29
Myślałem, że totalnie oszalałem. Dlaczego to był tylko sen? Wszystko, co wydarzyło się po jej odejściu nie miało tak na prawdę miejsca. To było dla mnie po prostu za dużo. Zadzwoniłem do Janet, by o wszystkim jej opowiedzieć. Byłem tak roztrzęsiony, że nawet nie pamiętałem, co mówiłem.
- A jeśli coś się jej stało, a ten sen, to był dla mnie jakiś znak?
- Daj spokój. Jak zwykle zakładasz najgorsze. A jeśli tak się martwisz, dlaczego sam nie sprawdzisz? Ja nie mogę, jest na mnie bardzo zła. Z resztą nie z mojej winy!
- Przecież wiem, proszę, nie dołuj mnie bardziej.
- Tylko mówię. Gdybyś czasem więcej myślał...
- Dobrze! Już dobrze, myślę! Podobno lepiej późno niż wcale. Nie jest tak?
- No to rusz się. Nie będę ci mówić co masz zrobić. Przecież miałeś sen. Wyciągnij wnioski. Lecę, nie mogę spóźnić się do kosmetyczki. Na razie!
I po prostu się rozłączyła. Stanąłem przed lustrem zastanawiając się co robić. Naszła mnie pewna refleksja. Co ona we mnie widziała? Jest młoda, piękna, mogłaby mieć każdego mężczyznę na jedno skinienie palcem. Nie wyglądałem już, jak kiedyś. Miałem więcej zmarszczek, coraz mniej siły i siwiejące włosy. Wiem, co powiedziałaby Janet - użalasz się nad sobą. Może i coś w tym było. Moja samoocena zawsze leżała i kwiczała. No ale w końcu to mnie wybrała. Kochała. Miałem nadzieję, że nie przestała... Bo ja nie przestałem. Ani na sekundę. Nawet, kiedy uciekałem, krwawiło mi serce z tej miłości. No właśnie. Miłość. Dla miłości robi się wszystko.
Otworzyłem szafę, by skorzystać z mojego awaryjnego przebrania. Może ten sen jest pewnego rodzaju przepowiednią, przeznaczeniem...
Zabrałem z tarasu jej torebkę, którą na szczęście zostawiła. Miałem pretekst, więc tym razem już całkiem świadomie i rzeczywiście poszedłem na lądowisko, a stamtąd do słonecznej Kalifornii spełnić swoje sny.
Marina
Nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie. Ten cholerny powrót do rzeczywistości, gdzie wszystko jest zwyczajnie czarno-białe.
Ile szczęśliwych myśli zostaje zaduszonych pod kołdrą, kiedy się samotnie śpi w swoim łóżku i ile nieszczęsnych snów się nią ogrzewa. Czasem, gdy wszystko oddala się w głęboki sen, przychodzi przebudzenie a reszta jest prawdą. Niestety.
Z samego rana, chociaż spóźniona, zebrałam się do pracy. Musiałam się czymś zająć a jeśli zostałabym w domu, chciałabym śnić dalej, co pogorszyłoby tylko mój nastrój. Andrew dał mi nowy projekt do przygotowania, więc mogłam trochę odpocząć od swojego nędznego życia. W każdej sytuacji kryzysowej miałam obok Amy, dzięki której jeszcze nie zwariowałam.
Siedziałam przy komputerze zastanawiając się nad kwiatami do salonu, kiedy z radia popłynęła zbyt dobrze znana mi piosenka. You rock my world... Wsłuchiwałam się w każde jedno słowo, jakbym słuchała jej po raz pierwszy.
- Nieśmiertelny Król Popu, który na zawsze zostanie w sercach swoich fanów - skomentował gość w radio, kończąc tym samym piosenkę. Przecież świat oszalałby, gdyby prawda wyszła na jaw. Jak by to wytłumaczył? Z tej drogi nie było już powrotu, zdecydowanie. A co za tym idzie, nie było miejsca na nas. Bo jak?
***
Weszłam do mieszkania i rzuciłam torebkę na kanapę. Byłam strasznie zmęczona, jakbym pracowała co najmniej w kamieniołomie. Nalałam sobie kubek zimnej wody i łyknęłam przeciwbólowe proszki, mimo, że nie bolała mnie głowa. Przyzwyczajenie.
W lodówce stała miska z truskawkami, które przyniosła mi Amy. Może to dobry pomysł, by zobaczyć jakiś film... Byle nie romansidło, nie wierzę w szczęśliwe zakończenia. Wygrzebałam jakiś kryminał, wybór najlepszy, idealnie pasujący do mojego nastroju.
Wzięłam prysznic i wskoczyłam do łóżka. Obok mnie truskawki i spray z bitą śmietaną, choć raz niech kalorie się nie liczą.
Odpaliłam film i wyłączyłam się totalnie od świata. Fabuła była banalna, ale nie obyło się bez miłosnego wątku. Facet - morderca zakochuje się w dziewczynie, którą musiał porwać. Widziała, jak morduje człowieka. Zamyka ją w swoim domu i totalnie się w sobie zakochują. Zakręciło mi żołądkiem. Dlaczego wszędzie musi być ta miłość...
Prawie zasnęłam przy tym filmie i gdyby nie dzwonek do drzwi, obudziłabym się pewnie rano. Półprzytomna podeszłam do drzwi i od niechcenia otworzyłam je na oścież.
No nie.
Znowu to samo.
Michael
Otworzyła mi praktycznie od razu i dopiero kiedy to zrobiła obleciał mnie strach. Jej oczy wyglądały na zdziwione, ale nie wystraszone. Nie sądziłem jednak, że za chwilę z powrotem mi te drzwi przed nosem zatrzaśnie.
- Marina! - zacząłem pukać, ale bez skutku. Nie odpuszczałem. Rozumiałem, że nie chciała mnie widzieć, ale przecież przywiozłem jej rzeczy... Zadzwoniłem dzwonkiem jeszcze raz i po kilku chwilach otworzyła ponownie.
- Zapraszam, wchodź! - wskazała mi wolną drogę. Nie wiedziałem, skąd w niej ten entuzjazm, normalnie bym się cieszył, ale nie po tym, co się między nami stało - rozgość się, zaraz zrobię nam kawę, a potem cię rozbiorę. Później pójdziemy do sypialni i będziemy nawzajem umierać z pragnienia, co skończy się bardzo namiętną nocą. A potem rano się obudzę i znowu okaże się, że to kolejny sen. Jedynie kurwa sen!
- Marina, o czym ty mówisz?
- Wiem, że to pieprzona wyobraźnia. Nie ma cię tu! Nie ma cię!
Powoli dotarło do mnie, że przecież.... miała ten sam sen? Jak to cholera było możliwe? Nie było to akurat najważniejsze w danym momencie. Ona we mnie nie wierzyła.
Zdjąłem to cholerne przebranie, rzuciłem je gdzieś w kąt. Chciałem do niej podejść, ale cofała się przede mną.
- Mike... Zabijasz mnie. Zabijasz. To już kolejny raz, jak cię widzę. Rano znowu okażesz się zwidzeniem, znowu będę jak uschnięty kwiatek. Nie rób mi tego. Odejdź. Odejdź i już nigdy nie przychodź do mnie w snach. Pozwól mi się wyleczyć! Zamknę oczy a potem je otworzę, a ty znikniesz. Ja się obudzę. Boże, pomóż mi, dlaczego mi to robisz. Dlaczego się nade mną znęcasz?
Faktycznie- oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Przez chwilę zastanowiłem się , czy to rzeczywiście jest realne. Może znowu podświadomość robi mi psikusa? Może to głupie, ale się uszczypnąłem. Bolało! Więc jestem tu na poważnie. Ok, to już wiele znaczy. Więc zostało mi ją przekonać. Wciąż stała w tym samym miejscu. Pełen obaw dotknąłem jej twarzy.
- Nie Mike, proszę...
Nie zamierzałem się poddawać. Mężczyzna powinien zawsze dotykać kobiety tak, jak gdyby to był pierwszy i ostatni raz. Tak się czułem. I czułem, że ten dotyk jest dokładnie taki.
- Mike...
Jej głos tak delikatnie obejmował litery mojego imienia, że umarłem 5 razy w ciągu jednej sekundy.
- Jestem tutaj. Nie czujesz tego? Nie czujesz mojego dotyku? Myślisz, że mógłby być wymyślony? Nieprawdziwy? Otwórz oczy, proszę. Zamykanie oczu nic nie pomoże. Nic nie zniknie. A raczej, kiedy się je znowu otworzy, będzie to samo. Otwórz szeroko oczy. Nie odwracaj wzroku od rzeczywistości.
Spodziewałem się oporu, jednak powoli je otworzyła. Patrzyła na mnie tak wymownie, jakby chciała mnie dotykać samym spojrzeniem.
- Wierzysz mi?
- Ja znam już ten scenariusz i kiedy ostatnim razem uwierzyłam, umarłam kolejny raz. Nie chcę przeżywać tego znowu.
- Dobrze więc - położyłem jej dłoń na swojej klatce piersiowej i mocno docisnąłem - czujesz, jak bije?
- Tak.
- Jesteś rytmem tego bicia. Ono bije dla ciebie.
- Jeśli tu jesteś, to dlaczego? Przecież mnie zostawiłeś. Nie zaufałeś mi. Czego więc chcesz?
- Przywiozłem twoje rzeczy, ale tak na prawdę... chciałem prosić cię o drugą szansę. O to, byś mi wybaczyła.
Całą sytuację przerwał nam walenie w drzwi. Skądś to kojarzyłem.
- Cholera, to na serio się dzieje - szepnęła, łapiąc mnie za dłoń - tym razem nie otworzę. Musimy się schować.
Na palcach poszliśmy do sypialni, zamykając - nie wiem po co - drzwi na klucz. Mieliśmy ten sam sen. Wiedziałem, że to James. Nie chciałem się do tego przyznać, po prostu. Chciałem wiedzieć, czy cały szereg wydarzeń zachowa się w takiej samej kolejności. Swoją drogą, to było na prawdę niesamowite i nigdy w życiu nie spotkało mnie coś takiego.
- Co teraz? - spytałem po cichu - chciałaś, bym odszedł, ale chyba teraz nie mam wyboru, muszę zostać.
- Nie igraj ze mną. Nie jest mi do śmiechu. Gdybyś tylko wiedział, co mi się przytrafiło - wiedziałem, ale siedziałem cicho.
- Opowiesz mi o tym, ale najpierw
-Najpierw co?
Chciałem móc znów ją dotknąć i byłem wściekły na siebie i na nią, że doprowadza mnie do takiego stanu. Wziąłem jej delikatną, piękną twarz w swoje dłonie, by znów poczuć jej ciepło.
Marina
Oparłam czoło o jego szyję. Chłodny zapach jego skóry uspokoił mój gniew, ale czułam, jak jego serce zerwało się do galopu, kiedy go dotknęłam. To sprawiło,że zapragnęłam go jeszcze bardziej. Przywarłam do niego, rozkoszując się dotykiem jego napiętych mięśni, parzących mi skórę.
- Znowu mam problem z rękami - powiedział prawie szeptem.
- Jaki problem? Nie rozumiem. Co się dzieje z twoimi rękami?
- Wyrywają mi się do ciebie.
- Wiesz, co było dalej w moim śnie?
- Nie mam pojęcia. Opowiesz?
- Było dokładnie tak, jak teraz. Byłeś przy mnie obok.
- To piękny sen. A czy w tym śnie cię całowałem? - nawet nie podniosłam wzroku, by na niego spojrzeć. Paliłam się z zawstydzenia, a w brzuchu czułam wybuch wulkanu. Mogłam skłamać, ale po co miałabym to robić? Przecież to był jedynie niewinny sen.
- Tak.
- Więc pozwól, że cię pocałuję.
- Mike, ja...
- Ciiii, nic nie mów. Przecież tak było w twoim śnie.
Spojrzałam w jego oczy. Krzyczały tak głośno, jak moja dusza. Minęło tyle czasu, odkąd... Tęsknota niszczyła mnie bezkarnie a teraz stał przede mną, kilka milimetrów dzieliło nas od siebie i od tego, by wyznawać sobie miłość, której tak na prawdę się nigdy nie wyrzekłam.
Potrzebowałam tego, jak powietrza do oddychania, jak wody. Stanęłam lekko na palcach, by być jak najbliżej jego ust, po prostu go pocałowałam. Rozpływałam się niczym kostka lodu zostawiona na słońcu przez nieuwagę. Każda część mojego ciała wołała o pomoc, bo spadałam w przepaść, z której nie było, nie ma i nie będzie wyjścia. Pocałunki były delikatne, jak słodka i lekka pianka, ale przecież minęło tak dużo czasu. Moje palce same zaciskały się na jego ramionach, które były gorące i napięte. Wiedziałam, że pod wpływem tego jego ciało drży, ale nie tęskniłam tylko za tą świadomością. Bardziej tęskniłam za tym widokiem. Miałam w nosie, co będzie jutro. Może znowu obudzę się sama. Nieważne. Chciałam to przeżyć raz jeszcze, a potem znowu. Dopóki starczy mi życia. Nie wiem kiedy i jak, ale zdjęłam jego koszulę. Mogłam bezkarnie go dotykać i w głowie układać rozrzucone obrazy w jedną całość.
- Mogę? - spytał ale zamiast zaczekać, również pozbawił mnie jakiegokolwiek okrycia - Kiedy cię dotykam, robię to, bo chcę ci sprawić przyjemność. Kiedy cię całuję, robię to, bo masz najwspanialsze usta pod słońcem i nie mogę się im oprzeć. A kiedy się z tobą kocham, robię to, bo cię kocham.
Dreszcz przeszył cale moje ciało nie dla tego, że było mi zimno.
- Pragnę cię całej. Pragnę twego wnętrza i tego, co na zewnątrz, chcę chwytać twój oddech i chcę, żebyś pragnęła mnie tak gorąco, jak ja pragnę ciebie.
- Mike, ja nie wiem... nie wiem, czy powinniśmy...
-Tak - powiedział, przełykając ślinę. - Powinniśmy. Chcę być twoim mężczyzną. Tym, którego weźmiesz w swoje ramiona i do swojego łóżka i osobistego świata w swojej głowie. Takim mężczyzną chcę być. Chcę wiedzieć, gdzie cię dotykać - mówił. - Chcę wiedzieć, jak cię dotykać. Chcę wiedzieć, jak cię przekonać, żebyś stworzyła uśmiech tylko dla mnie.
Położyłam dłonie na jego twarzy, zmusiłam go, by pocałował mnie mocniej, po czym dotknęłam jego pleców. Usmiechnął się. I dobrze. Miało mu to sprawić radość.
Wiedziałam, że długo nie zniesiemy oboje tego napięcia. Czułam, jak niecierpliwie wpijał się w moje usta, stapiając je ze swoimi. Przeciągnęłam językiem po jego nabrzmiałych ustach, ciesząc się ich smakiem. Niespodziewanie złapał zębami moją dolną wargę i delikatnie przygryzł. Trwało to chyba milion chwil, od czasu do czasu tylko łapaliśmy powietrze.
Kiedy przesunął swoje ręce z moich pleców na biodra, moje nogi zaczęły być dziwnie miękkie i wiotkie. Wczepił się w nie palcami, przez co ugięły mi się kolana.
- Dotykaj mnie - szepnęłam ledwo, próbując zaczerpnąć tchu.
- Dobrze - usłyszałam w odpowiedzi czując jak jego dłonie trafiają w moje najczulsze miejsce. Czułam jego palce między udami, pieszczące, drażniące, znające mnie doskonale. Oddech przeszedł już w urywane westchnienia. Całował mnie mocno i zachłannie. Wszystko to przyprawiało mnie o zawrót głowy. Wplotłam palce w jego czarne, pomierzwione włosy.
- Wiesz, że pożądanie odbiera mi oddech? - szepnął namiętnie. - Wiesz, co chcę teraz zrobić.
- Kochaj się ze mną.
-----------------------------------------------------------------
Z opóźnieniem, ale miałam spory problem z internetem -.-
Całuski i pięknych snów <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro