5
Marina
Nie wiem ile spałam. Nadal czułam zmęczenie i ciężkie powieki, ale za to nie słyszałam tego cholernie uciążliwego szumu w uszach, a świat nie wirował już tak, jak wczoraj. Zaczęłam powoli się wybudzać, nie otwierając oczu. Miałam nadzieję, że dziś dojdę do siebie na tyle, by móc wrócić do pracy. Że też ten piekielny błędnik musiał dopaść mnie w najmniej odpowiednim momencie.
Tak sobie leżałam, myśląc o wszystkim. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że coś przygniata mój brzuch. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to znów senny paraliż, którego doświadczyłam w życiu kilka razy. Powoli otworzyłam oczy. Świat od razu zaczął się kręcić. Nie wiem, czy to przez chorobę, czy przez to, że zobaczyłam na sobie czyjąś dłoń! Mrugnęłam powiekami kilka razy, ale dłoń nadal obejmowała mnie w talii.
- To na pewno jakaś chora jazda. Może jeszcze śnię, czy coś - zaczęłam mówić sama do siebie.
Zbierając wszystkie siły, starałam się przewrócić z prawego boku na lewy, czułam już jak drętwieje mi ręka. Sen wciąż trwał, bo tajemnicza dłoń nie zniknęła. W końcu jednym, zdecydowanym ruchem odwróciłam się na drugą stronę.
- O mój Boże - wydusiłam, patrząc przed siebie - znowu mam ten sen.
Przed oczami miałam twarz śpiącego Michaela... Już kiedyś śniłam ten scenariusz, ale kiedy próbowałam go wtedy dotknąć, on się rozpłynął, a ja się obudziłam.
Nie wiedziałam, dlaczego znów mi się to śni. Przecież był to dla mnie prawie obcy człowiek, którego załam ot, z widzenia, z kolorowych pisemek i teledysków. Patrzyłam sobie na jego zamknięte oczy, opadające na twarz włosy, usta zastygnięte w półuśmiechu. Domyślałam się, że jeśli znów spróbuję go dotknąć, on zniknie, a ja wrócę do mojego realnego świata. Jednak to było silniejsze ode mnie, dlatego nieśmiałym ruchem skierowałam swoją dłoń w stronę jego twarzy. Była przyjemnie ciepła. Ale to dziwne... to wszystko nadal trwało, on nadal tu był...
Michael
Nie wiem, czy coś mi się śniło, ale ze snu wyrwał mnie przyjemny dotyk. Nie otwierając oczu, obudziłem się na dobre. Wiedziałem, jak dziwne było to, co wczoraj się wydarzyło i nie miałem pomysłu, jak to wszystko jej wyjaśnić. Czułem jej oddech i wiedziałem, że pierwszą rzeczą, jaką zobaczę po otworzeniu oczu będzie jej pytający wzrok.
Trwało to wszystko dłuższą chwilę. Nie wiem dlaczego, ale w tym czasie zbadała dłonią całą moją twarz i włosy, które okręcała sobie wokół palca. Nie mogłem już dłużej udawać, więc biorąc głęboki oddech, spojrzałem w jej stronę.
- Dzień dobry - powiedziałem - zaraz to wszystko wyjaśnię.
-Jasny gwint! - krzyknęła, odrywając się ode mnie. Za nic nie rozumiałem aż takiej reakcji.
- Spokojnie! Wszystko wyjaśnię! - próbowałem mówić dalej.
- To się dzieje na prawdę!? Jakim cudem ??
- Do tego właśnie zmierzam - wstałem z łóżka - wczoraj w nocy zastałem cię na podłodze, a kiedy chciałem położyć cię na łóżko, upadłem na nie razem z tobą, tracąc równowagę. Potem mnie przygniotłaś i musiałem zostać. Nie chciałem cię obudzić - wyrecytowałem na jednym wdechu.
- To jakieś żarty - prawie szeptała - a ja ciebie... - urwała, chowając twarz w dłonie.
No właśnie, a ty mnie... Jak to właściwie określić?Widziałem jej zakłopotanie.
- Nic takiego się nie stało - powiedziałem - zdarza się - to chyba najgłupsze, co mogłem wymyślić - pójdę już. Każę Rose przynieść śniadanie - skierowałem się do wyjścia i zostawiłem ją samą.
Sam śniadania nie tknąłem. Była na mnie zła? Może była zła na siebie?
Miałem na głowie nową, planowaną trasę. Pierwszą od bardzo dawna. Pewnie już ostatnią. Powinienem teraz siedzieć w studio, powinienem się przygotowywać, robić cokolwiek w tym kierunku. Ale ja po prostu usiadłem w bibliotece z kubkiem kawy i gapiłem się w jeden punkt.
Marina
Czułam się zażenowana, naprawdę. Nie dość, że sprawiłam mu taki kłopot, mdlejąc w jego domu, to na dodatek obudziłam się z nim w jednym łóżku...
Wiedziałam, że nie mogę tu dłużej zostać. Nie wiem, jak mam patrzeć mu w oczy. Na szczęście Amy zgodnie ze swoją obietnicą przyjechała po mnie najszybciej, jak tylko mogła. Oczywiście nie mogła powstrzymać się od uszczypliwości po tym, jak przedstawiłam jej najświeższe informacje. Fakt, momentami i ja miałam ochotę się zaśmiać, ale zawstydzenie brało górę.
Byłyśmy już przy drzwiach, żegnałam się z Rose, która nie spuszczała ze mnie oka i dbała, jak o własne dziecko. Przytuliłyśmy się mocno, a ja jeszcze raz jej podziękowałam.
- Wracaj szybko do siebie, Marina. Mam nadzieję, że niedługo znowu nas odwiedzisz - powiedziała. NAS... W głowie znów pojawił mi się Michael. Przyznaję, chciałam wyjść stąd niepostrzeżenie, lecz doskonale wiedziałam, ile nerwów i troski kosztowało to również jego.
- Rose, a gdzie jest...
- W bibliotece - nie dała mi skończyć - sam - dodała, a ja widziałam na jej twarzy nutę smutku. Podałam torbę Amy, a sama skierowałam się w stronę dobrze mi znanego pomieszczenia.
- Zaraz wrócę - rzuciłam przez ramię.
Drzwi do biblioteki były lekko uchylone. Po cichu podeszłam i zajrzałam do środka. Siedział w fotelu, trzymając w dłoniach filiżankę. Był wyraźnie zamyślony. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam cicho. Poderwał się z miejsca, a ja weszłam do środka.
- Nie przeszkadzam? - spytałam, jak gdybym faktycznie się o to martwiła.
- Nie. Jak się czujesz?
- Lepiej, dziękuję... Posłuchaj, ja
- Odnośnie ostatniej nocy - zaczął w tym samym momencie - przepraszam, mów pierwsza.
- Nie, nie, mów śmiało.
- Mów, to ja wszedłem ci w słowo.
- Dobrze - przełknęłam ślinę - chciałam ci przede wszystkim bardzo podziękować. Otoczyłeś mnie najlepszą opieką pomimo tego, że tak naprawdę jestem dla ciebie obcą osobą. Przepraszam za kłopot, jaki ci sprawiłam - wszystko to powiedziałam na jednym wdechu, i kiedy zabrakło mi powietrza, stałam bez słowa.
- Nie dziękuj, zachowałem się tak, jak zachowałby się każdy inny człowiek - powiedział, lekko się uśmiechając - nie sprawiłaś żadnego kłopotu, przecież to nie twoja wina. I w sumie to nie jesteś aż tak obca - popatrzyłam na niego pytająco - przecież spędziliśmy ze sobą całą noc.
Czułam, jak płonie mi twarz. Tak bardzo starałam o tym nie myśleć. Z nerwów zaczęłam strzelać kośćmi palców.
- Nie zabrzmiało to chyba najlepiej, wybacz - kontynuował - kiepski żart. Chciałem tylko, żebyś wcale się tym nie przejmowała. Najlepiej zapomnijmy o całej tej sprawie. Nadal chcę, byś urządziła mój dom. Jeśli poczujesz się w pełni dobrze, zadzwoń, przyjedź. A jeśli będzie ci łatwiej, ubiegłą noc potraktuj tak, jakby nigdy nie miała miejsca. Nie chcę, żebyś przez to czuła się nieswojo.
Ulżyło mi. Gdzieś w środku obawiałam się o naszą dalszą współpracę. Na szczęście to dojrzały, normalny mężczyzna. Odetchnęłam z ulgą.
- Pójdę już - powiedziałam w końcu, wyciągając dłoń w jego stronę. Złapał ją, delikatnie ściskając. Przyjemny prąd przeszył moje ciało. Usłyszałam ciche "Do zobaczenia", ale zamiast odwrócić się i wyjść, wciąż stałam jak słup.
Michael
- Do zobaczenia - powiedziałem, nie wypuszczając jej dłoni. Nie wyrwała się z mojego uścisku, nadal stała w bezruchu. Zawstydzony całą sytuacją, od dłuższej chwili patrzyłem w podłogę. Jednak kiedy żadne z nas nie wykonało żadnego ruchu, przeniosłem wzrok na jej twarz. Zrobiła to samo dosłownie w tej samej chwili.
Nie wiem, czy chorym błędnikiem można się zarazić. Chyba tak, bo poczułem w głowie szum i lekkie zawroty. Przez moment straciłem gdzieś samokontrolę i po prostu ją przytuliłem. Ot tak, niespodziewanie. Zamknąłem oczy i schowałem twarz w jej długich włosach. Liczyłem się z tym, że w najgorszej wersji dostanę w twarz, ale jakoś nie powstrzymało mnie to. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłem, to był impuls. Byłem jak w transie, ale uchwyciłem moment, w którym Marina oddaje mój uścisk.
- Dziękuję - wyszeptała mi do ucha, po czym zniknęła za drzwiami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro