Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33

Michael

Od samego rana rozdzwonił sie mój telefon. Wszyscy juz wiedzieli. Owszem, liczyłem się z tym, zanim znów wyszedłem na scenę, ale w głębi duszy liczyłem na choć trochę więcej czasu razem z Mariną. Nawet nie zjedliśmy śniadania. Machina ruszyła.



***


Około południa po udzieleniu już szóstego wywiadu i po dwóch sesjach zdjęciowych udało nam się zrobić krótką przerwę na obiad.

- Ale się narobiło! Nie dają nam spokoju! - mój menadżer był już całkiem zdołowany. Wzruszyłem tylko ramionami. Mleko się rozlało.

- Zamiast jęczeć może czas pomyśleć o zrealizowaniu tego koncertu, który był przygotowany jakiś czas temu?

- Mike, mówisz poważnie? Jesteś tego pewien?

- Chcę jakoś wynagrodzić fanom tę całą historię. I nie patrz tak na mnie, nie jestem przecież taki stary. Dam sobie radę. Ale jest jeden warunek.

- Jaki?

- Koncert musi odbyć się tutaj, w Kalifornii. nie zamierzam się stąd ruszać.

Widziałem, jak przewraca oczami. Wiedziałem, że pomysł dość średni zważywszy na to, że nie przyciągnie to az tak wielu fanów. Mało kto mógł pozwolić sobie na lot do USA na przykład z Europy. Ale byłem zdecydowany i nie zamierzałem zmieniac zdania. Nie zamierzałem zostawiać Mariny.

- Mike, wstawaj, kolejny wywiad!

Westchnąłem tylko i zebrałem resztki sił. Myślami byłem juz z moją ukochaną i to dodawało mi otuchy i siły, by iść do przodu.





Marina


Siedziałam z Amy i Janet opowiadając im setny raz najpiękniejszy wieczór w moim życiu - zaręczyny. Nie chciałam ani na moment zdejmować rękawiczki. Pachniała jak on i przypominała mi, jak wielkie mam szczęście. nie musieliśmy się już dłużej ukrywać, nie musiałam już więcej płakać. Wszystko wracało do normy.



Po południu postanowiłam w końcu coś zrobić. Wstawiłam pranie i posprzątałam całą kuchnię, aż lśniło.

Myślałam, że miłość potrafi wyleczyć każdą dolegliwość, ale od kilku dni po prostu pękała mi głowa. Tak to jest, kiedy przeżywa się tyle różnych emocji na raz. Znalazłam w apteczce jeszcze kilka mocnych proszków i szybko je połknęłam, czekając na efekt. Zegar wskazywał piątą co oznaczało, że niebawem zjawi się Michael.

Ogarnęłam jeszcze salon i przy okazji siebie, by nie pokazywać mu się w rozciągniętym dresie. Zanim zdążyłam pójść do łazienki usłyszałam dźwięk telefonu.

- Tak?

- Marina, to ja - usłyszałam z głośnika głos Michaela - właśnie skończyliśmy. Mówię ci, padam z nóg. Ależ ci dziennikarze potrafią być upierdliwi!

- A wiesz, że to dopiero początek?

- Zdaję sobie sprawę, ale raz dwa i wszystko wróci do normy. Taką przynajmniej mam nadzieję.

- Wiesz, jesli jesteś bardzo zmęczony, może chcesz pojechac prosto do domu? odpocząć?

- Nie ma mowy, już do ciebie jadę.

Rozłączyłam się i pobiegłam do łazienki. Już nie mogłam się go doczekać.

***

Michael

Jakie to szczęście móc wtulić się w swoją ukochaną i nie myśleć o świecie. Chwilo, trwaj!
Starałem się cała swoją uwagę skupić na „tu i teraz" ale w głowie ciągle miałem kilka innych spraw. Na przykład mój ostatni wywiad, który już jutro ujrzy światło dzienne. Zrobiłem coś, czego potrzebowałem ale czy świat jest na to gotowy?  Spojrzałem na Marinę leżąca na moim ramieniu. Miała zamknięte oczy. Przesunąłem palcem po jej delikatnej twarzy, uśmiechając się. Czy życie może być jeszcze piękniejsze?
Na dłoni wciąż miała moją lśniącą rękawiczkę- zaręczynową rękawiczkę. Może te zaręczyny były najbardziej zwykłe i nietypowe na świecie ale najważniejszy był fakt, ze taka kobieta zgodziła się zostać moją żoną. ŻONĄ!! Na całe życie!
-Mike, dlaczego jeszcze nie śpisz?
-Chyba z tej euforii... ale spokojnie, już się od wszystkiego uwalniam. Po prostu jestem szczęśliwy- spojrzałem w jej błyszczące oczy- a ty?
-Ja?
-Jesteś szczęśliwa?
Nie odpowiedziała, tylko objęła mnie mocno i pocałowała. Zrozumiałem ze tak, jest szczęśliwa. I tyle mi wystarczyło.

***
Obudziłem się, a za oknem było już całkiem jasno i słonecznie. Spojrzałem na zegar, było po ósmej. Obok mnie nie było Mariny, więc czym prędzej zebrałem się z łóżka i poszedłem jej szukać. Już w salonie usłyszałem jej słodki śpiew dobiegający z kuchni. Niestety jak ostatnia pierdoła, z zachwytu wpadłem w kawowy stolik, z którego spadło wszystko, co na nim stało.

- Mike! Będziesz to sprzątał! - skarciła mnie z uśmiechem na ustach.

- Posprzątam, ale...

-Ale?

- Przez to wszystko, co ostatnio zrobiłem... Chciałbym Cię o coś prosić, zanim napijemy się kawy.

- O co?

- Wiesz, że media... media będą dociekać. A im szybciej wyjaśnię całą sprawę, tym lepiej. Zgodzisz się  pokazać ze mną publicznie?

- Publicznie? Co masz na  myśli? - widziałem strach w jej oczach.

- Chciałbym, żeby już wszystko było jasne, by nikt nie atakował nas i nie śledził w poszukiwaniu odpowiedzi.  Chciałbym...

- No powiedz w końcu!

- Chciałbym przedstawić Cię wszystkim, jako swoją kobietę, jako swoją miłość. Jeśli oczywiście się zgodzisz...

- Mike...

- Jeśli nie chcesz...

- Wiesz, że najbardziej na świecie chciałabym zaszyć się z Tobą gdzieś na końcu świata, z dala od całego wścibskiego świata. Mieć Cie tylko dla siebie...Ale wiem, że jest to niemożliwe. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo... Kocham Cię i zrobię wszystko ,byśmy mogli w końcu być szczęśliwi...

Podszedłem i po prostu  mocno ją objąłem. Była jedynym moim marzeniem, pragnieniem,  całym światem. Ale niestety - wszystko wokół istniało i nie mogliśmy od tego uciec.

- W takim razie, dzisiaj, godzina 16:00, w głównym studiu Music Show TV. Miejmy już to z głowy i zacznijmy w końcu cieszyć się sobą.

- Zgoda Mike - pocałowała mnie nieśmiało - a teraz wypijmy tę kawę, skoro już gotowa.


***


Marina


Mike wszystko mi wytłumaczył. Miałam wziąć udział w wywiadzie, w którym to przedstawi mnie tak na prawdę całemu światu. Robiliśmy to tylko i wyłącznie dla świętego spokoju i najbardziej na świecie chciałam mieć już to za sobą. Miałam pokazać się w telewizji u boku samego króla popu. Czy  mnie to stresowało? Ależ skąd!

Cały dzień starałam się znaleźć odpowiedni strój. a im bliżej było mi do wyjścia, tym bardziej bolał mnie żołądek. Amy obiecała, że mnie odwiezie, jednak w ostatniej chwili szef zawalił ja robotą. Nie miałam daleko do siedziby telewizji, postanowiłam wyjść wcześniej i złapać taksówkę.

Założyłam finalnie prostą, bordową sukienkę i czarne wysokie szpilki, a włosy puściłam swobodnie na ramiona, delikatnie zakręcając je lokówką. O ustalonej godzinie wyszłam z mieszkania sprawdzając trzy razy, czy drzwi są zamknięte. Głupi nawyk.

Na ulicy było dziwnie pusto, chociaż z drugiej strony była to pora, kiedy większość siedziała jeszcze w pracy. Wyszłam z budynku kierując się w stronę ulicy, na której zazwyczaj stały taksówki i było tam dużo łatwiej jakąś dorwać. Pogoda była przepiękna, świeciło słońce i wiał przyjemny delikatny wietrzyk. Byłam przepełniona strachem ale również ekscytacją. Przecież ja i wielki Michael Jackson... przecież dziś ogłosimy nasz związek!  Jak ja cholernie kocham tego człowieka! Jest wszystkim, czego potrzebuję do życia. jest moim życiem...

Dzięki niemu umiem oddychać, dzięki niemu znam uczucie szczęścia, dzięki niemu umiem się uśmiechać.

Szłam, co jakiś czas przymykając oczy, zatapiając się w swoich myślach. Zawsze, kiedy o nim myślałam, odpływałam w zupełnie inny wymiar.  W głowie widziałam jego twarz, jego pomierzwione włosy, jego nieśmiały uśmiech, jego białe, równe zęby. Czułam zapach jego ciała  i słyszałam dźwięk jego słodkich słów.

Zatraciłam się całkowicie i wiedziałam, że nic, całkowicie nic nie jest w stanie zburzyć mojego szczęścia. Szczęścia, na jakie zasługuję. Na jakie MY zasługujemy.

Gdzieś w tyle głowy słyszałam dziwne, przerażone krzyki, wołania, błagania, a kiedy wybudziłam się z moich błogich myśli, zdołałam zobaczyć tylko maskę ogromnego czarnego samochodu tuż przy  mojej nodze. W ostatnim momencie spojrzałam za kierownicę, a przed oczami stanęło mi całe życie. Całe moje marne życie, które uratowała miłość. Miłość silna i niepowtarzalna. Miłość prawdziwa i szczera. Nie zdołałam krzyczeć, było już za późno. Zdołałam jeszcze przywołać obraz mojego Michaela przed swoimi oczami. Kocham Cię Michael. Kocham Cię ponad wszystko.

Nie wiem, czy jego serce zdążyło mnie usłyszeć.

Uderzenie.

Mocne uderzenie.

A potem... potem nie było już nic.



***

- Niech ktoś wezwie karetkę na Boga!

- Odsuńcie się ludzie! Odsuńcie się! Jestem ratownikiem medycznym!

Ktoś dzwonił po pogotowie, ktoś stał i robił zdjęcia, ktoś trzymając się za głowę, ronił łzy, ktoś krzyczał, prosząc o pomoc. Na niebie zebrały się ciemne, deszczowe chmury z których na raz spadł gęsty zimny  deszcz. Padał i padał, coraz mocniej i coraz mocniej, rozmywając krew na szarym chodniku.

Ktoś powtarzał szósty raz masaż serca, opadając  z sił, ktoś inny zapisywał numery czarnego Jeepa, który odjechał z miejsca wypadku z piskiem opon. Ktoś inny modlił się, ściskając w ręku różaniec.

I nieustannie padał deszcz...

Dźwięk karetki rozdzierał szum miasta błagalnym tonem.

.

.

.

- Nie żyje.







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro