Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40


Michael


Nie moglem uwierzyć, że juz dziś pierwszy koncert nowej trasy. Martwilem sie tylko o Marinę, cały czas była słaba i malo jadła. Sprawdziłem - lekarstwa na blędnik brała regularnie. Na szczęście Rose czuwała przy niej podczas mojej każdej nieobecności. 

Zbierałem się na ostatnią próbę przed koncertem. 

- Obiecaj mi, że pojedziesz do tego lekarza. Rose pojedzie z tobą. Razem z wami dwóch zaufanych ochroniarzy. Wybacz, że nie mogę pojechać z tobą.

- Mike, nie zamartwiaj się i jedź już. Za godzinę mam umówioną wizytę. Sam  mnie zapisałeś. Pojadę. A ty nie zwlekaj i pędź. Zobaczymy się na koncercie - cmoknęła mnie w policzek, a ja mocno ją objąłem. Moja kochana. 


Byłem dumny z tego, co udalo nam sie przygotować. Tancerze byli perfekcyjni, układy starannie dopracowane i efektowne. Zapowiadał sie świetny koncert. Cała próba przebiegla bez żadnych niespodzianek. Mimo tylu lat na scenie, przed samym koncertem zacząłem sie stresować. Tego chyba nigdy sie nie pozbędę. Dzwoniłem do Mariny, jednak wciąż była poza zasięgiem. Może jeszcze jest u lekarza? Przecież jeśli to zatrucie, to pewnie będą robić jej jakieś badania, a to może potrwać.

Tak czy inaczej - za moment zacznę występ. Ostatnie poprawki, makijaż, którego nie cierpiałem. Zaraziłem się od Mariny strzelaniem palcami z nerwów.

- Gotowy?

- Zawsze - poprawiłem nerwowo włosy, ruszając w stronę kulis - roznieśmy tę scenę w pył.


Marina


- To może być zatrucie panie doktorze, ale wolałam się upewnić. Musiałam najeść się czegoś nieświeżego.

- Zaraz wszystko sprawdzimy, proszę się nie martwić - mimo to się martwiłam. Całe to wirowanie żołądka odbierało mi chęć do życia, a omdlenia działały mi na nerwy. Na szczęście trafiłam na miłego lekarza, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Rose czekała na mnie przed gabinetem. Nie lubiła takich miejsc, tak przynajmniej powiedziała.

Dodatkowo okropnie denerwowałam się tym koncertem, zupełnie tak, jakbym ja sama miała wyjść na scenę. Tak bardzo chciałabym być teraz przy Michaelu. Wiedziałam, że i on się stresuje.

Po pół godziny siedzenia w gabinecie lekarskim, doktor w końcu sie odezwał.

- Co pani ostatnio jadła?

- Sushi z dużą ilością wasabi tak, jak lubię. Właśnie po zjedzeniu kilku kawałków zaczęłam czuć się beznadziejnie.

- Radziłbym odstawić ostre rzeczy i nie prowokować żołądka. Sam lubię mocno pikantne jedzenie, ale trzeba pamiętać, że może zaszkodzić.

- Teraz już prędko nie spojrzę na nic ostrego - wstalam z fotela, wygładzając bluzkę - dziękuję, że mnie pan uspokoił.

- Nie ma powodów do obaw. Proszę po prostu na siebie uważać i przede wszystkim postawić na zdrową, wartościową żywność. Teraz nie jest pani sama, więc trzeba się poświęcić.

Nie jestem sama? A skąd on wiedział? No tak, parszywe gazety, telewizja, media... Teraz to chyba każdy wie, że jestem z Michaelem. Ale co Michael miał do tego i o jakim poświęceniu on gada?

- Na prawdę bardzo dziękuję - zbierałam się do wyjścia - mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.

- Nie ma za co, przecież jestem lekarzem - ciepło się uśmiechnął. Mimo wieku miał bardzo ładne, białe zęby - wszystkiego dobrego i szczęśliwego rozwiązania.

- Dziękuję - złapalam za klamkę, ale ... - Jakiego rozwiązania? - o czym on mówił?

- No przecież jest pani w ciąży, więc w końcu kiedyś pani urodzi - stał z rękami opartymi na biodrach. Stałam jak słup. W jakiej ciąży? Co on chrzanił? Nie, nie, coś musiało mu się pomylić. W ciężkim szoku wyszłam z gabinetu, przed którym stała zniecierpliwiona Rose.

- I jak? Wszystko w porządku? Wyglądasz bardzo blado.

- Rose, kochana, wiem, że nie lubisz przychodni, ale muszę zajrzeć jeszcze w jedno miejsce - nie czekałam na jej odpowiedź, tylko od razu pognałam do recepcji - proszę mnie zapisać jak najszybciej do ginekologa.

- Ginekolog? Mój Boże, co się dzieje?

- Spokojnie Rose, nic złego .

Recepcjonistka wskazała mi gabinet i tylko dzięki temu, że zapłaciłam więcej, niż powinnam, do gabinetu weszłam już po piętnastu minutach.

Lekarz od razu przeszedł do rzeczy, kiedy poprosiłam o kontrolne USG. Nogi miałam jak z waty.

- Długo to potrwa? - z niecierpliwości zaczęłam go popędzać, ale on nawet nie zareagował. Obserwowałam widok na monitorze, jakbym co najmniej wiedziała na co tam patrzeć.

- Wszystko jest w porządeczku - powiedział w końcu - dziecko rozwija się prawidłowo. Proszę o nic sie nie martwić i pamiętać o kolejnej wizycie za około miesiąc. Wtedy może juz poznamy płeć.

Czyli to prawda... Byłam... Byłam w CIĄŻY!

- Jest pan pewien?

- Nie  mam złudzeń. Proszę, niech pani tylko spojrzy - wskazał palcem miejsce na monitorze. A więc... to moje dziecko? Tak teraz wygląda? Jest w moim brzuchu... O mój Boże. Przeciez ja jestem w ciąży!

Nie wiem, jak stamtąd wyszlam, nie pamiętam. Ale kojarzę, że wyszłam z hukiem. Dopiero przed budynkiem przychodni przystanęłam by złapać oddech.

- Kochanie, na prawdę kiepsko wyglądasz. Co się stało?

- Rose, ja... - nie wiedziałam, co robić. Musiałam komuś powiedzieć. W dłoni  ściskałam zdjęcie z USG. Mimo chęci nie mogłam wyksztusic z siebie ani slowa. Po prostu podałam jej to zdjęcie. Widziałam szok pomieszany z radością na jej twarzy. Patrzyła na zdjęcie, na mnie, na zdjęcie. Oparłam się o barierki schodów.

- Chcesz mi powiedzieć... Marina, chcesz mi powiedzieć że spodziewasz się dziecka?

Nic nie powiedziałam. Pokiwałam tylko glową. Dopiero, kiedy wypowiedziała te słowa, wyrwałam zdjęcie z jej ręki, wpatrując się w obraz.

- Jestem w ciąży Rose. Będę mamą - tylko tyle wyksztusiłam, a potem zaczęłam płakać. To nie był smutek. To były najpiękniejsze łzy szczęścia. Nosiłam pod sercem owoc naszej miłości. Nosiłam w sobie nasze dziecko. Moje i Michaela...

Kiedy emocje lekko opadły, pognałyśmy samochodem na koncert. Nie wiedziałam, jak on na to zareaguje, ale jeśli na prawde mnie kocha, to będzie tak samo szczęśliwy, jak ja. Będziemy rodzicami.

.

.

.

Pod sceną kotłowali się ludzie, cała hala była wypełniona fanami po brzegi. Nie było szans, by się tam wbić. Zostało nam jedynie miejsce za sceną. Będziemy oglądać show z boku. Będziemy bliżej Michaela.

Nie mogłam się doczekać, aż mu powiem. Wierzyłam, że uszczęśliwię go tą wiadomością.

Muzyka zaczęła grać, a mój najprzystojniejszy mężczyzna rozpoczął swój wyczekany koncert.

.

.

.

Minęły już trzy piosenki. Wszystko jest wspaniałe. On, muzyka, taniec, światła, publiczność. Razem z Rose nie mogłyśmy się powstrzymać od tupania w rytm i kręcenia biodrami. Musiałyśmy wyglądać komicznie.

- Zaraz zacznie się najlepszy moment. Wszystkie światła zgasną, w tym czasie Mike zmieni strój i rozpieprzy tą scenę - krzyczał nam do uszu jego menager stojący tuż za nami. Czułam się bardzo podekscytowana. Zanim jednak światła zgasły, Mike odwrócił się w naszą stronę, jakby czuł, że tam jesteśmy. Podarował mi najpiękniejszy uśmiech na świecie, który odwzajemniłam. Będzie świetnym ojcem, wiem to. Na pewno będzie strasznie szczęśliwy.

W końcu światła zgasły, tłum fanów zaczął głośno piszczeć i krzyczeć. Był taki szum, że nie słyszałam własnych myśli. Wszystkie dźwięki zmieszały się ze sobą i czułam się przez chwilę, niczym w ulu.

Dla mnie ta ciemność trwała wieczność. W całym tym zamieszaniu usłyszałam w końcu krzyki, które dochodziły ze sceny... Ale nie był to głos Michaela. Coś chyba poszło nie tak, bo coraz więcej ludzi pojawiło się na tej scenie. Postanowiłyśmy, że podejdziemy bliżej, by choć troszkę zobaczyć o co chodzi. Zanim jednak postawiłyśmy pierwszy krok, światła zaświeciły się na nowo. Tylko dlaczego połowa ekipy z którą pracował Michael, biegała po scenie?

- Wezwijcie karetkę! - krzyczał jakiś głośny męski głos. Dopiero po chwili zobaczyłam, że wszyscy ci ludzie stoją przy... leżącym Michaelu.



---------------------------------

Kolejny w ekspresowym tempie :) Pozdrawiam <3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro