4
Michael
Jak stała, tak zemdlała! Nieskromnie przyznaję, że kobiety często mdleją na mój widok, ale to nie wyglądało na omdlenie z zachwytu. Nagle zrobiła się biała, jak ściana i gdybym w porę jej nie złapał, runęłaby z hukiem na posadzkę.
-Rose! - krzyczałem, trzymając w rękach kruche ciało młodej projektantki wnętrz - Rose!
- Mój Boże, co się stało?- wbiegła w końcu do biblioteki.
- Wezwij mojego lekarza! Natychmiast!
Nie wiedziałem, co robić - czy zabrać ją do szpitala? Próbować obudzić? Trzymając ją na rękach, wybiegłem z biblioteki. Udałem się schodami na górę, prosto do sypialni, by tam ja położyć i zaczekać na przybycie Bruno, mojego lekarza, który na szczęście mieszkał bardzo blisko. Zjawił się już po kilku minutach.
- Jest wciąż nieprzytomna, ale oddycha miarowo - podsumował, po krótkich oględzinach - gdzie jej torebka?
- Na dole, pójdę po nią- rzuciłem i ruszyłem po schodach w dół, potykając się o własne nogi. Wszystko to trwało kilka sekund. Już za chwilę znów byłem w sypialni, zdyszany i zdenerwowany tym , że wciąż nic nie wiadomo. Bruno zabrał ode mnie torebkę i zaczął ją przeszukiwać. Po chwili wyjął z niej białe opakowanie, unosząc je ku górze.
- Chyba wiem, co się stało - powiedział dość spokojnie - to tabletki łagodzące chorobę błędnika. Najwyraźniej zapomniała ich wziąć. Jeśli do tego doszedł jakiś stres, to omdlenie jest tego efektem. Wkrótce dojdzie do siebie. Wtedy musi jak najszybciej je zażyć. Przez jakiś czas będzie miała zaburzenia równowagi, nudności, bóle głowy. Lepiej nie wypuszczać jej samej. Należy zaczekać, aż wszystko wróci do normy. Zwykle trwa to kilka dni.
-Ona tu przyjechała służbowo, na zewnątrz jest jej samochód, a w pracy na pewno na nią czekają - powiedziałem, zastanawiając się, jak to wszystko rozwiązać.
- Michael, to nie są żarty. Czasem praca nie jest najważniejsza zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi zdrowie, a nawet życie. Przez najbliższe kilka dni będzie jej ciężko chodzić, w każdej chwili może zemdleć. Na pracę nie ma najmniejszych szans, dopóki nie dojdzie do siebie w stu procentach.
- Rozumiem - w głowie zaświtał mi pewien pomysł - czy mógłbyś jeszcze przez moment przy niej zostać?
- Jasne, po to tu jestem.
Nie chciałem szperać w jej telefonie, dlatego znalazłem w internecie numer do firmy, z której przyjechała. Postanowiłem to wyjaśnić, by nie miała potem problemów. Udało mi się porozmawiać bezpośrednio z jej szefem, który na szczęście okazał zrozumienie. Wiedziałem jedno. Dziś już na pewno nie pojadę do studia.
Kiedy wróciłem na górę, dziewczyna rozmawiała z Bruno. Wciąż leżała, miała w pół otwarte oczy. Wyglądała, jak ja po trasie koncertowej. Lekarz od razu mnie zauważył.
- Zapisałem, jak często powinna przyjmować lekarstwa. Proszę tego nie zaniedbać. Sytuacja jest stabilna, więc pójdę już.
- Dziękuję- pożegnaliśmy się, po czym wyszedł. Skierowałem się w stronę łóżka i usiadłem na jego brzegu.
- Jak się pani czuje?- spytałem półszeptem
- Dziwnie - wzięła głęboki oddech .
- Podobno potrwa to kilka dni.
- Tak, wiem. Doskonale znam ten scenariusz.Za bardzo ekscytowałam się tą pracą, przez co nie wzięłam leków. Teraz leżę w pańskim łóżku i sprawiam kłopot.
- Nic takiego. A skoro już mowa o moim łóżku. Zostanie tu pani do dnia, w którym wszystko będzie w najlepszym porządku. Wszystko już załatwiłem.
- Załatwił pan? - spytała zdziwiona, próbując otworzyć szerzej oczy. Podałem jej prawą dłoń, którą ledwo uścisnęła.
- Michael.
- Marina- zaśmiała się cicho. Odgarnęła z twarzy kilka jasnych kosmyków. Patrzyła w moją stronę przez chwilę, w końcu chwyciła się za głowę.
- Wszystko w porządku?
- Tak, po prostu... Wirujesz. Wirujesz w mojej głowie.
Marina
Wirujesz w mojej głowie? Co ja gadam?? Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach, a ja powoli uświadamiałam sobie, jak idiotycznie to zabrzmiało.
- Ja miałam na myśli te... zawroty głowy. Wokół wszystko się kręci. Jak na karuzeli. Może nawet szybciej.
- Rozumiem, nie musisz tłumaczyć. Powinnaś odpoczywać - wstał z łóżka i nakrył mnie szczelnie kołdrą - Rose będzie tu co jakiś czas zaglądać. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, śmiało informuj.
Zaczęłam myśleć intensywniej i dotarło do mnie, że miałam odezwać się do Amy!
- Mój telefon - zaczęłam - chciałabym zadzwonić .
-Jest tutaj - sięgnął na szafkę - proszę - podał mi telefon i od razu wyszedł z pokoju. Znalazłam numer do Amy, która po dwóch sygnałach odebrała. Nakreśliłam jej mniej więcej całą sytuację.
- Byłaś nim tak zafascynowana, że zapomniałaś o tabletkach?
- Nie nim, tylko tym zleceniem!
- Mhm, a ja jestem księżną Monako. Więc chcesz powiedzieć, że tam zostajesz?
- Przynajmniej do jutra, lekarz zabronił mi wstawać, wiesz jak jest z tym błędnikiem.
- Jutro na pewno tam będę - powiedziała - przyjadę się z tobą zobaczyć. Mam nadzieję, że ochrona mnie nie wyrzuci. Może uda mi się zabrać cię do domu.
- Byłoby super Amy, dziękuję. Będę na ciebie czekała.
Pożegnałyśmy się, a ja odłożyłam telefon i zamknęłam oczy. Wokół wciąż wszystko kręciło się jak szalone, słyszałam szum w uszach, a w głowie czułam kłujący ból, który pojawiał się cyklicznie co kilkanaście minut. Do kompletu brakuje jeszcze nudności.
- Nie wywołuj wilka z lasu - powiedziałam sama do siebie czując, jak powieki stają się coraz cięższe. Powoli odpływałam w krainę snów. Nie miałam siły zastanawiać się nad niedorzecznością tej całej sytuacji, nad tym, że właśnie zasypiam w łóżku najsławniejszego muzyka na świecie, pożądanego przez rzeszę fanek. Nad tym wszystkim zacznę zastanawiać się jutro.
Michael
Oczywiste, że tego dnia nie pojawiłem się w studiu. Ta dziewczyna była dla mnie zupełnie obca. Marina. I mimo tego, że znałem jedynie jej imię, kolor włosów i kawowy rytuał, to niespodziewane zdarzenie odcisnęło na mnie piętno. Kiedy cierpią ludzie, cierpię razem z nimi. Niejedną noc zarwałem płacząc za niewinnymi dziećmi, które Bóg zabrał zbyt wcześnie, za starszymi ludźmi umierającymi często w samotności i smutku, w bólu... Niektórzy twierdzą, że jestem zbyt wrażliwy, kiedy rozczulam się nad chorym psiakiem, czy nad złamanym skrzydłem ptaka, ale nie umiem być inny. Cenię tak samo każde istnienie na ziemi, każde z tych istnień ma równie ważne znaczenie, każde jest wyjątkowe.
Widziałem, jak na moich oczach upada, a teraz leży w mojej sypialni i cierpi, nie mogę być obojętny. Gdybym mógł, zabrałbym od niej ten ból, jak i od każdej innej osoby, obcej, czy nie.
Całe popołudnie błąkałem się między ścianami, szukając sobie miejsca. Rose co kilka minut sprawdzała, czy wszystko jest w porządku. Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno i nastał późny wieczór. Pomimo licznych próśb mojej gosposi, nie zjadłem kolacji. Przed oczami nieustannie widziałem scenę w bibliotece. Czułem na rękach jej ciężar i ścisk w żołądku.
- Niech się pan już uspokoi - usłyszałem za plecami Rose, podczas gdy wgapiałem się w martwy punkt za oknem - wszystko będzie w porządku - nie odpowiedziałem. Ba! Nawet się nie odwróciłem - no tak, do kogo ja mówię. Bruno zapewnił, że za kilka dni wszystko wróci do normy.
- Tak mówił - poderwałem się z miejsca - dziękuję Rose - ruszyłem w stronę schodów.
Najciszej jak umiałem, otworzyłem drzwi sypialni, w której panował całkowity mrok. Byłem zmuszony zapalić choćby nocną lampę, w przeciwnym razie przy kilku pierwszych krokach mógłbym zaliczyć upadek. Po omacku dotarłem do źródła światła, które udało się zaświecić. Marina smacznie spała na... podłodze! Wtulona w kołdrę, którą musiała pociągnąć za sobą, oddychała spokojnie, chociaż głośno. Podszedłem bliżej, by móc ją dokładnie poobserwować. Położyłem dłoń na jej czole, było ciepłe, ale nie miała gorączki, przed którą ostrzegał Bruno. Pomimo tych wszystkich wcześniejszych obaw o jej stan, poczułem nieodpartą ochotę, by się roześmiać. Kiedyś sam obudziłem się na podłodze, w hotelu, w trakcie mojej trasy. Do dziś nie wiem, jak to się stało. I proszę, kolejny przypadek.
Schyliłem się na tyle, bym mógł ją swobodnie podnieść z nadzieją, że się nie obudzi. Zapewne dużo ją kosztowało, by zasnąć w tak beznadziejnym stanie. Nawet nie drgnęła. Twardo śpi. To wyjaśnia, dlaczego nie obudziła jej podłoga. Drżały mi ręce, raczej ze strachu, ale nie było opcji, by mi się wymsknęła.
Już miałem ją kłaść na łóżko, kiedy z całej siły przywaliłem palcami stopy w drewnianą oprawę łóżka. Zobaczyłem kilka połyskujących gwiazdek przed oczami i aż zasyczałem z bólu. To boli gorzej, niż w szczepionkę! Balansowałem kilka sekund na granicy mojej równowagi, jednak nie udało mi się utrzymać pionu. Trzymając śpiącą dziewczynę na rękach, spadłem prosto na łóżko.
- Jasny gwint - powiedziałem sam do siebie. Leżałem jak kłoda, w dodatku przyciśnięty połową jej ciała. Wstrzymałem oddech, kiedy zaczęła cicho mamrotać przez sen, ale na szczęście nie udało mi sie jej obudzić. Kiedy znów zaczęła oddychać spokojnie, zacząłem dyskretnie i lekko podnosić ją z siebie. Byłem już prawie wolny, lecz w chwili, w której miałem się ewakuować, zarzuciła na mnie nogę, a ręką oplotła moją szyję, wzdychając. Byłem bez wyjścia.
Leżałem długą chwilę, zastanawiając się, co począć. Jej oddech muskał przyjemnie skórę na mojej twarzy. Do głowy przyszła mi refleksja - nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułem tak mocno czyjąś bliskość. Znalazłem w tym pewien plus, jeśli tu zostanę, będę miał pod kontrolą jej stan. Jeśli coś będzie nie tak, będę mógł zareagować niezwłocznie.
Przyświecał mi plan - nie zasypiać, czuwać. Jednak objęła mnie tak mocno, że w magiczny sposób pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczułem błogość na tyle silną i dominującą, że w nadzwyczajnym spokoju i wyciszeniu zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro