczynał.
Michael
Podczas filmu dotarło do mnie, że ten pies miał bardziej udane życie miłosne, niż ja. To godne pożałowania. W międzyczasie zauważyłem, że Marina ukradkiem patrzy w moją stronę. Poczułem się nieswojo, zupełnie nie wiedziałem, jak się zachować. Wlepiłem wzrok w ekran.
- Michael, mógłbyś podać mi koc? Leży obok ciebie
A więc to o koc chodziło. A ja w głowie snułem różne teorie. Spojrzałem na swoją lewą stronę, faktycznie, leżał tam niebieski, pluszowy koc złożony w kostkę. Rozłożyłem go na tyle, na ile się dało, okrywając jej stopy. Wtedy zauważyłem, że drży.
- Zimno ci? - spytałem zwyczajnie zmartwiony.
- Od rana. Chyba się przeziębiłam. Powinieneś uważać, by się nie zarazić. A ja powinnam uprzedzić cię od razu.
- Gdybym tylko mógł, zabrałbym od ciebie całe to przeziębienie - powiedziałem - a teraz połóż się wygodnie. Jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić?
- Tak, zanim przyszedłeś, zamierzałam przygotować mleko z miodem. Wszystko stoi na stole. Mógłbyś?
Co za pytanie... Wstałem i błyskawicznie przemknąłem do kuchni, by zrobić to, o co prosiła. Pięć minut później kubek stał już pusty na nocnej szafce.
- Powinnaś spróbować zasnąć - zasugerowałem - zostanę jeszcze przez chwilę, gdybyś gorzej się poczuła.
-Dziękuję - powiedziała, nakrywając się kocem po uszy. Zająłem miejsce obok niej, choć nie wiedziałem, czy powinienem. Dzięki temu czułem nieustające drżenie jej ciała. Choroba rozbierała ją na dobre. Zastanawiałem się, co mógłbym jeszcze zrobić. Z pozycji siedzącej ułożyłem się leżąco, tuż przy niej. Podniosła na mnie wzrok, ale nic nie powiedziała. Potrzebowała ciepła.
- Chodź do mnie - powiedziałem cicho, lecz byłem pewien, że usłyszała. Otwarłem dla niej swoje ramiona, w które po chwili zawahania delikatnie się wtuliła. Oparłem podbródek na jej głowie, którą położyła na moim torsie. Z każdą minutą drżała coraz mniej. W końcu usłyszałem spokojny, miarowy oddech. Zasnęła.
_________________________________________________________
Hej! Dostałam mnóstwo wiadomości z pytaniem o rozdział, który wczoraj opublikowałam, ale zniknął. Wattpad wyciął mi niezły numer - opublikował dwa zdania z ponad 3 tys słów, które wczoraj napisałam. Rozdziału nie udało się przywrócić. Niestety nie udało mi się odtworzyć tego, co powstało wczoraj, czego bardzo żałuję. Dziękuję za liczne słowa otuchy w wiadomościach pv. <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro