36
- Obudź się, halo! Marina!
Ocknęłam się pod wpływem lekkich uderzeń w twarz. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam, były jego brązowe oczy. Serce biło mi bardzo szybko, bo nic nie rozumiałam z tego całego zamieszania. Byłam bardziej niż zdezorientowana i chyba zszokowana.
- Ja Cię pocałowałam?
- My... my się spotykaliśmy.
- Masz na myśli randki? Chodziliśmy na randki??
Nie wiem dlaczego mój wzrok powędrował na błyszczącą rękawiczkę, którą przed kilkoma chwilami znalazłam w szkatułce. On również zwrócił na nią uwagę. Co więcej, wstał i podał mi ją, patrząc pytająco.
- Na prawdę nic sobie nie przypominasz?
- W zasadzie, zastanawiałam się skąd się tu wzięła...
- Poprosiłem Cię o rękę. Stąd ta rękawiczka. Po prostu... nie miałem pierścionka. Wiem, że jeśli nic nie pamiętasz to wszystko będzie brzmiało dla Ciebie niedorzecznie, ale tak było. Nie chciałem mówić Ci wcześniej i trapić Twoich myśli. Ale uważam, że powinnaś wiedzieć.
Chyba nie byłam gotowa na takie wiadomości. Ja i On? To brzmi, jak najśmielszy sen jego fanki. Bądź co bądź, byłam nią. Obserwowałam go i widziałam jak patrzy na mnie wyczekująco.
- Michael... Sama nie mogę uwierzyć, że tu jesteś, że mówię do Ciebie po imieniu i że... Po prostu... Nic nie pamiętam, gdyby nie dowody nawet bym Ci nie uwierzyła. Jeżeli oczekujesz jakiejś reakcji...Ja... Ja nie mogę. Nie mogę ot tak. Ja Cię nie znam. To znaczy znam, ale nie pamiętam tego.
-Marina – przerwał mi mój wywód, który ciągnęłam na jednym wdechu – nie oczekuję, że wpadniesz w moje ramiona i wszystko będzie, jak dawniej. Po prostu chciałbym wiedzieć, czy jest jakaś szansa?
- Szansa?
- Szansa, by to wszystko odbudować na nowo. Pozwól mi, bym gdzieś Cię zabrał.
- Gdzie?
- Jest jedno miejsce. Zaufaj mi. Być może kiedy już tam będziemy, coś sobie przypomnisz.
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł...
- Nie dzisiaj, nie jutro. Jak tylko będziesz gotowa, daj mi znać. Nie chcę dłużej zawracać Ci głowy swoją obecnością. Pójdę już.
- Dziękuję, myślę, że dobrze mi zrobi chwila samotności by to wszystko sobie poukładać – wstałam z miejsca, by odprowadzić go do drzwi.
- Znam drogę – jego uśmiech był najpiękniejszym uśmiechem na ziemi. Zanim nacisnął klamkę, odwrócił się jeszcze na chwilę, zakładając włosy za ucho – A, zapomniałbym. Jeżeli zechcesz zadzwonić, zajrzyj do swojego służbowego notatnika, ostatnia strona – nie wiedziałam, o czym mówi, ale kiwnęłam zgodnie głową.
- Do zobaczenia – pożegnałam się, chcąc już zostać sama by się uspokoić. Moje serce nie zniosłoby ani minuty więcej z nim w jednym pomieszczeniu.
- Mam nadzieję.
Kiedy zniknął już za drzwiami, mogłam rzucić się na kanapę. Nakryłam głowę poduszką, zamknęłam oczy i zamiast znaleźć wytchnienie, zobaczyłam od razu jego twarz. Nieźle posrane mam życie.
Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi, który darł się jak szalony. Zwlokłam się ledwo, za drzwiami stała Amy.
- Hej kochana, można?
- Wchodź, co to za pytanie?
- Bywało, że nie chciałaś mnie wpuścić – puściła mi oczko, a ja skojarzyłam, że ma to związek z Michaelem.
- Daj spokój. Był u mnie. Powiedział mi o wszystkim. Amy. Czy to się dzieje naprawdę?
- Chodź, usiądziemy i pogadamy na spokojnie. A i zawczasu, to dla Ciebie – wręczyła mi małą papierową torebkę. Otworzyłam ją od razu. W środku leżało pudełko z nowym telefonem – wiem, że nie masz, a dobrze by było mieć z Tobą jakiś kontakt.
Uścisnęłam ją mocno i wtedy poczułam, że właśnie tego potrzebowałam, zrozumienia, bliskości i po prostu przyjaciela obok, bo czas w życiu miałam nad wyraz trudny.
Porozmawiałyśmy otwarcie, wyrzuciłam z siebie wszystkie uczucia i emocje, a ona mnie rozumiała. Nagle zrobiło mi się o niebo lżej. Jakbym zrzuciła z siebie ogromny ciężar.
Mimo utraty pamięci miałam odczucie, że naprawdę świetnie się znamy. Pękła butelka słodkiego prosecco, ocknęłyśmy się dopiero po dwudziestej, że pora już kończyć ten kolejny zwariowany dzień.
Położyłam się zmęczona do łóżka przed dwudziestą drugą i mimo pełnej głowy myśli udało mi się zasnąć.
***
- Marina, obudź się.
- Co się dzieje?
- Obudź się, to ja.
- Kto? Mike? Mike, to Ty? Co Ty tu robisz do cholery?
- To tak mnie witasz? – wśliznął się pod kołdrę, czułam na sobie jego długie włosy, które miło mnie łaskotały – powinnaś dać się przytulić.
- Chodź tu i nie gadaj już tyle. Jest środek nocy wariacie!
- A znasz to? „Chwyć mnie za dłoń, poczuj dotyk naszych ciał przywierających do siebie Ty i ja, kochający się przez całą noc" – zaczął śpiewać mi do ucha. Przyciągnęłam go do siebie, ta noc na pewno będzie długa.
Wplotłam dłoń w jego włosy, a wtedy ...
- Boże! – zerwałam się z łóżka do pozycji siedzącej. Po twarzy płynęły mi krople potu, było mi za gorąco, a oddech miałam przyśpieszony – Co do licha? – od razu spojrzałam na łóżko. Pusto. A więc to sen?!!!
Rzuciłam się na poduszkę, głośno oddychając. Znałam ten tekst. To jedna z jego piosenek. Break of Dawn. Nie dasz mi spokoju, co? Musisz męczyć mnie po nocach? – pytałam sama nie wiem po co, przecież mnie nie słyszał. Ale pomyślałam, że jednak powinnam go spytać. Chwyciłam za telefon, szukając wcześniej notesu z pracy. Na ostatniej stronie widniał numer telefonu podpisany jego imieniem. Miał piękne imię... Nie wiadomo, czy mój mózg w ogóle pracował, ale wybrałam ten numer i czekałam, aż w końcu odbierze. Przecież była jedynie druga w nocy. Normalna pora do telefonicznej rozmowy.
Michael
Co z tego, że mam jutro próby? Po co w ogóle spać?
Może zejdę na dół napić się kawy? Nie, nie chce mi się, będę dalej leżał, jak flak w łóżku i myślał. Ale mi życie robi psikusy. Miałem nadzieję, że to już ostatni zakręt przed pełnią mojego szczęścia. Oby! Bo więcej przeszkód to chyba nie zniosę. Moja przyszła żona mnie nie pamięta. Moja miłość...
Jak tylko usłyszałem dźwięk telefonu o mały włos nie dostałem zawału! Jasna cholera! W moim wieku takie rzeczy nie są mile widziane. Ostatnio za dużo towarzyszy mi stresu. Na ekranie wyświetlił mi się nieznany numer. Normalnie bym nie odebrał ale co, jeśli ktoś potrzebuje pomocy? Jeśli komuś się coś stało?
- Halo?
- Halo... Śpisz? – serce podskoczyło mi do gardła. To była ONA!
- Nie, nie, nie, nie śpię. Co się stało?
- Nic.
- Jest druga w nocy. Nie wierzę, że nic się nie stało.
- Znalazłam Twój numer i pomyślałam, że...
- Cieszę się. Naprawdę się cieszę. Ale czy na pewno wszystko gra? Dlaczego nie śpisz?
- Obudził mnie sen. Musiałam z kimś porozmawiać. Nie będę dzwonić do Amy, bo kto wydzwania po nocach do normalnych ludzi, którzy chcą spać?
- Dzięki – zaśmiałem się głośno. Wariatka. Wstałem i na paluszkach zbiegłem z piętra, narzuciłem kurtkę i wyszedłem z domu.
- Michael...
- Tak?
- Możesz zaśpiewać mi coś? To znaczy...
- Co tylko zechcesz – wsiadałem już do samochodu.
- Break of dawn - uśmiechnąłem się pod nosem. Przecież już kiedyś jej to śpiewałem. Nic już nie mówiłem, po prostu zacząłem nucić delikatną melodię, po której weszły pierwsze słowa. Wszystko zgrywało mi się idealnie. Wiedziałem jedno – nie mogę czekać, muszę działać. Zanim skończyłem piosenkę, byłem już pod drzwiami jej mieszkania.
- Marina, skoro już nie śpisz, to czy możesz otworzyć drzwi?
-Co? O czym Ty mówisz?
- Proszę – nie odpowiedziała. Słyszałem je kroki po mieszkaniu i wiedziałem, że za chwilę ją ujrzę. I tak jak przewidywałem, po kilku chwilach stała w drzwiach. Zszokowana, ale szczęśliwa. Wiedziałem to, przecież doskonale znałem jej nastroje.
- Co tu robisz?
- Wpuścisz mnie? Chciałbym jeszcze raz zaśpiewać Ci refren
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro