Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39

Marina


To, co się wydarzyło, było czymś niesamowitym. Miałam w pamięci pustą lukę, której nie chciały wypełniać wspomnienia. Wspomnienia wszystkich wspólnych chwil z  Michaelem.  

I wystarczył jego dotyk, smak jego ust i pocałunki pełne milości, by do głowy zaczęły napływać ścinki niczym urywki filmów. 

Nie wiem, czy pamiętalam już wszystko, ale na pewno wszystkie fragmenty zaczęły składać się w całość. Cała nasza historia zaczęła nabierać sensu. Choć bolały najbardziej wspomnienia upozorowanej śmierci i tego, jak sie wtedy czułam, to w głowie starałam się wszystko poukładac i zrozumieć. 

Obudziłam się wcześnie rano, Mike leżał obok, slodko śpiąc. Chciałam jak najciszej wymsknąć się z łóżka, kiedy nagle w sypialni rozległ się dźwięk mojego telefonu. 

- Dzień dobry, czy z panią Mariną Callaway? 

- To ja, kto mówi?

- Podkomisarz Stanley. Chciałbym prosić panią o spotkanie, możliwie jak najszybciej.

- Czy chodzi  o ...

- Chodzi  o wypadek, w którym została pani poszkodowana. To pilne.

Ogarnęły mnie mocne nerwy, ale nie chciałam więcej drążyć przez telefon. Zapowiedziałam się za godzinę, a tam na pewno wszystkiego się dowiem. 

Czym prędzej wstałam, by się przygotować i zdążyć napić się jeszcze ciepłej kawy. 

Kiedy krzątałam się, wybierając ubranie, Michael podniósł się z łóżka.

- Już nie śpisz?

- Obudziłam cię? Wybacz, ale muszę stawić się na policji. Podobno chodzi o wypadek.

- Jadę z tobą.

- Wiesz, że jadąc tam ze mną jedynie się narazisz na ataki fanów i prasy?

- Mam to gdzieś, jadę z tobą i już.

Nie chciałam się kłócić. W głębi serca cieszyłam się, że nie będę tam sama. 


Mike postanowił się zakamuflować na tyle, na ile się dało, kilka minut przed umówioną godziną staliśmy już w budynku policji, szukając gabinetu podkomisarza. Miła pani wskazała nam drogę, więc gdy tylko dotarliśmy, zapukałam do drzwi, które po chwili sie otworzyły. Przede mną stał starszy mężczyzna z wyraźną łysiną i ciepłym wyrazem twarzy. 

- Zapraszam - wskazał gestem drogę. Weszliśmy - proszę usiąść. 

- O co chodzi? Czy wiadomo coś na temat tego co się dokładnie wtedy stało?

- Nazywam się podkomisarz Stanley Green. Miło mi panią poznać. A pan...? - spojrzał w stronę Michaela, który zdejmował właśnie z głowy czapkę z daszkiem.

- Michael Jackson, bardzo mi miło - widziałam zdziwienie na twarzy policjanta. Po tym, jak uścisnęli sobie dlonie a podkomisarz zapewnil że jest najwiekszym fanem i zna każda piosenkę, wszyscy usiedliśmy na miejscach. 

- Tak więc przechodząc do sprawy, wiem, że zajęło to dość sporo czasu, wszak od wypadku wiele upłynęło, jednak udało się namierzyć samochód, który  w tamtym dniu uderzył prosto w panią. Niestety śmiem stwierdzić,  że nie był to wypadek.

- Co pan przez to rozumie?

- Dzięki nagraniom z okolicznych kamer znajdujących sie na budynkach, udało się odczytac markę samochodu oraz jego numery rejestracyjne. Sprawdziliśmy w bazie, do kogo należy - po tych slowach na chwilę zamilkł, patrząc mi w oczy. 

- Więc niech pan mówi, czyj to był samochód?

- Przygotowałem kilka zdjęć z monitoringu. Jedna z kamer całkowicie obejmowała ulicę, na której zdarzenie miało miejsce i dzięki naszym technikom udało się maksymalnie wyostrzyć i przyblizyc obraz. Proszę, oto zdjęcia - podał mi dużą białą kopertę - doskonale widać kierowcę pojazdu. 

Chwyciłam kopertę, a dłonie trzęsły mi sie jak galareta. Czułam delikatny dotyk dłoni Michaela na moim ramieniu. Jak dobrze, że był obok. Ostrożnym ruchem wyjmowałam te fotografie, tak jakby były ze szkła. Kiedy w końcu miałam je w dloni, aż zamroczyło mi oczy.

- James...


Michael


Szczerze, podejrzewałem, że to ten gość. Po całej sytuacji wtedy na ulicy, kiedy juz znalem prawdę, miałem w głowie mysli, że ten gnojek jej nie odpuści. W grę wchodzil dość spory spadek, tu nie chodzilo o uczucia, czy sentymenty. Zależało mu tylko na forsie. Myślal, że skoro Marina kiedyś go kochała i była ślepa na jego występki, teraz rzuci się mu w ramiona, dziękując za okazana łaskę i możliwość powrotu. Na szczęście to mądra kobieta i za to między innymi ją kocham. 

Widziałem, w jakim jest szoku. Policjant podał jej szklankę wody, a ja trzymałem ją nieustannie za drżącą dłoń. Kilka minut zajęło jej dojście do siebie

- Ja znam tego człowieka. Kiedyś... Kiedys byliśmy razem - mówiła prawie szeptem. Widać było, że bardzo jej ciężko. Coraz mocniej ściskała moją dłoń. 

Kiedy zlożyła zeznania, mogliśmy opuścić to miejsce. Dopiero w samochodzie odezwala się do mnie przygnębiona

- Dziękuję, że jesteś. Dziękuję, że mogę na ciebie liczyć.

- Jedźmy już do domu, zrobię ci spaghetti i ciepłą herbatę miętową. Potem pooglądamy kreskówki. Może być?

Uśmiechnęła się niepewnie a ja ruszyłem z piskiem opon w stronę mojego domu. 

.

.

.

* dwa miesiące później*


Marina


Nie mogę uwierzyć, że wciąż nie mogą namierzyc tego węża. Czy tak trudno zlokalizować przestępcę? Dopóki on jest na wolności, ja nie mogę czuć się bezpieczna. 

Wypowiedzialam najem mieszkania i zostałam przy Michaelu, w jego domu. Nalegał, a ja czułam się przy nim na tyle bezpiecznie, że w końcu się zgodziłam. Byliśmy zaręczeni, szczęśliwi i tylko temat Jamesa zaprzątał mi głowę. Dom był otoczony ochroniarzami z każdej możliwej strony. Pomimo całej sytuacji Mike nie zrezygnował z koncertów. Stale się do nich przygotowywał. Widziałam, jaką radość sprawiają mu ostatnie szlify i poprawki. Do pierwszego koncertu został prawie tydzień. 

Zgodnie z całym moim projektem, który kiedyś dla niego stworzyłam, urządzilismy caly dom. Nie było juz pustych, smutnych pomieszczeń. To miejsce zarażało cieplem. 

Lubiłam przesiadywać w bibliotece, wracając wspomnieniami do naszego pierwszego spotkania. Jak to się stało, że zaszlismy tak daleko? Chyba na prawdę zasłużyliśmy na szczęście. Z każdym kolejnym dniem zakochiwalam się nim bardziej. Umiał być słodki, romantyczny, szarmancki, ale nie stronił od wariactw, które podzielałam. Czasami oboje byliśmy dwójką rozmarzonych dzieci. 

Uwielbialam nasze wspólne wieczory, spacery po plaży. 

Tego wieczoru postanowiliśmy, że zjemy kolacje w ogrodzie, przy fontannie. Udalo się drogą kompromisu zamówić najlepsze sushi w mieście. siedzieliśmy na przeciwko siebie, a ja czułam się jak na pierwszej randce. Zawsze czułam się przy nim wyjątkowo. Wiał delikatny wietrzyk, który rozwiewal jego czarne kosmyki. Za każdym razem, kiedy zakladał je za ucho, one znów unosiły sie na wietrze. 

Uwielbiałam sushi, dlatego zdziwiłam się, że po dwóch kawałkach mnie omdliło.

- Może to jest nieświeże? Lepiej tego nie jedzmy,a jutro wystawimy im odpowiednią opinię - podał mi dłoń, by wstać - nie chcę, by ci zaszkodziło. 

- Strasznie wiruje mi w żolądku. Może to ze mna coś nie tak? Może to sushi wcale nie jest złe?

- Nieważne, chodź, Rose powinna byc w domu. Przygotuje ci coś lekkiego. 

Ledwo wstałam z miejsca. Nie dość, że w żołądku, to i w głowie mi sie kręciło. 

Wypiłam tylko herbatę i położyłam się na kanapie. Byłam na tyle wyczerpana, że zwyczajnie zasnełam. 




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro