Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Michael


Nie mogłem uwierzyć. W pierwszej chwili pomyślałem, że z rozpaczy mam halucynacje. Marina stała w drzwiach domku na Cast Away. Nie zdążyłem zareagować, zanim upadła na ziemię. Wciąż wydawało mi się, że to niemożliwe. Kilka chwil zajęło mi podjęcie jakichkolwiek kroków i w końcu podbiegłem do niej, próbując ją obudzić. Kiedy ją dotknąłem zrozumiałem, że to wszystko dzieje się na prawdę.

- Marina! Marina otwórz oczy! Słyszysz?!- podniosłem jej kruche ciało z podłogi - Marina! Błagam!

Cały się trząsłem. Nie widziałem jej tak długo, nie wiedziałem co u niej. Może poza kilkoma ogólnikami, które przekazywała mi co jakiś czas Janet.  Tęskniłem tak bardzo, ale co mogłem zrobić? Uciekłem, upozorowałem własną śmierć. Jak miałem wrócić? Nie było odwrotu. Codziennie wylewałem ocean łez, bo wiedziałem, że nigdy więcej jej nie zobaczę, nie usłyszę. A teraz... teraz leży w moich ramionach. Jak wtedy, w bibliotece...

- Marina proszę! Ocknij się! - potrząsałem nią delikatnie, aż w końcu usłyszałem cichy jęk, a potem otworzyła swoje podkrążone oczy. Oczy, które tak pięknie kiedyś na mnie patrzyły. 

- Michael

- Marina, ja...

Nie dokończyłem, z ogromną siłą wyrwała się z moich rąk i odsunęła pod próg drzwi.

- To niemożliwe. Przecież powiedzieli, że nie żyjesz!

- Marina, ja wszystko ci wytłumaczę. Ja musiałem, myślałem, że tam wtedy, że ty i on... Nie mogłem żyć bez ciebie, musiałem. Dopiero później Janet o wszystkim mi powiedziała. O tym, że wszystko nagrałaś na mojej automatycznej sekretarce. Ja... ja nie miałem z sobą telefonu. Wyrzuciłem go. Nie mogłem wrócić, nie wiedziałem, jak. Wszyscy myślą, że

- Że nie żyjesz - wstała powoli, wciąż słaniając się na nogach. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Przełknąłem ślinę tak głośno, że pewnie słyszał to cały świat.

- Marina... do końca życia będę błagał cię o wybaczenie. To, co zrobiłem... Wiem, jak się czujesz. Uwierz mi, że ja czuję się tak samo, Albo nawet gorzej. To wszystko-  to był impuls, emocje. Nie myślałem racjonalnie. Miałem w głowie tylko to, że cię straciłem. Stchórzyłem - nadal na mnie patrzyła i ten wzrok przeszywał mnie całego, powodując dreszcze. Łzy spływały po naszych policzkach, widziałem, jak spadają na podłogę. Nawet ich nie obcierała - Marina, zanim coś powiesz...

- Michael

-Tak?

- Ty dupku!

- Marina...

- Jak mogłeś?! Do cholery jak mogłeś?! - krzyczała, a ja miałem tylko ochotę mocno ją objąć, by już więcej nie cierpiała - I ty pieprzysz o miłości?? Nikt, kto kocha nie zrobiłby komuś takiego świństwa! Upozorować własną śmierć?

- Marina, proszę, porozmawiajmy spokojnie

- Spokojnie?! Ah tak, przecież dla ciebie to całkiem normalna sytuacja. Nic wielkiego się nie stało - próbowałem chociaż podejść, by złapać ją za dłoń - Nie dotykaj mnie! Odsuń się! - nie mogłem się odsunąć, chciałem być najbliżej, jak to tylko możliwe - Odsuń się do cholery! - pchnęła mnie mocno do tyłu. Nie wiedziałem już, jak mogę do niej dotrzeć. Byłem temu winien, wiedziałem o tym. Ale wiedziałem też, że jeśli czegoś nie zrobię, ta rozmowa skończy się źle.  Odwróciła się i zaczęła odchodzić, tak po prostu. Nogi miałem jak z waty.

- Marina proszę!  - znów na mnie spojrzała.

- Wiesz, co przeżyłam? Umierałam. Z każdym pieprzonym dniem umierałam. Spójrz na mnie! - łzy zamazywały mi obraz. Naciągnąłem rękaw koszuli na dłoń, by je wytrzeć. Wtedy  złapała mnie za podbródek, zaciskając na nim palce - Patrz na mnie! Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś mnie rozumiesz? Wiesz, jak bolało? Brakował mi łez! Powietrza! Sensu! Wszystko mi odebrałeś! Chciałam z sobą skończyć! I przez co? Przez twój chory kaprys! Nie pozwoliłeś mi wtedy wytłumaczyć! Zinterpretowałeś, jak uważałeś za słuszne mimo, że prosiłam. Wołałam za tobą! Ale oczywiście, wielki Michael zawsze wie lepiej!

- Uspokój się, proszę. Chodź, usiądź, porozmawiajmy.

- O czym?! O czym chcesz ze mną rozmawiać? Przyleciałam tu, żeby znaleźć spokój. Bo wiedziałam, że ta wyspa... chciałeś tu być. I jesteś. Żywy. Schowany jak tchórz. Więc proszę cię - stała tak blisko, że dzieliły nas może dwa, trzy centymetry - Nigdy już nie chrzań o miłości. Nie znasz znaczenia tego słowa.

Zaczęła biec w kierunku wyjścia. Ruszyłem za nią z nadzieją, że uda mi się ją zatrzymać. Była szybka i wzburzona, co ani trochę mnie nie dziwiło. Miała rację. Wszystko zniszczyłem.

Wybiegłem z domu bez butów, żeby nie tracić czasu.

- Myślisz, że ja nie cierpiałem? - zatrzymała się - Cierpiałem każdego dnia bez ciebie! Wiem, zrobiłem najgorsze, co mogłem. Ale proszę uwierz mi, gdybym mógł cofnąć czas... Wszystko źle zrozumiałem. Tak, powinienem ci zaufać, ale przez moją przeszłość założyłem z góry, że znowu dostaję od miłości po dupie! Póki nie znałem prawdy, codziennie rano budziłem się i próbowałem bezskutecznie zmyć z siebie zapach twojego ciała. Nawet gdy siadałem na tarasie, czy na plaży, brakowało mi tego spojrzenia, którym mnie obdarowywałaś. Zasłużyłem teraz na wszystko, co najgorsze, ale wiedz, że co dzień pękało mi serce wiedząc, że to co się stało, nie powinno mieć nigdy miejsca. Że nie powinienem się chować tutaj, że powinienem być przy tobie. Nie chcę popularności, pieniędzy, poprzedniego życia bez ciebie. Nic nie chcę. Chcę tylko, byśmy mogli na siebie popatrzeć milcząc i poczuć w tej ciszy to, co nas połączyło.  Ja nie przestałem cię kochać! I nigdy nie przestanę. Błagam cię o wybaczenie, będę błagał tak długo, jak będzie trzeba. Tylko proszę, nie mów, że nie znam znaczenia słowa miłość. Bo znam je dzięki tobie.


Marina


Chciałam uciec stamtąd jak najszybciej, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nogi i spękane serce. Wszystkie jego słowa odbijały się w mojej głowie, jak echo. Ja tam,  w Kalifornii starałam się pogodzić z tym, że odszedł. Uczyłam się podstawowych życiowych funkcji, by przeżyć. Co noc płakałam, wspominając każdą wspólną chwilę. A on? Żył i miał się całkiem dobrze. Okłamał mnie, okłamał cały świat.

- Zostań, proszę. Porozmawiajmy  - płakał, a ja choć w środku przeżywałam istny armagedon, powstrzymywałam łzy. Za dużo już ich wylałam.  Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie umiałam. O czym mielibyśmy rozmawiać? Wszystko już wiedział i ja również wszystko wiedziałam. To było tak cholernie trudne. Nigdy w życiu nie miałam w sobie tylu mieszanych uczuć. Nigdy. Tak wiele emocji tłukło się w mojej duszy. Część mnie przecież o tym marzyła - by móc go zobaczyć, dotknąć, by żył i był obok. Ale została ta druga, zraniona część mnie, która chciała uciec i nigdy już nie zobaczyć człowieka, który wyrządził mi tak wielką krzywdę.  Te dwie części od kilku chwil zacięcie ze sobą walczyły a ja nie miałam wpływu na wynik. Nie miałam wpływu na nic. Robiło się późno, my staliśmy nadal patrząc na siebie i czekając - nawet nie wiem na co. Nie mogłam pobiec i wtulić się w jego ramiona, zanurzyć twarzy w jego włosach, które tak kochałam. Kochałam i wciąż kocham. Odwróciłam się w kierunku drogi i ruszyłam przed siebie. Już nic tu po mnie.

- Marina! - usłyszałam za plecami - odpowiedz mi na ostatnie pytanie! Proszę!

- Czego chcesz?

- Czy to już koniec?

Zacisnęłam mocno pięści, paznokcie wbijały się stopniowo w moje ciało, wiedziałam, że rany są głębokie i że płynie z nich krew. Nie dbałam o to, bo w porównaniu do ran w sercu, te są jedynie powierzchownymi zadrapaniami. Nie czułam bólu prócz tego psychicznego, który z resztą męczył mnie od miesięcy. Kocham cię Michael i nie ma żadnej siły, która odbierze mi tę miłość. 

- Tak. To koniec.  Nie chcę cię znać.

Czym prędzej wybiegłam przed siebie w stronę lądowiska. Chciałam zniknąć z tego miejsca i już nigdy tu nie wracać. Pośpiesznie wybrałam numer do pilota i poinformowałam go, że jestem gotowa. Niedługo potem siedziałam już w samolocie, gdzie mogłam popuścić wszelkie blokady. Moje oczy nie były przygotowane na taką ilość, ale wypuściłam wszystkie zgromadzone do tej pory słone łzy.  Czy na prawdę można aż tak kochać?


---------------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem - dajecie mi  niezłego kopa!  :)

Rozdział krótki, ale nie chciałam zaczynać dłuższego wątku tutaj, zostawię na kolejny :)

Dajcie znać w komentarzu jak to wszystko widzicie ;) Będę wdzięczna

Adios! <3





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro